„Życie było nudne i powtarzalne. To nowy sąsiad sprawił, że moje serce nagle zbudziło się z głębokiego snu”
„Siedziałam w łóżku, telefon miałam w dłoni, a obok mąż chrapał, jakby nie istniał inny świat. Nasze rozmowy potrafiły ciągnąć się godzinami. I to nie o pogodzie, nie o błahostkach. Michał pytał o mnie. O to, co mnie kiedyś cieszyło. Czego mi dziś brakuje. Co bym zrobiła, gdybym mogła zacząć od nowa”.

Gdy przeprowadziliśmy się do tej dzielnicy, nie spodziewałam się, że codzienność może tak szybko wciągnąć mnie w rutynę. Mąż pracował coraz dłużej, dzieci dorastały, a ja, choć miałam wszystko, co teoretycznie powinno mnie uszczęśliwiać, zaczynałam się czuć jak cień samej siebie. Właśnie wtedy po drugiej stronie ulicy zamieszkał nowy sąsiad — miły, uprzejmy, nieco tajemniczy. Początkowo nie zwracałam na niego większej uwagi, ale z czasem jego obecność zaczęła coś we mnie budzić. W jego oczach widziałam zaciekawienie, a może nawet coś więcej. Czy powinnam wtedy zignorować ten błysk?
Uścisnął moją dłoń
Zaczęło się banalnie. Pewnego poranka, w samym środku listopada, usłyszałam hałas ciężarówki cofającej pod sąsiedni podjazd. Przykleiłam się do kuchennego okna, odstawiając kubek z kawą. Zamiast znajomego widoku pustego domu po starszym małżeństwie, które wyprowadziło się kilka tygodni temu, zobaczyłam młodego mężczyznę niosącego kartony. Miał może trzydzieści parę lat, opaloną skórę i ciemne, nieco zbyt długie włosy związane w kucyk. Wyglądał na kogoś z zupełnie innego świata niż nasi dotychczasowi sąsiedzi.
Nie miałam w zwyczaju gapić się przez okno, ale coś w jego ruchach, swobodnych i pewnych, przyciągało wzrok. Właśnie wtedy podszedł do płotu, spojrzał w moją stronę i... się uśmiechnął. Tak zwyczajnie, jakby wiedział, że go obserwuję. Cofnęłam się odruchowo. Głupio mi było, że mnie przyłapał.
Tego samego dnia wieczorem, kiedy wyrzucałam śmieci, znów się spotkaliśmy. Stał na podjeździe i rozmawiał przez telefon, ale kiedy mnie zobaczył, przerwał rozmowę i podszedł.
— Dobry wieczór. Nowy sąsiad. Michał. — Wyciągnął rękę z uśmiechem.
— Sylwia. Mieszkamy tu już od sześciu lat — odpowiedziałam, czując dziwne ciepło na twarzy.
Uścisnął moją dłoń, nie za mocno, ale też nie zbywająco. Spojrzał mi w oczy z uwagą, która mnie zaskoczyła.
— Mam nadzieję, że dobrze się tu mieszka.
— Cicho i spokojnie — odparłam. — Chociaż czasem aż za bardzo.
Uśmiechnął się. I właśnie wtedy, po raz pierwszy, poczułam się dostrzeżona.
W jego oczach widziałam coś więcej
Zaczęliśmy mijać się coraz częściej. Przy śmietniku, pod sklepem, czasem nawet na spacerze z psem, choć sama psa nie miałam. Niewielki, kudłaty jamnik Michała najwyraźniej uwielbiał zaczepiać ludzi, a zwłaszcza mnie. Michał mówił, że zwierzę wyczuwa dobrych ludzi. Może to był tylko tani tekst, ale działał. Śmiałam się. Coraz częściej.
— Pani Sylwio, a może bez tej „pani”? Czuję się, jakbym miał zaraz pokazać legitymację szkolną — rzucił któregoś razu, gdy razem wyrzucaliśmy śmieci.
— Jasne — odpowiedziałam, poprawiając włosy, jakby to miało ukryć lekkie zakłopotanie.
— To umowa stoi. Sylwia?
— Michał.
