Reklama

Tomasza poznałam podczas praktyk studenckich. Robiłam właśnie licencjat z marketingu i komunikacji rynkowej na pewnej prywatnej uczelni i obowiązkowo musieliśmy zaliczyć praktyki zawodowe. Przyznam szczerze, że w tym czasie byłam zajęta zupełnie czymś innym niż myśleniem o poważnej pracy, budowaniu CV i rozpoczynaniu kariery.

Wpadłam w wir studenckiego życia

Poznałam mnóstwo nowych znajomych i doskonale się bawiłam, wynajmując mieszkanie z dwiema koleżankami z roku. Na szczęście nie musiałam myśleć o dorabianiu w jakimś sklepie czy knajpce. Rodzice stanęli na wysokości zadania i obiecali, że będą utrzymywać mnie na studiach.

Ty się Malwina ucz, żebyś miała łatwiej niż my. Sama widzisz, że ojciec wstaje po nocach, żeby dowieźć chleb do sklepów i wcale z tego nie ma dużych pieniędzy. Ja na poczcie też nie mam lepiej. Może jak zdobędziesz tytuł magistra, to tobie będzie lżej – zdaje się, że matka była zdeterminowana, żeby pomóc mi w starcie w dorosłość, a ja skwapliwie skorzystałam z jej propozycji.

I tak rodzice obiecali comiesięczny przelew i dotrzymywali danego słowa, mimo, że w naszej rodzinie szczególnie się nie przelewało. Do tego nieco dorzucała mi się babcia Halinka. Często wciskała mi do ręki dwie czy trzy stówy, powtarzając, że mnie się one bardziej przydadzą.

Świetnie sobie radziłam

Na uczelni odnalazłam się znakomicie. Nie była to jakaś prestiżowa szkoła czy wymagający kierunek, dlatego nie miałam problemów z zaliczaniem kolejnych kolokwiów i egzaminów. Wiele osób z roku już od dawna pracowało, a tutaj przyszło jedynie po to, żeby zdobyć papierek. Comiesięczne czesne sprawiało, że władze uczelni wcale nie chciały pozbywać się studentów, dlatego wielu wykładowców przez palce patrzyło na nieobecności na ćwiczeniach czy odpowiedzi na ustnych egzaminach.

Mogłam więc skupić się na swoim życiu towarzyskim, nie martwiąc się, że zawalę przez to uczelnię. Gdy trafiłam na te praktyki do znanej firmy zajmującej się outsourcingiem IT, akurat spotykałam się z takim jedynym Maćkiem. Mój chłopak był kilka lat starszy ode mnie, ale jeszcze studiował. Wciąż zmieniał kierunki, brał dziekanki, kochał podróżować i na życie patrzył z wiecznym optymizmem. Ani w głowie było mu skończenie edukacji, praca na etacie i ustatkowanie się.

Ja się do czegoś takiego nie nadaję – powiedział mi otwarcie. – Ciepła posadka, czekająca żonka, głośne dzieciaki i kredyt na klimatyczny domek pod miastem to nie w moim stylu. Jestem wolnym ptakiem i chyba takim pozostanę.

Doskonale więc wiedziałam, że przyszłości z nim sobie układać nie będę. Jednak wtedy byłam na takim etapie, że związek z tym zakręconym szaleńcem mi odpowiadał. Potrafił spontanicznie porwać mnie nad morze czy specjalnie z okazji moich urodzin zorganizować szaloną imprezę na kilkadziesiąt osób.

Postanowiłam go uwieść

O bezpiecznej przyszłości razem z nim nie miałam jednak, co marzyć, dlatego gdy tylko Tomasz zwrócił na mnie uwagę, skorzystałam z okazji. Na praktyki trafiłam do działu marketingu, ale moja bezpośrednia przełożona strasznie mnie wkurzała. Miałam nawet dowiadywać się, czy nie dałoby się przenieść do innej firmy, gdy dostrzegłam spojrzenia jednego z menadżerów działu help desk rzucane w moją stronę.

Szybko zrobiłam małe rozeznanie i doszłam do wniosku, że ten facet jest wprost wymarzoną partią dla mnie. Miał wiedzę, dobrą pozycję w firmie i szansę na awans. Mieszkał w nowoczesnym mieszkaniu na strzeżonym osiedlu, jeździł fajnym samochodem i prezentował się całkiem w porządku. Doszłam do wniosku, że to dla mnie szansa na dostatnie życie bez większego wysiłku.

Tak, zrobiłam wszystko, żeby uwieść Tomasza. Doskonale widziałam, że mu się podobam i skwapliwie to wykorzystałam. Nie zwróciłam nawet uwagi na to, ze mój potencjalny kandydat na męża jest już zajęty. Nie, nie miał na stanie żony i dwójki uroczych dzieciaków, ale narzeczoną, z którą ponoć poznał się jeszcze w liceum. No cóż, ta jego Weronika mogła być bardziej zapobiegliwa i już dawno zaciągnąć go do ołtarza. Nie mam pojęcia, na co ona czekała.

