Reklama

Z Adamem poznaliśmy się przez przypadek – w aptece. Zgubił numerek do okienka w aptece i nerwowo przeszukiwał kieszenie, aż w końcu podsunęłam mu moją kartkę. W zamian zaprosił mnie na kawę. Wydawał się zamknięty, nieco wycofany, ale miał w oczach coś... takiego zmęczonego i szczerego. Dopiero przy trzecim spotkaniu wspomniał o swojej zmarłej żonie – Anecie. Nie chciał o niej mówić zbyt wiele, tylko że odeszła nagle, dwa lata temu. Że była jego jedyną. Zaczęliśmy spotykać się powoli. Delikatnie. Miałam wtedy trzydzieści sześć lat i za sobą kilka nieudanych relacji. Adam był spokojny, uważny, troskliwy – dawał mi to, czego tak długo szukałam. A przynajmniej tak mi się wydawało.

Po sześciu miesiącach zaproponował, żebym się do niego wprowadziła. Byłam szczęśliwa. Nie miał dzieci, mówił, że chce zacząć od nowa. Że zasługuję na swoje miejsce w jego życiu. Ale już od pierwszych dni w jego domu miałam wrażenie, że to miejsce... jest zajęte. Na komodzie w salonie stał duży portret Anety – uśmiechnięta, piękna kobieta z rozwianymi blond włosami. W łazience wciąż stały jej kosmetyki, niektóre ledwo użyte. Flakonik perfum z wyschniętą cieczą, którego bałam się dotknąć. Pościel, której nie mogłam wymienić, bo „to była ich ulubiona”. Sypialnia pachniała czymś słodkim i ciepłym – jakby czas tam stanął w miejscu.

Pewnego wieczoru zadzwoniłam do Moniki, mojej przyjaciółki. Płakałam.

– Czasem mam wrażenie, że ona wciąż tu mieszka... – wyszeptałam. – Że tylko ja jestem duchem.

Monika milczała chwilę, a potem powiedziała:

– Może on jej po prostu jeszcze nie pożegnał. Ale pytanie brzmi: czy ty chcesz być tylko gościem w cudzej przeszłości?

Nie odpowiedziałam. Bo wtedy jeszcze wierzyłam, że dam radę wygrać z cieniem.

Cienie w salonie

– Adam... czy mogłabym przestawić to zdjęcie? – zapytałam ostrożnie, trzymając ramkę z portretem Anety.

Stał właśnie przy ekspresie do kawy, ubrany w szlafrok, jeszcze zaspany. Spojrzał na mnie, jakby nie zrozumiał pytania.

– Po co? – zapytał po chwili, a jego głos lekko się zaostrzył.

– Nie wiem... tak, tylko pomyślałam, że może na komodzie byłoby więcej miejsca. Na nasze rzeczy. Może warto trochę odświeżyć ten pokój?

Odstawił filiżankę i podszedł do mnie. Zabrał zdjęcie z moich dłoni. Ustawił je z powrotem dokładnie w tym samym miejscu, nawet milimetr nie zmienił pozycji.

– To był jej dom – powiedział cicho, ale stanowczo. – Nadal czuję jej obecność i nie chcę tego zmieniać.

Zamilkłam. Patrzyłam na ramkę i czułam, jak coś we mnie zastyga. Chciałam tylko odrobiny przestrzeni dla nas, dla siebie. Ale każda próba kończyła się tak samo – jakby każda zmiana była zdradą.

– A ja? – wyrwało mi się cicho. – Czy ja też kiedyś będę się tu mogła poczuć jak u siebie?

Nie odpowiedział od razu. Odwrócił się, nalał sobie kawy i wrócił do kuchni. A ja stałam tam, w salonie, otoczona zdjęciami, zapachami i wspomnieniami, do których nie miałam dostępu. I pierwszy raz naprawdę poczułam, że to nie ja tu jestem gospodynią. Tylko intruzem.

Gość czy partnerka?

– Długo ci zajęło wprowadzenie się – rzuciła Basia, siostra Anety, kiedy podałam jej talerz z ciastem.

Zamarłam. Wcześniej wymieniłyśmy kilka grzecznościowych zdań, ale ta uwaga spadła jak ostry nóż między filiżanki.

– Adam potrzebował czasu – odpowiedziałam spokojnie. – A ja nie chciałam się narzucać.

– Hm – mruknęła, odstawiając herbatę. – Aneta była inna. Wiedziała, czego on potrzebuje, zanim on sam to zrozumiał.

Adam milczał. Siedział obok, wpatrzony w jakiś punkt na ścianie. Nie zareagował. Nie zaprzeczył.

– Może właśnie dlatego Adam potrzebuje teraz czegoś nowego – uśmiechnęłam się, choć serce mi waliło. – Przeszłości nie zmieni, ale może przyszłość...

– Przyszłość? – Basia prychnęła. – Może ty chcesz nowego rozdziału. Ale dla niego to wciąż ta sama książka.

Zatkało mnie. Szukałam wzroku Adama, próbowałam w nim znaleźć jakiekolwiek wsparcie. Ale on tylko spojrzał na mnie zmęczonymi oczami i wyjął telefon z kieszeni.

