„Żyjemy z mężem w świecie iluzji. Przez mój 1 błąd nasza rodzina to żart, a ja oddałabym miliony, żeby móc cofnąć czas”
„Długo myślałam. Próbowałam sobie wyobrazić, jak Kuba reaguje, gdy mu mówię. Jak patrzy na mnie z niedowierzaniem, jak pyta: dlaczego? I wtedy zrozumiałam, że nie mam siły tego dźwignąć. No więc… zrobiłam to”.

- Redakcja
Gdyby ktoś mi rok temu powiedział, że wyjdę za Kubę i będziemy jak te wszystkie słodkie pary z reklam – nie uwierzyłabym. Życie układało mi się raczej zwyczajnie, może nawet zbyt zwyczajnie, a ja nie sądziłam, że czeka mnie taka historia. Zwłaszcza z Kubą. Tym bardziej teraz, gdy leżę obok niego w łóżku, czuję ciepło jego ramienia i patrzę na tę jego spokojną, śpiącą twarz… a w środku wszystko mi się przewraca.
– Śpisz? – zapytałam szeptem, chociaż znałam odpowiedź.
Kuba tylko westchnął przez sen i przysunął się bliżej. Jego dłoń znalazła moją jakby instynktownie. Czasem miałam wrażenie, że zna mnie lepiej niż ja sama siebie.
Nasze wesele było cudowne – każdy tak mówił. I faktycznie, gdy przeglądam zdjęcia, widzę dwoje ludzi zakochanych, pewnych siebie, gotowych na wszystko. Ja też wtedy wierzyłam, że jestem gotowa. Na nowy dom, nowe nazwisko, nowy rozdział życia. Ale pewnych rzeczy nie da się zostawić za sobą tylko dlatego, że ma się na palcu obrączkę.
Pamiętam, jak wszystko się zaczęło. Od kiedy Kuba oświadczył mi się na tamtym moście, w świetle zachodzącego słońca – dokładnie tak, jak to sobie zawsze wyobrażałam. Miał łzy w oczach, a ja płakałam jeszcze zanim zdążył zadać pytanie. Kocham go. I wtedy byłam tego pewna.
Ale życie bywa jak krzywe lustro – pokazuje zniekształconą prawdę. Mam pewien sekret. Jeden moment, jedną decyzję, jedną noc, która zmieniła wszystko i której nie da się cofnąć.
– Myślałaś kiedyś, jak będzie wyglądał nasz synek? – zapytał Kuba kilka dni temu, leżąc ze mną na kanapie. – Bo ja się założyłem z bratem, że odziedziczy twoje oczy i mój nos. Zresztą, nieważne. I tak będzie najpiękniejszy.
Zacisnęłam wtedy dłonie i uśmiechnęłam się, chociaż serce mi zamarło. Bo brat Kuby... On może wiedzieć więcej na temat tej ciąży, niż komukolwiek mogłoby się wydawać.
Chciałam na chwilę uciec od całego życia
Wszystko zaczęło się od tej jednej nocy. Mojego wieczoru panieńskiego. Nie miałam ochoty na imprezę. Byłam zmęczona przygotowaniami do ślubu, zestresowana, chciałam tylko, żebyśmy z Kubą pobrali się spokojnie i po swojemu. Ale dziewczyny się uparły – „no weź, raz w życiu!” – i nie odpuściły, dopóki nie zgodziłam się na ich niespodziankę. Skończyło się na wynajętym klubie, opaskach z cekinami i szampanie lejącym się bez końca.
Pamiętam śmiech, rozmazany makijaż, muzykę, która dudniła w uszach jeszcze dwa dni później. I tego mężczyznę. Najpierw tylko kątem oka – przystojny, z tatuażem na przedramieniu, stał przy barze. Patrzył na mnie długo, bezczelnie. Powiedziałam sobie: „Olej to, jesteś zaręczona, zaraz wychodzisz za mąż”. Ale zanim się obejrzałam, stał obok mnie.