Ja nie popełniłam jej błędu. Wykorzystałam wszystkie swoje wdzięki, żeby go uwieść. Gdy okazało się, że jestem w ciąży, Tomek rozstał się z tą Werką i poprosił mnie o rękę. I tak zaczęłam wygodne życie żony przy bogatym mężu. Jeszcze przed naszym ślubem przeniosłam się z wynajmowanego mieszkanka w wieżowcu z wielkiej płyty do apartamentu Tomasza.

Zostałam żoną bogatego męża

Początkowo nasze życie było sielanką. Skończyłam licencjat i dałam sobie spokój ze studiami. Mężowi powiedziałam, że robię chwilową przerwę w edukacji.

– Na razie muszę skupić się na naszej córci. Chyba nie chcesz, żeby dziecko tułało się z opiekunkami, gdy ja będę musiała biegać na uczelnię, przesiadywać w bibliotekach, pisać referaty? – doskonale wiedziałam, że Tomek ma prawdziwego bzika na punkcie naszej Moniki i skwapliwie się nią zasłaniałam.

Żyło mi się naprawdę wygodnie. Z opieką nad córeczką nie miałam większych przejść, bo pomagała nam teściowa zakochana we wnuczce. Dzięki temu na spokojnie mogłam wyskoczyć do fryzjera, kosmetyczki czy na zakupy. Nie było też problemu, żebym w środku dnia umówiła się na kawę czy pizzę z jakąś koleżanką. Miałam kasę na dbanie o siebie, mogłam kupować markowe ubrania, dobre kosmetyki, chodzić do Spa i po prostu korzystać z życia.

Problemy zaczęły się, gdy córcia skończyła pięć lat i poszła do przedszkola. Myślałam, że dzięki temu będę mieć jeszcze więcej czasu dla siebie. Zajęta swoimi sprawami, nie zauważyłam, że nasza sytuacja finansowa zaczęła się pogarszać. Wprawdzie mąż coś tam przebąkiwał o problemach firmy, napiętych budżetach, cięciach premii i zwolnieniach, ale nie podejrzewałam, że nas to może w jakikolwiek sposób dotyczyć.

Tomasz dostał wypowiedzenie

Okazało się jednak, że dotyczy. Pewnego dnia Tomek wrócił z biura w paskudnym humorze i bez wstępu oświadczył, że właśnie dostał wypowiedzenie.

– Dostanę odprawę i jeszcze trzymiesięczną pensję, ale nie mam pojęcia, co będzie dalej. W branży jest poważny kryzys i raczej nie uda mi się szybko znaleźć pracy z podobną pensją – mówił rzeczowym tonem, a ja robiłam wielkie oczy.

– Ale jak to? Przecież jesteś wysokiej klasy specjalistą – byłam autentycznie zdziwiona i nie do końca pojmowałam, o czym on mówi.

– Tak to, Malwina – powiedział ze złością w głosie. – Pewnie coś znajdę, ale na pewno to nie będzie za pieniądze, które mam obecnie. Musimy wiec zacząć oszczędzać. Wiesz, że to mieszkanie jest na kredyt i sama rata wraz z czynszem to więcej niż niektórzy ludzie mają na cały miesiąc przeżycia?

Wprowadził listę zakazów

Wpadłam w popłoch, bo mąż swoje plany na oszczędzanie szybko wcielił w życie. Monikę przeniósł z drogiego przedszkola do tańszego. Zaczęliśmy robić zakupy w dyskontach, a mąż wymagał gotowania w domu.

– Koniec z wiecznymi lunchami na mieście i kolacjami w drogich restauracjach – powiedział pewnego wieczoru. – Jeśli chcesz, to moja matka da ci kilka wskazówek, jak gotować. Sama zaoferowała pomoc.

– Co? No chyba sobie żartujesz, że będę ubijać kotlety i gotować rosół razem z teściową – wysyczałam ze złością.

– No właśnie nie żartuję. Tak żyje większość przeciętnych polskich rodzin. Robią rozsądne zakupy, gotują w domu i nie szastają pieniędzmi na prawo i lewo. Wiesz, z ciuchami i kosmetykami też musisz trochę przystopować.

Ciągłe oszczędzanie było koszmarem

Tego było już za wiele. Te ciągłe utyskiwania męża o konieczności oszczędzania zaczęły mnie coraz bardziej męczyć. Zrezygnowałam z mojej kosmetyczki, bo Tomasz twierdził, że ten salon jest za drogi. Karnet w nowoczesnym ośrodku odnowy biologicznej zamieniłam na lokalną siłownię. Jeszcze tylko brakowało, żebym pasemka robiła sobie w domu.