Tak przeszliśmy na „ty”, w dodatku jakoś naturalnie. Jego obecność zaczynała być stałym elementem mojego dnia. Nie nachalnym, a wręcz przeciwnie, bo on nie przekraczał granic. Pytał, czy wszystko w porządku, żartował z pogody, opowiadał o remoncie w kuchni i tym, jak się gubi w układzie naszej ulicy. A ja, choć przecież nie miałam czasu, potrafiłam wyjść po coś do sklepu, byle tylko jeszcze chwilę z nim porozmawiać.
Mąż? Pracował coraz dłużej. Dzieci? Były zajęte swoimi sprawami. A ja zaczęłam czekać na te nasze przypadkowe spotkania. Głupie, niewinne rozmowy przy kuble na śmieci, które nagle stały się najciekawszym punktem mojego dnia. I w jego oczach widziałam coś więcej niż uprzejmość. Uwagę. Ciekawość. A może zachwyt?
Zawahałam się
W sobotę po południu wypiłam za dużo kawy i nie mogłam zasnąć. Kręciłam się po domu, aż wyszłam na taras, by złapać trochę chłodu. Mąż znów został w firmie na „awaryjne wdrożenie”, jak to nazwał. Dzieci były u koleżanek. Byłam sama. I wtedy zobaczyłam, że u Michała pali się światło w kuchni. Chwilę później usłyszałam jego głos zza ogrodzenia:
— Nudzi ci się?
— Trochę — przyznałam bez oporów.
— Mam dobre czerwone wino. Chcesz spróbować?
Zawahałam się. Może powinnam odmówić, ale sięgnęłam po płaszcz, a potem zrobiłam krok w stronę furtki.
— Tylko jeden kieliszek — powiedziałam, bardziej do siebie niż do niego.
Jego kuchnia była ciepła, pachniała winem i świeżo rozpakowanymi meblami. Usiadłam przy wyspie, na której postawił dwa kieliszki i butelkę. Nalewał wino z takim skupieniem, jakby to była ceremonia.
— Lubisz czerwone?
— Nie jestem znawczynią — uśmiechnęłam się. — Ale lubię, jak ktoś mnie częstuje.
Rozmawialiśmy spokojnie, bez napięcia. O podróżach, których nie udało się odbyć. O miejscach, które chcielibyśmy odwiedzić. O tym, że czasem człowiek czuje się w swoim życiu, jakby grał nie swoją rolę. W pewnym momencie, nie przerywając rozmowy, spojrzał mi w oczy dłużej niż zwykle. I wtedy zrozumiałam, że to już nie jest tylko miła pogawędka. W jego oczach było więcej. I on znajdował się zbyt blisko. Serce zabiło mi szybciej, a dłonie zrobiły się wilgotne. Wino w kieliszku stało się tylko pretekstem.
Czułam, że wracam do życia
Od tamtej soboty coś się zmieniło. Do niczego między nami nie doszło: nie było żadnego dotyku, żadnego pocałunku. A jednak… wieczory zaczęły mieć inny smak. Michał pisał. Niecodziennie, nienachalnie, ale zawsze miał jakiś pretekst: czy wiem, gdzie wyrzuca się szkło, czy nasz internet działa bez zarzutu, czy nasz śmietnik też tak śmierdzi. A potem już tylko: „Nie możesz spać?”, „Ty też nie?”.
Siedziałam w łóżku, telefon miałam w dłoni, a obok mąż chrapał, jakby nie istniał inny świat. Nasze rozmowy potrafiły ciągnąć się godzinami. I to nie o pogodzie, nie o błahostkach. Michał pytał o mnie. O to, co mnie kiedyś cieszyło. Czego mi dziś brakuje. Co bym zrobiła, gdybym mogła zacząć od nowa. Nie pamiętam, kiedy ostatnio ktoś naprawdę słuchał moich odpowiedzi.
Zaczęłam się łapać na tym, że sprawdzam telefon co kilka minut. Że dbam o to, jak wyglądam, nawet kiedy tylko idę wynieść śmieci. Mąż tego nie zauważył. Od miesięcy był pochłonięty pracą albo samym sobą. Odkąd zaczęliśmy dzielić łóżko, ale nie życie, wszystko między nami stało się ciche, wygodne. Jak stary sweter — nieładny, ale nie chce się go wyrzucić, bo przecież zawsze był.
Tyle że teraz czułam, że wracam do życia. Czułam się kobietą. I chciałam tej uwagi. Potrzebowałam jej. Michał pisał coraz później, a ja coraz mniej się broniłam. Wiedziałam, że to zmierza w niebezpieczną stronę i że niebawem trudno będzie się z tego wycofać.
Serce waliło mi jak oszalałe
Było ciepło jak na luty. Michał zaprosił mnie na kawę. Dzieci były w szkole, mąż jak zwykle zniknął „na cały dzień, może do późna”. Zgodziłam się. Po prostu przestałam znajdować powody, by odmawiać. Jego dom pachniał cynamonem i kawą. Usiadłam przy stole w salonie, ale on, zamiast usiąść naprzeciwko, usiadł obok. Blisko. Nasze kolana się zetknęły. Nie cofnął się. Ja też nie.
— Myślałaś kiedyś, że coś w życiu przechodzi ci bokiem, a ty tylko patrzysz? — zapytał, zerkając mi w oczy.
— Często — odpowiedziałam bez zastanowienia. — Czasem mam wrażenie, że przegapiłam własne życie. Jakbym je komuś pożyczyła.
Zamilkliśmy. Czułam, że to ten moment. Taki, którego nie da się cofnąć. Wstałam.
— Powinnam iść.
Zrobił to powoli, bez pośpiechu. Podszedł, objął mnie delikatnie, jakby chciał zapytać, czy może. Oparłam się o jego ramię. I wtedy mnie pocałował. Nie był to gwałtowny pocałunek. Nie był też niewinny. Miał w sobie pełno napięcia, którego nie dało się już dłużej ukrywać. Nie zaprotestowałam. Odpowiedziałam. Byliśmy w tym oboje.
Po chwili odsunęłam się i wyszłam. Serce waliło mi jak oszalałe. W domu przejrzałam się w lustrze. Policzki miałam czerwone, a spojrzenie... inne. Obce. Czy właśnie przekroczyłam granicę? I czy chciałam ją przekroczyć?
Ktoś mnie zobaczył
Nie napisał wieczorem. Ja też nie. Mąż wrócił po dwudziestej trzeciej, zmęczony, śmierdzący potem i papierosami. Pocałował mnie w czoło, rzucił kurtkę na krzesło i powiedział:
— Jutro ważna prezentacja, idę spać.
Leżał obok mnie, a ja patrzyłam w sufit i próbowałam zrozumieć, co czuję. Czy to była zdrada? Przecież to tylko pocałunek. Tylko… Żadne „tylko” nie potrafiło uspokoić burzy, która się we mnie rozpętała. Następnego dnia spotkaliśmy się przypadkiem przy furtce. Michał zatrzymał się, otworzył usta, jakby miał coś powiedzieć, ale zrezygnował. Ja też nie potrafiłam wydusić słowa. Minęliśmy się w ciszy, jakby nic się nie wydarzyło. Jakbyśmy tydzień wcześniej nie spędzili razem godzin, opowiadając sobie rzeczy, których nie powiedzielibyśmy nikomu.
Od tamtej chwili widujemy się rzadziej. Nie piszemy już do siebie. Czasem mijamy się w sklepie, czasem na ulicy. I wtedy, choć nie zamieniamy słowa, w jego oczach widzę to samo, co wtedy – zachwyt. Tyle że teraz do tego spojrzenia dołącza smutek i... chyba zawahanie. Nie wiem, czy jeszcze kiedyś zaprosiłby mnie na kawę. Nie wiem, czy ja bym znów poszła.
Nie jestem już tą samą kobietą, co przedtem. Ktoś mnie zobaczył. I może właśnie to, ten błysk w oczach sąsiada, było mi potrzebne, żeby przypomnieć sobie, że jestem. Że czuję. I że nadal mogę być dla kogoś... ważna.
Sylwia, 38 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Moja synowa doprowadzała mnie do szału nawet w święta. Już miałam jej wygarnąć, ale jedno zdarzenie zamknęło mi usta”
- „Latami nie mogłem dogadać się z moim ojcem. Miałem mu za złe, że swojego jedynego syna traktuje jak powietrze”
- „Po cichu liczyłam na spokojne święta. Sęk w tym, że kochana rodzinka jak zwykle miała inne plany”

