Reklama

Magda miała inne podejście. Dla niej dzieciństwo to beztroska, swoboda, nauka przez własne błędy. „Muszą się sparzyć, żeby wiedzieć, co boli” – mówiła. Na początku traktowałem to jako różnicę zdań, którą da się jakoś pogodzić. Ale potem pojawiły się dzieci. I nagle okazało się, że nie mamy wspólnej wizji rodzicielstwa.

Na początku to były drobiazgi – godzina snu, sposób jedzenia przy stole. Ale potem… potem rozpętała się walka. A Adam, nasz syn, był w samym jej środku.

Nie będzie żadnej taryfy ulgowej

– Adam, co to jest?! – rzuciłem zeszyt na stół. Jedynka z matematyki. Druga w tym miesiącu.

Siedział naprzeciwko mnie, bawiąc się długopisem, jakby nic go to nie obchodziło. Magda stała w kuchni, ale czułem jej spojrzenie na plecach.

– Nie rozumiem tych równań – burknął Adam.

– A może po prostu w ogóle się nie uczysz? Telefon w ręce, słuchawki na uszach, ale do książek zajrzeć – nie łaska? – podniosłem głos.

– Może ja po prostu nie jestem dobry z matmy? – wzruszył ramionami.

Zacisnąłem pięści.

– Nie ma czegoś takiego jak „nie jestem dobry”. Są tylko lenistwo i brak pracy.

– Może mógłbyś mu pomóc, zamiast od razu wrzeszczeć? – Magda weszła do pokoju, krzyżując ręce na piersi.

– Pomóc?! Ja mu pomagam, dając mu zasady! – wybuchnąłem. – A ty? Ciągle go tłumaczysz! Jedna jedynka, potem druga, a za chwilę nie zda do następnej klasy!

– To tylko jedna ocena! Daj mu odetchnąć! – Magda spojrzała na mnie wściekle.

– Nie będzie żadnej taryfy ulgowej. Zero telefonu, dopóki tego nie poprawisz – powiedziałem do Adama stanowczo.

Patrzył na mnie chwilę, potem na Magdę. Wiedział, że ją ma po swojej stronie. A ja? Ja znów zostałem tym złym.

Ona go niszczy, ja próbuję go ratować

Adam coraz częściej się buntował. Wracał później, ignorował obowiązki, pyskował. Magda twierdziła, że to normalne w jego wieku. „Dorasta, musi się uczyć samodzielności” – mówiła. A ja widziałem w tym lenistwo i odpuszczanie sobie.

Pewnego wieczoru Adam wrócił do domu po dwudziestej drugiej. Zrzucił buty, jakby był w hotelu, i bez słowa ruszył do swojego pokoju.

– Stój. – Mój głos przeciął ciszę. – Gdzie byłeś?

– U kumpla – burknął, nawet na mnie nie patrząc.

– U kumpla? Wiesz, która jest godzina? Mieliśmy umowę – jeśli nie wracasz na czas, dzwonisz.

– Tato, mam piętnaście lat, nie siedem. Nie muszę ci się tłumaczyć z każdej minuty!
Zrobiłem krok w jego stronę.

– Tak? To może wcale nie musisz tu mieszkać? Może skoro jesteś taki dorosły, to znajdziesz sobie własne miejsce?

– Paweł! – Magda stanęła między nami. – Przestań go traktować jak żołnierza!

– A ty przestań robić z niego rozpuszczonego bachora! – warknąłem. – Jeśli teraz nie nauczy się odpowiedzialności, to kiedy?!

Adam prychnął i odwrócił się na pięcie. Trzasnął drzwiami swojego pokoju.

Spojrzałem na Magdę.

– On ci kiedyś wejdzie na głowę – ostrzegłem.

– A ty kiedyś stracisz syna, jeśli nie przestaniesz go traktować jak rekruta – odpowiedziała cicho.
Nie odpowiedziałem. Bałem się, że mogła mieć rację.

Konflikt bez końca

Siedziałem w kuchni, wpatrując się w ciemność za oknem. Magda myślała, że śpię, ale ja słyszałem każde słowo.

– Nie mogę już tego znieść – mówiła do telefonu. – On nie traktuje naszych dzieci jak ludzi, tylko jak projekt do realizacji.

Serce mi zamarło.

– Nie wiem, czy dam radę tak dłużej – kontynuowała. – Jeśli się nie zmieni, nie zostanie nam nic poza wojną.

Zacisnąłem pięści. Wojną? Tak właśnie to widziała? Ja próbowałem ratować naszego syna, a ona uważała to za bitwę między nami?

Gdy Adam wrócił następnego dnia późnym wieczorem, już nie pytałem, gdzie był. Nawet nie spojrzał mi w oczy, tylko rzucił plecak w kąt i poszedł do pokoju.

– Widzisz, co się dzieje? – zwróciłem się do Magdy. – On robi, co chce, bo wie, że go chronisz.

– A ty wciąż nie widzisz, że im bardziej go ciśniesz, tym bardziej się oddala? – odpowiedziała zmęczonym głosem.

– Nie pozwolę, żeby wyrósł na nieudacznika!

– Nie pozwolisz? – Magda zaśmiała się gorzko. – Paweł, on już nie jest małym chłopcem. Im bardziej go naciskasz, tym bardziej cię odpycha.

Miała rację? Nie, to nie tak. Ja go kochałem. Chciałem dla niego dobrze. A mimo to czułem, że tracę go każdego dnia.

Decyzja, która wszystko zmieniła

– Nie możemy tak dłużej – Magda stała naprzeciwko mnie, z założonymi rękami. – To nie jest dom, tylko pole bitwy.

– To nie ja go niszczę – warknąłem. – To ty pozwalasz mu na wszystko.

Westchnęła ciężko.

– Chcę rozwodu.

Poczułem, jakby ktoś mnie uderzył w brzuch. Wiedziałem, że jest źle, ale nie myślałem, że aż tak.

– Naprawdę chcesz rozerwać rodzinę na pół? – spytałem, próbując brzmieć spokojnie.

– Paweł, ta rodzina już pękła – odparła cicho. – Po prostu nie chcesz tego przyznać.

Przetarłem twarz dłonią.

– A Adam?

– Podzielimy opiekę – powiedziała twardo. – Adam sam zdecyduje, z kim chce mieszkać.

Spojrzałem na syna. Patrzył na nas, ściskając pasek od plecaka.

– Synu… wiesz, że u mnie będziesz miał przyszłość.

Adam zawahał się.

– A u mamy będę miał normalne życie?

To pytanie ugodziło mnie mocniej niż wszystko, co powiedziała Magda. A potem powiedział, że wybiera mnie. Wygrałem. A jednak wcale nie czułem się jak zwycięzca.

Życie po rozwodzie

Mieszkaliśmy we dwóch. Ja i Adam. Powinienem być zadowolony – przecież wybrał mnie. Ale w naszym domu było cicho. Za cicho.

Nie było już kłótni, ale nie było też rozmów. Adam robił, co do niego należało – odrabiał lekcje, zjadał kolację, sprzątał po sobie. Ale był jak cień. Kiedyś się buntował, gdy czegoś zabraniałem. Teraz po prostu przytakiwał i wracał do swojego pokoju.

Pewnego wieczoru zobaczyłem, jak pisze na telefonie. Zmarszczyłem brwi.

– Z kim rozmawiasz? – spytałem.

Zawahał się.

– Z mamą.

Coś ścisnęło mnie w środku. Przez chwilę chciałem powiedzieć, że to dobrze. Ale nie powiedziałem nic.

– Jeśli chcesz spędzić u niej weekend, możesz – wyrzuciłem z siebie.

Podniósł głowę i spojrzał na mnie uważnie.
– Serio?
– Tak.

Kiwnął głową, ale nic więcej nie powiedział. Widziałem, że był zadowolony. I to bolało mnie najbardziej.

Straciłem więcej, niż myślałem

Myślałem, że wychowanie to zasady i konsekwencja. Że jeśli człowiek twardo trzyma się swoich wartości, jego dziecko pójdzie właściwą drogą. Ale teraz… teraz nie byłem już tego taki pewien.
Adam coraz częściej spędzał weekendy u Magdy. Początkowo mówił, że to „tylko na chwilę”, ale te chwile stawały się coraz dłuższe. Pewnego dnia wrócił w niedzielę wieczorem i zamiast jak zawsze rzucić plecak w przedpokoju, zatrzymał się w drzwiach.

– Tato… – zawahał się. – Możemy pogadać?

Wskazałem mu miejsce przy stole. Usiadł naprzeciwko, spuścił wzrok.

– Chcę zamieszkać u mamy – powiedział w końcu.

Coś we mnie pękło.

– Rozumiem – powiedziałem tylko.

Adam spojrzał na mnie z zaskoczeniem, jakby spodziewał się krzyków, kłótni, przekonywania go na siłę. Ale ja byłem zmęczony. Może bardziej niż kiedykolwiek.

Kilka dni później wynosił już swoje rzeczy. Stałem w progu i patrzyłem, jak pakuje ubrania do torby. Nie pytał, czy jestem zły. Nie musiał.

– Tato… – rzucił w końcu. – Wiesz, że to nie dlatego, że cię nie kocham, prawda?

Uśmiechnąłem się blado.

– Wiem, synu.

Nie zatrzymałem go.

Walczyłem o niego. Wygrałem. A jednak przegrałem coś znacznie ważniejszego – jego zaufanie. Nie wiedziałem, czy uda mi się je odzyskać. Ale jeśli mam jeszcze jakąś szansę… spróbuję.

Paweł, 45 lat

Czytaj także: „Mąż zrobił ze mnie darmową opiekunkę teściowej. Nigdy nie lubiłam tej baby, a jestem na nią skazana”„Byłem wdzięczny żonie, że mnie zostawiła. Zawsze wiedziałem, że nigdy nie będzie miała ze mnie pożytku”„50 lat temu zaprosiłem żonę na pierwszą randkę. A teraz ze łzami w oczach musiałem przygotować ostatnią”

Reklama
Reklama
Reklama