Uwielbia szokować i być w centrum zainteresowania. Kiedy cztery miesiące temu dziennikarze odkryli, że spodziewa się dziecka, nie zaprzeczała. „Jeśli Anna Nicole jest w ciąży, jeszcze nie chce, aby ktokolwiek o tym wiedział. Jeśli nie jest w ciąży, nie zaprzecza plotkom, bo to zamieszanie uważa za zabawne. Zostawia wam tę kwestię do rozstrzygnięcia”, takie oświadczenie dla prasy kazała wysłać swojemu prawnikowi Howardowi K. Sternowi. W mediach zawrzało, a Anna była zachwycona. Aby jeszcze podkręcić atmosferę, kilka tygodni temu na swojej stronie internetowej zamieściła oświadczenie: „Jestem w ciąży i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa. Nie pytajcie, kto jest ojcem. To jest najmniej istotne”. I znowu wybuchł skandal, bo przyszły ojciec dziecka sam postanowił ujawnić się światu. „Widziałem wyniki badań USG. Jestem podekscytowany”, zwierzył się dziennikarzom fotograf gwiazd Larry Birkhead. W imieniu modelki wypowiedział się prawnik. „Anna nie chce mieć nic wspólnego z tym mężczyzną, a on nie potrafi się z tym pogodzić, dlatego ciągle utrzymuje, że coś ich łączy”, napisał w oświadczeniu Stern. Anna znowu była rozbawiona. Rodzić pojechała na wyspy Bahama. Jej córka przyszła na świat przez cesarskie cięcie 7 września. Dzień później do Anny dojechał jej 20-letni syn z pierwszego małżeństwa, Daniel. Chciał uściskać matkę i poznać swoją nowo narodzoną siostrę. Był zmęczony. Niedawno z Anną skończyli pracę nad pierwszym wspólnym filmem „Illegal Aliens”. Daniel był jego producentem, a Smith zagrała główną rolę. Kiedy chłopak usiadł w pokoju szpitalnym matki, poczuł się senny. Anna na chwilę wyszła i kiedy wróciła, miała wrażenie, że syn zasnął. Zaczęła go budzić. Bezskutecznie. Wezwała lekarza i wtedy okazało się, że Daniel nie żyje...
Jakie były przyczyny śmierci, dotąd nie wiadomo. Lekarze podejrzewają, że chłopak połknął za dużo antydepresantów, które mogły zakłócić akcję serca. Zrozpaczona Anna poprosiła dziennikarzy, aby zostawili ją w spokoju. Po raz pierwszy nie cieszyła się z tego, że piszą o niej wszystkie amerykańskie gazety. W jej marzeniach o sławie nie było miejsca na osobiste tragedie.
Miłość po grób
Anna stała się sławna w 1992 roku. Wtedy wybrano ją w „Playboyu” dziewczyną miesiąca. Rok później została dziewczyną roku i dowiedział się o niej cały świat. Kiedy podpisała kontrakt z firmą Guess Jeans, stała się nie tylko sławna, ale i bogata. Swój sukces zawdzięczała 89-letniemu mężczyźnie, potentatowi naftowemu J. Howardowi Marshallowi II. To on któregoś deszczowego dnia w 1991 roku wypatrzył ją w klubie „U Ricka” w Houston. Anna robiła tam striptiz i tańczyła przy rurze. Od razu mu się spodobała: wysoka, postawna, z dużym biustem i burzą blond włosów. Takie kobiety lubił najbardziej. Schorowany i jeżdżący na wózku inwalidzkim bogacz poprosił właściciela klubu, aby Anna po występie podeszła do niego. Kiedy modelka usiadła mu na kolanach, poczuł się – jak mówił – 40 lat młodszy. Długo rozmawiali, trzymając się za ręce. Na pożegnanie Howard zostawił nowej znajomej 100 dolarów. Zapewniał, że niebawem zobaczą się znowu.
Pojawiał się w klubie co kilka dni. Za każdym razem przynosił Annie jakiś drogi prezent. Nie mówił wiele o sobie. Wolał słuchać, co ona ma do powiedzenia. Któregoś dnia zaproponował Annie, że opłaci jej sesję zdjęciową. Uważał, że jest tak piękna, że może zawojować świat. Anna mówiła potem, że nie miała pojęcia, iż jej nowy znajomy jest jednym z najbogatszych ludzi w Ameryce. „Powiedział mi o tym dopiero kilka miesięcy po naszym pierwszym spotkaniu i zrobił to tylko dlatego, że byłam zawstydzona, że obdarowuje mnie drogimi upominkami”, opowiadała.
