Kiedyś na zajęciach usłyszałam całkiem fajną rzecz - "na parkiecie jesteś Ty, Twój partner i wasz taniec. Nawet gdy wysiądzie prąd, płyta się zatrzyma, wy powinniście tańczyć dalej, bo ta muzyka tak naprawdę powinna wypływać z waszych wnętrz".
… A więc stoimy na parkiecie - ja i mój partner. Ja chcę w lewo - on w prawo. Ja w przód - on w tył. I proszę, awantura gotowa. A wtedy nasi Kochani Instruktorzy dostają szewskiej pasji, białej gorączki, z nosa bucha im para, oczy ciskają błyskawicami na lewo i prawo. Są dwa wyjścia - albo w tył zwrot, nogi za pas i biegiem z sali (choć szkoda już opłaconej lekcji) albo… albo można pokłócić się niewerbalnie, czyli - zatańczyć TANGO. Pokłócić się w najpiękniejszy na świecie sposób.
I nawet gdyby zastanawiać się nad pochodzeniem tanga - już można zacząć ostro dyskutować. Jedni twierdzą, że taniec ten wywodzi się z kubańskiej tradycji habanery; inni, że z candombe czy też tangano - granego na bębnach przez afrykańskich niewolników; jeszcze inni twierdzili, że to kolonialiści hiszpańscy wraz z Indianami grając swą ludową melodię - milongę, zapoczątkowali ten taniec, który nie miał zbyt łatwego "życia". Bardzo mocno erotyczny, gdyż tańczony głównie w barach i domach publicznych, był potępiany nie tylko przez "znawców", ale i przez papieża Piusa X. Ale, że zakazany owoc smakuje najlepiej, to i tango znalazło swoich wiernych amatorów. Bo komu nie podobałaby się mieszanina dominacji i uwodzenia, delikatności a zarazem dzikiej namiętności?
Ale poza "podobaniem się", trzeba je zrozumieć. Bo tango to coś więcej niż taniec - to cała "filozofia", styl życia. Kobieta, tylko z pozoru uległa - poddaje się dominacji mężczyzny, ale że niewielu paniom przychodzi to bez trudu, to dochodzi w tangu do dramatycznych zdrad, rozstań i powrotów.
Na samym początku tango wydawało mi się dość dziwnym tańcem - ugięte kolana, stopy chwilami niezbyt naturalnie "powykręcane", nagłe - niczym nieuzasadnione - zwroty. I niby jak by to zrobić, żeby nie wyglądało to jak spacerek, w którym stawiasz nóżkę za nóżką, ale jak ognisty, energetyzujący taniec? Dopadłam mój ulubiony fotel, założyłam słuchawki na uszy, włączyłam muzykę, zamknęłam oczy i…
… i nagle znalazłam się w zadymionej spelunie - wokół pełno walających się po podłodze butelek po "wodzie ognistej", na stole pokładają się jegomoście mocno zmęczeni wyjątkowo sukcesywnym opróżnianiem ich zawartości, przy okazji ostatkiem sił albo resztką woli ćmiąc te swoje cygara. Kiedy moje oczy przyzwyczaiły się do tego półmroku, z gryzącego dymu zaczęła wyłaniać się JEGO sylwetka. Chciałam krzyknąć, że tego już za wiele… Że co on tu robi??!! Chciałam rozpętać burzę, ale… Nagle w jakimś ciemnym kącie zaczął chrypieć gramofon, a my stojąc naprzeciw siebie zaczęliśmy tworzyć swój własny, intymny świat. To już nie był tylko taniec ze sobą. Tańczyliśmy dla siebie. Swoje tango. To był pojedynek naszych ciał - potyczka, w której gdy już przebrzmią ostatnie takty, nie ma ani wygranych ani przegranych…
…otworzyłam oczy, wstałam, do torby spakowałam buty do tańca i pobiegłam na zajęcia. Jeszcze długa droga przed nami, ale teraz już wiem, że żeby te kroki były prawdziwym tańcem, trzeba uśpić rozum a obudzić zmysły…
I tylko "…czasem coś w sercu zapłacze,
Ozwą się dawne, obłędne rozpacze
Lecz wszystko zgaśnie i minie
Nim z melodią tą wstanie brzask…"
TANGO MILONGA
Ozwą się dawne, obłędne rozpacze
Lecz wszystko zgaśnie i minie
Nim z melodią tą wstanie brzask…"
TANGO MILONGA
Akademia Tańca ESENS
www.esens.taniec.info
www.esens.taniec.info