Anne Hathaway - Oszukana zakochana

Anne Hathaway fot. ONS
Rozstała się z narzeczonym, nie czytała gazet i rzuciła się w wir pracy. Dziś Anne Hathaway widywana jest u boku nowego mężczyzny.
/ 02.03.2009 15:57
Anne Hathaway fot. ONS
Trudno uwierzyć, że to ta sama dziewczyna. Kiedy spotykamy się w hotelu Casa Del Mar w Santa Monica, Anne Hathaway jest pewna siebie, wesoła. Mówi szybko, jakby w krótkim czasie chciała opowiedzieć o sobie jak najwięcej, co chwila rzuca jakiś żarcik i zanosi się śmiechem. Chwali się wypożyczoną biżuterią, której – jak sama mówi – nie potrafi nosić, i z rozbrajającą szczerością stwierdza, że gdyby ona sama miała dobierać sobie ciuchy, skończyłoby się na dżinsach, podkoszulku i pożyczonym od brata męskim zegarku, który przyćmiłby wszystko swoją brzydotą. Kokietuje. Wygląda doskonale. Jest szczupła, nosi obcisłe rurki i potwornie wysokie obcasy.

Anne Hathaway w niczym nie przypomina smutnej i przybitej dziewczyny ubranej w czarną, za dużą marynarkę i krótkie szorty, którą poznałam pół roku temu w Londynie przy okazji promocji filmu „Dorwać Smarta”. Ale wtedy życie Anne wywróciło się do góry nogami. Jej narzeczony, włoski biznesmen Raffaello Follieri, został aresztowany za defraudację i oszustwa finansowe. Siedzi w więzieniu, a na liście jego ofiar są nawet watykańscy kardynałowie. Ale dla Anne cała sprawa związana z policją, przesłuchaniami i konfiskatą prezentów, które dostała od Raffaella, była szokiem, z którego długo nie mogła się otrząsnąć. Do tej pory nie jest w stanie o tym mówić, chociaż dziś odważnie patrzy dziennikarzom w oczy i radzi sobie sama. W czasie wywiadów w Londynie rolę jej rzecznika i obrońcy pełnił kolega z planu, Steve Carrell. To on grzecznie odpowiadał na wszystkie zadawane Anne pytania. Dziś taka ochrona nie jest jej potrzebna. Anne przeżyła swoją tragedię i wyszła z niej wzmocniona. Przyznaje, że przetrwała tylko dzięki pracy i przyjaciołom. Kiedy policja pukała do drzwi mieszkania Raffaella, ona już wiedziała, że nie chce tam być ani chwili dłużej. Spakowała walizkę i jeszcze tego samego dnia wyprowadziła się z okazałego apartamentu z widokiem na Manhattan kilka przecznic dalej, do ciasnego mieszkania przyjaciółki. „Niesamowite, że są na świecie ludzie, którzy rzucą wszystko, żeby być przy tobie, kiedy dzieje się jakaś krzywda”, mówi Anne Hathaway. „To ważne, że kogoś obchodzi, co się z tobą dzieje”, dodaje. Pytana o najbliższych ścisza głos i wylicza jednym tchem: „Mam taką koleżankę jeszcze z college’u, dwóch braci, mamę i tatę...”. „Mamę i tatę?”, pytam z niedowierzaniem. „Tak. Może to się wydać dziwne, ale oni naprawdę bardzo dobrze się sprawdzili w kilku trudnych sytuacjach...”

Musi im być rzeczywiście dobrze w rodzinnym kręgu, bo starszy brat Anne Hathaway, Michael, jest jej agentem. Ona zresztą zrezygnowała dla niego... z pragnienia zostania zakonnicą! Nie mogła się pogodzić z tym, że Kościół katolicki nie akceptuje homoseksualistów. I wybrała brata! Dziś są jednym z najbardziej udanych tandemów w show-biznesie.

Praca cię uleczy
„Najprostszy sposób, żeby zapomnieć o wszystkich przykrościach, które cię spotykają, to zająć się pracą”, mówi Anne Hathaway. Czy jest pracoholiczką? „Mam predyspozycje. Kiedy przygotowuję się do nowej roli, potrafię godzinami siedzieć nad scenariuszem. Zapominam się i czasami, kiedy spojrzę na zegarek, może być trzecia albo czwarta rano”. Reżyserzy doceniają to zaangażowanie. Nastolatka, która z wdziękiem zagrała Mię w „Pamiętniku księżniczki”, mogła po tej roli przepaść bez śladu jak dziesiątki innych dzieci gwiazd. Ale nie ona. Grała już u Anga Lee w „Tajemnicy Brokeback Mountain”, u boku Meryl Streep w „Diabeł ubiera się u Prady”.