– Nie powinnaś być z koleżankami? – zapytał z uśmiechem.
– Może powinnam – wzruszyłam ramionami, czując, że robię coś głupiego. – Ale to moja impreza i ja decyduję.
To, co się wydarzyło później, pamiętam jak przez mgłę. Za dużo wina, za mało rozsądku. Wylądowaliśmy w małej szafce na szczotki za zapleczem. Wciśnięci między mop a wiadro. Całował mnie jak ktoś, kto wie, że to jednorazowe. Ja odwzajemniałam ten pocałunek, śmiejąc się cały czas, jakbym chciała na chwilę uciec od całego życia. Było gorąco, krótko i namiętnie.
Kilka tygodni później zaczęłam się źle czuć. Mdłości, zawroty głowy.
– Gratuluję, ciąża – powiedziała lekarka, z uśmiechem.
– Ale... to niemożliwe... – wyjąkałam.
– A kiedy miała pani ostatnią miesiączkę? – zapytała, patrząc w kartę.
Podałam datę. Przeliczyła. I wtedy zamarłam. Daty się nie zgadzały. W myślach usłyszałam znów ten śmiech, zapach chloru ze schowka i jego dłonie na mojej talii. Boże... A jeśli to nie dziecko Kuby?
To zniszczy Kubę...
Nie mogłam dłużej udawać, że wszystko jest w porządku. Codziennie budziłam się z uczuciem, jakby coś przygniatało mi klatkę piersiową. Chodziłam po domu jak duch, udając szczęście, którego we mnie nie było.
W końcu usiadłam przy komputerze i zaczęłam szukać. Klubu już nie było – zamknęli go kilka tygodni po imprezie. Ale pamiętałam jego tatuaż. Trzy róże na przedramieniu. Po kilku godzinach szperania w mediach społecznościowych trafiłam na zdjęcie. To był on. Uśmiechnięty, w koszuli flanelowej, oparty o motocykl.
Kliknęłam w profil. Miał kilkadziesiąt zdjęć. A na jednym – Kuba. Obaj uśmiechnięci, podpis: „Brat to brat, nawet jak się czasem pobijemy o dziewczynę”.
Zrobiło mi się słabo. Przez kilka sekund nie mogłam oddychać. On... on jest bratem Kuby?! Ale nikt nigdy mi go nie przedstawił, nie było go na ślubie… Przeszłam po pokoju jak opętana. Chciałam krzyczeć, wymazać to z pamięci.
Zadzwoniłam do niego. Odpowiedział po drugim sygnale.
– Halo?
– Musimy się spotkać – wyszeptałam. – Pamiętasz mnie?
Spotkaliśmy się na ławce w parku. Opowiedziałam mu o wszystkim.
– Ty teraz jesteś... żoną mojego brata? – wydukał.
– I jestem w ciąży – powiedziałam bez owijania. – I nie wiem, kto jest ojcem.
Zamilkł. Na twarzy miał ten sam wyraz, co wtedy – nonszalancję zmieszaną z jakąś surowością.
– To zniszczy Kubę – powiedział w końcu. – Rozumiesz to, prawda?
Nie odpowiedziałam. Bo serce waliło mi tak głośno, że nie słyszałam własnych myśli.
I co, mam po prostu żyć z tym kłamstwem?
Od dnia, w którym spotkałam się z Hubertem, wszystko we mnie pękło. Każda rozmowa z Kubą była jak scena z przedstawienia, w którym grałam rolę idealnej żony. Rano smażyłam mu jajka, wieczorem zasypiałam przy jego boku, ale tak naprawdę byłam daleko. Gdzieś między przeszłością a paniką.
– Kochanie, jesteś jakaś zamyślona ostatnio – powiedział pewnego wieczoru Kuba, przyciągając mnie do siebie. – Martwisz się?
