W filmie „Ondine” Neila Jordana Bachleda-Curuś wcieli się w postać morskiej nimfy, którą irlandzki rybak (w tej roli Farrell) łapie w sieć. Jedni pytali, jak aktorka zdobyła tę rolę, inni obstawiali, czy podrywacz Colin złamie jej serce. Nikt nie podważał jednego: że to film, który może otworzyć polskiej aktorce drzwi do prawdziwej kariery. Że w końcu się ziści jej amerykański sen.
Szkoła zamiast sławy
Do USA Alicja wyjechała w wieku 19 lat, by studiować w prestiżowej szkole aktorskiej Lee Strasberga w Nowym Jorku (kończyła ją m.in. Angelina Jolie). Zaskoczyła tą decyzją wszystkich, bo w Polsce miała już sukcesy na koncie. Na pewno była nim rola Zosi w „Panu Tadeuszu” – na castingu do tego filmu pokonała 1700 innych kandydatek. Potem Bachleda-Curuś podbiła serca widzów w serialu „Na dobre i na złe”, w którym przez ponad dwa lata grała Anię Bochenek, dziewczynę Tomka (Bartosz Obuchowicz). Wtedy porzuciła popularność i wyjechała do kraju, gdzie stała się jedną z miliona dziewczyn marzących o karierze aktorki. Wytrwale chodziła na castingi i wreszcie udało się! Amerykańscy recenzenci bardzo dobrze ocenili jej występ w filmie „Trade”, w którym zagrała Polkę porwaną przez mafię handlującą kobietami.
Meksyk, Kraków, Usa...
Dziś jej życie podzielone jest na pół: między Amerykę i Polskę. W Los Angeles Alicja ma pracę. W Krakowie – rodziców, brata Tadeusza i przyjaciół. Bachleda-Curuś przyjeżdża do Polski nawet kilka razy w roku i nigdy nie omija Krakowa. – Bardzo mi brakuje bliskich, staram się być jak najbliżej mamy i taty – zwierza się aktorka. Z Krakowem aktorka jest związana od dzieciństwa i gdyby nie wyjechała z Polski, dzisiaj byłaby jedną ze studentek iberystyki na Uniwersytecie Jagiellońskim. Dlaczego pięć lat temu wybrała akurat ten kierunek? Bo język hiszpański towarzyszy jej od... narodzin. Aktorka przyszła na świat w meksykańskim mieście Tampico. Jej ojciec, geolog, był tam wtedy na placówce naukowej. – Wyjechałam z Meksyku, kiedy byłam dzieckiem, ale ciągnie mnie w tamtym kierunku – deklaruje aktorka.
Brylant na palcu
Jednak na razie Bachleda-Curuś najwięcej czasu spędza w Los Angeles. Wynajęła tam mieszkanie, kupiła samochód, zakochała się… Podczas majowej wizyty w Polsce (Alicja przyleciała na prezentację nowej linii kosmetyków Lirene Design Your Style, której jest ambasadorką), aktorka miała na palcu piękny, brylantowy pierścionek. Wystarczyło kilka godzin, żeby portale plotkarskie obwieściły, że Alicja jest zaręczona. Zaprzeczyła, ale przyznała: – W USA jest ktoś, kto sprawia, że pobyt tam staje się przyjemniejszy – powiedziała „Party”. – To człowiek spoza branży filmowej – dodała. Nieoficjalnie mówi się, że mężczyzna, z którym związała się aktorka, ma na imię Robert, jest od niej o 20 lat starszy i pracuje jako producent muzyczny.
Amerykański sen
Do tej pory gwiazdy, takie jak Colin Farrell, Alicja spotykała na bankietach, festiwalach filmowych albo… stacji benzynowej. – Pewnego razu wybrałam się do kawiarni w Los Angeles. Nagle zauważyłam Mela Gibsona na stacji benzynowej. Zamurowało mnie – opowiada Alicja w rozmowie z „Party” – Obserwowałam go przez szybę kawiarni i uśmiechałam się pod nosem.
Czy film z Farrellem zmieni jej życie? Alicja o zawodowych sukcesach za oceanem opowiada ostrożnie. Nie chce się chwa lić, żeby nie zapeszyć: – W tym zawodzie jest tyle niewiadomych, że niebezpiecznie jest pa trzeć w przyszłość – mówi. Jak na dziewczynę z Hollywood jest niezwykle skromna. Ale może to jej klucz do sukcesu?
Maciej Kędziak / Party