Reklama

Moja siostra, Agata, zawsze była osobą, która lubiła wiedzieć, co u kogo słychać. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że z czasem zaczęła żyć bardziej cudzym życiem niż własnym. Każda jej wolna chwila to scrollowanie Instagrama, komentowanie postów ludzi, których nawet nie zna i porównywanie się do nich w każdej możliwej dziedzinie. Najpierw przestała wychodzić ze znajomymi, potem odpuściła studia. Gdy próbowałam z nią o tym rozmawiać, odbijała temat jak piłeczkę. Patrzyłam, jak dzień po dniu gaśnie, siedząc w świetle telefonu.

Niby zwykła rozmowa

Siedziała przy kuchennym stole z kubkiem kawy, który parował jeszcze tylko przez chwilę, zanim całkowicie ostygł. Telefon miała oparty o cukierniczkę. Palcem przewijała zdjęcia — uśmiechnięte twarze, idealnie wystylizowane śniadania, brzuchy po treningu, kwiaty na stole w salonie jak z jakiegoś katalogu. Nie odzywała się. Tylko co jakiś czas wciągała powietrze przez nos, coś na kształt westchnienia.

— Znowu u tej laski z Bali — mruknęła bardziej do siebie niż do mnie. — Zobacz, jaką ma sukienkę... I patrz na to światło. Jak ona to robi, że nawet palmy wyglądają jak z filmu?

— Basia, serio? Trzeci dzień pod rząd oglądasz tę samą dziewczynę. Może ty byś w końcu coś wrzuciła? — zaproponowałam w żartach, choć wiedziałam, że nic z tego nie będzie.

— I co mam wrzucić? Stół z Ikei i kubek z odpryśniętym uchem? — prychnęła.

To był taki moment, kiedy coś mi zazgrzytało. Niby zwykła rozmowa, ale poczułam, jak bardzo oddaliła się od realnego życia. Nie rozmawiałyśmy już o planach, książkach, chłopakach. Wszystko kręciło się wokół czyjegoś idealnego życia, którego ona była tylko widzem. I może właśnie to bolało najbardziej — że przestała być bohaterką własnej historii. Codziennie zasiadała jak do serialu, tylko że w tym serialu nie było dla niej żadnej roli. Tylko obserwacja. Tylko patrzenie.

— Może pora wstać od stołu — powiedziałam cicho. — I przestać pić tę kawę przez cudzy filtr.

— Łatwo ci mówić — odpowiedziała i wróciła do telefonu.

Nie było już planów

Kiedyś Basia marzyła o własnej kawiarni. Miała nawet segregator z wycinkami wnętrz, menu, inspiracji. Zapiski o nazwie, pomysły na kawy sezonowe, szkice logo. Pamiętam, jak pokazywała mi je z błyskiem w oku. Mówiła, że będzie robić najlepsze serniki w mieście i że kawiarnia dostanie dużą witrynę, przez którą ludzie będą zaglądać z ulicy i od razu się zakochiwać. To było jeszcze wtedy, gdy miała w sobie ruch, gdy coś ją napędzało.

Teraz ten segregator leżał zakurzony w szufladzie, a Basia zamawiała kawę z dowozem. Zamiast rozmawiać o tym, co chce zrobić, mówiła o tym, co zrobiła ta nowa influencerka z Paryża albo ten chłopak, co rzucił korpo i otworzył food trucka w Lizbonie.

— A pamiętasz, jak mówiłaś, że chcesz zrobić kawiarniany stand na jarmarku? — zagadnęłam któregoś dnia, niby mimochodem.

— Daj spokój — rzuciła krótko. — Teraz wszyscy robią jakieś stoiska, już nikt nie przychodzi. No i nie mam pieniędzy. Ani czasu. Ani sensu.

Zawiesiła wzrok na telefonie. Kolejne zdjęcie, kolejna historia sukcesu kogoś innego.

— Może warto byłoby spróbować, a nie od razu się poddawać? — zapytałam, choć czułam, że to pytanie odbije się od niej jak od ściany.