– Muszę zadzwonić do pracy – mruknął i wyszedł z pokoju.

Zostałam z Basią sama. Siedziała prosto, zadowolona z siebie. A ja pierwszy raz od dawna poczułam się nie tylko osamotniona... ale upokorzona.

Wszystko zostaje po staremu

Kiedy wróciłam wcześniej z pracy i usłyszałam znajomy głos Basi dobiegający z gabinetu Adama, coś mnie zatrzymało. Ich rozmowa była zbyt cicha, żeby uznać ją za zwykłą pogawędkę. Podeszłam do drzwi – lekko uchylonych – i usiadłam na schodku.

– Nie wiem, jak możesz z nią żyć – powiedziała Basia. – To wciąż dom Anety. Nie czujesz, jak bardzo wszystko się zmieniło?

– Czuję – odparł Adam cicho. – Czasem... czasem mam wyrzuty sumienia. Jakbym ją zdradzał.

Zacisnęłam pięści. Każde słowo wbijało się we mnie jak gwóźdź. Nie mogłam oddychać.

– To po co to wszystko? – syknęła Basia. – Po co w ogóle kogoś wpuszczać, skoro wciąż kochasz tę, która odeszła?

– Bo próbuję. Chcę normalnie żyć. Ale… nie wiem, czy potrafię – westchnął Adam.

Nagle drzwi się poruszyły, zaskrzypiały. Wstałam gwałtownie. Ich spojrzenia spotkały się z moim.

– Nie musisz nikogo zdradzać – powiedziałam spokojnie, choć głos mi drżał. – Nie będę żyć w jej cieniu.

Odwróciłam się i weszłam do sypialni. Zatrzasnęłam za sobą drzwi. Serce waliło mi jak szalone. Bo dopiero wtedy zrozumiałam: ja już tu nie jestem „nowym początkiem”. Jestem tylko kimś, kto próbował posprzątać cudze wspomnienia.

Prawda nie wystarczy

– Klaudia, możemy porozmawiać? – Adam wszedł do sypialni niepewnie, jakby nie był pewien, czy ma do niej prawo.

Siedziałam na łóżku, z podkulonymi nogami, w jego koszuli.. Spojrzałam na niego, ale nie odpowiedziałam. Usiadł naprzeciwko.

– Wiem, że to, co usłyszałaś, było… trudne.

– Trudne? – parsknęłam. – To był wyrok. Adam, ja nie jestem Anetą. Nie jestem jej cieniem, kopią, wspomnieniem. A ty cały czas próbujesz mnie w nią wpasować.

– Nieprawda – odparł. – Ja… po prostu... ona była częścią mojego życia. Nie potrafię tak po prostu tego odciąć.

– Ale przecież ja tego nie chcę od ciebie. Ja nie chcę, żebyś o niej zapomniał. Chcę tylko wiedzieć, czy jest dla mnie miejsce. W tym domu. W twoim sercu.

Milczał.

– Wiesz, co boli najbardziej? – mówiłam dalej. – Że ja walczyłam z czymś, czego nie mogę dotknąć. Z kimś, kto był dla ciebie wszystkim. I wciąż jest.

– Może nie potrafię inaczej – szepnął. – Może za wcześnie…

– Albo za późno – ucięłam.

Wstałam i zaczęłam zbierać swoje rzeczy. Nie było tego wiele. Kilka książek. Kosmetyczka. Sweter, którego nigdy nie założyłam, bo pachniał jej perfumami. Adam patrzył, ale nie powstrzymał mnie. I wtedy zrozumiałam – to nie był brak odwagi. To była jego decyzja.

Miłość to za mało

– Ale przecież go kochasz – powiedziała Monika, kiedy opowiedziałam jej wszystko.

Siedziałyśmy w jej kuchni, a moja walizka stała pod drzwiami, jak wyrzut sumienia. Albo dowód odwagi.

– Tak. Kocham go – odpowiedziałam cicho. – Ale czasem miłość to za mało. Jeśli nie ma w niej miejsca dla ciebie… jeśli cały czas czujesz się jak druga.

Monika spojrzała na mnie uważnie, z troską. Przez chwilę nic nie mówiła. Wiedziała, że nie potrzebuję rad. Potrzebowałam tylko być wysłuchana. I zrozumiana.

– Wiesz, cały czas miałam nadzieję, że kiedyś Aneta przestanie „mieszkać” w tym domu – ciągnęłam. – Że wystarczy czasu, czułości, cierpliwości. Ale to nie był dom dla mnie. To był jej dom. I on też... nadal należał do niej.

– Nie mogłaś zrobić nic więcej – powiedziała cicho Monika.

– Wiem. Ale i tak boli. Bo kochałam go tak, jak nigdy nikogo wcześniej. A mimo to czułam się jak intruz. Jakby każda szuflada, każdy zapach, każdy wieczór był... nie mój.

– I co teraz?

– Teraz... muszę być sama. Już nie w czyimś cieniu. Sama ze sobą. I z myślą, że zrobiłam wszystko, co mogłam.

Milczałyśmy chwilę. A potem Monika nalała mi jeszcze wina i objęła ramieniem.

A ja po raz pierwszy od dawna poczułam coś, co przypominało ulgę.

Klaudia, 40 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama