„Z matką nigdy nie byłam blisko. Teraz rozumiem, że to przez tajemnicę, którą ukrywała przede mną całe życie”
„Jedno zdjęcie. Moja matka w sukni ślubnej. Obok niej mężczyzna, którego nigdy wcześniej nie widziałam. Wysoki, przystojny, z gęstymi ciemnymi włosami i oczami zupełnie innymi niż mój tata. Ujęcie było z bliska, trzymali się za ręce. Wyglądali na zakochanych. – To... niemożliwe – szepnęłam, serce zaczęło mi bić szybciej. – Przecież to nie tata...”.

- Redakcja
Wróciłam do domu babci dzień po pogrzebie. Wciąż pachniało tu tak samo – lekko lawendą i kurzem. Choć nie mieszkała z nami od lat, była mi bliższa niż własna matka. Po śmierci ojca nasze relacje z mamą zupełnie się rozpadły – rozmawiałyśmy tylko, gdy musiałyśmy. Na strych weszłam z westchnieniem i stłumionym lękiem. Wszystko wyglądało dokładnie tak, jak zapamiętałam z dzieciństwa. Zaczęłam porządkować pudła pełne staroci, zdjęć, pamiątek. Coś mi podpowiadało, że znajdę tu coś więcej niż kurz i śmieci. Coś, co od lat było przede mną ukrywane.
Odkrycie na strychu
Pudło stało na samym końcu strychu, za starą kołyską i ramą bez obrazu. Było ciężkie, obtarte z jednej strony, oklejone taśmą z napisem „Nie otwierać”. Oczywiście otworzyłam. W środku – książki, zeszyty, kilka pożółkłych gazet... i album fotograficzny, zupełnie niepodobny do tych, które znałam z dzieciństwa. Ten był większy, w skórzanej oprawie, z pozłacanym brzegiem. Otworzyłam go ostrożnie. Pierwsze strony – zdjęcia z dzieciństwa mojej matki. Uśmiechnięta Maria na sankach, w sukience z falbanką, z babcią Heleną w ogrodzie. Znałam te twarze. Przewracałam kolejne kartki, aż nagle zatrzymałam się gwałtownie.
Jedno zdjęcie. Białe tło. Moja mama w sukni ślubnej. Obok mojej mamy stał mężczyzna, którego nigdy wcześniej nie widziałam. Wysoki, przystojny, z gęstymi ciemnymi włosami i oczami zupełnie innymi niż mój tata. Ujęcie było z bliska, trzymali się za ręce. Wyglądali na zakochanych.
– To... niemożliwe – szepnęłam, serce zaczęło mi bić szybciej. – Przecież to nie tata...
Wyjęłam telefon. Po trzech sygnałach usłyszałam głos matki.
– Mamo... z kim jesteś na starym ślubnym zdjęciu?
– Zostaw te bzdury, Aniu – odpowiedziała po chwili ciszy. – To stara historia, nie warto o tym teraz mówić.
Ale ja już wiedziałam, że to nie była żadna bzdura. Tylko początek czegoś, co miało zburzyć cały mój świat.
Kim on jest?
Drzwi do mieszkania matki otworzyły się z trzaskiem. Nie miałam zamiaru się zapowiadać. Stała w kuchni, mieszała coś w garnku.
– Co ty tu robisz?
– Kim on jest? – zapytałam prosto, bez żadnych ceregieli. – Dlaczego nigdy mi o nim nie powiedziałaś?
Mama spojrzała na mnie z chłodnym spokojem, jakby to była zwykła rozmowa o pogodzie.
– To nie twoja sprawa. To przeszłość. Twoim ojcem był Witold – powiedziała, z naciskiem na „był”.
– Był Witold? Po co to mówisz? – moje słowa zabrzmiały ostrzej, niż planowałam.
– Nie chcę o tym rozmawiać.
– A kiedy? Kiedy będzie odpowiedni moment, żebyś powiedziała mi prawdę? Jak już zupełnie przestanę wierzyć w cokolwiek?
Wiedziałam, że to ją rani, ale nie zamierzałam się wycofać. W tej chwili bardziej bolała mnie świadomość, że całe moje dzieciństwo mogło być zbudowane na kłamstwie.
