Johnny Depp: Jeśli pod to określenie można podciągnąć Vanessę, to wymieniłbym ją na pierwszym miejscu. Spotkałem ją w idealnym momencie życia. Wyszumieliśmy się, szukaliśmy czegoś trwałego, chcieliśmy mieć dzieci. Zabawne – nie wierzyłem w miłość od pierwszego spojrzenia, a poczułem ją od… połowy spojrzenia!
– Co masz na myśli?!
Johnny Depp: Kiedy zobaczyłem Vanessę, stała do mnie bokiem. Mimo to od razu pomyślałem: „Oto kobieta, z którą chcę spędzić resztę życia”. Od tamtej chwili mija 20 lat i nic się nie zmieniło. Kocham Vanessę, podziwiam to, jak rewelacyjną jest mamą, uwielbiam jej osobowość, poczucie humoru i... nie ma co ukrywać: nadal działa na mnie tak, jak kobieta powinna działać na faceta.
– Wieczory z Vanessą to najbardziej przyjemna część dnia?
Johnny Depp: Powiedziałbym raczej – rozkoszna. Co do przyjemności, to największą sprawiają mi chwile z dziećmi. Z Jackiem bawimy się jak dorośli faceci. Najpierw byliśmy piratami. Na szczęście ta epoka już za nami, bo zaczynało mi się to nudzić! Pirat w pracy, pirat w domu, jeszcze chwila i zwerbowałbym paru Norwegów, żeby ograbić niemieckie porty. Teraz fascynujemy się piłką nożną. Z Lily-Rose bawię się lalkami Barbie. Ma ich kilkanaście, więc wymyśliłem, że każda będzie mówić innym głosem. Taki domowy teatrzyk...
– A na ile prawdziwe są plotki, że niebawem zamierzasz wziąć długi urlop, tak żeby Vanessa mogła zająć się własną karierą?
Johnny Depp: Częściowo. Najpierw muszę wywiązać się z kontraktów, które już podpisałem. Sama praca nad czwartą częścią „Piratów z Karaibów” zajmie mi rok, ale potem planuję zwolnić tempo. Moja praca nigdy jednak nie krzyżowała planów Vanessy. Kilka razy byłem z nią nawet na tournée.
– Jakie wrażenia?
Johnny Depp: Znakomite. Zamieniam się wtedy w „zwariowanego tatuśka za kulisami”. To moja popisowa rola!
– A kiedy spodoba Ci się rola męża? Bo jak na razie bronisz się przed nią, jak tylko umiesz…
Johnny Depp: Jeden z prezydentów powiedział: „Nie naprawia się tego, co nie jest zepsute”. Ustaliliśmy z Vanessą, że papierki nie są nam potrzebne do szczęścia. Mało tego! Świadomość, że w każdej chwili możemy się rozejść, nie robiąc z tego publicznego „wow!”, jest naszym spoiwem. Małżeństwo rozleniwia. O nasz związek walczymy co dzień od nowa. I to jest w nim fantastyczne!
– O swoją karierę też walczysz codziennie od nowa?
Johnny Depp: Jasne! Może to zabrzmi dziwnie, ale mam wrażenie, że wszystko - sukcesy, duża forsa, tłumy fanów – może się skończyć nawet i jutro, że obudzę się któregoś ranka i jedyne, co będę miał do zrobienia, to zagranie kilku smętnych piosenek w barze naprzeciw mojego paryskiego mieszkania.
– Paryż to Twoje miejsce na ziemi?
Johnny Depp: Mój dom jest tam, gdzie moja rodzina. Nieważne, czy to Paryż, Lazurowe Wybrzeże, Beverly Hills czy łódź, którą dostałem jako bonus do honorarium za „Piratów…”.
– Ciągle masz dom w Stanach. Czemu nie wrócisz tam na stałe?
Johnny Depp: Trzymam go tylko po to, aby znajomi mieli gdzie się zatrzymać. Ze Stanami łączy się zbyt dużo złych wspomnień. Żył tam inny Johnny Depp – nie ten, który narodził się 20 lat temu wraz z pierwszym odwzajemnionym uśmiechem Vanessy.
– Czy, gdybyś mógł, wymazałbyś coś ze swojej biografii?
Johnny Depp: Nie. Życie jest zbyt krótkie, aby je rozpamiętywać. Mam za to motto, którego się trzymam, odkąd mam rodzinę. Brzmi ono: „Dla siebie żyjesz dniem dzisiejszym, dla swoich bliskich – każdym kolejnym”.
Rozmawiał: James Ford (The Interview People), opracowanie tekstu: Alek Rogoziński
Porozmawiajmy o gwiazdach - forum >>