Spotykamy się pod koniec stycznia w apartamencie paryskiego Ritza. W Paryżu zima, śnieg, a Céline w krótkiej beżowej sukience i ażurowych kozakach sprawia wrażenie, jakby miała zamiar przywieźć tu wiosnę. Wczoraj w pizzerii niedaleko placu Concorde świętowała siódme urodziny syna René-Charles’a. Dziś świętuje światową premierę swoich nowych perfum Sensational, a jutro zacznie kolejny etap życia. Po pięciu latach spędzonych w Las Vegas Céline na dobre spakowała walizki. Wystawiła dom na sprzedaż i z prywatnego jeta po raz ostatni spojrzała na rozświetloną neonami łunę w środku pustyni w Nevadzie. Przed nią nowy cel. Trasa koncertowa „Taking Chances.” Zanim zacznie swoją prywatną walkę o drugie dziecko, po raz kolejny chce podbić świat.
Kiedy kichasz, mam zawał serca
Sto jeden koncertów, 85 państw, pięć kontynentów. Przedsięwzięcie zaplanowane z największą precyzją. Kiedy Céline zachoruje podczas trasy koncertowej, sytuacja przypomina krach na Wall Street. Ponad 80 osób przestaje oddychać. Żadnego z koncertów nie da się przesunąć nawet o dzień, bo misternie ułożony plan tournée posypie się jak domek z kart. Jeden odwołany koncert w Sydney to milion euro strat. Nic dziwnego, że kiedy tylko Céline kichnie, jej mąż René Angelil ma prawie zawał serca, a kiedy zaboli ją głowa, wszyscy menedżerowie trasy proszą o zastrzyki z adrenaliny. Ale takiej gwieździe wybacza się wszystko. Nawet katar, nawet gorączkę, nawet odwołane koncerty.
„Nigdy nie przypuszczałam, że zrobię karierę – opowiada mi Céline. – Mój głos jest darem od Boga, pewnie dlatego, że byłam niechcianym dzieckiem. Mama, kiedy po raz 14. zaszła w ciążę, załamała się. Poszła do księdza, by zapytać, czy może zapobiec narodzinom, ale kazał jej ciążę donosić i modlić się, by dziecko było wyjątkowe”.
Dzięki tym modlitwom Céline ma zostać potem największą gwiazdą światowego popu. Ale kiedy w 1973 roku po raz pierwszy śpiewa na weselu brata, nikt nie przypuszcza, że 20 lat później na występ Céline będą przychodzić miliony, a jej album „The Colour of My Love” przez pięć tygodni będzie okupował szczyty list przebojów, co wcześniej przydarzyło się tylko Beatlesom.
Nie zatracę się w Las Vegas
Pięć lat w Las Vegas przeleciało Céline jak sen. W mieście, które śpi w dzień i żyje w nocy, naprawdę można się zatracić. Ale ona przyjechała do Vegas, by się nie zatracić. Choć dziś Vegas to dla niej zamknięty rozdział, sentyment pozostał. Nie można nie polubić miejsca, które jest świadkiem dorastania dziecka. Céline z uporem przekonuje więc, że w Vegas są nie tylko kasyna i hotele, ale też kościoły, kaplice, szkoły, przedszkola i rodzinne restauracje.
„Kiedy zdecydowałam się przeprowadzić do Vegas i występować z show – opowiada – wielu ludzi stwierdziło, że moja kariera tonie jak »Titanic«. Ale ja dobrze wiedziałam, co robię”.
Dziesiątki samochodów towarowych przewoziło do Vegas garderobę Céline. Dziesiątki ludzi urządzało jej willę znajdującą się 40 minut drogi od centrum. Jasne ściany salonu i basen z tak błękitną wodą, że taka może być tylko w Vegas, stał się jej azylem. Codziennie wieczorem w teatrze Collosseum śpiewa dla tysięcy gości. W teatrze jest kilka godzin przed spektaklem. Dwie godziny przed wejściem na scenę już czeka w pełnym makijażu. Zapytana o coś kiwa głową. Zresztą nikt nie zadręcza jej pytaniami. Nie od dziś wiadomo, że Céline przed występem nie mówi i oddycha jedynie przez nos.
„Chciałam, żeby mój syn René miał normalny dom – Céline uśmiecha się, gdy zaczyna mówić o synku. – Miał dwa latka, gdy przenieśliśmy się do Vegas. Wcześniej cały czas byłam w drodze. On razem ze mną, ale czy to dobre życie dla takiego malucha? Chciałam, żeby pozostał mu w pamięci obraz matki, która budzi go rano i kładzie go spać. W Vegas mogło się udać”.
Biały szlafrok, kubek herbaty, gazeta. Rozciągnięta na leżaku nad basenem Céline tak zaczyna każdy dzień. Potem wspólne śniadanie, spacer z René mężem i René synkiem, obiad. Po południu zabawa w chowanego.
„Mój syn na zawsze będzie synem Céline Dion. Na razie jest jeszcze beztroski, ale z każdym rokiem moja sława będzie się na nim coraz mocniej odbijać. Skoro już wiem, że jego życie nigdy nie będzie normalne, to chociaż chciałabym, by było wspaniałe”.
Jestem szczęśliwą czterdziestką
Swoje światowe tournée Céline zaplanowała z kilku powodów. Po pierwsze, już brakuje jej adrenaliny i zapachu sal koncertowych. Show w Vegas zna na pamięć, wyrwana ze snu w środku nocy mogłaby odtańczyć kroki występujących z nią tancerzy. Po drugie, jej siedmioletni synek jest już gotowy na świadome podróżowanie, a Céline chce mu pokazać świat. I po trzecie, chce, by urodę świata zobaczyła też jej 81-letnia mama ThérŹse Dion. „Dla synka to pierwsza podróż w życiu, dla mamy – może ostatnia. Była ze mną w trudnych momentach, teraz muszę jej się odwdzięczyć”, mówi Céline.
Ale prawda jest taka, że Céline nie potrafi żyć bez najbliższych. W tournée towarzyszy jej czwórka z 13 rodzeństwa z rodzinami. Wśród nich brat Michel, menedżer sceniczny, i siostra Manon, która nadzoruje jej garderobę. Kiedy pytam Céline, jaką sukienkę ma na sobie, rozbrajająco mówi: „Nie mam pojęcia! Co rano znajduję przy łóżku rzeczy, które przygotowuje mi Manon, i wkładam je bez zastanowienia”.
W Sydney, gdzie trzeba było odwołać koncert, kaszląca Céline obchodzi 40. urodziny. Miała być feta i tysiące gości. Ale mąż Céline jest nieubłagany. Skoro odwołano koncerty, nie ma mowy o wielkich urodzinach. Tylko najbliżsi towarzyszący Céline w podróży czekają, by zaśpiewać jej „Happy Birthday”. Przychodzi ubrana na czarno, ale uśmiecha się, więc można odetchnąć, bo grypa nie przerodziła się w zapalenie płuc. Zdmuchuje świeczki na torcie. „Czy 40 lat to przełom? – zastanawia się. – Kiedy jestem szczęśliwa, nie dbam o mijający czas. Ale są w życiu chwile, gdy kobieta nie może już sobie pozwolić na kompromisy”.
Jeśli przestaniesz śpiewać, umrę dwa razy
Sala koncertowa w Brisbane, stolicy stanu Queensland w Australii, jest wypełniona po brzegi. Kiedy Céline wychodzi na scenę, słychać szmer: „Jaka piękna”. Nie sexy, ale piękna. Posągowa, z figurą lepszą niż najdroższe modelki.
Długo nie czuła się kobietą. „Ludzie chcieli mnie słuchać, ale nie oglądać”. Nawet jej mama jest zaszokowana, patrząc dziś na córkę: „Kiedy Céline miała 12 lat, uchodziła za brzydactwo. Zawzięła się. Zaczęła od prostowania zębów. Rok cierpień. Potem szukała własnego stylu. Poza tym poznała René i chciała mu się podobać”.
Céline uważa, że w życiu nic by się jej nie udało bez miłości. „Moje życie? Niebieskie oczy syna, ciepły uśmiech męża, przyjaźń sióstr i braci, opiekuńczość mamy. To są najważniejsze rzeczy na świecie. Nie pytaj mnie, co by było, gdyby czegoś mi zabrakło.
Wiosna 1999 roku. Prywatny jet Céline i René odrywa się od płyty lotniska w Minneapolis. Céline wtulona w René głaszcze jego szyję i wyczuwa twarde zgrubienie wielkości jajka. Dwadzieścia cztery godziny później zapada wyrok: rak skóry. Jest 30 marca i 31. urodziny Céline. Dzień później René, jadąc na stole operacyjnym, szepce jej do ucha: „Jeśli przestaniesz śpiewać, umrę dwa razy”. Rzadko która kobieta spotyka miłość życia jako nastolatka. Céline pokochała René, gdy ten pierwszy dostrzegł w niej talent i zaryzykował, zastawiając cały majątek, by wydać jej płytę. Nigdy nie było dla niej problemem, że jest starszy o 26 lat, że ma dzieci z poprzedniego małżeństwa, że już dwukrotnie ożenił się i rozwiódł. Matka, gdy dowiedziała się o ich miłości, napisała list: „Dla córki chcę księcia z bajki, a nie rozwodnika”. Po latach jednak ThérŹse Dion kocha René jak syna. „On ułożył życie Céline, sprawił, że zaczęła się uśmiechać – mówi. – Nie wiem, jak poradziłaby sobie bez niego. Przecież ona nigdy nie nosiła portfela, nigdy nie interesowała się, ile pieniędzy ma na koncie. Kiedy ma problem, biegnie do René. Poza tym dał jej coś najpiękniejszego na świecie – syna”.