– Odsuń się, muszę odcedzić ziemniaki – powiedziała tylko, jakby to miało zamknąć rozmowę.
Patrzyłam na nią w milczeniu, czując, jak złość miesza się z rozczarowaniem. Nigdy nie była czuła, ale teraz wydawała się niemal obojętna.
Wyszłam z kuchni, trzaskając drzwiami. Nie pojechałam do siebie. Zostałam w aucie pod jej blokiem, czując, że to dopiero początek. Bo skoro już raz skłamała, to musiała kłamać więcej. I ja to wszystko odkryję. Jedno po drugim.
Usłyszałam: „Powiedz jej prawdę. I tak się dowie”
Zostałam u niej na noc, choć żadna z nas tego głośno nie zaproponowała. Po prostu wróciłam. Zasnęłam na kanapie w dużym pokoju, przykryta kocem, który pamiętał jeszcze mojego ojca. Nie spałam jednak długo.
Obudziły mnie szepty. Głos matki, stłumiony, ale wyraźny. Drzwi do kuchni były uchylone, światło ledwo się sączyło na korytarz. Zerwałam się po cichu, stanęłam za framugą. Mówiła przez telefon.
– Znalazła ten cholerny album. Sama. Nie wiem, co mam zrobić.
Pauza. Odpowiedź drugiej osoby była zbyt cicha, bym mogła ją rozpoznać. Ale matka kontynuowała:
– Powiedz jej prawdę. I tak się dowie. Prędzej czy później. Witold nigdy nie chciał, żeby wiedziała. To był jego wybór. Ja… ja tylko to szanowałam.
Zrobiło mi się gorąco. Czułam, że serce zaraz wyskoczy mi z klatki. Cofnęłam się o krok, ale deska podłogi zaskrzypiała. Matka spojrzała w moją stronę. Rozłączyła się szybko i odłożyła telefon.
Weszłam do kuchni powoli. Spojrzała na mnie bez słowa.
– Już wiem – powiedziałam cicho, ale pewnie. – Słyszałam wszystko. Powiedz mi w końcu prawdę. Nie masz prawa dłużej milczeć.
– Aniu...
– Nie, mamo. Albo teraz, albo nigdy.
Wzruszyła ramionami, ale jej twarz poszarzała. Po raz pierwszy widziałam w niej zmęczenie. I strach. Już nie była taka pewna siebie. Zaczynała pękać. I ja zamierzałam to wykorzystać.
Witold postawił jeden warunek
Usiadła powoli przy stole, dłonie złożyła na blacie, jakby modliła się o siły. Cisza ciągnęła się długo, zanim cokolwiek powiedziała. Nie przerywałam. Patrzyłam tylko. Czekałam.
– Nazywał się Jan – zaczęła w końcu, jakby to imię ciążyło jej na języku. – Poznałam go w liceum. Był... inny niż wszyscy. Rysował, grał na gitarze, potrafił całymi godzinami mówić o rzeczach, których wtedy nie rozumiałam. Ale przy nim czułam się ważna. Żywa.
Zamilkła na chwilę. Poprawiła rękaw swetra, jakby szukała pretekstu, by nie patrzeć mi w oczy.
– Babcia była przeciwna. Mówiła, że artysta to nie mąż, tylko kłopot. Jan próbował się przebić, dostać na ASP. Był ślub, ale nie udało się. Jego rodzina też nie akceptowała mnie. Chcieli, żeby wyjechał za granicę. I wyjechał. Zostawił mnie. Nie napisał nawet kartki.
– I wtedy... zaszłaś w ciążę?
Kiwnęła głową.
– Byłam sama. A potem pojawił się Witold. Znaliśmy się z sąsiedztwa, był o kilka lat starszy. Nigdy nie zapytał, kto jest ojcem. Po prostu był. I kiedy się oświadczył, przyjęłam to jak dar z nieba.
– I zgodził się mnie wychować, wiedząc, że nie jestem jego?
– Tak. Ale postawił jeden warunek. Że nigdy się nie dowiesz.
– I ty... zgodziłaś się?
Spojrzała mi prosto w oczy.
– Tak. Bo bałam się, że ci to coś odbierze. Że przestaniesz go kochać. A on cię kochał, Aniu.
Nie wytrzymałam. Wstałam gwałtownie, odepchnęłam krzesło.
