Reklama

Kiedy skończyła trzy lata, oświadczyła rodzicom, że „chce być piosienkalką”. Miała nie tylko plan, ale też wspaniałe geny. Jej mama Anna Jantar była wokalistką, ikoną lat 70., a ojciec – utalentowanym kompozytorem. Natalia Kukulska swój pierwszy przebój „Puszek okruszek” wylansowała, kiedy skończyła dziesięć lat. Była gwiazdą dziecięcej piosenki. Potem przycichła, aby skończyć szkołę. Do śpiewania wróciła w połowie lat 90., tuż po maturze. Mimo że ciężko pracowała na swój sukces – wydała pięć płyt i wylansowała kilka przebojów, nie mogła uwolnić się od porównań z tragicznie zmarłą mamą. W pewnym momencie dojrzała do tego, aby raz na zawsze rozliczyć się z legendą Anny Jantar. Zrobiła to w 2005 roku – wydała płytę „Po tamtej stronie” z własnymi interpretacjami piosenek mamy. W tym czasie sama już była mamą pięcioletniego Janka i właśnie urodziła córeczkę Anię.

Trzy lata temu Natalia Kukulska nagrała zaskakująco inny od poprzednich album „Sexi Flexi”. Całkowicie zmieniła wtedy styl – nie tylko ubierania się, lecz także myślenia. Zmieniło się też grono jej fanów. Po latach nieustannej obecności w mediach Natalia troszkę się wycofała, bo postanowiła od tego momentu robić „tylko swoje”. Przez cały czas miała przy sobie męża Michała Dąbrówkę, również muzyka. I naturalną koleją rzeczy następną płytę nagrała właśnie z nim. Ich album „CoMix” powstawał prawie dwa lata w domowym studiu. Premiera w maju!

– Niektóre małżeństwa po remoncie wspólnego domu rozpadają się, co się w takim razie dzieje po nagraniu razem płyty?
Natalia Kukulska:
Pojawia się radość, że się udało, bo ta płyta była dla nas wyzwaniem! To nasza autorska i samodzielna produkcja. Jasne, że były takie momenty, kiedy żarliwie dyskutowaliśmy, nawet sprzeczaliśmy się. Ale płyta nie podzieliła nas, wprost przeciwnie – zbliżyła jeszcze bardziej. Mam takie poczucie, że po tylu latach wcale nie jesteśmy znudzeni sobą. Jeszcze mnóstwo rzeczy mamy sobie do powiedzenia.

– To wielki przywilej po dziesięciu latach małżeństwa.
Natalia Kukulska:
Mieliśmy szczęście, trafiając na siebie. Po prostu: trafiony-zatopiony! (śmiech). Ale wybacz, szczegóły zostaną między nami. Jesteśmy sobie bardzo bliscy. Jednak boimy się afiszować naszym uczuciem. Wolimy raczej pokazać, co ciekawego może wyjść z połączenia dwóch muzycznych światów, które stały się w pewnym momencie jednym. Nasze życie poza sceną jest zwyczajne i lubimy to. Nie potrzebujemy w nim ekstrawagancji.
Z drugiej strony nie jesteśmy „normalni” tak do końca, bo mamy bzika na punkcie muzyki. I mamy też ogromne poczucie humoru, które ratuje nas w wielu sytuacjach. Śmiechem najłatwiej rozładować napięcie. Obserwuję znajomych, którzy są w związkach polegających na nieustannym „przeciąganiu liny”. Licytują się, co kto ma zrobić, a czego nie. Od rana zastanawiają się, jak sprawić, by wyszło na jego. Po co? Zwariowałabym w takim związku. Nie chciałabym być więźniem miłości.

Porozmawiajmy o gwiazdach - forum >>

– Uważałaś, że z mężem nagrasz najlepszą płytę?
Natalia Kukulska:
Tak. Bo mam do niego zaufanie i... podziwiam go. Michał jest bardzo skromny. Nawet nie zauważył, że czwarty rok z rzędu jest uznawany w polskiej branży muzycznej za najlepszego perkusistę. Latami komponował do szuflady. Już na moich poprzednich płytach pojawiały się jego kompozycje. Zdobyliśmy doświadczenie z różnymi producentami i doszliśmy do wniosku, że chcielibyśmy sami spróbować. Kiedy słuchamy piosenki, w tym samym momencie przechodzi nas dreszcz. Muzyka jest ważnym spoiwem naszego związku. Dlatego pomysł nagrania wspólnej płyty wydawał mi się naturalny. Czułam, że to się kiedyś zdarzy.

– Nie przerósł Was ten pomysł?
Natalia Kukulska:
Życie zaczęło nas przerastać. To nie był łatwy czas. Niejednokrotnie zdarzało się, że mieszając zupę, wpadałam na jakiś pomysł i nagle zbiegałam na dół do piwnicy, gdzie mamy studio, żeby go zarejestrować. Kiedy jest czas na pracę, bo dzieci są akurat w przedszkolu i szkole, nie zawsze jest tak zwana wena. Za to potrafi przyjść w najmniej odpowiednim momencie.