— Nie każdy może mieć takie życie jak oni — odpowiedziała chłodno. — Trzeba mieć znajomości, kapitał, no i wygląd. Spójrz na mnie.

Spojrzałam. W jej oczach nie było już planów. Było tylko lustro, w którym odbijała się cudza rzeczywistość, nie jej własna. I to lustro z każdym dniem parowało coraz bardziej.

Spojrzała na mnie zaskoczona

Basia była kiedyś osobą, która potrafiła rozbawić cały pokój. Miała energię, która przyciągała ludzi. Zawsze to ona inicjowała wyjścia, ogniska, spontaniczne wypady do kina. A teraz... jeśli już gdzieś wychodziła, to tylko po to, żeby mieć pretekst do relacji. Robiła zdjęcia kawy, stylizowała talerze w restauracji, poprawiała włosy przed zrobieniem selfie, po czym natychmiast wracała do domu, jakby wyczerpała cały zapas interakcji na jedno popołudnie.

— Wychodzisz dziś z Olą i resztą? — zapytałam, gdy wieczorem siedziała w dresie i przeglądała stories.

Nie chce mi się. I tak pewnie będą tylko gadać o tych swoich chłopakach i pracy. Co mnie to obchodzi?

Znałam Olę: była jedną z jej najbliższych przyjaciółek. Nie tak łatwo zrezygnować z relacji, które tworzyło się latami. A jednak Basia jakby odcinała kolejne nitki. Po cichu, ale skutecznie. W zamian miała ekran i ludzi, którzy nawet nie wiedzieli o jej istnieniu.

— Dostałam dziś wiadomość od Marcina — powiedziałam ostrożnie. — Pytał, co u ciebie, martwi się.

Basia wzruszyła ramionami.

— Niech się nie martwi. U mnie wszystko gra.

— Tylko że nie gra — powiedziałam, patrząc na nią uważnie. — I wiesz o tym.

Spojrzała na mnie zaskoczona, jakby dopiero zauważyła, że siedzę obok. W jej oczach nie było złości, a obojętność czy może nawet smutek. Jakby sama już nie wiedziała, kim jest bez tego całego świata w telefonie. Jakby zagubiła się gdzieś między cudzymi uśmiechami a własnym brakiem sił.

Pokiwałam głową

Któregoś popołudnia wróciłam do domu wcześniej. Drzwi były uchylone, w mieszkaniu panowała cisza, ale wiedziałam, że Basia jest w środku. Zajrzałam do jej pokoju. Siedziała na łóżku, oparta o poduszkę, z telefonem w ręku. Na ekranie zobaczyłam filmik z wakacji jakiejś pary w Amalfi. Wszystko wyglądało jak z reklamy: białe sukienki, błękitna woda, uśmiechy w zwolnionym tempie. A Basia wpatrzona jak zahipnotyzowana.

Nie zauważyła mnie. A może zauważyła, ale nie zareagowała. Po prostu siedziała i chłonęła obraz za obrazem. Tak, jakby dźwięk przestał mieć znaczenie, jakby w ogóle przestało być coś poza obrazem.

— Basiu — powiedziałam cicho.

Podskoczyła lekko, jakby wyrwana ze snu.

— Przepraszam, nie chciałam cię przestraszyć — dodałam, siadając obok. — Dużo ostatnio siedzisz z telefonem. Wszystko w porządku?

— Jestem zmęczona — odpowiedziała po chwili. — I nic mi się nie chce. Te wszystkie zdjęcia... one są takie piękne. A ja rano nie mogę nawet zmusić się, żeby wstać i się uczesać.

Wtedy pierwszy raz powiedziała to na głos. Nie owijała w bawełnę, nie kpiła, nie ironizowała. Po prostu opadła jej maska.

— Wiem, że to nieprawdziwe — mówiła dalej. — Ale przez chwilę mogę udawać, że też tam jestem. Że nie jestem tu, w tym mieszkaniu, z niepomalowanymi paznokciami i pustą lodówką.

Pokiwałam głową. To już nie była kwestia nudy czy chwilowego kryzysu, a coś głębszego. Coś, co zabierało jej życie, a oddawało tylko obrazy: bez dźwięku, bez zapachu, bez niej.

