Kocha, lubi, szanuje
W kolejnej, 12. edycji, dziewczyny piszczały już na jego widok. A dojrzałe panie, w wieku jego partnerki z programu Katarzyny Grocholi, szturchały w bok koleżanki. – Jadę pewnego dnia autobusem, a żona krzyczy mężowi do ucha: Patrz, to ten Janek z „Tańca…”! Gdzie? – pyta mąż, a cały autobus patrzy na mnie – śmieje się Kliment. Czeski tancerz nie przypuszczał, że zrobi w Polsce taką furorę. Przecież robi to samo co zawsze – tańczy. W czym zatem tkwi tajemnica jego sukcesu? – Janek w przeciwieństwie do polskich mężczyzn nie ma kompleksów, nie szuka dziury w całym i nie boi się kobiet – tłumaczy Katarzyna Grochola. – Jest otwarty, bezpośredni, nie potrafi się gniewać – dodaje Natasza Urbańska. – Tylko ktoś taki mógłby wytrzymać z Edytą Górniak – mówi „Party” osoba z produkcji „Tańca z Gwiazdami”. Wybór Jana Klimenta na partnera gwiazdy, do której przylgnęły dwa określenia – kapryśna i nadwrażliwa, był więc oczywisty.
Mistrz dyskrecji
– Nie wiem, o czym wy w ogóle mówicie. O co chodzi tym wszystkim dziennikarzom? – dziwi się tancerz. O tym, że w 13. edycji będzie tańczył z Edytą, dowiedział się w dniu pierwszego treningu. I był zachwycony. – Edyta jest pierwszą polską gwiazdą, którą znałem z gazet, zanim zaczęliśmy tańczyć. Ona ma niezwykły talent i świadomość swojego ciała. Jest bardzo delikatna i muszę uważać, bo czasem potrafię szarpnąć jak „czeska torpeda” – śmieje się w rozmowie z „Party” Jan. Fakt, że potrafi oczarować sobą kobiety, nie oznacza, że potrafi to równie cynicznie wykorzystać. Wprost przeciwnie. Na temat kobiet, z którymi coś go łączy prywatnie czy zawodowo, Kliment jest bardzo dyskretny. – Wiele kobiet przychodzi do mnie nie tylko uczyć się tańczyć, ale by nawiązać kontakt z własnym ciałem. Otwierają się, tracą kilogramy i stają się pewniejsze siebie – mówi. A więc jest nie tylko tancerzem, ale też swego rodzaju terapeutą. – On po prostu lubi i szanuje ludzi. Kobiety w jego obecności czują się bezpiecznie – dodaje Katarzyna Grochola. Zarówno pisarka, jak i tancerz zaprzeczają, że łączyło ich kiedykolwiek coś więcej niż przyjaźń.
Porozmawiajmy o gwiazdach - forum >>
Życiową partnerką Jana jest nadal młodsza od niego o 16 lat Lena. Para ostatnio widuje się coraz częściej. Lena rzuciła nawet na kilka miesięcy pracę, aby być blisko Janka w Warszawie. Na co dzień prowadzi zajęcia z tańca dla dzieci autystycznych. Ponieważ oboje źle znoszą rozłąkę, ta edycja będzie na pewno ostatnią, w której Jan wystąpi. A jak tutaj trafił? W ciągu ostatnich 10 lat przyjeżdżał do Polski na turnieje i warsztaty taneczne (tancerz ma też licencję jurora i instruktora). Wychowany w czeskiej Ostrawie, tuż przy naszej granicy, miał sentyment do Polski od zawsze. Uczył się polskiego z telewizji, bo odbierali w domu TVP i Polsat. Gdy zobaczył polską edycję „Tańca z Gwiazdami”, był zachwycony. – W czeskiej, w której brałem udział, nie było takich bajerów: tych wszystkich dymów, strojów, aktorskich gagów. Pomyślałem, że to coś dla mnie i zgłosiłem się na casting – mówi Janek. I oto jest!
Życie na parkiecie
Na szczęście nie został farmerem, jak chciał jego ojciec, ani hutnikiem, choć taki ma zawód wyuczony. W dniu, w którym Jan Kliment po raz pierwszy obejrzał film ‚‚Dirthy Dancing”, wiedział już, co chce robić w życiu. Tańczyć zaczął późno, bo dopiero w wieku 18 lat, ale miał silną motywację. – Chciałem być drugim Patrickiem Swayze – śmieje się w rozmowie z „Party”. Po dwóch latach treningów prześcignął już swojego nauczyciela. Przez następnych 12 wygrywał wszystkie z rzędu turnieje w Czechach i reprezentował Czechy za granicą. Puchary już się nie mieściły w jego mieszkaniu. Potem przez pięć lat reprezentował Szwajcarię, bo Laura, która była wówczas jego partnerką w tańcu i z którą się również ożenił, właśnie stamtąd pochodziła. To był jedyny raz, kiedy Jan połączył miłość z pracą. Po rozwodzie wyjechał do Stanów, gdzie do tej pory kilka razy w roku jeździ udzielać lekcji tańca. Wśród jego uczennic są i 18-latki, i 80-latki.
Na pytanie, czy Jan nie czuł się zawiedziony przegraną w 11. edycji, kiedy tańczył z Nataszą Urbańską, odpowiada z uśmiechem:
– Nie. Wiesz, ile ja w życiu turniejów wygrałem? Nie muszę się już z nikim ścigać. Jednak po chwili zastanowienia dodaje: – Ale może to byłoby jednak fajnie pokazać, na co człowieka stać. Bo w ostatniej edycji, tej z Kasią, tośmy się lepiej bawili, niż tańczyli.
Sylwia Borowska / Party