– A ty jak mnie kochałaś, że nie mogłaś dać mi prawdy?
I wyszłam.
Bałam się, że nie będzie chciał mnie widzieć
Znalazłam go po tygodniu. Internet, stare nazwisko, szczątki informacji w lokalnych artykułach o wystawie rysunków. Jan mieszkał teraz w małym miasteczku na północy, prowadził warsztaty plastyczne w domu kultury. Spakowałam się w godzinę i pojechałam. Jechałam całą noc. Bałam się, że odmówi, że nie będzie chciał mnie widzieć. Albo – co gorsza – nie rozpozna mnie w ogóle.
Drzwi otworzył od razu, jakby czekał. Mężczyzna siwy, szczupły, z tą samą linią brwi, co moja. I tym samym spojrzeniem, które widziałam kiedyś w lustrze, nie potrafiąc go przypisać żadnemu z rodziców.
– Czy pan Jan? – zapytałam, ledwo panując nad głosem i od razu przeszłam do konkretów – Jesteś moim ojcem.
Patrzył długo, uważnie. W końcu kiwnął głową.
– Wiedziałem, że kiedyś zapukasz. Jesteś bardzo podobna do Marii.
– Dlaczego mnie zostawiłeś?
Westchnął i cofnął się, wpuszczając mnie do środka.
– Nie zostawiłem ciebie. Odszedłem od niej. To różnica.
Usiedliśmy w małym salonie pełnym rysunków i zapachu farby. Mówił powoli. O tym, jak żałował. Jak nigdy nie przestał myśleć o tym, co mogłoby być.
– Nie chcę cię zmuszać, byś mnie znała. Ale skoro już tu jesteś, to zostań, proszę.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Nie czułam w nim ojca. Ale czułam człowieka, który chciałby nim być.
– Zobaczymy – powiedziałam tylko.
I chyba oboje zrozumieliśmy, że właśnie tak musimy zacząć.
Zrozumiałam bardziej matkę
Wróciłam do mieszkania babci. Po tej podróży wydawało się jeszcze bardziej puste, choć wcześniej sądziłam, że już bardziej się nie da. Album leżał na stole. Otwarty. Wciąż na tym samym zdjęciu.
Moja matka nie dzwoniła. Ja też nie. Chciałam wierzyć, że potrzebujemy czasu. Ale może po prostu obie nie umiemy. Nie potrafimy mówić: „przepraszam”, ani „dziękuję”, ani nawet „tęsknię”. Wszystko, co najważniejsze, zawsze między nami milczało.
Zdjęcie z albumu schowałam do kieszeni kurtki. Nie wiem, po co. Nie chciałam go pokazywać, nie zamierzałam go wyrzucić. Może potrzebowałam dowodu, że nie zwariowałam. Albo przypomnienia, że prawda istnieje nawet wtedy, gdy wszyscy starają się ją ukryć.
Z Janem rozmawialiśmy kilka razy przez telefon. Uprzejmie, ostrożnie. On pytał o mnie, ja o jego rysunki. Nie było w tym żadnej bliskości, ale coś się jednak zmieniło – nie był już całkowicie obcy. Czy kiedyś będę umiała powiedzieć do niego „tato”? Nie wiem. Może. Może wystarczy, że się staramy.
Mama... z nią będzie trudniej. Zawsze było. Ale teraz wiem jedno: nie była zimna z natury. Była zimna, bo życie ją oziębiło. Bo nosiła w sobie coś, co nigdy nie znalazło ujścia. I może właśnie dlatego nie umiała mnie objąć, kiedy najbardziej tego potrzebowałam.
Czasem musimy rozbić wszystko, co znamy, żeby zrozumieć siebie od nowa. A ja właśnie zaczęłam budować od zera.
Anna, 32 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mąż poszedł na grzyby do lasu i już nigdy nie wrócił. Po 10 latach zobaczyłam go z nową rodziną”
- „Pojechałam ze znajomymi na zwykłe grzybobranie. Zamiast kosza grzybów przywiozłam sekret, o którym nie chcę mówić mężowi”
- „Adrian zamiast grzybów szukał w lesie przygód. Tak pięknie opowiadał o maślakach, że pokazałam mu, co potrafię”

