Reklama

Nigdy nie lubiłam świąt. Choć staram się, naprawdę się staram, co roku kończy się tak samo — zmęczeniem, łzami i kłótnią. A przecież miało być inaczej. Miałam stworzyć własny dom, lepszy niż ten, w którym dorastałam. Bez krzyków, bez spięć, bez matki płaczącej nad karpiem.

Ale od kiedy Barbara, moja teściowa, zaczęła wpadać do nas na Wigilię, czuję się, jakby ktoś mi te święta odbierał. Wszystko musi być „jak należy” – 12 dań ma być, pierogi tylko ręcznie lepione, kompot z suszu, prezent z kokardą. A jak coś jest inaczej, to od razu: W moim domu robiło się to porządnie.

W tym roku miałam dość. Postanowiłam zrobić Wigilię po swojemu – skromniej, mniej dań, spokojniej. Chciałam wreszcie usiąść przy stole z rodziną, a nie paść ze zmęczenia. Nie z biedy – z rozsądku. Z pragnienia świętego spokoju. Tomasz nie protestował. Ale znam go – cicho przytakuje, ale gdy przyjdzie co do czego, zniknie za plecami mamy. Zrobiłam inaczej. Wiedziałam, że to się nie spodoba. Ale nie sądziłam, że aż tak bardzo.

Teściowa mi dogryzała

Usiedliśmy do stołu. Dzieci nie mogły się doczekać prezentów, a ja – końca tego wieczoru. Kiedy postawiłam na stół półmisek pierogów, poczułam, jak oczy Barbary wiercą mi dziurę w plecach.

– Tylko tyle pierogów? – zapytała z uśmiechem, który miał w sobie wszystko, tylko nie ciepło.

– Zrobiłam tyle, ile trzeba. Wystarczy – odpowiedziałam spokojnie, choć już czułam, jak ściska mnie w gardle.

Za moich czasów pierogi się mroziło i jadło przez tydzień. Ale rozumiem, teraz się wszystko upraszcza. Oszczędniej.

Tomasz spuścił wzrok. Dzieci jadły, nieświadome napięcia. Karol, jego brat, uniósł brwi, ale nic nie powiedział.

– Barszcz z torebki? – spytała po chwili Barbara, siorbiąc łyżkę z teatralnym namysłem.

– Nie – skłamałam. – Na zakwasie. Przecież mówiłam.

– A, może mi się wydaje. Ale smak... dziwny. Taki... uproszczony.

Wbiłam wzrok w obrus. Jeszcze się nie odzywam. Jeszcze trzymam fason. Ale ręce mam lodowate, a serce wali jak młotem.

– Chciałam, żeby było spokojnie – powiedziałam w końcu. – Nie chodzi o pieniądze, tylko o nerwy.

– Czyli twoje tanie święta są ważniejsze niż rodzina? – Teściowa odłożyła łyżkę. – Nie sądziłam, że jesteś sknerą.

Spojrzałam na Tomka. Milczał.

Byłam zła

Zmywałam naczynia sama. Tomasz krzątał się po salonie, udając, że czegoś szuka. Dzieci już były w piżamach, wpatrzone w bajkę. W kuchni było cicho, tylko woda szumiała w zlewie. W końcu nie wytrzymałam.

– Naprawdę tak będzie co roku? – spytałam, nie patrząc na niego.

– Co masz na myśli?

– To, że twoja matka robi ze mnie idiotkę, a ty nawet nie otworzysz ust. Ani słowa, Tomek. Ani jednego.

Westchnął i oparł się o framugę.

– Nie chciałem robić sceny przy dzieciach.

– A to, co ona urządzała, to nie była scena? – odwróciłam się do niego. – Widziałeś, jak na mnie patrzyła? Jak komentowała każdy talerz?

– Natalia, ona po prostu jest... taka. Zawsze była.

– A ja już nie mam siły być po prostu z nią pod jednym dachem. Co roku udajemy rodzinę, a ja się czuję jak służąca.

– Przesadzasz.

– Przesadzam?! – uniosłam głos. – Ty nawet nie wiesz, jak to jest. Wszystko jest zawsze ważniejsze niż ja. Twoja matka, twoje milczenie, twoje święty spokój.

Nie chcę się z tobą kłócić.

– Nie musisz. Znowu liczyłam, że może tym razem będzie inaczej.

Otarłam łzę wierzchem dłoni i wyszłam z kuchni.

