Iza w wielkim mieście
„Kim ona jest i skąd się wzięła?”, takie pytania zadawano sobie, zanim Miko przyleciała do Polski, żeby zagrać w produkcji filmu „Kochaj i tańcz”. Marzyła, żeby zostać baletnicą. Gdy inne dziewczynki grały w klasy, 10-letnia Iza Anna Mikołajczak (bo takie jest jej pełne nazwisko) trenowała w warszawskiej szkole baletowej. Kiedy miała 15 lat, podczas warsztatów tanecznych w Poznaniu dostrzegł ją amerykański choreograf. – Powiedział, że w Stanach docenią mój talent bardziej niż w Polsce – mówi „Party” Iza. Po sześciu miesiącach z Nowego Jorku przyszło zaproszenie i stypendium do nowojorskiej szkoły tańca. – Wizę dostałyśmy z mamą cudem. Do tego moi rodzice bali się o mnie. Byłam jeszcze dzieckiem. Miałam sama zamieszkać w wielkim, obcym mieście – opowiada Miko. Rodzice Izy, również aktorzy (Grażyna Dyląg i Aleksander Mikołajczak), nie chcieli, żeby ich córka zrezygnowała z marzeń. Mama aktorki zapożyczyła się, żeby kupić bilety dla siebie i Izy. Podczas podróży próbowała nawet przemycić w samolocie trochę jedzenia – torby mandarynek, jakieś słodycze, bo wiedziała, że w Nowym Jorku będzie drogo. – Na lotnisku musiałyśmy wszystko wyrzucić i zapłacić karę: 200 dolarów – mówi Iza.
Droga do sławy
Miko szybko dostała się do najlepszej szkoły baletowej w USA, gdzie o jedno miejsce ubiega się nawet 120 dziewczyn. Mama aktorki, która przyjechała z nią do Nowego Jorku, wróciła do Polski. – Wtedy zaczęłam walczyć o przetrwanie. Zostałam sama w tym wielkim i drogim mieście. Musiałam zarobić na utrzymanie – opowiada. – Żeby zaoszczędzić na jedzeniu, brałam udział w spotkaniach anonimowych alkoholików, na których częstowano ciasteczkami i mlekiem... – wspomina ze śmiechem. Tańczyła, rozwijała swój talent i uczyła się życia w obcym kraju do chwili, kiedy po dwóch i pół roku pobytu w USA jej świat się zawalił… Iza uległa kontuzji kręgosłupa i kostki. Dla tancerki to zawodowa śmierć. Musiała wrócić do Polski, przestała tańczyć. – Wtedy ktoś zadzwonił do mojej mamy i zaproponował, bym zagrała świteziankę w filmie kręconym na Litwie. Od tamtej chwili tak naprawdę zaczęła się moja przygoda z kinem.
Kiedy udało się jej wyleczyć kontuzję, wróciła do USA. Zaczęła uczyć się aktorstwa w prestiżowej szkole Lee Strasberga. By zarobić na szkołę i utrzymanie, pracowała jako modelka. Pierwszy przyjazd do Los Angeles zaważył na jej dalszym życiu – i zawodowym, i osobistym. Tu rozpoczął się jej pierwszy poważny związek, który trwał pięć lat. Tu poznała swojego agenta, który zobaczył w Izie to coś, podjął ryzyko i załatwił jej casting do filmu „Wygrane marzenia”. I stało się! Dostała pierwszą rolę w dużej amerykańskiej produkcji. Dzięki roli Cammie w „Wygranych marzeniach”, stała się w Ameryce rozpoznawalną aktorką. Od tej pory kariera Izy rozwijała się błyskawicznie. – Chodziłam na castingi, spotkania, szukałam ról, czytałam scenariusze. Zaczynałam od zera i dlatego droga, którą przeszłam, to dla mnie najważniejsza, życiowa szkoła – mówi „Party” Iza.
Grunt to rodzina
Od kiedy Iza przyjechała do Polski, żeby zagrać w filmie „Kochaj i tańcz”, przez cały czas towarzyszą jej stęsknieni rodzice i brat. – Moja mama dzwoni do mnie kilka razy dziennie. Pyta, czy dobrze się czuję, czy nie jestem głodna. Jak to mama – uśmiecha się Miko. Wprawdzie rodzice odwiedzają córkę za granicą i ona przyjeżdża do Polski przynajmniej dwa razy w roku, to brakuje im jej na co dzień. Iza tęskni też za bratem, 30-letnim Sebastianem, producentem telewizyjnym. Uwielbia rozpieszczać jego dwójkę dzieci: trzyipółletnią Zosię i rocznego Stasia. Żona Sebastiana, Marysia, jest agentką Izy w Polsce. – Cała rodzina bardzo mi pomaga. Dzięki ich pomocy mogę się skupić na pracy – mówi aktorka. Miko żałuje tylko, że nie ma więcej czasu choćby na rodzinny obiad czy spotkanie z koleżankami ze szkoły baletowej, bo pracuje na planie po 10 godzin dziennie.
Powrót za ocean
Zdjęcia do „Kochaj i tańcz” potrwają do końca czerwca. – Potem wracam do USA, gdzie będę promować dwa filmy z moim udziałem, które wchodzą do kin w wakacje. To „Repo” oraz „Dark Streets – zdradza nam aktorka.
Za każdym razem, kiedy Iza jest w Polsce, wszyscy pytają ją, czy nie chciałaby tutaj zostać na stałe. – Nie wyobrażam sobie, żebym mogła przerwać czy zawiesić to, co robię w USA. Za długo i za ciężko pracowałam, żeby to osiągnąć – przyznaje. W Los Angeles ma swój dom, samochód, przyjaciół i ukochane miejsca: plaże Venice Beach, restaurację Warszawa i M-Cafe. – Mój świat jest tam – podkreśla Iza. Zdradza też „Party”, że nie żegna się z ojczyzną na długo… – Marzę, żeby kiedyś połączyć swoje dwa, ukochane światy: Hollywood i Polskę. Mam na to pomysł, który chcę niedługo wprowadzić w życie… – kończy tajemniczo.
Maciej Kędziak / Party