Był kwietniowy ranek. George kończył właśnie śniadanie i lekturę porannej prasy w swojej willi nad jeziorem Como, gdy nagle rozdzwoniły się telefony. Rodzice pytali, dlaczego nie poinformował ich o swoich zaręczynach. Przyjaciele, jak Matt Damon czy Julia Roberts, gratulowali decyzji, o której dowiedzieli się z brytyjskiej edycji „Marie Claire”. „Słucham?”, pytał z coraz większym zdziwieniem George. I choć zwykle przechodzi nad tego typu doniesieniami do porządku dziennego, tym razem wściekł się na dobre. W specjalnym oświadczeniu dla prasy stwierdził: „Mam serdecznie dość wypisywania głupot na temat mojego życia osobistego. Owszem, mój związek z panną Larson jest rzeczywiście poważny. Nigdy jednak nie było mowy o zaręczynach, nie mówiąc o ślubie. Jestem szczęśliwy z Sarah i nie ma potrzeby niczego zmieniać. Ta informacja jest wyssana z palca. Nie mam pojęcia, skąd biorą się takie bzdury”.
Było ich aż tyle?
Na liście zdobyczy George’a były nie takie kobiety jak Sarah. Clooney, który na prośbę miesięcznika „Esquire” po raz pierwszy dopiero w tym roku przeczytał swoje miłosne CV oraz dołączone do nich ciekawostki w Wikipedii, przecierał oczy ze zdumienia. Dotyczyło to przede wszystkim związków, w które rzekomo był mocno zaangażowany. „Nie przeczę, że byłem związany z Celine Belitran, Brooke Langton, Traylor Howard, leciutko z Renée Zellweger i przez minutkę z Renifer Siebel”, potwierdził. „Ale rzeczywistość jest zdecydowanie mniej barwna od internetowych rewelacji. Nie jestem etatowym podrywaczem Hollywood. Z Ellen Barkin byliśmy tylko kumplami. Nawet nie wiecie, jak bardzo chciałbym mieć takie bujne życie erotyczne, o jakim rozpisuje się prasa. Aż kusi mnie, by każdą noc przez trzy miesiące spędzić z kimś innym, poczynając od Halle Berry, a kończąc na Leonardo DiCaprio, żeby zobaczyć, co wtedy napiszą o mnie dziennikarze. Owszem, jestem umówiony z tymi cudownymi kobietami, jak: Michelle Pfeiffer, Julia Roberts, Jennifer Lopez, Nicole Kidman, Catherine Zeta-Jones i Drew Barrymore, wieczorem na tarasie mojego domu w dniu 6 maja 2011 roku. Ale tylko dlatego, że wtedy wypadają moje 50. urodziny”.
Nawet jeśli jednak skreśli się kilka nazwisk, lista zdobyczy George’a jest imponująca. Są na niej gwiazda serialu „Słoneczny patrol” Krista Allen, obecna żona Johna Travolty – Kelly Preston czy dziennikarka Mariella Frostrup. Dziewczyny piękne, wykształcone, mądre i niezależne, za które inni faceci daliby się pokroić żywcem.
Nie mam żalu do nikogo
Ale tylko jednej z nich udało się doprowadzić George’a do ołtarza. Z aktorką Talią Balsam Clooney ożenił się w 1989 roku. Oboje szybko zdali sobie sprawę, że mają zbyt odmienne priorytety, by spędzić ze sobą resztę życia. Podczas gdy George chciał się bawić i robić karierę, Talia marzyła o stabilizacji: białym domku z ogródkiem i gromadce dzieci. Parze nie udało się rozstać w elegancki sposób. Sprawa rozwodowa ciągnęła się przez półtora roku. Gdy w końcu Clooney odzyskał wolność w 1993 roku, był pewny, że małżeństwo to błąd, którego nie może popełnić nigdy więcej.
Od tamtej pory tylko dwie przyjaciółki Clooneya miały szansę, by nakłonić go na to szaleństwo po raz kolejny: studentka prawa Celine Belitran oraz brytyjskia dziennikarka Lisa Snowdon. Pierwsza była z George’em trzy lata, druga dwa lata dłużej. Ze związku z Belitran wycofał się niemal w ostatniej chwili. Czuł się wówczas tak winny, że kupił jej mieszkanie i załatwił stały pobyt w Ameryce. Romans z Lisą skończył się ku obopólnej zgodzie. Mówiono o niej, że jest żeńskim odpowiednikiem George’a i nawet przez myśl jej nie przeszło, by cokolwiek poświęcać dla mężczyzny. „Cóż, Lisa nie chciała przenieść się ani do Hollywood, ani do Włoch i porzucić swojej świetnie rozwijającej się kariery. Nie mogłem wymagać od niej takiego poświęcenia ani przeprowadzić się do Anglii. Pozostały miłe wspomnienia”, zwierzył się George.
Ze swoich wad jestem rad
Poza tymi wyjątkami wszystkie związki George’a przebiegały według tego samego schematu, który da się podzielić na trzy fazy: zauroczenia, stagnacji oraz ucieczki przed zobowiązaniami w pracę. Gdy chce zdobyć dziewczynę, potrafi być szarmancki i bezgranicznie oddany. Byłe partnerki prześcigają się w pochwałach na temat George’a – kochanka. „Kiedy kochasz się z George’em, masz wrażenie, że unosisz się nad ziemią”, mówiła Belitran. Kiedy jednak związek okrzepnie, George zaczyna się nudzić. Dzwoni rzadziej niż kiedyś, wciąż jest zajęty. A gdy trzeba się zdeklarować, nieuchronnie nadchodzi czas rozstania i powrotu do swojej największej miłości, czyli pracy. „Każde rozstanie jest dla mnie bardzo bolesne. Czuję, że zostawiam gdzieś cząstkę siebie”, mówił w wywiadzie dla „Esquire”. W rozmowie z VIVĄ! nie pozostawiał złudzeń: „Praca jest w moim życiu najważniejsza. Nic na to nie poradzę, że jestem pracoholikiem.
