„Żyjemy z mężem w jednym domu, ale jak współlokatorzy. Kiedyś byłam jego diamentem, dziś raczej pyłem”
„Znów minęliśmy się bez słowa, przechodząc z pokoju do pokoju. On zapatrzony w telefon, ja zajęta swoimi sprawami, nieskupiona na tym, co mogłoby nas połączyć. Bo nas nie łączyło już praktycznie nic. Ani słowo. Ani jeden drobny gest. Po prostu egzystowaliśmy pod jednym dachem i nic więcej”.

- Listy do redakcji
To była młodzieńcza miłość. Ja i Patryk zakochaliśmy się w sobie bez pamięci. To było… no cóż, dawno temu, jeszcze na pierwszym roku studiów. Nie przeszkadzało nam, że studiowaliśmy skrajnie różne kierunki i mieliśmy dość odmienne zainteresowania – liczyły się wspólne tematy i podobne temperamenty. Pozostawaliśmy praktycznie nierozłączni.
Chodziliśmy na randki – do kina, barów, restauracji, a czasem po prostu do parku czy pobliskiego lasku. Mieliśmy swoją paczkę i wszyscy doskonale wiedzieli, że akurat my zostaniemy małżeństwem.
– Tak świetnie do siebie pasujecie – zachwycały się koleżanki. – To się tak rzadko zdarza, Oliwka! Ty go się koniecznie trzymaj i nie daj go sobie żadnej odbić.
Inna sprawa, że nie było za bardzo chętnych do odbijania mi ówczesnego chłopaka. Nie dlatego, że Patryk był nieatrakcyjny czy zwyczajnie przeciętny – po prostu wszystkie dziewczyny z mojego otoczenia zdawały sobie sprawę z tego, że przy mnie nie mają szans. A ja, cóż, byłam bardzo zadowolona z tego, jak toczy się nasza historia.
Liczyłam na związek jak z bajki
Byliśmy ze sobą cztery lata, zanim Patryk mi się oświadczył. Nie miałam mu tego za złe – nawet rodzice kazali nam się nie spieszyć, bo przecież warto sobie wszystko najpierw dobrze przemyśleć.
– Ty się niczym nie przejmuj – powiedziała mi któregoś dnia matka. – I tak wiadomo, że będziecie razem. Nie ma przecież innej opcji!
Rzeczywiście, nie wyobrażałam sobie Patryka z jakąkolwiek inną kobietą, więc cierpliwie czekałam na ten wyjątkowy pierścionek, który wsunie wreszcie na mój palec. A gdy to się stało, dość sprawnie ustaliliśmy datę ślubu. Z tym akurat nie chciałam czekać. Marzył mi się ślub jak z bajki i równie cudowne życie. W końcu tak świetnie się ze sobą dogadywaliśmy, a co więcej niemal się nie kłóciliśmy.
Ślub okazał się wyjątkowy, a potem zachłysnęłam się tą bliskością z Patrykiem i jako świeżo upieczone małżeństwo naprawdę dużo podróżowaliśmy. Byliśmy przekonani, że nigdy, przenigdy nie dopadnie nas codzienna rutyna, która mogłaby wszystko między nami zepsuć. Nie potrafiliśmy zrozumieć, jak wieloletnie małżeństwa mogą myśleć o rozwodach, skoro wieloletni związek musiał być oparty na silnej, prawdziwej miłości.
– Nasze uczucie na pewno nie wygaśnie – twierdził Patryk z przekonaniem. – Dla mnie cały czas jesteś tak samo pociągająca i ciekawa, Oliwia.
Uśmiechałam się wtedy i trzepotałam zalotnie rzęsami, a on powoli walczył z uśmiechem.
– Jesteś wyjątkowym skarbem – przyznałam wtedy. – Cieszę się, że to akurat ja cię mam!
Powoli nasze ścieżki się oddalały
Mijały lata, a my wciąż ze sobą byliśmy. Mimo tego zmieniło się coś między nami. Do naszego wspólnego życia powoli wkradała się nuda i z czasem zaczęliśmy to odczuwać. Patryk coraz więcej czasu spędzał w pracy. Rozwijał swoją karierę, która zresztą pędziła naprzód szybciej, niż ktokolwiek mógł przewidywać. Widziałam, jaki jest rozchwytywany i jak dobrze mu idzie, dlatego nic nie mówiłam. Sama raczej wolałam poświęcać się swoim sprawom, takim jak pierwszy poważny wypad w „prawie codzienności”.
Choć wciąż mieszkaliśmy razem i nie planowaliśmy się rozstawać, było to coraz bardziej uciążliwe. Czasem on zapominał powiedzieć mi o tym, o której wraca, a niekiedy ja w ogóle nie brałam go pod uwagę w swoich codziennych planów. Otoczenie oczywiście dalej żyło w przeświadczeniu, że jesteśmy świetnie dobraną parą. W końcu wszędzie, gdzie było trzeba, pokazywaliśmy się we dwoje. No, a że nie było ostatnio za bardzo gdzie…
Zastanawiałam się, co się stało
Któregoś dnia usiadłam i zastanowiłam się nad swoim życiem. Dopiero co wróciłam z kawy z najbliższymi przyjaciółkami. Jedna z nich zaczęła dopytywać podczas spotkania o Patryka.