Pokiwałam głową i wtuliłam się w jego tors. Tak bardzo chciałam mu powiedzieć prawdę. Że wszystko, co tworzymy, jest jak domek z kart. Że nie wiem, kto jest ojcem naszego dziecka. Ale wtedy przypomniałam sobie słowa Huberta.
– Nie możesz mu tego powiedzieć. To go zniszczy. Mnie też. Jesteśmy rodziną. Przemilcz to, na zawsze.
– I co, mam po prostu żyć z tym kłamstwem? – syknęłam wtedy na niego, w kawiarni, ściskając szklankę z sokiem tak mocno, że prawie pękła mi w dłoni. – Patrzeć mu w oczy i udawać, że wszystko gra?
– Nie masz wyjścia – odpowiedział spokojnie. – Chyba że chcesz rozwalić życie nie tylko sobie, ale i jemu.
Długo myślałam. Próbowałam sobie wyobrazić, jak Kuba reaguje, gdy mu mówię. Jak patrzy na mnie z niedowierzaniem, jak pyta, „dlaczego?”... I wtedy zrozumiałam, że nie mam siły tego dźwignąć.
No więc… zrobiłam to.
– Kuba... – wyszeptałam, opierając głowę na jego ramieniu. – Będziesz tatą.
Zamarł. Po chwili zerwał się z łóżka, objął mnie i zaczął śmiać się i płakać jednocześnie. A ja siedziałam nieruchomo, czując, jak tonę w mroku.
Jedna wielka iluzja
Spotykaliśmy się po cichu. Raz w tygodniu, zawsze w tym samym miejscu – mała kawiarnia przy osiedlowym parku, gdzie nikt nie znał naszych twarzy. Rozmawialiśmy szeptem, jakby każde wypowiedziane słowo mogło wybuchnąć.
– Nie możesz mu nic mówić – powtarzał Hubert niemal mechanicznie.
– Przecież już ustaliliśmy to – odburknęłam. – Tylko... wiesz co? Ty za szybko się z tym pogodziłeś. Za szybko uznałeś, że to nie twój problem.
Spojrzał na mnie z irytacją.
– To nie tak. Ale co mam zrobić? Wprowadzić się do was i patrzeć, jak mój brat wychowuje moje dziecko? Przecież to chore, Natalia. Ty to wybrałaś.
– A ty się cieszysz, że nie musisz nic robić, prawda? – zadrżał mi głos. – Że ja za nas oboje będę nosić ten ciężar. Że ty tylko będziesz milczeć i znikać.
– Nie jestem gotowy... – wyszeptał po chwili. – To za dużo.
Wróciłam do domu i cały wieczór przeszłam z uczuciem, jakbym tonęła w mule. Kuba rozkładał meble do pokoju dziecięcego, z miną pełną nadziei. Pokazywał mi karuzelkę nad łóżeczko, a ja miałam wrażenie, że jestem gdzieś indziej.
– Lubisz te zwierzaki? – zapytał z uśmiechem. – Bo ja bym chciał, żeby wszystko ci się podobało. Tobie i... naszemu synowi.
Przełknęłam ślinę. Nic już nie było nasze. Wszystko było zbudowane na iluzji, którą zaczynałam nienawidzić. I której, mimo wszystko, kurczowo się trzymałam.
Wtedy pierwszy raz naprawdę się przestraszyłam
Poród był szybki, bolesny i… dziwnie odrealniony. Gdy położna położyła mi dziecko na piersi, spojrzałam mu w oczy i zalała mnie fala emocji. Radość, wzruszenie – ale też strach. Bo widziałam w nim coś znajomego. Oczy. Te oczy nie były Kuby.
Kuba wszedł do sali kilka minut później. I choć ledwo stał na nogach ze zmęczenia i emocji, jego twarz rozświetliła się jak u dziecka.
– Jest idealny – wyszeptał, całując mnie w czoło. – Dziękuję ci. To najpiękniejszy dar, jaki mogłem dostać.