Ostatnio George jest jeszcze bardziej zajęty. Poza aktorstwem i reżyserią coraz mocniej angażuje się w politykę i działalność charytatywną. Jego praca na rzecz ogarniętego wojną Darfuru przyniosła mu nawet nagrodę Posłańca Pokoju, którą odebrał z rąk przewodniczącego ONZ. „W przyszłości chciałbym jeszcze więcej czasu poświęcać na pomoc ludziom, którzy nie mogą bronić się sami. Czasami czuję się winny, że mieszkam w luksusie”, deklaruje.
Nigdy się z nią nie nudzę
Kobieta, która chce zachować jego przyjaźń, nie powinna żądać zbyt wiele i umieć w porę się wycofać. Tak, jak zrobiła to Mariella Frostrup, która opowiedziała o swoim związku z Clooneyem na łamach „Cosmopolitana” w artykule zatytułowanym „Moja noc z George’em”. Poznali się w 1999 roku na festiwalu w Cannes. Spędzili ze sobą upojne chwile. Jednak romans zakończył się wraz z końcem festiwalu. Kiedy po czterech latach sporadycznych kontaktów Mariella dowiedziała się o jego pobycie we Włoszech i poprosiła o wywiad, była mile zaskoczona, gdy George zaprosił ją do siebie jeszcze tego samego wieczoru. „Pakuj się, bierz notes, pióro i zróbmy to”, brzmiała treść maila od Clooneya. Spędzili wówczas aż cztery dni razem, tyle że do niczego między nimi nie doszło. Mariella była zawiedziona. Jej wspomnienia z pamiętnej wizyty to sterta starych filmów na kasetach, które oglądali do białego rana. Czuła jednak, że lepiej na tym poprzestać i zachować przyjaźń George’a, niż stracić wszystko. Miała rację. „To jedna z tych kobiet, z którymi nigdy nie się nudzę. Możemy rozmawiać o polityce godzinami”, relacjonował potem Clooney.
Sarah uważa, że...
Dlaczego więc w przypadku Sarah miałoby być inaczej, skoro nawet polityka nie jest jej domeną? Para poznała się w czerwcu ubiegłego roku w hotelu Palms Casino Resort, gdzie Larson pracowała jako kelnerka. Sarah ujęła Geroge’a nie tylko urodą, ale także młodością i nieskomplikowanym stosunkiem do życia. Zauroczony, nie odstępował jej na krok. Szczególnie po tym, jak w październiku ubiegłego roku oboje ulegli wypadkowi motocyklowemu. Kiedy przez kilka miesięcy ukochana kuśtykała w gipsie, George opiekował się nią jak ojciec. Zaproponował nawet przenosiny do swojego mieszkania. Sarah była pierwszą dziewczyną, z którą Clooney pojawił się oficjalnie na kilku festiwalach, między innymi w Wenecji. Panna Larson towarzyszyła mu także na ceremonii rozdania Oscarów. Jednak już wtedy trudno było nie zauważyć, jak wyglądają relacje pary. Gdy dziennikarze zwracali się z jakimś pytaniem do Sarah, George natychmiast wchodził jej w słowo, jakby nie dowierzał jej możliwościom intelektualnym. Na przyjęciach po rozdaniu Oscarów traktował ją jak powietrze. Nieuchronnie następowała faza znudzenia. Ostatnio ich relacje jeszcze bardziej się pogorszyły. Gdy dziennikarze przyjrzeli się jej przeszłości, wyszło na jaw, że kelnerowanie było tylko częścią jej obowiązków służbowych w Los Angeles, gdzie trafiła po wygraniu 5. edycji amerykańskiej wersji reality show „Fear Factor”. Zdjęcia erotyczne zrobione w tamtym czasie mówią same za siebie. Czy ktoś taki mógłby nosić nazwisko Clooney?
Czekam na drugą Sophię
George nie wyklucza jednak, że jego stosunek do małżeństwa może się zmienić. „W ciągu ostatnich kilku lat zmieniłem zdanie. Kto wie? Nie wykluczam już, że się ożenię. Ale nie dlatego, że czuję się nieszczęśliwy i boję się umrzeć w samotności. Byłem już w związkach, w których czułem się potwornie samotny”, twierdzi. Wszystko więc zależy od tego, czy trafi na tę jedną jedyną. To chyba jednak nie będzie łatwe. „Wciąż na nią czekam. Nie mam swojego ulubionego typu. Wystarczy, żeby była piękna, mądra i błyskotliwa. Powinna mieć poczucie humoru i znosić moje dziwactwa. Tolerować moje przyzwyczajenia i nie mieć żalu, że nie poświęcam jej dość czasu i uwagi. Ta, dla której stracę głowę, musi mieć osobowość Julii Roberts, ambicje Jennifer Lopez, urodę Michelle Pfeiffer i uśmiech Nicole Kidman. Czekam na kogoś takiego jak Sophia Loren. Ale czy taka w ogóle istnieje?”.
Magda Łuków / Viva