Rozmowa z Cezarym Żakiem
Nie pojawia się pan na bankietach. Nie chce pan należeć do tzw. warszawki?
Nie mam czasu na bywanie na bankietach. Ale to nie jest tak, że w ogóle nie bywam.
Pojawiam się od czasu do czasu na jakichś wyjątkowych przyjęciach.

Nie pojawia się pan na bankietach. Nie chce pan należeć do tzw. warszawki?
Nie mam czasu na bywanie na bankietach. Ale to nie jest tak, że w ogóle nie bywam.
Pojawiam się od czasu do czasu na jakichś wyjątkowych przyjęciach.
Wyjątkowych, czyli jakich?
Bardzo kuszą mnie te, na których serwowane są owoce morza i dobre cygara. To takie dwie moje słabości, którym nie potrafię się oprzeć.
Na takich przyjęciach czuje się pan, jak gwiazda?
Nie przesadzałbym z tym określeniem. Jestem popularny i już.

Lubi pan ten moment, kiedy pojawia się w miejscu publicznym i jest proszony o autograf, zaczepiany?
Pewnie, że tak i nie wierzę tym, którzy mówią, że jest inaczej. Popularność jest piękna i każdy, kto pojawia się na scenie czy ekranie chce być rozpoznawany i zaczepiany.
Popularność przyszła do panna dosyć późno.
Tak, dlatego nie zachłysnąłem się tym, nie zwariowałem ani oszalałem i nie zmieniło się moje postrzegania świata. Przyjąłem to - myślę - godnie i spokojnie, bo wiem, że podstawą jest pokora. Poznałem smak chałtur, długiego czekania na propozycje, smak ciężkiej pracy i braku pieniędzy. Ale nawet w takich trudnych chwilach nie załamywałem rąk, tylko szedłem dalej. Wiedziałem, że kiedyś to się zmieni. Zawsze byłem przekonany, że wraz z żoną Kasią poradzimy sobie i wyjdziemy na prostą.
Wraz z sukcesem przychodzą pieniądze?
Tak, ten zawód ma to do siebie, że na szczęście się to łączy.
Stać pana na to, aby spełniać zachcianki najbliższych i swoje?
Tak, pod tym względem nie mogę narzekać i chyba mogę powiedzieć, że poznałem smak szczęścia. Mogę spełniać swoje marzenia o podróżach i w miarę wygodnym życiu, ale jest jeszcze jedno marzenie, które chciałbym także spełnić.
Zdradzi pan?
Tak, to dom nad brzegiem morza... Śniadanie z widokiem na morze... Taras, na którym mogę usiąść, zapalić cygaro... Mam nadzieję, że kiedyś tak właśnie będzie.
Lubi pan wydawać pieniądze?
Pewnie, że lubię. Pieniądze dają wolność i człowiek czasami się zapomina, ale wszystko jest w granicach przyzwoitości. Jeśli już coś kupuję, to wolę zapłacić więcej i mieć w dobrym gatunku, niż za chwilę kupować coś nowego. Lubię mieć dobry samochód i wygodne buty.
A zakupy dla żony?
Jak najbardziej! Jestem zwolennikiem obdarowywania kobiet prezentami, i to bez okazji.
No właśnie, te kobiety...
Są wspaniałe. W domu mam trzy i jestem szczęśliwy.
Ma pan dwie córki. Udziela im pan rad?
Nie udzielam rad, tylko tłumaczę dziewczynom, że nauka naprawdę nie idzie w las i warto czasami posiedzieć nad książką. Oboje z żoną mamy świetny kontakt z córkami. Rozmawiamy z nimi o wszystkim i to uważam za nasz wielki sukces wychowawczy.
A jaki moment w wychowywaniu córek był najtrudniejszy?
Chyba, kiedy po raz pierwszy zostałem sam z maleńką Olą. Nie bardzo wiedziałem, jak sobie radzić z przewijaniem... Ale dałem radę.
Dużo czasu pan im poświęcał?
No, niestety, po pierwsze nie bardzo miałem czas, a po drugie, nie potrafiłem się bawić w ustawienie klocków. Nie było to moją mocną stroną.
Dzisiaj, kiedy córki są już duże - oceniają pana pracę?
Tak, i nawet są krytyczne, ale mój egoizm sprawia, że wiem swoje.
Krótko trzyma pan córki?
To domena żony. Ja często im odpuszczam.
mwmedia