– Jak, będąc w domu, „chodziłaś do pracy”?
Natalia Kukulska:
Teraz wiem, że praca w domu to nie najlepsze rozwiązanie. Jedyny plus – nie stoi się w korkach. W domu jest zawsze coś do zrobienia, zwłaszcza przy dzieciach. Kiedy schodziłam do studia, nagle słyszałam: „Mamo!”. Ale kiedy terminy zaczęły nas gonić, musiałam być bardziej stanowcza: „Nie ma nas!”, „Żadnych telefonów!”. Na szczęście mieliśmy pomoc naszych bliskich. Początki pracy wymagały dużej cierpliwości, bo musieliśmy zaprzyjaźnić się z techniką. Nie zatrudniliśmy realizatora dźwięku, więc uczyliśmy się na własnych błędach. Ta płyta, poza gościnnym udziałem kilku muzyków, to całkowicie domowa robota. Często przez kilka godzin walczyliśmy z przepinaniem kabelków albo lokalizowaniem problemu technicznego. Chcę jednak wszystkich uspokoić. „CoMix” to nie tylko moje wokalizy i gra Michała na perkusji. U nikogo tak mocno nie panowałabym nad sobą jak podczas pracy u samej siebie. Śpiewam więc oszczędnie.

– O czym?
Natalia Kukulska:
Już sam tytuł „CoMix” sugeruje, że nie jest to płyta z kluczem. To kompilacja różnych historii. Album bardzo kolorowy, choć spójny, bo spod jednej ręki. Moje przemyślenia, z których ułożyłam teksty, nie zawsze są sumą moich doświadczeń. Piosenka „Black and White” mówi o tym, że w życiu nic nie jest takie oczywiste. W piosence „CoMix” śpiewam o pozorach życia, jeden obraz – tysiące interpretacji. Dziś wystarczy komuś zaledwie strzęp informacji, aby ośmielił się powiedzieć: „Wiem wszystko”. A to przecież nieprawda. Jest piosenka o zmaganiu się z rzeczywistością, o ambicjach i o przeznaczeniu – „Będzie, jak ma być”. Jedyną niezwykle osobistą piosenką jest „Wierzę w nas”.

– Czy samodzielna produkcja płyty od A do Z oznacza, że zamknęliście się na współpracę z innymi artystami?
Natalia Kukulska:
Nie. Adam Sztaba zaaranżował smyczki do dwóch utworów i nagrał je w studiu Polskiego Radia. Jedyne, na co się zamykam, to telewizyjne shows. Odmówiłam kilku stacjom udziału w nich. Nie dlatego, że gardzę nimi. Ale zadaję pytanie, czemu udział w nich ma służyć? Wciąż chcę być piosenkarką, a nie jurorką czy prezenterką. Chcę robić coś, co przynosi mi satysfakcję.

– Co było punktem zwrotnym w Twoim życiu i zmieniło spojrzenie na własną karierę?
Natalia Kukulska:
Przede wszystkim dzieci. To one pozwoliły mi zobaczyć rzeczy najważniejsze. Na przykład gdy po raz kolejny musiałam wybierać między nimi a wywiadem. No bo masz trzy godziny i albo jedziesz na wywiad, żeby mówić o tym, jak ważne jest spędzanie czasu z dziećmi, albo po prostu przez trzy godziny z nimi jesteś. Podeszłam poważnie do sprawy wychowania.

– I wyraźnie zwolniłaś tempo. Nie brakuje Ci adrenaliny, tych misiów pluszowych rzucanych pod nogi przez fanki?
Natalia Kukulska:
Czasy się zmieniły. Kiedy w 1997 roku podpisywałam płytę „Puls” w Empiku, nie dało się wejść do środka. Taki był tłum nastolatek z plakatami Natalii Kukulskiej wyrwanymi z magazynu „Bravo”. Dziś, w wieku 34 lat, nie oczekuję tego. Jestem już w zupełnie innym miejscu. Co innego jest dla mnie w życiu ważne, a żyję i tak na wystarczająco dużych obrotach.

– Czy Wasze dzieci odziedziczyły talent muzyczny?
Natalia Kukulska:
Tak.

– Chciałabyś, żeby poszły tą samą drogą co Wy?
Natalia Kukulska:
Mam taką pokusę, kiedy widzę, że Ania bez przerwy śpiewa. Ostatnio oświadczyła: „Mamo, ja też chcę pracować tak jak ty”. Dzieci, chcąc nie chcąc, uczestniczyły w produkcji płyty, mają nawet swoje ulubione piosenki. Proszą, byśmy puszczali im w samochodzie tylko „CoMix” i śpiewają z nami. Jasio na pianinie potrafi zagrać kilka linii melodycznych z płyty. Na pewno nasze dzieci miałyby wspaniałe zaplecze: instrumenty, studio, wsparcie rodziców. Ale mogą też się zbuntować przeciwko muzyce, bo widzą, że ta praca odbiera im rodziców.

– Czy dziesięć lat temu podejrzewałaś, że tak potoczy się Twoje życie?
Natalia Kukulska:
Po cichu na to liczyłam. Ziściły się moje wyobrażenia o rodzinie, jakiej sama nie miałam w dzieciństwie. Noszę w sobie jakiś podskórny lęk przed rozstaniem z bliskimi. Ogromną radość sprawia mi dawanie. To ja przypominam, kto kiedy ma urodziny. Chucham i dmucham na wszystko i wszystkich. Nie usiądę w domu spokojnie, ciągle się krzątam. Życie składa się z tylu drobiazgów… nie ma miejsca na nudę!

Sylwia Borowska / Party

Reklama
Reklama
Reklama