Bóg nie może mi odmówić
Cała ta trasa Céline ma jeszcze jeden cel, o którym mówią mało, jakby nie chcieli zapeszyć. Marzą o drugim dziecku. Zapłodnienie będzie metodą in vitro. Kiedy okazało się, że René jest chory na raka, przed chemioterapią zdecydowali się zamrozić jego spermę. Chorzy na raka mogą pozostać bezpłodni. Nie chcieli ryzykować. Pierwsze zapłodnienie in vitro udało się, ale nie chcą, by René-Charles pozostał jedynakiem. O jego przyjście na świat starali się sześć lat. Céline mówiła wtedy, że życie dało jej tak wiele, a ona pragnie tylko dziecka. Że miliony nie pomagają. Przed Bogiem wszyscy są równi. Ale dziecko wymodliła. Dla niego przeniosła się do Vegas i pozwoliła, by złośliwi mówili, że skończy jak Presley, śpiewając w kasynach. Céline nie tylko nie skończyła jak Elvis, ale tylko w ubiegłym roku zarobiła 45 milionów dolarów. „Ludzie pytają, czy René-Charles słucha mojej muzyki – Céline śmieje się. – Słucha, ale raczej, by zrobić mi przyjemność. Woli hard rock”.
Wiadomo więc, skąd pomysł na długie włosy. Może będzie rockmanem? Albo metalowcem. „Czy boję się, czy in vitro zadziała po raz drugi? – Céline zastanawia się. – Nie chcę o tym myśleć. Obiecuję sobie, że za rok będę grubsza o 20 kilo, a moje piersi będą jak arbuzy. Bóg mi przecież nie może odmówić”.
Pamiętam zapach drzewa
Teraz Céline już jest w Tokio. Na koncercie w Tokyo Dome elektryzuje 50 tysięcy fanów. Potem kierunek RPA. Tu kilka dni przerwy, odpoczynek na luksusowym jachcie, spotkanie z Nelsonem Mandelą. W drodze będzie jeszcze wiele miesięcy, ale myślami jest już przy swoim domku w Miami. Dom co prawda jeszcze nie powstał, ale Céline ma już w głowie sypialnię, bawialnię, pokoje dzieci. I kominek. Najważniejsze miejsce w domu. „Z dzieciństwa pamiętam zapach drzewa, bo mój ojciec pracował w tartaku, zapach kuchni mamy i zapach ognia z kominka. Kocham patrzeć na ogień. Gdyby ktoś zapytał mnie o najszczęśliwsze chwile, większość działa się przy kominku”.
Céline uwielbia swoje wspomnienia. Zamyka je potem w piosenkach, dźwiękach, perfumach. W miłości. Bo może i w domu u Dion nie czytało się Freuda i nie słuchało Mozarta, ale za to na pewno kochało się dzieci.
Czterdziestoletnia Céline wciąż pielęgnuje w sobie dziecko. Najmłodsza z 14 rodzeństwa, rozpieszczana do granic możliwości, najlepiej czuje się w rzeczywistości, którą sama stworzyła. I chociaż ma ponad tysiąc par butów, o które dba specjalnie do tego celu zatrudniony szewc, pozostała normalna i zwyczajna. I za to kochają ją kobiety. Brzydkie kaczątko, które zmieniło się w łabędzia, o głosie, jakiego dotąd nie słyszał świat, ma miliony naśladowczyń. Dla nich kreuje nowe perfumy, śpiewa piosenki i przyznaje się do słabości. Jedna z nich – poduszka zawsze skropiona ulubionym zapachem. Szampan Cristal na dobry nastrój. Wylegiwanie się w słońcu, robienie tego, na co ma się ochotę. Albo nicnierobienie. Céline Dion dawno poznała samą siebie. Może dlatego jest tak cholernie szczęśliwa.
Katarzyna Przybyszewska / Viva