Basia otworzyła oczy

Następnego dnia zaproponowałam spacer. Nic wielkiego, zwykłe przejście się przez park, może na lody, może żeby usiąść na ławce przy fontannie. Basia niechętnie się zgodziła. Wyszłyśmy późnym popołudniem, kiedy powietrze było jeszcze ciepłe, a słońce robiło na trawie złote plamy. Przez pierwsze dziesięć minut milczała. Trzymała telefon w dłoni jak talizman, choć ekran miała wygaszony.

— Wygląda ładnie — powiedziałam, wskazując alejkę pełną kwiatów. — Można by tu zrobić fajne zdjęcie.

— Po co? — zapytała zmęczonym głosem. — I tak nikt tego nie zobaczy.

— To może zrób dla siebie?

Popatrzyła na mnie, jakby próbowała zrozumieć sens moich słów. Usiadłyśmy na ławce. Po drugiej stronie parku starszy mężczyzna uczył wnuczkę jeździć na rowerze. Para biegaczy przystanęła, żeby się napić. Dwie dziewczyny robiły TikToka, śmiejąc się przy tym jak szalone. Zwykłe życie, bez filtrów, bez ustawianych ujęć.

— Wszyscy coś tworzą — mruknęła Basia. — Każdy ma jakiś cel, jakąś pasję. A ja? Tylko oglądam ich życia i udaję, że jestem częścią tego wszystkiego.

— To nie twoja wina — odpowiedziałam spokojnie. — Tylko ten świat tak działa. Łatwo się w nim pogubić. Każdy z nas coś udaje.

Basia odchyliła głowę do tyłu i zamknęła oczy.

— Gubię się w porównywaniu. W tym, że inni mają lepiej, ładniej, ciekawiej. Jak patrzę na siebie, widzę tylko braki.

— To lustro, które cię okłamuje — powiedziałam. — Te zdjęcia nie są prawdziwe. Nie pokazują ich kłótni, niepewności, samotnych nocy. Pokazują tylko momenty, które mają wyglądać idealnie.

— Wiem — szepnęła. — A mimo to nadal chcę być jak oni.

— Może wystarczy, że będziesz sobą — podsunęłam. — I zaczniesz od małych kroków.

Basia otworzyła oczy. W jej spojrzeniu była mieszanka zmęczenia i jakiejś nieśmiałej gotowości.

— Spróbuję — powiedziała cicho.

Nadal miewała gorsze dni

Nie wydarzyło się nic spektakularnego. Basia po prostu zaczęła częściej odkładać telefon. Najpierw na godzinę, potem na całe popołudnie. Czasem zapominała go na półce, kiedy wychodziła po zakupy. Któregoś dnia przyszła do mnie do pokoju z notesem w ręku.

— Znalazłam te stare zapiski o kawiarni — powiedziała z lekkim uśmiechem. — Zrobiłam porządek w szufladzie.

To był mały gest, ale znaczący. Zaczęła powoli wracać. Nie do tego, kim była wcześniej, tylko do czegoś nowego. Prawdziwszego. Nadal oglądała Instagram, czasem wrzucała zdjęcia, ale już nie patrzyła na innych jak na wzór, którego nie da się osiągnąć. Zaczęła dostrzegać, że życie nie dzieje się na ekranie. Że smak kawy nie przechodzi przez filtr, a rozmowa przy stole znaczy więcej niż tysiąc lajków.

Którego dnia zaprosiła mnie na testowanie swoich wypieków. Zrobiła prosty sernik i podała go z herbatą w kubkach, które miały drobne odpryski.

— Nieidealne — zażartowała. — Ale moje.

— I smakuje lepiej niż cokolwiek, co widziałam na Instagramie — odpowiedziałam szczerze.

Basia się uśmiechnęła. Po raz pierwszy od dawna bez cienia sztuczności. Czasem nadal miewała gorsze dni. To nie znika od razu. Ale wiedziała już, gdzie jest granica między obserwowaniem życia innych a własnym życiem. I coraz częściej wybierała to drugie.

Renata, 27 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama