– Czy w dziewczynach, które zgłosiły się do nowego show „Top model”, widzisz samą siebie sprzed lat?
Joanna Krupa: Patrzę w ich oczy i widzę dziewczynę, jaką sama kiedyś byłam. Też miałam marzenia. Dlatego jest mi bardzo ciężko je oceniać, powiedzieć, że się nie nadają. Wiele z nich jest zjawiskowo pięknych, ale w siebie nie wierzą. Dlatego staram się je zagrzać do boju, powiedzieć dobre słowo. Czasem za bardzo się angażuję. Zdarza mi się płakać, innym razem się wkurzam, że się poddają. Jestem dla nich jak starsza siostra.
– Czy sama zgłosiłabyś się do takiego programu, kiedy 10 lat temu zaczynałaś przygodę z Hollywood?
Joanna Krupa: Gdyby wtedy był taki program, to spróbowałabym swoich sił. Tu kurs „dojrzewania” jest szybszy, choć trudniejszy. Ja przez kilka lat uczyłam się słuchać ocen innych. Bolało, bardzo to przeżywałam, ale nie działo się to na oczach milionów widzów. A te dziewczyny muszą mieć w sobie dużo odwagi, żeby wyjść przed jury i usłyszeć często bezwględne komentarze.
– Znając Karolinę Korwin-Piotrowską, która jest tu jurorką, o ostre wypowiedzi nie będzie trudno...
Joanna Krupa: A tu cię zaskoczę! My z Karoliną jesteśmy dla dziewczyn znacznie łagodniejsze niż reszta jury, czyli fotograf Marcin Tyszka i projektant Dawid Woliński. Patrzymy na nie po babsku, szukamy fajnych, kobiecych kandydatek. To mężczyźni patrzą inaczej. Dla nich modelka ma mieć plastyczną twarz, perfekcyjnie prezentować ubranie i tyle. Dlatego jest między nami naprawdę dużo spięć, kłócimy się dość często.
– A ty nie miałaś spięć ze swoimi agentami w Stanach, kiedy nagle postanowiłaś zniknąć na jakiś czas i przyjechać do Polski?
Joanna Krupa: Najważniejsze spotkania biznesowe miałam przed wyjazdem ze Stanów. Teraz moja menedżerka załatwia resztę. W Ameryce jestem nie tylko modelką, ale i osobowością telewizyjną. Prowadziłam programy, byłam uczestniczką show, gwiazdą imprez. Moim priorytetem zawsze będzie kariera w Ameryce. Do Polski przyjechałam dla przyjemności. Chcę się sprawdzić.
– Co jest tutaj dla ciebie największym wyzwaniem?
Joanna Krupa: Język. Choć od dziecka w domu rozmawiam po polsku, to na żywo jest mi dużo trudniej. Jestem perfekcjonistką, nie lubię się poprawiać. Nawet jeśli ktoś mówi, że jest OK, ja sama muszę czuć, że dałam radę.
Porozmawiajmy o gwiazdach - forum >>
– Co cię w Polsce zaskoczyło?
Joanna Krupa: To jest naprawdę bardzo nowoczesny kraj. W zeszłym roku byłam tu pierwszy raz po 17 latach i bardzo mi się spodobało. Jedynie moja mama narzeka, że kiedyś było tu dużo zdrowsze i lepsze jedzenie.
– Jak oceniasz Polki?
Joanna Krupa: W Ameryce na co dzień nie przywiązuje się uwagi do swojego wyglądu. Dresy, czapka z daszkiem, zero makijażu, okulary przeciwsłoneczne – tak wyglądają ludzie na ulicach. A w Polsce kobiety są eleganckie i zadbane. Wychodzą na pięć minut do sklepu i mają ułożone fryzury, perfekcyjny make-up.
– A za czym już tęsknisz?
Joanna Krupa: Za domem. Niedawno przeprowadziłam się do nowego i nie miałam jeszcze czasu tam pomieszkać. Poza tym w całej mojej karierze jeszcze nigdy nie byłam tak długo poza domem (śmiech)! Jestem bardzo związana ze swoją rodziną, brakuje mi już najbliższych.
– W Stanach podobno mówi się o tobie i twojej siostrze Marcie, że zagrażacie pozycji sióstr Hilton...
Joanna Krupa: Nawet jedna z gazet napisała, że jesteśmy najpiękniejszymi siostrami na świecie (śmiech). Mam z Martusią bliską, choć specyficzną relację. Mówi się, że od miłości do nienawiści jeden krok... Czasami więc się sprzeczamy, ale wynika to wyłącznie z faktu, że nam na sobie zależy. Kiedy Marta się urodziła, mama dużo pracowała i to ja się nią zajmowałam. I dlatego teraz się spieramy, bo ona chce postawić na swoim, a ja wiem, że nie zawsze ma rację. Dla Marty zrobiłabym wszystko, bardzo ją kocham. Jest bardzo utalentowana, niedawno okazało się, że ma piękny głos i odkąd zaczęła go szkolić, chcemy znaleźć dla niej producenta, żeby mogła nagrać płytę.