Chciałam wtedy krzyknąć: „To nie twój syn!” Chciałam wyznać wszystko, zanim będzie za późno. Ale wystarczyło jedno jego spojrzenie, jedno „kocham cię”, bym znowu zamilkła.
Kilka dni później, gdy wróciliśmy do domu, Hubert pojawił się pod drzwiami. Bez zapowiedzi. Patrzył na mnie uważnie, jakby szukał w mojej twarzy oznak słabości.
– Musimy porozmawiać – powiedział, gdy wyszłam do niego z wózkiem.
– Nie tutaj – syknęłam.
Zeszliśmy na tył bloku, za śmietniki. Stał bardzo blisko. Zbyt blisko.
– I jak? Powiedziałaś mu? – zapytał chłodno.
– Nie. I nie zamierzam. Ale to nie znaczy, że masz tu być. Masz trzymać się z daleka. To dziecko ma tylko jednego ojca. I to nie jesteś ty.
Uśmiechnął się krzywo.
– Jesteś pewna, że chcesz być z tym sama?
– Tak. I nie waż się tego zepsuć – syknęłam, odwracając się.
Ale kiedy odchodziłam, czułam jego wzrok na plecach. I wtedy pierwszy raz naprawdę się przestraszyłam. Bo miałam wrażenie, że teraz on trzyma mnie w garści.
Wciąż boję się, że kiedyś Kuba coś zauważy
Czasem siedzę w salonie, wpatrzona w kubek z zimną herbatą, i próbuję sobie przypomnieć, jak to się wszystko zaczęło. Jedna decyzja. Jedna noc. Jeden impuls. I już nigdy nic nie było takie samo.
Kuba nie przestaje być dobrym ojcem. Codziennie wraca wcześniej z pracy, żeby pobawić się z małym. Buduje mu z klocków zamki, robi głupie miny, opowiada bajki. Patrzy na niego z miłością, której nie da się udawać. I za każdym razem, kiedy to widzę, serce mi się kurczy. Bo przecież wiem. Wiem, że to nie jego dziecko.
Hubert zniknął na kilka tygodni, ale potem zaczął się pojawiać. Najpierw przypadkiem w sklepie. Potem niby w odwiedzinach u Kuby. A w końcu – z pytaniami. O dziecko. O mnie. Zawsze był uprzejmy, ale za tą uprzejmością czaiła się presja. Cichy szantaż. Jakby mówił: „Zobacz, jak łatwo mogę wszystko rozbić”. Mógł. I nadal może.
Nie śpię dobrze. Budzę się w nocy z koszmarami. Boję się, że kiedyś Kuba coś zauważy. Że pewnego dnia nasz syn powie coś, co wzbudzi jego podejrzenia. Albo że Hubert... przestanie być lojalny.
Mam żal. Do siebie – za tamtą noc. Do Huberta – że nie zniknął z mojego życia na zawsze. I do Kuby, choć on nic nie zawinił, za to, że nie widzi, że żyjemy w fałszywej bajce.
Czasem siadam przy łóżeczku i patrzę na dziecko, które śpi spokojnie. Wtedy pytam sama siebie: czy zasługuję na to, żeby to wszystko się nie wydało? Czy jestem potworem? Czy dam radę utrzymać tę prawdę zamkniętą w sobie... na zawsze? Nie wiem. Ale wiem jedno – czasami wystarczy jeden pocałunek, jedna chwila zapomnienia, żeby zmienić wszystko.
Natalia, 29 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Teść szeptał mi do ucha, że jestem słodsza niż brzoskwinia. A ja czułam, że posuniemy się o krok za daleko”
- „Pojechałam na wieś pomóc dziadkowi przy żniwach. Nie wiedziałam, że zbiorę coś więcej niż zboże”
- „Teściowa zagrzała u nas miejsce na amen. Żeby się jej pozbyć, podstępem podsunęłam ją sąsiadowi”