To Marshall namówił Annę, aby swoje zdjęcia wysłała do „Playboya”. Kiedy podpisała kontrakt, postanowił to uczcić. Zaprosił ją na kolację i podarował jej kolię z szafirami za 500 tysięcy dolarów. „Zostań moją żoną. Będziesz miała życie jak w bajce”, powiedział. Anna nie zastanawiała się ani chwili. Z ośmioletnim wówczas Danielem wprowadziła się do luksusowego domu Howarda w Houston. Od razu po ślubie Marshall rozpoczął starania o adopcję Daniela, a o Annie mówił, że jest światłem jego życia. Jak naprawdę układało się w ich małżeństwie, nie wiadomo. Kilka miesięcy po ślubie jedna z przyjaciółek Anny zdradziła prasie, że Howard każe żonie na jego oczach uprawiać seks z innymi mężczyznami. Anna nigdy tego nie potwierdziła. Pytana o męża, za każdym razem mówiła, że jest on jej największą miłością. 14 miesięcy po ślubie Howard zmarł. Anna, aby wszystkim udowodnić, jak cierpi, przyszła na pogrzeb ubrana w ślubną suknię. Płakała podczas całej ceremonii. Nazajutrz po pogrzebie publicznie ogłosiła, że mąż przed śmiercią obiecał jej połowę swego majątku.
Batalie sądowe
Największym przeciwnikiem Anny był syn Howarda, Pierce. Od początku nienawidził młodszej od siebie o 29 lat macochy. „Jak to możliwe, żeby króliczek »Playboya« kochał zniedołężniałego starca. Przecież takie rzeczy się nie zdarzają!”, krzyczał. Pierwsza sprawa spadkowa została jednak rozstrzygnięta na korzyść Anny. Decyzją sędziego miała otrzymać 474 miliony dolarów z miliardowej fortuny Marshalla. Pierce dostał szału. Starał się też dowieść, że Anna siłą zmusiła ojca do zmiany testamentu i wymogła na nim ustną obietnicę, że połowa pieniędzy przypadnie jej. Anna robiła, co mogła, aby udowodnić swoją wielką miłość do zmarłego. Po wystąpieniach w sądzie stała się w Stanach tak sławna, że telewizja E! Entertainment zaproponowała jej prowadzenie „The Anna Nicole Show”. Popularność programu przeszła najśmielsze oczekiwania. Okazało się, że Anna ma wielki talent komediowy i nie boi się szokować. W jednym z odcinków modelka przechadzała się po swoim domu w Los Angeles z urną z prochami męża pod pachą. „Popatrz, Howard, te rzeczy, które mi dałeś, nadal są moje. Nie martw się, Pierce ich nie dostanie”, mówiła. Publiczność była zachwycona, a rodzina Marshalla nie posiadała się z oburzenia.
Niebawem jednak Annę opuścił dobry humor. Sąd w Teksasie przyjął apelację Pierce’a i zadecydował, że z majątku męża należy się Annie jedynie 89 milionów dolarów. Pierce nie był zadowolony. Ogłosił, że dopóki żyje, będzie walczył o to, aby „Panna Zachłanna”, jak ją nazywał, nie dostała ani grosza. Anna coraz gorzej znosiła niekończące się batalie sądowe. Ze stresu i nerwów zaczęła się objadać. W ciągu półtora roku przytyła 27 kilogramów. Przeżyła pierwsze załamanie nerwowe. Od czasu, kiedy w 2004 roku zakończył się jej telewizyjny program, nie dostawała żadnych propozycji zawodowych. Spędzała czas w salach sądowych i zaczęła się panicznie bać, że już nigdy nie stanie przed kamerą.
Złudne nadzieje
Z pomocą Annie przyszedł jej syn Daniel, który oświadczył, że chce być filmowcem i nie wyobraża sobie, żeby matka nie grała w jego filmach. To obudziło w Annie nadzieję. Uwierzyła, że najlepsza rola jest ciągle przed nią. Miała pieniądze i wiedziała, że może pomóc synowi w karierze. Zaczęła się odchudzać i już rok temu jej ciało wyglądało tak apetycznie, jak w początkach lat 90. Przed sądem stawiała się w dobrym humorze. Nie przeszkadzało jej nawet to, że sprawa spadkowa nie posuwa się nawet o krok.
Wszystko zmieniło się 26 czerwca, kiedy agencja Associated Press podała do publicznej wiadomości, że Pierce Marshall nieoczekiwanie zmarł. Przyczyną śmierci miał być wyjątkowo złośliwy wirus. „Czy ten wirus nazywa się Anna Nicole?”, pytały złośliwie amerykańskie tabloidy. Anna publicznie złożyła kondolencje rodzinie swego wroga. Media w USA natychmiast zaczęły spekulować, czy już teraz może się uważać za wielką zwyciężczynię jednego z najgłośniejszych procesów spadkowych w amerykańskiej historii.
Anna spokojnie czekała na narodziny córki. W jednym z ostatnich wywiadów przed porodem oznajmiła, że czuje się tak, jak wtedy, gdy zaczynała swoją karierę. „Mam przeczucie, że wszystko, co najważniejsze, jest przede mną. Chcę teraz zająć się swoją karierą. Myślę, że jeszcze nie powiedziałam ostatniego słowa”. Ogłosiła, że ma dosyć mężczyzn i nie chce się już z nikim wiązać na stałe. „Mam syna, niebawem urodzę drugie dziecko. Jestem szczęśliwa i niech tak zostanie”, powiedziała. Nie spodziewała się wówczas, że niebawem w jej życiu zabraknie mężczyzny, na którym zależy jej najbardziej.
Iza Bartosz/ Viva!