Kolejne miesiące takiego życia zaczęły mi coraz bardziej doskwierać. Wprawdzie w końcu Tomek znalazł jakąś pracę w swoim zawodzie, ale ponoć jego pensja miała teraz niewiele wspólnego z wcześniejszą. Do tego twierdził, że szaleje inflacja i nie wiadomo, co będzie w przyszłości. Kazał mi oszczędzać na każdym kroku, co doprowadzało mnie do szału.

– No przecież ja nie na takie życie się pisałam – pożaliłam się matce, ale nie znalazłam u niej zrozumienia.

– Dziecko, nie musisz codziennie wstawać do pracy, harować w jakimś sklepie czy fabryce i liczyć każdego grosza. Macie nowoczesne i pięknie urządzone mieszkanie. Czego ty jeszcze chcesz? Krzywda ci, jak sama ugotujesz w domu obiad? Przecież ja tak żyję od lat i do tego jeszcze pracuję na cały etat.

Koleżanka mnie skusiła

Nigdzie nie mogłam więc znaleźć współczucia. Jedyną osobą, która rozumiała moje niezadowolenie była Ewa. Jej mąż prowadził dużą firmę budowlaną i mieli naprawdę świetną sytuację finansową. Ona nadal żyła tak, jak ja przed zwolnieniem Tomasza, dlatego nie mieściły jej się w głowie moje kolejne wyrzeczenia.

Daj spokój, żyje się raz i to nasze życie jest zbyt krótkie, żeby ciągle na wszystkim oszczędzać. Należy ci się odrobina luksusu. Co powiesz na wyjazd do Włoch? Zarezerwujemy sobie pobyt w jakimś ekskluzywnym Spa, pozwiedzamy, pojedziemy może na narty – kusiła.

– Mnie teraz nie stać na taki wypad – próbowałam być rozsądna, ale przyjaciółka nie dawała za wygraną.

– No przecież sama mówiłaś, że mąż kisi kasę z odprawy na swoim koncie. To całkiem fajne pieniądze, po które przecież możesz sięgnąć.

Wydałam oszczędności męża

W końcu postawiłam na jedną kartę i wypłaciłam te jego oszczędności. Zarezerwowałyśmy miejsce w drogim hotelu i przez tydzień doskonale się bawiłyśmy, nie żałując sobie niczego. Drogie drinki, wyśmienite kolacje, wyjścia na miasto, imprezy, zakupy w butikach projektantów. Było bosko. Naprawdę nie żałowałam swojej decyzji.

Tomek na pewno zrozumie, że potrzebowałam odskoczni od naszego ciężkiego życia. Zresztą, podejrzałam, że dostał sporą podwyżkę w swojej nowej firmie i powoli nasza sytuacja finansowa będzie się polepszać.

Zrobił mi awanturę

Niestety, mąż był innego zdania. Po powrocie zrobił mi ogromną awanturę i wyzwał od złodziejek, które nie dość, że same nic nie robią, to jeszcze nie szanują czyjejś ciężko zarobionej kasy.

Składam pozew o rozwód i zrobię wszystko, żeby opiekę nad Moniką przyznali mnie. Ty sama jesteś nieodpowiedzialna niczym dziecko, więc na pewno nie nadajesz się do tego, żeby opiekować się naszą córką – wykrzyczał mi ze złością.

– Ale… – próbowałam protestować, jednak nie dał mi dojść do słowa.

Będziesz musiała iść do pracy, bo niby z czego teraz się utrzymasz? Wiesz, że mieszkanie jest tylko na mnie, bo kupiłem je przed ślubem? Dam ci trzy miesiące na ogarnięcie się. Znajdziesz pracę, coś wynajmiesz i wyprowadzisz się z mojego domu – zakończył, trzaskając drzwiami.

I co ja mam teraz zrobić? Chciałam jedynie odrobiny rozrywki. Wcześniej często razem robiliśmy sobie podobne wypady i nie było żadnego problemu. Dlaczego on teraz zrobił się taki zawzięty? Zupełnie nie rozumiem, co się z nim porobiło.

Malwina, 34 lata

Czytaj także: „Wolałam zdobyć nagrodę w pracy niż szacunek kolegów. Uprzejmymi uśmiechami i słowami nie spłacę przecież kredytu”
„Szalałam na stoku, a mąż siedział w hotelu obrażony. Tej zimy miałam ciekawsze towarzystwo niż tego nadętego gbura”
„Zaszłam w ciążę byle tylko zatrzymać faceta przy sobie. Efekt? Wyszłam na tym, jak Zabłocki na mydle”

Reklama
Reklama
Reklama