Katarzyna Zielińska - Narodziny gwiazdy
To jest jej rok! Najpierw zdobyła Telekamerę, teraz wystąpi w „Tańcu z Gwiazdami” i dla wielu jest murowaną kandydatką do zwycięstwa.
Jednak Kasia może zdobyć znacznie więcej niż tylko Kryształową Kulę.

Długo czekała na taką okazję. Gra przecież od lat, ale raczej epizody. Najtrudniejszy czas – kiedy wieczorem występowała w krakowskich teatrach, a już o wczesnym świcie jechała pociągiem do Warszawy, bo tu organizowano kolejny casting – Katarzyna Zielińska (32) ma już jednak za sobą. Była uparta. Choć główne role dostawały inne aktorki, nie poddawała się. Na chwilę pojawiła się w „Quo vadis”, „Dniu świra” czy obsypanym nagrodami „Placu Zbawiciela”. Były też seriale: „Klan” czy „Złotopolscy”. „Miła, uśmiechnięta”, wspominają ją ludzie z tamtych produkcji. I jednym tchem dodają: „Ale nie miała zadatków na gwiazdę”. Czyżby? Dziś już nikt nie pyta: „Zielińska, a która to?”.
Widzowie najpierw docenili ją za rolę w „Barwach szczęścia”, a potem pokochali jako zwariowaną, wiecznie uśmiechniętą panią kapitan jednej z rywalizujących drużyn w popularnym teleturnieju „Kocham Cię, Polsko!”. Ta sympatia publiczności szybko przełożyła się na sukces – przyniosła Kasi tegoroczną Telekamerę dla najlepszej aktorki. Ona sama nie zamierza jednak spocząć na laurach. Wypiękniała, przyjmuje kolejne role, a przede wszystkim wystąpi w „Tańcu z Gwiazdami”. Udział w tym bijącym rekordy popularności show dla wielu gwiazd okazał się przepustką do wielkiej sławy i kariery. Już za chwilę taką przepustkę dostanie Katarzyna Zielińska. Pytanie tylko, czy będzie umiała ją wykorzystać?
Nie spaść z tej karuzeli
Katarzyna Zielińska nie raz pokazała już, że potrafi walczyć o sukces. Choć nie zawsze było jej łatwo. Przyznaje, że długo szukała własnego stylu. Mijały lata, a ona wciąż nie wiedziała, w czym dobrze wygląda, popełniała błędy i zbierała cięgi. Niedawno zdradziła, że otrzeźwiała dopiero, gdy od producenta programu, w którym pracowała, usłyszała kategoryczne: „Zmień sposób ubierania na mniej krzykliwy i zrzuć parę kilo”. Zadziałało jak kubeł zimnej wody. „Już wiem, krótkie włosy, proste rzeczy”, mówiła niedawno w jednym z wywiadów. I rozmiar „XS”. Nie kryje, że odkąd pamięta, miała problemy z utrzymaniem wagi. Jej nowa figura to kolejny sukces. Pół roku żmudnych ćwiczeń i dieta. Ale wyrzeczenia się opłaciły. Nowy wizerunek Kasi jest szeroko komentowany. Jednogłośnie na plus.
Do tej pory wszystko osiągała drobnymi kroczkami. Ale na początku tego roku jej życie gwałtownie przyspieszyło.
– Wróciłam z zimowych wakacji i nagle tysiąc rzeczy spadło mi na głowę – wspomina w rozmowie z „Party”. Z dnia na dzień dostała z TVN propozycję zagrania w „Listach do M” (premiera w listopadzie). Na zdjęcia próbne trafiła z biegu, po drodze do pociągu. To był czysty spontan, ale spodobała się. Ledwie co zeszła z planu serialu w telewizyjnej Dwójce, a tu decyzja, następnego dnia od świtu zaczynamy kręcić. Za oknem zima, wszystko uśpione, a jej przelatywało przez głowę: „Mój świat oszalał!”. Grała serię spektakli, codziennie latała do Krakowa na jakieś zdjęcia. Jak odmówić, kiedy chodzi o specjalny odcinek „Tak to leciało!” przygotowywany z myślą o kobietach walczących z rakiem? A Katarzyna Zielińska znana jest z tego, że chętnie włącza się w akcje charytatywne. Do tego doszły przygotowania do zaplanowanej na koniec stycznia premiery „Och, Karol 2”, którą bardzo przeżywała, bo to jej debiut na wielkim ekranie. W lutym wybuchła kolejna bomba – Katarzyna Zielińska zdobyła Telekamerę dla najlepszej aktorki. – Czułam totalne zmęczenie, ale dostałam nagrodę, z której się tak niesamowicie cieszyłam.
Porozmawiajmy o gwiazdach - forum >>
Odnaleziona miłość
Niestety już następnego dnia zaatakowała ją prasa. Nagłówki: „Ta nagroda została kupiona”, bolały. Napisała wtedy na blogu, że nikt jej tego sukcesu nie odbierze i mogą pisać, co chcą. Ale sama wie, ile łez wylała. – To wielkie przeżycie i potem ktoś z dnia na dzień chce mi wszystko odebrać? Byłam w szoku – mówi z żalem Katarzyna Zielińska.
Natłok emocji był straszny, a ona musiała je trzymać na wodzy, bo wtedy jeszcze nagrywała ostatnie odcinki „Kocham Cię, Polsko!”, codziennie po dwa programy. – Dobrze, że miałam pracę, nie mogłam za wiele rozmyślać – mówi. Ale tamte ataki zniosła nie tylko dzięki pracy. Odbierając nagrodę, dziękowała swojemu ukochanemu. Mówiła, że trudno jest być w związku z aktorką. Wojtek Domański z mediami nie ma nic wspólnego. Przy nim, stąpającym twardo po ziemi finansiście, zapominała o wszystkim, co złe, bo Wojtka świat show-biznesu i rządzące nim brutalne reguły nie przestraszył. A w Kasi jest nieprzytomnie zakochany. Są parą od ponad roku. O ich zdjęcia, gdy są objęci, nietrudno, bo okazują sobie czułość na każdym kroku. Nietrudno też o spekulacje. Kiedy na początku stycznia na blogu aktorki pojawiły się zdjęcia z ich wspólnej podróży na Bali, w mediach zawrzało: „Zielińska zaręczona! Wychodzi za mąż!”. Ale ona ucina te plotki. „Jak piszą o 40. oświadczynach i 80. ślubie, to jest dla mnie za dużo”, wyznała ostatnio w jednym z miesięczników. O życiu osobistym najchętniej milczy. To właśnie utrata prywatności przychodzi jej z największym trudem.
Kto jej nie kocha
Znają się od dziecka. Wychowywali w Starym Sączu, chodzili do tej samej szkoły. Tylko na chwilę stracili się z oczu. Wojtek poszedł na słynny Harvard, Kasia o mały włos nie skończyła… ekonomii. Na szczęście egzaminy na krakowską PWST były wcześniej. Dostała się za pierwszym razem. – Pamiętam, jak siedziałam na korytarzu z książkami do ekonomii, grypą żołądkową i w napięciu czekałam na wyniki – śmieje się. A potem zapomniała o bolącym brzuchu i skakała pod sufit ze szczęścia. Ale kto miał zdać, jak nie ona?
Była jeszcze dzieckiem, a już jeździła na wszystkie możliwe konkursy: recytowała wiersze, odgrywała monodramy, śpiewała piosenki. Żartuje, że ze swoim nazwiskiem zawsze była ostatnia na liście w dzienniku, a na konkursach zamiast wymarzonych pierwszych miejsc zdobywała jedynie nagrody publiczności. To prawda, że publiczność ją kocha. – Kasia ma w sobie dużo pozytywnej energii – mówi „Party” scenarzystka Ilona Łepkowska. – Budzi sympatię i potrafi nawiązać kontakt z widzem.
Talent aktorski od najmłodszych lat rozwijał w niej ojciec. – Czasem specjalnie wyrzucaliśmy mamę do ciotek na plotki, żeby mieć czas tylko dla siebie – opowiada nam aktorka. Razem z tatą czytali wierszyki i na przywiezionym z zagranicznej podróży magnetofonie nagrywali we dwoje prawdziwe słuchowiska. Kasia do dziś przechowuje wszystkie kasety i zna na pamięć te swoje pierwsze role.
Ale rodzice zadbali też o to, by miała charakter. Nie stosowali wobec niej taryfy ulgowej. Mieli własną ziemię, na której postawili szklarnie i długi czas zajmowali się uprawą kwiatów, owoców i warzyw. Kasia wcześnie zaczęła im pomagać. Pobudki o świcie, by ruszyć na plan zdjęciowy, to dla niej nic nowego.
