Boska jak diabli Penélope Cruz

Piękna, utalentowana Hiszpanka, która – kto by pomyślał – wiązała na początku swoją karierę z tańcem. Dzisiaj ma już Oscara, a w swym rodzinnym kraju uchodzi za supergwiazdę. Podobnie zresztą jak na całym świecie.
/ 01.05.2009 09:14
Piękna, utalentowana Hiszpanka, która – kto by pomyślał – wiązała na początku swoją karierę z tańcem. Dzisiaj ma już Oscara, a w swym rodzinnym kraju uchodzi za supergwiazdę. Podobnie zresztą jak na całym świecie.

Boska jak diabli Penélope Cruz

fot MWmedia

Wielkooka brunetka urodziła się w Madrycie w 1974 roku, w rodzinie bez korzeni aktorskich – jej ojciec był kupcem, zaś mama – fryzjerką. Gdy się okazało, że zwinna Penélope ma dobre wyczucie rytmu, rodzice posłali ją do szkoły tanecznej, w której spędziła 9 lat, ucząc się tańca klasycznego w Madryckim Conservatorio National, a także baletu w Balecie Hiszpańskim oraz tańca klasycznego. Nic nie wskazywało na to, że jej kariera taneczna przekształci się w coś więcej – dopóki nie zaczęła uczęszczać do aktorskiej szkoły Cristina Rota School w Nowym Jorku, rzucając taniec, a po latach przyznając, że był to

czysty masochizm. Krwawisz i uśmiechasz się równocześnie.

Cztery lata, które spędziła w szkole, zatryumfowały pierwszą propozycją filmową – dość odważną jak na debiut, ale na tyle wyrazistą, że nagrodziła Penélope nominacją do nagrody Goi, hiszpańskiego odpowiednika Oscara i tym samym pozwoliła zaistnieć aktorce w świecie filmu.

Debiutowała zmysłową rolą w wieku 17 lat w erotycznej farsie „Szynka, szynka” Juana Jose Bigasa Luny, gdzie zagrała u boku swego obecnego partnera Javiera Bardema. Jednak między tym dwojgiem nic wtedy nie zaiskrzyło, ale Cruz wpadła za to w oko najpopularniejszemu hiszpańskiemu reżyserowi, Pedro Almodóvarowi, którego fascynację Penélope jeszcze bardziej pogłębiła jej kreacja w kolejnym filmie, w „Dziewczynie moich marzeń” Fernando Trueby, za którą wreszcie – czy może „już” – dostała Goyę. Rok później, czyli w 1997, grała już pierwszą rolę, mianowicie prostytutki, u Almodóvara w „Drżącym ciele”, rok później we „Wszystko o mojej matce” i w tym samym niemal momencie wystąpiła w swym pierwszym anglojęzycznym filmie „The Hi-Lo Country” w reżyserii Stephena Frearsa, u boku Woody'ego Harrelsona, Patricii Arquette i Billy'ego Crudupa. Najzabawniejsze było to, że była jedyna osobą z ekipy aktorskiej, która nie rozumiała ani słowa po angielsku – Penélope tekst scenariusza zapamiętywała więc... fonetycznie.

Zaczął się wtedy długi etap grania w filmach amerykańskich w towarzystwie gwiazd Hollywood: Cruz zagrała m.in. w „Saharze” z Matthew McConaugheyem (z którym łączył ją roczny romans), „Z głową w chmurach”, „Kobiecie na tropie”, „Rączych koniach”, „Sexi Pistols” (ze swoją przyjaciółką Salmą Hayek) i w znanym „Vanilla Sky” – film stał się głośny nie tylko ze względu na scenariusz, ale dzięki romansowi Penélope z Tomem Cruisem, który miał miejsce tuż po jego rozwodzie z Nicole Kidman – wtedy to Cruz zyskała miano hiszpańskiej femme fatale Hollywood, zdolną zdobyć serce każdego aktora płci męskiej, z którym gra na planie filmowym.

Mimo epizodu hollywoodzkiego, pozostała jednak najwierniejszą fanką – i odwrotnie – Almodóvara: w 2006 roku zagrała w jego kolejnym filmie, „Volver”, za rolę w którym już wtedy była nominowana do Oscara, ale nagrodzona została prestiżową Złotą Palmą w Cannes dla najlepszej aktorki. Po drodze zagrała u boku Bena Kingsleya w „Elegii” (na podstawie skandalizującej książki Philipa Rotha) rolę studentki, z którą romansuje starszy wykładowca z uczelni. Jednak prawdziwym przełomem w jej aktorstwie stał się film Woody'ego Allena, „Vicky Christina Barcelona”, w którym co prawda Penélope pokazuje się na ekranie łącznie przez jakieś 15 minut, ale za tę drugoplanową rolę dostała w tym roku w końcu zasłużonego Oscara, stając się tym samym pierwszą posiadaczką tej nagrody wśród aktorów hiszpańskiego pochodzenia.

Boska jak diabli Penélope Cruz

fot. MWmedia

Wciąż rozchwytywana (w tym roku szykuje się kolejna premiera filmowa z nią w roli głównej u Pedro Almodóvara i w dwóch produkcjach amerykańskich). Niesamowicie skromna i zakompleksiona – nie wierzy w komplementy, jakimi obdarzają ją ludzie, choć najlepszym potwierdzeniem jej urody jest angaż jako twarzy kosmetyków L'Oreal czy też bycie modelką dla sieci sklepów ubrań MANGO. Bardzo wymagająca jest wobec swoich aktorskich umiejętności – o pracy z Woodym Allenem na planie filmowym, której charakter „bycia wciąż w stanie nieustannego pogotowia”, na każde zawołanie z racji nieoczekiwanych pomysłów reżysera i często spontanicznych zmian w kreacjach ról, wypowiada się jako o świetnym sprawdzeniu swego aktorstwa. Niezbyt otwarta i strzegąca swej prywatności na tyle, że zawsze, gdy przeprowadza się z nią wywiad, kilkakrotnie ostrzega, by nie pytać o jej związek z Javierem Bardemem, inaczej z wywiadu nici. Mimo całego zainteresowania swoją osobą jest jednak zmęczona – wciąż gdzieś leci, przesiada się, a nie umie się zrelaksować, bo z rodzinnego kraju nie wyniosła umiejętności sjestowania. Rozdziela jednak umiejętnie czas między aktorstwo, życie prywatne oraz działalność charytatywną, zyskując w oczach innych nie tylko jako świetna i piękna aktorka, ale także osoba, która jako jedna z niewielu gwiazd potrafi przeznaczyć swoją gażę aktorską na rzecz sierocińca. I nie wydaje się, by robiła to dla zwiększenia popularności – i tak już została obwołana najbardziej utalentowaną supergwiazdą kina, na dodatek najpiękniejszą.

Kolejna rola, która sprawdzi jej aktorstwo? W musicalu? Nie miałaby z nią na pewno żadnego problemu. Wszystko przed Penélope, choć się wydaje, że już i tak dużo osiągnęła.

Magdalena Mania

Redakcja poleca

REKLAMA