Wygarnęłam teściowej

Z samego rana zaparzyłam kawę. Dla siebie i... dla niej. Postawiłam filiżankę przed Barbarą, która już siedziała w fotelu, jakby była u siebie.

– Musimy porozmawiać – zaczęłam.

– Och, Natalia... Jeśli to znowu o te pierogi...

– Nie – przerwałam jej. – To o coś większego. O to, że traktujesz mnie jak śmiecia, nie jak członka rodziny.

Uniosła brwi z udawaną niewinnością.

– A ja tylko mówię, co myślę. Nie moja wina, że jesteś przewrażliwiona.

– Nie jestem. Jestem zmęczona. I mam dość.

– Dość czego?

– Twoich aluzji, krytykowania każdego garnka i każdej decyzji, którą podejmuję. Mam prawo robić święta po swojemu. I nie zamierzam przepraszać za to, że nie chcę marnować pół pensji na kapustę z grzybami.

Barbara odłożyła filiżankę, stukając porcelaną o spodek.

– To nie kapusta. To tradycja.

– Moje dzieci nie zapamiętają, czy był karp. Zapamiętają, że mama była zmęczona i wkurzona. I że babcia ją wiecznie poprawiała.

– Ty nigdy nie zrozumiesz – syknęła. – Bo ty nie masz szacunku. Ani do mnie, ani do tej rodziny.

– Może dlatego, że nigdy mnie tu naprawdę nie było. Zawsze tylko obok. Na dokładkę.

Zapadła cisza. Patrzyłyśmy na siebie długo, w milczeniu. Dwie kobiety, które nigdy się nie zrozumieją. Wyszła bez słowa. A ja, pierwszy raz od lat, poczułam ulgę. Nie dlatego, że wygrałam. Tylko dlatego, że wreszcie przestałam milczeć.

Dzieci są najważniejsze

Była cisza. Taka prawdziwa, gęsta, nieprzyjemna. Tomasz zamknął się w garażu i tyle go widziałam. Zrobiłam dzieciom gorącą czekoladę. Michał rysował coś przy stole, Kasia układała puzzle na dywanie. Usiadłam obok niej i głaskałam ją po włosach.

– Mamo... – zaczęła nieśmiało – czemu babcia była taka zła?

Zawahałam się.

– Czasem dorośli nie potrafią dogadać się ze sobą. Ale to nie twoja wina, kochanie.

– Ja wolałam te święta – wtrąciła Kasia. – Bo byłaś z nami więcej niż przy garach.

Uśmiechnęłam się smutno.

– Serio? – zapytałam.

– Serio. A pierogi i tak były pyszne – dodał Michał, nie odrywając wzroku od rysunku. – Mogą być co roku takie same.

Poczułam, jak coś mnie ściska od środka. Coś ciepłego i bolesnego jednocześnie. Cały czas starałam się zadowolić kogoś, kto i tak zawsze znajdzie powód do krytyki. A te dwa małe głosy obok mnie – to one powinny mieć znaczenie.

Mąż mnie przeprosił

Wieczorem usiadłam w kuchni z herbatą. Patrzyłam przez okno, ale widziałam tylko swoje odbicie. Zmęczone oczy. Spięte ramiona. Kobietę, która już nie chce dźwigać. Tomasz wszedł cicho.

– Mogę? – zapytał.

Kiwnęłam głową. Usiadł naprzeciwko. Milczał.

– Nie powiesz nic? – zapytałam w końcu.

– Przepraszam – powiedział cicho. – Nie powinienem siedzieć cicho, gdy ona cię tak traktowała.

– A jednak siedziałeś. Jak zawsze.

– Bo nie wiem, co powiedzieć. Czuję się między młotem a kowadłem.

– To wybierz w końcu, która z nas jest ważniejsza.

Spojrzał na mnie zaskoczony.

– Natalia...

– Nie. Nie uciekaj od tego. Albo jesteś moim partnerem, albo jej synkiem. Nie da się być jednym i drugim. Mam dość bycia tłem. Dość udawania, że wszystko jest okej.

Zamilkł. Długo.

– To nie takie proste... – wyszeptał.

– Dla ciebie nigdy nic nie jest proste. A dla mnie wszystko jest.

Wstałam. Poszłam do sypialni. Zgasiłam światło i przykryłam się po uszy. Nie płakałam.

Natalia, 40 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama