Reklama

Od pięciu lat jestem w związku z Pawłem. Nasze życie to rutyna: praca, dom, obiad, serial na Netflixie, czasami kino. Nie ma już między nami emocji, tej iskry, która kiedyś nas łączyła. Paweł jest dobrym człowiekiem, stabilnym i przewidywalnym. Można powiedzieć, że to wymarzony facet, ale dla mi coraz bardziej przypomina wygodne, ale znoszone buty.

Myślałam o nim

Gdy przyjaciółka zaprosiła mnie na swój ślub ucieszyłam się. Nowa sukienka, szampan, tańce do białego rana. Właśnie tam poznałam Marka, świadka pana młodego. Wysoki, z ciemnymi włosami i lekkim zarostem, pewny siebie. Tańczył jakby świat należał do niego. Coś mnie do niego ciągnęło.

Oboje byliśmy w związkach, ale wtedy czułam się jakby świat stanął w miejscu, jakbyśmy tylko my dwoje istnieli. Od tamtej pory cały czas zaprzątał moją głowę.

Nie planowałam kłótni z Pawłem. Wyszło tak samo. Coś we mnie buzowało, jakaś frustracja, która narastała od czasu tamtego wesela. W końcu nie wytrzymałam.

– Paweł, możesz w domu oderwać się od komputera?

Spojrzał na mnie zaskoczony, a potem znowu popatrzył w ekran.

– Muszę skończyć ten raport. Wiesz, że terminy mnie gonią.

– Terminy… Zawsze to samo – mruknęłam ze złością.

– O co ci chodzi? – Paweł w końcu podniósł głowę.

– Dla nas? – prychnęłam. – Czasem mam wrażenie, że nie wiesz, co się dzieje dookoła. Że tylko praca cię obchodzi. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz gdzieś wyszliśmy ani kiedy zapytałeś, co u mnie.

– Przecież zawsze możesz powiedzieć, co cię trapi – odparł.

– Czasem myślę, że nie jesteś dla mnie odpowiedni – powiedziałam zdecydowanym tonem.

Byłam zirytowana

Zamarł w miejscu, jakby ktoś go uderzył w twarz. Przez chwilę patrzył na mnie bez słowa, a potem spuścił wzrok. Z jednej strony chciałam to odwołać, powiedzieć, że przesadziłam, że to nieprawda, ale z drugiej naprawdę tak czułam.

Przypomniałam sobie Marka, jego spojrzenie, takie samo, jakim patrzył na mnie kiedyś Paweł. I poczułam, że moje serce wcale nie należy już do mojego chłopaka.

Któregoś majowego dnia szłam szybko z pracy, wpatrzona w ekran telefonu, kiedy wpadłam na jakiegoś mężczyznę na ulicy. Zderzyliśmy się ramionami, a kawa, którą trzymałam w ręce, wylała się na chodnik.

– Przepraszam – powiedziałam, podnosząc wzrok. I wtedy zobaczyłam, że to Marek, ten sam, którego pamiętałam ze ślubu przyjaciółki, ten, którego uśmiech śnił mi się nocami. Stał przede mną z uśmiechem. Trzymałam kubek, który teraz był tylko brudnym kartonikiem, i patrzyłam na niego z niedowierzaniem.

– Kamila?

– Marek… – poczułam, jak serce zaczyna mi bić szybciej. – Nie wiedziałam, że mieszkasz w tej okolicy?

Nie spodziewałam się go

– Pracuję tu niedaleko – odpowiedział i uśmiechnął się tak, że na moment zapomniałam, jak się nazywam. – A ty?

– W sumie to wracam właśnie z pracy. – Czułam, jak pocą mi się dłonie. – Dawno się nie widzieliśmy.

– No tak, od ślubu Moniki – jego spojrzenie przesunęło się po mojej twarzy, zatrzymało na chwilę na ustach, a potem szybko wróciło do oczu. – Tańczyliśmy razem. Fajnie było.

Próbowałam się opanować, ale czułam, że drżę.

– Chodź, postawię ci kawę. W ramach przeprosin za zbrodnię na twojej – zażartował, pokazując na rozlaną kawę na chodniku.

