„Zrobiłam wielką imprezę urodzinową, żeby zapomnieć, że jestem samotna. Oszukiwałam sama siebie”
„Po dłuższej chwili i wymianie mnóstwa sztucznych uśmiechów wreszcie zostawiła mnie samą z jakimś swoim kolegą, który podobno niedawno rozwiódł się z żoną. Siedzieliśmy obok siebie bardzo skonsternowani, a nasza rozmowa zupełnie się nie kleiła”.

- Listy do redakcji
To nie tak, że nie umiałam się ustawić. Bez problemu dostałam się na wymarzone studia, potem złapałam naprawdę niezłą pracę i udało mi się kupić mieszkanie. Troszkę pomogli rodzice, za co byłam im wdzięczna, ale do większości rzeczy doszłam sama. Ciężko pracowałam, żeby mieć to, co teraz. Tyle tylko, że w tym wszystkim zupełnie zapomniałam o życiu prywatnym.
Co z tego, że miałam duże, przestronne mieszkanie w jednym z najnowocześniejszych bloków w mieście – oczywiście na zamkniętym osiedlu, skoro nie miałam z kim w nim mieszkać? Przez te wszystkie lata nie szukałam drugiej połówki. Nie wychodziłam do barów ze znajomymi i choć każdy mnie kojarzył, nikt tak naprawdę nie miał ze mną bliskiej relacji. Jeśli podobałam się jakimś facetom, to żaden nie zdecydował się do tego przyznać, nie wykonał też żadnego „pierwszego kroku”.
Pewnie powinnam się postarać. Rozejrzeć się. Wyjść do ludzi. Może zacząć randkować. Problem w tym, że im dłużej zwlekałam, tym było mi trudniej. A samotne wieczory spędzane przed telewizorem lub ekranem laptopa powoli doprowadzały mnie do szału. I czułam, że nie jestem szczęśliwa.
Zazdrościłam koleżankom
Miałam parę koleżanek – nigdy przyjaciółek, z którymi od czasu do czasu spotykałam się w kawiarni czy pubie. Kiedy siedziałyśmy przy stoliku, zawsze opowiadały o swoim życiu: rodzinie, partnerach, mężach. Ja natomiast milczałam, tylko się uśmiechając i potakując.
– A jak u ciebie, Martyna? – odezwała się któregoś razu Alicja. – Tyle się nie widziałyśmy! Coś się zmieniło?
– Nic. – machnęłam ręką, starając się nie patrzeć jej w oczy i jednocześnie nie zwracać uwagi na to, że momentalnie znalazłam się w centrum zainteresowania naszej grupki. – Wszystko po staremu.
– Dalej żadnego faceta? – drążyła, a ja miałam ochotę schować się pod stolik. – Ani jeden nie trafił do twojego serca?
– Za wielu się nie pchało – mruknęłam, popijając swoje latte.
– Oj, bo ty się w ogóle nie rozglądasz! – odezwała się Lidka, wyraźnie chcąc poprzeć Alicję. – Nigdzie nawet nie wychodzisz, Martyna. No, kiedy ostatnio byłaś na jakieś imprezie?
Odchrząknęłam.
– Ja…
– To już po trzydziestce, Martynko! – ciągnęła niezmordowanie. – Jak długo zamierzasz czekać, aż facet spadnie ci z nieba? Gdybyś gdzieś wyszła…
– No właśnie planuję imprezę – wypaliłam, choć wcale niczego takiego nie zakładałam. – W przyszłym miesiącu.
– O, urodzinową? – podchwyciła Justyna.
Wiedziałam, że gdy jej włączy się tryb czujności, zaraz całe miasto usłyszy o tym, co zapowiem.
– Tak – stwierdziłam natychmiast. – To moje trzydzieste pierwsze, więc uznałam, że… no warto się zabawić. Oczywiście, jesteście zaproszone.
– Super! – rozpromieniła się Lidka. – Mamy przekazać wieści dalej?
– Wiesz, jak chcesz, żeby to była impreza z pompą, to powiedz – dodała natychmiast Alicja. – Pomożemy i zorganizujemy jeszcze więcej ludzi.
– No pewnie! – zawołała Justyna trochę zbyt głośno, bo goście kawiarni zaczęli się na nas oglądać. – Jak my się za to weźmiemy, będziesz miała naprawdę wystrzałową imprezę!
Te urodziny miały być odskocznią
Choć to był zdecydowanie szalony pomysł, zupełnie nie w moim stylu, chwyciłam się go rękami i nogami. Od razu zaczęłam szykować wszystko do spodziewanej imprezy. Kupiłam jedzenie, napoje, sprzątać za wiele nie musiałam, zastanawiałam się jeszcze, co przygotować więcej. Później natomiast skupiłam się na sobie.
Sporo czasu zajęły mi zakupy. W końcu to nie tylko miała być impreza, ale i moje urodziny. Musiałam koniecznie wyglądać jak milion dolarów, zwłaszcza jeśli chciałam kogokolwiek poznać i zatrzymać przy sobie na dłużej niż te kilka godzin. Uznałam, że po raz pierwszy będę otwarta – pokażę się z jak najlepszej strony, a jako dusza towarzystwa, na pewno zwrócę uwagę jakichś wolnych facetów.