Teraz eksperymentuje z Timem Burtonem. Jest Białą Królową w „Alicji w Krainie Czarów”. „To rola, o której marzy każda aktorka. Biała Królowa jest wszystkim. W jednej scenie okrutna, w następnej zmysłowa. To irracjonalna postać, która nie posługuje się powszechnie znanym kodem”, zachwyca się Anne. Czyli rola idealna dla niej. Bo panna Hathaway na razie skupia się na tym, żeby grać różne postacie. Jeśli spodoba nam się w komedii, możemy być pewni, że następnym razem zobaczymy ją w dramacie. „Chcę się nauczyć wszystkiego. Poznać pełną gamę emocji, uczuć”. „Zagrałabyś dziewczynę Bonda?”, dopytują się dziennikarze. „Raczej nie”. „Dlaczego?” „Bo tam nie trzeba grać, wystarczy się ładnie prezentować u boku 007. To nie dla mnie”, stwierdza z rozbrajającą szczerością. 

Czy jej aktorskie wybory są słuszne? W tym roku za rolę narkomanki Kym w filmie „Rachel Getting Married” dostała nominację do Złotego Globu, a krytycy przewidują, że ma szanse nawet na Oscara. Ale zaraz po tym dramacie do kin weszła komedia romantyczna „Ślubne wojny” z Anne i Kate Hudson w rolach głównych. „Zawsze chciałam poznać Kate. Dlaczego więc miałam odmówić?”

Piękna introwertyczka
Anne Hathaway i Kate Hudson są jak ogień i woda. Kate to typ „równiachy”, z którą można konie kraść. Anne, mimo że rozszczebiotana, sprawia wrażenie bardziej zamkniętej w sobie. Dziś trudno w to uwierzyć, ale jako nastolatka cierpiała na anoreksję i depresję. „Mam nadzieję, że to już nigdy nie wróci. Tamta dziewczyna zasnęła i już więcej się nie obudzi”, twierdzi Anne. Przyznaje, że w nowym środowisku bywa onieśmielona. Nie zobaczycie jej brylującej wśród reżyserów na oscarowym party. Raczej gdzieś w spokojnym kącie zajmie się rozmową z kimś interesującym. Nie będzie zwracać na siebie uwagi ekscesami i nowymi kochankami. Lansowanie się w modnym klubie przegra u niej ze spotkaniem w gronie przyjaciółek, a od podrywania kolejnych przystojniaków woli siedzenie na Skypie i rozmowę z bratem, który właśnie jest w Australii. Taka jest Anne i nic nie zapowiada, żeby miało się to zmienić. Z Adamem Shulmanem, kolegą po fachu, spotykają się już ponoć od kilku miesięcy, ale pierwsze ich zdjęcia razem ukazały się dopiero teraz. Jest nieufna. Nie wie, co z tego wyniknie, czym więc tu się chwalić? Związek z Raffaellem wyraźnie dał jej się we znaki. Byli razem cztery lata! „Kiedy obracasz się w show-biznesie, trzeba być ostrożnym. Ludzie zawsze są dla ciebie mili i chcą ci się przypodobać. Moje doświadczenie mówi mi, że prawda i tak wyjdzie na jaw”, przyznaje.

Gorsze od złej recenzji...
„Jestem zadowolona ze swojego życia, ze swojej kariery, pewnie, że tak. Ale wiesz co? Nie chciałabym się w tym zatracić. Tak łatwo wpaść w tę pułapkę”. Czy to nie zbyt poważne słowa jak na 26-latkę? Anne Hathaway ma swoje pięć minut, powinna dobrze je wykorzystać. „A potem co? Obudzę się w pewnym momencie, znów coś przykrego mnie spotka i okaże się, że nie mam dokąd pójść, nie mam komu się wypłakać. Tego boję się bardziej niż złych recenzji”, twierdzi. Czego teraz szuka? „Chcę odnaleźć równowagę, balans w życiu. Chcę umieć sobie czasem odpuścić, powiedzieć: »Stop, umówiłaś się z przyjaciółką, to idź, wysłuchaj tego, co ma do powiedzenia«. Wiecznie mam poczucie winy, że nie poświęcam bliskim wystarczająco dużo czasu. Wydaję mnóstwo na telefony, bo staram się nadrobić swoją nieobecność. Nie wiem, jak to wszystko w życiu pogodzić. Ale wiesz co? Kiedyś na pewno mi się uda!”

Anna Rączkowska / Viva

Redakcja poleca

REKLAMA