– Widać, że jest Pani bardzo szczęśliwa…
Daria Widawska: Tak. Jestem. Chociaż czasem boję się o tym mówić, żeby nie zapeszyć.
– Bo nie zawsze było tak dobrze. Choroba. Nagłe osłabienie, do dziś właściwie niejasna diagnoza…
Daria Widawska: Już o tym zapomniałam. Ale to doświadczenie mnie wzmocniło.
– Myśli Pani, że to był sygnał od losu: zwolnij!
Daria Widawska: Nie, bo ja za niczym nie pędziłam. Zawsze umiałam dzielić karierę z życiem osobistym tak, by nie zaniedbać rodziny.
– Ma Pani dla kogo żyć. Syn ma już dwa lata.
Daria Widawska: Dokładnie rok i osiem miesięcy. Iwo jest naprawdę wspaniały, zachwyca mnie. Rozczulam się, kiedy go obserwuję, śmieję, gdy po powrocie ze sklepu każe mi postawić torby z zakupami na środku pokoju i sam, swoimi malutkimi rączkami, rozpakowuje je, nosząc sprawunki do kuchni.
– Macierzyństwo zmieniło Pani podejście do życia?
Daria Widawska: Na pewno tak. Bo miłość do dziecka zawsze dodaje nam energii. Z jeszcze większą radością niż dotąd wstaję każdego ranka, ciekawa, co tam mój maluszek dziś wymyśli, czego się nauczy.
– Jak Pani wychowuje synka?
Daria Widawska: Zwyczajnie. Nie planuję mu przyszłości, nie zapisuję z wieloletnim wyprzedzeniem do ekskluzywnych szkół. Chcę dać mu wolność wyboru. Niech sam kiedyś zdecyduje, co chce robić w przyszłości, kim być. Prawnikiem czy sportowcem, to nieważne. Istotne tylko, żeby był szczęśliwy i spełniony.
– Pani miała być i pianistką, i radcą prawnym…
Daria Widawska: Tak myśleli moi kochani rodzice. Ale niczego nigdy mi nie narzucali. Grałam na fortepianie, bo to mnie rozwijało. Ale gdy bałam się, że nie zdam egzaminu w szkole muzycznej, mama powiedziała: „I co z tego? Nie przejmuj się!”. Miała bardzo zdrowe podejście. A z kolei, kiedy zaczęłam rozpaczać, że nie zdam matury z historii, uspokajała mnie, że to przecież nie koniec świata.
– Zaskoczyła ich Pani decyzją o zostaniu aktorką?
Daria Widawska: Tata historyk, mama radca prawny, a ja w szkole teatralnej – to było dla nich zaskakujące. Ale zawsze mnie wspierali i dodawali wiary w siebie.
Porozmawiajmy o gwiazdach - forum >>
– To stąd u Pani siła życia i optymizm?
Daria Widawska: Zdecydowanie tak. Myślę, że to dzięki miłości i mądrości rodziców nigdy nie byłam depresyjna, niepewna swego miejsca w świecie. Trudne sytuacje przeżywam krótko. Wolę iść przez świat bez ciągłego rozpamiętywania.
– Łatwiej Pani, bo na pewno żyje Pani jak gwiazda?
Daria Widawska: Ależ skąd! Nie mam pani do sprzątania ani kucharki. Sama dbam o dom, robię zakupy, piorę. I gotuję, choć szczerze mówiąc, kiepsko. Ale przecież nikt nie jest idealny, a mój mąż ma w sobie ocean wyrozumiałości. Jedyny, ale i konieczny luksus, na jaki sobie pozwalam, to niania dla Iwa. A i tak często wpada z moim synkiem do mnie na plan. Szkoda mi każdej chwili bez Iwa. Chcę widzieć etapy jego dorastania. Być przy nim w ważnych chwilach.
– Schudła Pani. To zasługa bieganiny przy synku czy też może sportu, jakiejś diety?
Daria Widawska: Wołami nie zaciągną mnie na regularne zajęcia w siłowni, a z diet jedyną skuteczną jest „emżetka”, czyli „mniej żreć”.
– Ludzie za Panią przepadają. A co Pani lubi w innych?
Daria Widawska: Uwielbiam dystans do świata i poczucie humoru, a nie przepadam za dwulicowością i narzekaniem. Zatykam uszy, gdy po raz kolejny słyszę od kogoś, komu naprawdę nieźle się powodzi: „Boże, jak mi ciężko!”. Śmieję się, że u nas ciągle jest kryzys. Kryzys radości życia.
– Ma Pani jakieś sposoby na chandrę, na gorszy dzień?
Daria Widawska: Nie. No, może poza spotkaniami z koleżankami, na których wyrzucamy z siebie nasze troski, lęki, ale też radości. To takie „babskie wypominki”. Myślę, że każda kobieta potrzebuje podobnych spotkań. Bo choć na krótką metę humor poprawią nam nowe buty czy torebka, to na dłużej działa jednak kontakt z ludźmi, których się lubi. Z przyjaciółkami.
– Czy wkrótce zobaczymy Panią w nowym filmie?
Daria Widawska: Chyba tak, bo zaczynam zdjęcia do serialu „Apetyt na życie”, który pojawi się w Dwójce.
– Tytuł idealnie do Pani pasuje.
Daria Widawska: To chyba prawda! (Śmiech).
Krzysztof Rajczyk / Pani domu