– Tacy zawsze się znajdą – przekonywała mnie Lidka, stała bywalczyni wszelkich imprez. – Zobaczysz, to nie takie straszne! Niczego ci nie brakuje, na pewno kogoś sobie znajdziesz.
Nie chciałam wychodzić na jakąś desperatkę, ale sądziłam, że dłużej trwająca samotność po prostu mnie dobije. Musiałam spędzić trochę czasu z ludźmi. Liczyłam też, że w końcu się zakocham, a ktoś zakocha się we mnie. Wtedy jeszcze nie widziałam, jak naiwne jest moje marzenie. Może to dlatego, że tak często oglądałam te wszystkie komedie romantyczne piejące o nietypowych wielkich miłościach, które spadały na bohaterki jak grom z jasnego nieba. I rzeczywiście – miałam nadzieję, że i na mnie taki grom spadnie. Że stanę się wreszcie szczęśliwa.
„A jak się nie uda” – powtarzałam sobie – „najwyżej będę się dobrze bawić”.
Nie potrafiłam się bawić
W końcu nadszedł dzień moich trzydziestych pierwszych urodzin. Byłam bardzo podekscytowana i zestresowana, bo nie wiedziałam, czy na pewno wszystko się uda. Czy w ogóle ktokolwiek zjawi się na miejscu. Moje obawy jednak szybko okazały się nieuzasadnione, bo jeszcze na długo przed oficjalnym rozpoczęciem imprezy, zjawił się tłum ludzi. Później… później, mimo że miałam naprawdę spore mieszkanie, zrobiło się nawet trochę tłoczno.
Wszyscy się śmiali, koleżanki chwaliły świetne jedzenie i super klimat. I tylko ja się w tym wszystkim za nic nie potrafiłam odnaleźć. Jakbym patrzyła na film, w którym byłam bohaterką, ale wcale nie główną.
Moje zwykle puste mieszkanie rozbrzmiewało dziesiątkami głosów. Sprosiłam znajomych, oni zaprosili swoich, a w efekcie wyszło, że połowy gości nie znałam. Myślałam, że będzie mi lepiej, że rzucę się w wir rozmów, że trochę się pobawię, a w efekcie patrzyłam na tych ludzi i nie wiedziałam, co ja tu robię. Oni byli w swoim gronie, z mężami, żonami, partnerami, a ja? Ja w tym wszystkim znów byłam sama.
– I jak tam nasza gwiazda? – zaczepiła mnie Alicja, gdy stałam przy wyjściu na taras, niezdecydowana, by do kogokolwiek dołączyć. – Co robisz?
– A no… nic – przyznałam zgodnie z prawdą. – Tak tylko patrzę…
– To nie patrz, tylko chodź. – Pociągnęła mnie za rękę. – Jak masz kogoś poznać, jak do nikogo się nie odzywasz?
I zaciągnęła mnie w sam środek tego zgiełku. Po dłuższej chwili i wymianie mnóstwa sztucznych uśmiechów wreszcie zostawiła mnie samą z jakimś swoim kolegą, który podobno niedawno rozwiódł się z żoną. Siedzieliśmy obok siebie bardzo skonsternowani, a nasza rozmowa zupełnie się nie kleiła. Ostatecznie on stwierdził, że pójdzie po drinka i już nie wrócił.
Uznałam, że siedzenie tu, pośród nich wszystkich, czucie się jak piąte koło u wozu, wcale mi nie służy. Dlatego pozbierałam się i przemknęłam do sypialni, w której na szczęście nikogo nie było. Drzwi zamknęłam od środka na klucz, a potem sięgnęłam po książkę – tylko po to, aby w końcu zająć czymś myśli.
Nie mam pojęcia, co dalej
Po przyjęciu wszystko wróciło do normy. No, może z tą różnicą, że musiałam po tej całej akcji posprzątać – tradycyjnie sama, bo i kto miałby mi pomóc? Kilka dni później koleżanki wyciągnęły mnie co prawda do baru i kazały opowiadać, jak mi się podobało i czy są jakieś postępy. Kiedy jednak przyznałam, że nic z tego, a większość czasu przesiedziałam zamknięta w sypialni, spisały mnie na straty. I cóż, pewnie miały rację.
Minęło już kilka miesięcy od tamtych pamiętnych urodzin. Jak nietrudno się domyślić, wciąż jestem sama. Nie wiem, co robić dalej. Chyba jestem skazana na samotność do końca swoich dni. Nie wiem – może jest coś ze mną nie tak, a może po prostu powinnam odpuścić i skupić się po prostu na sobie, swojej pracy i zainteresowaniach. Z drugiej strony, przecież dotąd nie żyło mi się tak źle. Gdyby tylko w tym mieszkaniu wciąż nie było tak potwornie pusto…
Martyna, 31 lat
Czytaj także:
- „Nie jestem dewotką, ale to, co wyczynia moja wnuczka to już przesada. Dziewucha nie ma za grosz wstydu”
- „Kochałam Janka nad życie, a on wystawił mnie przy pierwszej okazji. Nie daruję mu tego upokorzenia”
- „Mama zawsze powtarzała, że rodzina to świętość, ale sama pierwsza nagrzeszyła. Nie znałam kobiety, która mnie urodziła”