Patrzyłam na niego, czując, jak moje wewnętrzne głosy się kłócą. Powinnam odmówić, ale powiedziałam:

– Z przyjemnością.

Usiedliśmy w małej, przytulnej kawiarni nieopodal. Rozmawialiśmy o głupotach – o pracy, pogodzie, planach na weekend. Ale czułam, że coś wisiało w powietrzu. Marek opowiadał mi o swoim życiu, o narzeczonej Ani, o tym, że ostatnio jakoś im się nie układa. Ja z kolei mówiłam o pracy, o Pawle, ale nie wspomniałam o kłótni.

Byłam zakochana

Kiedy wyszłam z tej kawiarni, czułam w brzuchu motyle, a jednocześnie towarzyszyło mi poczucie winy. Powinnam być ostrożna, bo to wszystko mogło się źle skończyć. Ale szłam ulicą z uśmiechem na twarzy, a w głowie brzmiało tylko jedno: chciałam jeszcze więcej jego spojrzeń, więcej tej chemii, poczucia szczęścia i ekscytacji.

Od tamtej pory zaczęliśmy spotykać się coraz częściej. Kawy, spacery, wieczorne piwa w barze, a potem długie rozmowy, które kończyły się późno w nocy. Czułam, że przy Marku jestem inną wersją siebie – śmiałam się głośniej, mówiłam więcej, patrzyłam mu prosto w oczy. Marek powiedział mi któregoś razu, że myśli o mnie i czuje, jakby coś się między nami działo. Nie mówił tego wprost, ale to czuć było w każdym spojrzeniu, w każdym niedokończonym zdaniu.

– Myślisz, że moglibyśmy być razem? – zapytał któregoś wieczoru, patrząc na mnie roziskrzonymi oczami.

Siedziałam naprzeciwko niego, z bijącym sercem, przygryzając wargę.

– Chciałabym… – wyszeptałam, a potem dodałam: – Ale boję się, że wtedy zrobimy komuś krzywdę.

– Może warto czasem zaryzykować – odpowiedział, dotykając mojej dłoni.

Chciałam zacząć od nowa

Poczułam wtedy, że naprawdę chcę się zgubić, ale jednocześnie miałam w głowie Pawła i bałam się, że nie będę umiała się już z tego wyplątać.

Marek zadzwonił do mnie, gdy akurat robiłam kolację dla mnie i Pawła. Paweł miał zaraz wrócić z pracy.

– Zrobiłem to. Powiedziałem Ani, że to koniec i że chcę być z Tobą. Chcę, żebyśmy zaczęli razem wszystko od nowa – usłyszałam przez telefon i zamarłam.

Serce mi waliło, ręce zaczęły drżeć. Marek zrobił to, czego ja nie potrafiłam. Nie czekał, nie zastanawiał się.

– Marek… – zaczęłam. – Ja… nie wiem.

– Co to znaczy „nie wiem”?

– Muszę to przemyśleć – powiedziałam cicho i rozłączyłam się jak ostatni tchórz.

Podjęłam decyzję

Gdy wrócił Paweł, usiadł przy stole do kolacji. Jadł, zupełnie nieświadomy, co się chwilę wcześniej wydarzyło. Patrzyłam na niego i czułam, jakby siedział przede mną ktoś obcy. W końcu zebrałam się na odwagę.

– Paweł… Chciałam Ci powiedzieć, że… może powinniśmy spróbować jeszcze raz? – wymusiłam uśmiech.

Spojrzał na mnie zdziwiony, ale chyba się ucieszył. Przytaknął i powiedział coś o wspólnym weekendowym wyjeździe, o planach na przyszły tydzień. Wieczorem odpisałam Markowi: „To był tylko moment. Nie możemy być razem”. Nie odpowiedział od razu. Dopiero po godzinie przyszła wiadomość: „Przecież powiedziałaś, że chcesz. Dla Ciebie zburzyłem całe moje życie”.

Nie odpisałam. Patrzyłam na ekran telefonu, a potem schowałam go do szuflady. Wiedziałam, że złamałam mu serce. I sobie też.

Kamila, 29 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama