„Związałem się z kobietą bluszczem i nie wiem jak od niej uciec. Może rzucę wszystko i wyjadę w Bieszczady?”
„Próbowałem z nią o tym rozmawiać, ale każda próba kończyła się tak samo: łzy, foch, a potem obietnice, że się zmieni. Zmieniała się… na kilka dni. Potem wszystko wracało do normy. Niedługo później zaczęła mnie sprawdzać”.

- redakcja
Była jak cień, który nigdy mnie nie opuszczał. Na początku myślałem, że to miłość. Takie uczucie, którego nigdy wcześniej nie zaznałem – totalne oddanie, troska, bliskość. „W końcu ktoś, komu naprawdę na mnie zależy” – powtarzałem sobie. Ale z czasem ta troska zaczęła mnie dusić, a jej bliskość stała się klatką. Nie miałem prawa do własnych myśli, do samotności, do decydowania o czymkolwiek bez jej akceptacji. Była wszędzie – w moim telefonie, w moich znajomościach, w mojej głowie.
Była normalną dziewczyną
Poznałem Natalię w najgorszym momencie swojego życia. Właśnie rozstałem się z dziewczyną, która zdradziła mnie z kolegą z pracy, a w dodatku straciłem robotę. Byłem wrakiem faceta – facetem do wyrzucenia. A wtedy pojawiła się ona.
– Biedny… – westchnęła, kiedy opowiadałem jej swoją historię.
Owinęła mnie czułością jak ciepłym kocem. Była tam, gdzie jej potrzebowałem – gotowa wysłuchać, pocieszyć, otoczyć opieką. Najpierw zapraszała mnie na obiady, potem sprzątała mi mieszkanie, robiła zakupy. Nagle przestałem być sam w swojej samotności.
Początkowo wydawało mi się, że to bajka. Wreszcie spotkałem kobietę, która mnie nie zostawi. Była lojalna, oddana i absolutnie mną oczarowana. Nigdy wcześniej nie czułem się dla kogoś takim centrum wszechświata. Tylko że ten wszechświat okazał się mały i duszny.
Z czasem zacząłem zauważać, że Natalia nie chce, żebym robił cokolwiek sam. Gdy mówiłem, że spotykam się z kolegami, nagle dostawała migreny. Gdy chciałem wyjechać na weekend do rodziny, płakała, że będzie tęsknić. Gdy rozmawiałem z inną kobietą – nawet kelnerką – nagle stawała się cicha i pełna pretensji. „Przecież ja tylko się o ciebie martwię” – mówiła. A ja zaczynałem czuć, że im bardziej mnie kocha, tym bardziej mnie unieruchamia. Nie wiedziałem jeszcze, że najgorsze dopiero przede mną.
Próbowałem się uwolnić
Zacząłem testować granice. Nie odbierałem telefonu przez godzinę, tłumacząc się później pracą. Sprawdzałem, jak zareaguje, gdy nie odpiszę od razu na wiadomość. Raz wróciłem później niż zwykle, nie mówiąc, gdzie byłem. Efekt?
– Myślałam, że coś ci się stało! – Natalia siedziała zapłakana na mojej kanapie, z telefonem w dłoni. – Napisałam ci piętnaście wiadomości!
Piętnaście. A ja byłem tylko na piwie z kolegą. Zaczęła przychodzić niezapowiedziana, jakbyśmy mieli wspólne życie, którego ja nie pamiętałem, że się na nie zgodziłem. W lodówce znajdowałem jedzenie, którego nie kupowałem. W łazience stała szczoteczka, której nie zostawiłem. W moim mieszkaniu czułem się coraz mniej jak u siebie.
– Skarbie, zrobiłam ci pranie – oznajmiła któregoś dnia.
Nie prosiłem.
– Wiesz, mogłabyś dać mi trochę przestrzeni – powiedziałem ostrożnie.
Natalia spojrzała na mnie, jakbym właśnie wbił jej nóż w serce.