– I podobno macie razem wystąpić w reality show, wpuścić kamery do waszego domu.
Joanna Krupa: Za wcześnie, by o tym mówić. Zresztą jeśli się zdecydujemy, to nie jest to program 24 godziny na dobę. Wiem, gdzie jest kamera i kiedy jest włączona. Poza tym nie mam nic do ukrycia.
– Jeśli tak, to mów szczerze: dlaczego Joanna Krupa, w której kocha się pół Hollywood, wybrała sobie na męża nie gwiazdora, a „tylko” szefa popularnego klubu w Miami?
Joanna Krupa: Bo Romain jest dobrym człowiekiem. Wcześniej byłam związana z bardzo bogatym chłopakiem, który miał prywatny odrzutowiec. Ale to nie dawało mi szczęścia. A teraz czuję się kochana. Romain cudownie traktuje moją rodzinę. Nie liczy się dla niego tylko mój wygląd, ale serce. A poza tym, to nie on, a ja sobie go wybrałam.
– Ty go poderwałaś?
Joanna Krupa: Sprowokowałam spotkanie (śmiech). Zanim go poznałam, byłam związana z chłopakiem, który często bywał w Miami. Pewnego dnia oglądał wideo, na którym jakiś facet opowiadał o swoim klubie. Gdy weszłam do pokoju i go zobaczyłam, serce mi mocniej zabiło. Pomyślałam: „Matko, kto to jest! Muszę go poznać.” Zadzwoniłam szybko do Marty i powiedziałam, że to na pewno będzie mój chłopak, a może nawet mąż. I tydzień później zorganizowano dla mnie party właśnie w klubie Romaina. On do mnie podszedł i jak zaczęliśmy gadać... Resztę znasz. Zakochałam się od pierwszego wejrzenia.
– Szybko dał ci ten pierścionek zaręczynowy z ogromnym brylantem?
Joanna Krupa: Wcale nie jest taki wielki... A my mamy chyba najmniej romantyczną historię zaręczyn na świecie. Od kiedy się poznaliśmy, mówiliśmy, że jesteśmy narzeczonymi. Romain od zawsze podkreślał, że się ze mną ożeni. Osiem miesięcy od chwili poznania kupił pierścionek i przyszedł do mnie, kiedy siedziałam przy... komputerze! Spytał, czy za niego wyjdę, na co ja, przewracając oczami, mówię: „Oczywiście, Baby! Już mówiłam ci przecież milion razy”. Ale nie sądziłam, że to właśnie TEN moment...
– Ale nie jesteście tradycyjną parą. Ty mieszkasz na stałe w Kalifornii, on w Miami. Trudno utrzymać związek na odległość?
Joanna Krupa: Jest ciężko, choć często do siebie jeździmy. Romain prowadzi interesy w Miami, nie może wszystkiego dla mnie rzucić. Już niedługo otwiera nowe kluby w innych miastach, więc z czasem przeprowadzi się do Los Angeles. Dla mnie wyjazd na stałe do niego to koniec kariery. Gdybym nie chciała pracować, a siedzieć w pięknym domu z widokiem na ocean i wychowywać dzieci, to miałabym idealne warunki. Ale ja chcę się rozwijać. Myślę, że musimy się jeszcze przemęczyć pewnie rok. Jestem cierpliwa, bo wiem, że warto poczekać.
– Może decyzję o przeprowadzce przyspieszy ślub?
Joanna Krupa: Ale to ja ciągle go odkładam! Zaplanowaliśmy nawet datę w tym roku, ale przez moją pracę musieliśmy zmienić plany. Myślimy o ślubie we Włoszech w Positano, gdzie kręcono „Pod słońcem Toskanii”. To jedno z najpiękniejszych miejsc w Italii, moja mama zawsze mi o nim opowiadała. Marzę o ślubie w gronie najbliższych, a potem o... party dla przyjaciół w Los Angeles.
– O czym jeszcze marzy Krupa?
Joanna Krupa: Chcę mieć w Kalifornii swój przytułek dla psów. Robienie kariery tylko dla poklasku mnie nie interesuje. Chcę używać popularności, by pomagać zwierzętom. Marzę, by dzięki zwierzakom pomagać dzieciom, choćby przez wspólne terapie. Kiedy maluchy mogą przytulić się do zwierząt, poczuć ich ciepło i miłość, czują się bezpieczne i szczęśliwsze.
– Skąd wzięła się u ciebie tak silna potrzeba, by pomagać zwierzętom?
Joanna Krupa: Siedem lat temu moja siostra obejrzała wideo z PETA, na którym zrywano skóry ze zwierząt na futra. Ja nigdy nie odważyłam się tego zobaczyć, ale obie bardzo to przeżyłyśmy. Gdy dowiedziałam się, jak traktuje się zwierzęta, postanowiłam działać w PETA i o tym mówić. Wcześniej nie sądziłam, że ludzie mogą być takimi bestiami. Dlatego i dla ciebie mam zadanie! Sprawdź, z czego wykonane są futra twoich przyjaciółek.
Marta Tabiś-Szymanek / Party