– Pewnie świetnie wam się razem żyje, co? – rzuciła jedna jak gdyby nigdy nic. – Ten Patryk jest niemożliwy… i Taki przystojny!
– Taaa… – mruknąłem. Zauważyłam, że wszystkie ucichły, gdy tylko rozbrzmiał mój ton. – Powiem szczerze, że nie czuję z nim żadnej więzi.
– Jak to nie czujesz więzi? – zdziwiła się druga. – Przecież wiesz, przysięgaliście przed Bogiem, a on był naprawdę cudowną partią.
– Może i był – przyznałam. – Ale teraz czuję się, jakbym mieszkała z zupełnie obcym facetem.
– No, nie jest taki do końca obcy – zauważyła od razu ta pierwsza. – Przecież znacie się od tylu lat, tak świetnie do siebie pasowaliście…
– Właśnie, „pasowaliśmy”, czas przeszły – weszłam jej w słowo. – Chyba po prostu wszystko nam spowszedniało.
W domu myślałam o tym wszystkim. Miałam nawet ochotę porozmawiać z Patrykiem, zapytać go, czy tak samo jak ja dusi się w tym związku. On jednak zdawał się mnie nie dostrzegać na tyle mocno, że nie uznał za stosowne w ogóle ze mną rozmawiać.
Znów minęliśmy się bez słowa, przechodząc z pokoju do pokoju. On zapatrzony w telefon, ja zajęta swoimi sprawami, nieskupiona na tym, co mogłoby nas połączyć. Bo nas nie łączyło już praktycznie nic. Ani słowo. Ani jeden drobny gest. Po prostu egzystowaliśmy pod jednym dachem i nic więcej. Nawet znajomych mieliśmy teraz zupełnie innych. Ja chodziłam na zajęcia teatralne po pracy, a te pozwalały mi się nie tylko rozwijać, ale i sprawiły, że poznałam Rafała.
Poznałam kogoś
Spędzałam więcej czasu z kimś zupełnie innym. Kiedy o tym pomyślałam, doszłam do wniosku, że to właśnie z nim, a nie z mężem spędzam każdą wolną chwilę. Rafał był samotny, rok starszy ode mnie i bardzo chciał mieć dzieci. Wiedział, że mam męża, ale utrzymywał, że nie bardzo nam się układa.
– Co to za związek, Oliwka? – pytał mnie wielokrotnie. – Jesteście mężem i żoną i tylko ze sobą mieszkacie? Jak możecie się tak po prostu nie zauważać?
To właśnie wtedy zaczęłam poważnie myśleć o rozwodzie. Coraz więcej przesłanek podpowiadało, że dobrze bym zrobiła, gdybym rzeczywiście się na niego zdecydowała. Z drugiej strony, czy było w ogóle sens to ciągnąć? A tak oboje moglibyśmy mieć po prostu zgodę.
– To żaden wstyd – pocieszał Rafał. – Jeśli przestaliście nadawać na tych samych falach, to po co się męczyć? Zwróć mu wolność i sama też ją poczuj. Póki ktoś nie zdecyduje za was.
Chyba w końcu się zdecyduję
Nie do końca wiedziałam, jak interpretować to, co powiedział, ale wiedziałam jedno – rozwód mógł być najlepszym z możliwych pomysłów. Teraz myślę o nim już całkiem na poważnie, choć Patryk jeszcze nic o tym nie wie. Nie mam pojęcia, czy zaprotestuje przeciwko takiemu rozwiązaniu, ale mam wrażenie, że oboje razem strasznie się męczymy. Trochę szkoda, ponieważ dużo sobie obiecywałam po naszym związku. Miałam nadzieję – ba, byłam przekonana, że jesteśmy dla siebie stworzeni, a teraz?
Teraz coraz częściej stwierdzam, że dużo bliżej mi do Rafała niż do Patryka. Jestem jednak daleka od mówienia o miłości na całe życie. Na razie chciałabym po prostu uporządkować swoje życie i być może zdecydować się na dziecko, na które przy Patryku nie miałabym co liczyć.
Oliwia, 34 lata
Czytaj także:
- „Teściowa wyznała mi miłość. Myślałem, że to żart, aż spróbowała mnie pocałować. Potem było tylko gorzej”
- „Pojechaliśmy na romantyczny weekend bez dzieci. Po powrocie okazało się, że zaszalały bardziej niż my”
- „Dziadkowie zostawili mi w spadku oszczędności życia, a ja boję się je wydać. Za 300 tysięcy mogłabym zaszaleć”