– Myślałam, że ci pomagam… – jej oczy zaszkliły się łzami.
Poczułem się jak śmieć. Jak najgorszy drań, który rani kobietę, która tylko się o niego troszczy. Przeprosiłem. Przytuliłem ją. Powiedziałem, że to nic, że to moje złe samopoczucie. Tego wieczoru kochaliśmy się długo i namiętnie. Rano jednak obudziłem się z jeszcze gorszym uczuciem niż dzień wcześniej.
Czułem, że zaciskają się na mnie niewidzialne pnącza. I że już niedługo nie będę miał siły ich rozerwać.
Ciągle przy mnie była
Z czasem Natalia przestała nawet udawać, że szanuje moje granice.
– Gdzie idziesz? – zapytała, gdy założyłem kurtkę.
– Do Tomka.
– A co ja mam robić, kiedy ty będziesz u Tomka? – zmarszczyła brwi.
– Nie wiem… coś dla siebie?
– Ale ja chcę być z tobą.
Zgrzytnąłem zębami. Próbowałem z nią o tym rozmawiać, ale każda próba kończyła się tak samo: łzy, foch, a potem obietnice, że się zmieni. Zmieniała się… na kilka dni. Potem wszystko wracało do normy. Niedługo później zaczęła mnie sprawdzać. Zauważyłem to przypadkiem, gdy jej telefon odbił się od światła – stała w przedpokoju, patrząc na lokalizację mojego. Sprawdzała, gdzie byłem.
– Natalia, co to ma być?! – wyrwałem jej telefon.
– Ja tylko… chciałam wiedzieć, czy wszystko u ciebie w porządku… – zaczęła się trząść. – Boję się, że mnie zostawisz.
Powiedziała to takim tonem, jakby to było coś strasznego. Jakby zostanie samą było gorsze niż śmierć. Patrzyłem na nią i nagle mnie uderzyło: Natalia się mnie nie trzyma. Ona się mnie kurczowo chwyta, jak tonący deski ratunku. Byłem jej całym światem. A ja czułem, że w tym świecie się duszę.
Gdy zasnęła, długo siedziałem w ciemności, patrząc w sufit. Czy to już czas, żeby odejść? Czy jeszcze spróbować walczyć? A może po prostu rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady?:
Dusiła mnie swoją miłością
Podjąłem decyzję. Musiałem odejść. Nie było innej opcji. Ale jak to zrobić?
Każda próba rozmowy kończyła się histerią. Natalia chwytała się mnie, jakbym był ostatnim człowiekiem na Ziemi. „Tylko mnie nie zostawiaj” – powtarzała. „Bez ciebie nie dam sobie rady”. Więc nie mówiłem.
Zacząłem planować. Spakuję torbę, wyłączę telefon i po prostu zniknę. Zmienię numer, wyjadę gdzieś daleko – może faktycznie w Bieszczady? Będę pił herbatę z termosu i patrzył w góry. Będę miał ciszę, w której wreszcie będę mógł pomyśleć.
Pomyślałem, że wyjadę w piątek. Miałem wtedy wolne. Natalia planowała spotkanie z koleżanką, więc miałem szansę wymknąć się bez scen. Tylko że w czwartek wieczorem… dostałem od niej wiadomość. „Nie mogę bez ciebie żyć”. Serce mi stanęło. Zrobiło mi się zimno. Natychmiast do niej zadzwoniłem, ale nie odbierała. Napisałem. Nic. Pobiegłem do jej mieszkania, dzwoniłem do drzwi, waliłem pięścią. Nic.
Wtedy poczułem prawdziwy strach. Dopiero po godzinie odezwała się:
„Żartowałam, chciałam tylko zobaczyć, czy ci zależy”. Oparłem się o ścianę i zamknąłem oczy. Zrozumiałem wtedy, że nie mogę po prostu uciec. Muszę się uwolnić. Ale tak, żeby Natalia to przeżyła. Tylko jak?
Dość tych manipulacji!
Nie spałem całą noc. Myślałem, jak to rozegrać. Jak odejść, nie mając na sumieniu człowieka. Bo jeśli Natalia była zdolna do takich zagrywek, to kto mi zagwarantuje, że następnym razem nie przestanie udawać? Rano podjąłem decyzję. Muszę ją przekonać, że to ona chce odejść ode mnie.
Zacząłem się zmieniać. Nie odbierałem telefonów. Nie odpisywałem na wiadomości. Byłem chłodny, oschły. Gdy mówiła, że mnie kocha, nie odpowiadałem. Gdy się przytulała, nie odwzajemniałem gestu.
– Co się z tobą dzieje? – pytała z drżącym głosem.
– Nie wiem – wzruszałem ramionami.
Po kilku dniach zaczęła się niepokoić. Po tygodniu – wściekać. Po dwóch – podejrzewać, że mam kogoś innego. Widziałem, jak pęka. Jak zamiast mnie kurczowo się trzymać, zaczyna się oddalać. Aż w końcu, pewnego wieczoru, wybuchła.
– Po co ja się w ogóle staram?! – krzyknęła. – Nie kochasz mnie, prawda?
Nie odpowiedziałem.
– Wiesz co? Masz rację, jesteś dupkiem! To ja robiłam dla ciebie wszystko, a ty… – potrząsnęła głową, patrząc na mnie z obrzydzeniem. – To koniec.
Patrzyłem, jak zabiera swoje rzeczy, jak trzaska drzwiami. Udało się. Powinienem poczuć ulgę. Ale poczułem tylko pustkę. I myśl, że może mimo wszystko… jednak powinienem uciec w te Bieszczady.
Nadal czułem niepokój
Po jej odejściu przez chwilę czułem dziwną ciszę. Nie pisała, nie dzwoniła, nie sprawdzała, gdzie jestem. Byłem wolny. A jednak zamiast ulgi czułem tylko zmęczenie. Przez pierwsze dni łapałem się na tym, że sprawdzam telefon, jakby miała zaraz napisać. Potem zaczęły się myśli: „A może przesadziłem? Może nie była taka zła?”. Wystarczyło jednak przypomnieć sobie te wszystkie momenty, gdy czułem się jak w klatce, by rozwiać wątpliwości. Nie, to była dobra decyzja.
I tak naprawdę nie chodziło już o Natalię. Problem był we mnie. Dałem się wciągnąć w tę chorą relację, bo chciałem czuć się potrzebny, kochany. Pozwoliłem, żeby ktoś inny przejął kontrolę nad moim życiem. Więc kiedy kolega rzucił:
– Stary, może naprawdę wyjedziesz w te Bieszczady?
Nie zaśmiałem się jak zwykle. Po prostu kupiłem bilet. Nie na zawsze. Na dwa tygodnie. Chciałem pobyć sam, w ciszy, zobaczyć, co ja właściwie myślę, czego chcę. Gdy stanąłem na górskim szlaku, poczułem coś, czego nie czułem od dawna – przestrzeń. I świadomość, że nikt nie czeka, nikt nie pyta, nikt się nie martwi. Dopiero wtedy naprawdę poczułem wolność.
Nie wiedziałem, co dalej. Ale pierwszy raz od dawna czułem, że to ja będę o tym decydował.
Daniel, 29 lat
Czytaj także:
„Mąż nie przestał być maminsynkiem nawet podczas rozwodu. Gdy zapadł wyrok, leciał wypłakać się w jej spódnicę”
„Siostra zjawiła się na odczytanie testamentu, bo liczyła na kasę. Gdy usłyszałam, co dostanie, parsknęłam śmiechem”
„Żona każe mi wyprowadzać się z domu co 28 dni. Nie potrzebuję korepetycji z biologii, by wiedzieć, co się święci”