Andrzej Saramonowicz - Lejdis bis

Andrzej Saramonowicz fot. ONS
Reżyser komedii „Jak się pozbyć cellulitu” zdradza nam, jak poznał tajniki kobiecej duszy
/ 23.01.2011 10:56
Andrzej Saramonowicz fot. ONS
- Co mężczyzna może wiedzieć o cellulicie?
Andrzej Saramonowicz:
Znajomość „wewnętrznego świata” kobiety nie jest jakąś wiedzą tajemną. Wrażliwy i baczny obserwator o płci przeciwnej wie wystarczająco dużo. Scenariusza tego filmu nie pisałem zresztą sam, ale z czterema kobietami. Tymi samymi, które pracowały przy „Lejdis”.

- Czy twoja żona, która jest pisarką, podsuwa Ci pomysły?
Andrzej Saramonowicz:
Tak, Małgosia jest jedną z tych czterech kobiet. Ale jej udział w tworzeniu filmu jest o wiele większy, bo jest również jego producentem.

- Jak pracuje się z własną żoną?
Andrzej Saramonowicz:
Bardzo dobrze. Możliwości intelektualne mojej żony są imponujące. Mieć ją za partnera w pracy jest bardzo bezpiecznie. Zwłaszcza że biznes filmowy to chodzenie po polu minowym. Dobrze jest mieć przy sobie odpowiedzialnego i uważnego partnera.

- W twoich filmach zaczynali kariery Więckiewicz, Karolak, Kuna, Boczarska. Masz dar do wyszukiwania talentów?
Andrzej Saramonowicz:
Mam intuicję do ludzi. Choć przy pierwszym spotkaniu jestem nieufny. Zanim zaproponuję rolę aktorowi, przyglądam mu się długo, i w teatrze, i w życiu prywatnym. Rolę szyję na miarę. Ci wszyscy aktorzy swoje role wcześniej zagrali w mojej głowie.

- Ich nazwiska powtarzają się. Są i tacy aktorzy, którzy już z Tobą nie pracują. Dlaczego?
Andrzej Saramonowicz:
Część mnie rozczarowała, dla części to ja byłem rozczarowaniem. Staram się nie stać w tłoku, kiedy widzę, że aktor ma za dużo propozycji. Nigdy nie zdarzyło mi się wziąć kogoś do filmu dlatego, że jest popularny. Teraz wróciłem do współpracy z Mają Hirsch i Cezarym Kosińskim, Rafałem Rutkowskim i Wojtkiem Mecwaldowskim. Od lat pracuję z Tomkiem Kotem i Magdą Boczarską – nigdy mnie nie zawiedli, tym razem również. No i wierzę, że odkryciem mojego najnowszego filmu będzie Dominika Kluźniak, a jej kariera potoczy się tak, jak innych aktorów, którzy zaczynali w moich filmach.

- Czy to prawda, że jesteś pierwszym polskim reżyserem, w którego film zainwestowało hollywoodzkie studio Warner Bros?
Andrzej Saramonowicz:
Jestem pierwszym polskim twórcą, któremu to studio zaproponowało pracę na terenie, na którym mieszka. Nie musiałem jechać tam, by się wykazać.

- Czy to oznacza większy komfort pracy?
Andrzej Saramonowicz:
Mam swobodę artystyczną, ale o filmie muszę myśleć w kategoriach biznesowych.

- Czyli ani złotówka nie może się zmarnować?
Andrzej Saramonowicz:
Mam nadzieję, że się nie zmarnuje. Razem z Warner Bros przyszła dyscyplina finansowa i ogromna mobilizacja. Nie chcę dać plamy przed widzami, ale pragnę też pokazać partnerom z Hollywood, że my też coś potrafimy.

Sylwia Borowska / Party

Porozmawiajmy o gwiazdach - forum >>

Redakcja poleca

REKLAMA