W domu pracowała często już od piątej rano. Lubi wracać myślami do tamtych chwil, gdy cały świat spał, a w szklarni cichutko grało radio, mama stawiała przy niej termos z gorącą herbatą, na talerzu górę kanapek i zostawiała wśród roślin. Szybko poznała wartość pieniądza. Gdy dziś czyta, że w „Tańcu z Gwiazdami” jest najlepiej opłacaną gwiazdą, śmieje się i ucina, że o honorarium rozmawiać nie będzie, od tego ma swoich agentów. Liczba mnoga, bo od niedawna o jej karierę dba nie jeden, a dwóch menedżerów. Pod swoje skrzydła wziął ją Filip Mecner. To on stoi za sukcesem Anny Muchy. Teraz i dla Kasi będzie twardo negocjował kontrakty. – To amerykański model, który, mam nadzieję, świetnie sprawdzi się w polskich warunkach – tłumaczy Mecner. – Zajmuję się wyłącznie stroną biznesową, negocjacjami, szukaniem propozycji. Dlaczego chce pracować właśnie z Zielińską? – Bo jest zdolna, piękna i obdarzona góralskim temperamentem! Mam same temperamentne podopieczne i dogaduję się z nimi najlepiej – mówi „Party” Mecner. Z kolei o wizerunek Kasi w mediach dbają dziewczyny z agencji Too PR: Magdalena Borkowska i Małgorzata Matuszewska.
Katarzyna Zielińska gra w trzech teatrach, ale nigdzie nie jest na etacie. Niedawno w jednym z wywiadów przyznała: „Długo bałam się, że jak nie wezmę jakiejś roli, to co będzie za chwilę? A może to rola życia i wspaniale się rozwinie?”. Dawniej nie umiała bez stresu wyjechać na urlop, bała się, że coś ją ominie. Potrafiła zrezygnować z zaplanowanej podróży nawet w dniu wyjazdu. Teraz może odetchnąć. Ma sztab ludzi, którzy o wszystko dbają.
Bez kompleksów
W Krakowie Katarzyna Zielińska mieszkała sześć lat. Ale praca była i jest przede wszystkim w Warszawie. Ciągnęło ją tu, czekała na te dni, kiedy musiała przyjechać do stolicy na kolejne przesłuchanie. Decyzja o przeprowadzce zapadła, kiedy Andrzej Strzelecki spośród tłumu kandydatek wybrał właśnie ją do „Złego Zachowania” w „Rampie” i zdecydował, że próby będą się odbywały każdego dnia w tygodniu. Nie było wyjścia. Pożegnała się z ukochanym krakowskim Kazimierzem, a w warszawskim mieszkaniu powiesiła na ścianie portret Audrey Hepburn. To jej ideał piękna. Sama tak o sobie długo nie potrafiła pomyśleć. „Zawsze czułam się gorsza. Myślałam: są piękniejsze kobiety na świecie”, zwierzała się w wywiadach. Trudno uwierzyć, że parę lat temu była bliska rezygnacji ze studiów przez… własne kompleksy. „Myślałam: mam ładniejsze koleżanki w grupie, do tego zdolniejsze. Jestem z małego miasta, inni są bardziej obyci. Czułam się gorsza. Wciąż z tym walczę”, opowiadała niedawno. Słowo, które ją idealnie określa? – Żywiołowa – mówi „Party” bez zastanowienia. – Rogal, czyli Marzena Rogalska, śmieje się, że ze mnie straszny kaowiec, bo wszystko wokół organizuję. Jestem w tym perfekcyjna i łatwo się nie poddaję.
Ale zwykle uśmiechnięta „Zielina” potrafi też tupnąć nogą. – Ktoś kogoś niesprawiedliwie ocenia, zaprotestuję. Nie dotrzymuje umowy? Będę walczyć. Wypowiedziane słowo jest dla mnie święte. Jeśli sama coś komuś obiecam, nie zmieniam zdania. Bywa, że wybuchnę, ale potrafię przeprosić – mówi. – Czasami poprztykamy się z Rogalską. Kłócimy się całą minutę, a potem natychmiast przepraszamy i żałujemy wybuchu przez cały długi tydzień – śmieje się.
Ale to nie kłótnia z przyjaciółką była ostatnio tematem plotek. Jaki powód do zdenerwowania dał jej Rafał Maserak? Trudno powiedzieć. Przystojny tancerz, który partneruje aktorce w jesiennej edycji „Tańca z Gwiazdami”, zasłużył już na opinię łamacza damskich serc. News o Kasi wybiegającej z sali treningów głośno komentowano. – To prawda, że oboje z Rafałem jesteśmy temperamentni. Całą resztę historii wymyślono – przyznaje w rozmowie z „Party”. Co na to całe zamieszanie jej narzeczony? Musiała obiecać mu jedno – że zanim ruszy show, wyjedzie tylko z nim choćby na koniec świata. Znaleźć tydzień wolnego, gdy grafik pęka w szwach, nie było łatwo. To musi być miłość, bo Kasia, choć ostro ćwiczy, to zamiast stroju do tańca pakuje właśnie do walizki kostium i krem z wysokim filtrem. Walc musi poczekać. Ale kto wie, może z Wojtkiem na plaży zatańczą gorącą sambę. To będzie ostatni swobodny taniec. Następne, na parkiecie „Tańca z Gwiazdami”, będą już grą o przyszłość.
Monika Kotowska / Party

