Reklama

– Co tam u ciebie, tatku? Wszystko w porządku między wami? – dociekała Madzia. Moja pociecha wpadała do mnie co jakiś czas, w przeciwieństwie do syna, który traktował mnie tak, jakbym któregoś dnia po prostu rozpłynął się w powietrzu i przestał istnieć, i z którym nie przegadałem nawet chwili od kiedy zaczęliśmy batalię w sądzie o rozwiązanie małżeństwa.

Znienawidziła facetów

Rany, nigdy bym nie pomyślał, że Marcin będzie aż tak uparty. Szlag by to trafił, czy ja naprawdę zasługuję na spalenie na stosie lub dożywocie tylko dlatego, że związałem się z kochanką?! Cóż, chyba w oczach mojego syna – jak najbardziej.

– Jako tako – wymamrotałem ledwo słyszalnie, ale wątpliwości w moim tonie były aż nadto wyczuwalne.

– Yhm – Magda załapała aluzję, a sądząc po jej wyrazie twarzy, chyba nawet było jej mnie żal.
Rany, skąd w naszej rodzinie wzięła się tak serdeczna i rozumiejąca dusza? Na bank nie jest taka po mnie.

Codzienność u boku nowej wybranki serca okazała się nie lada wyzwaniem. Początkowa sielanka w mojej kolejnej relacji przeminęła niczym sen. Czar prysł, zaś bohaterowie dramatu zatytułowanego „Rozstanie i związek z młodszą partnerką” prezentowali symptomy wyczerpania, uskarżając się na niespełnione nadzieje.

Moja ex wpadła w okres cieszenia się życiem i unicestwiania facetów na każdym polu. Mimo że winę za rozpad związku ponoszę tylko ja, Ala zdołała już wyrzucić z roboty jednego „samczego, seksistowskiego wieprza” i dać popalić paru następnym. Nie będę nawet wspominał o szkalujących komentarzach pod adresem płci przeciwnej, które zamieszcza w sieci. Prędzej czy później jej przejdzie. Kiedyś była wyjątkowo rozsądną babką.

O czym ja myślałem?

Jeśli chodzi o mój nowy rozdział, to nie był on łatwy. Można powiedzieć, że był usłany różami, ale takimi pozbawionymi płatków, za to z ostrymi kolcami. Justynka stopniowo budowała solidne fundamenty naszego życia, a ja z niepokojem patrzyłem, jak ta urocza, inteligentna i pełna radości dziewuszka z każdym dniem zmienia się w despotycznego władcę naszych czterech ścian.

Przez ostatnich parę miesięcy usłyszałem, że muszę zacząć trenować, bo tracę formę; że dobrze byłoby porozglądać się za jakąś fuchą na boku, bo czekają mnie spore koszty; że najlepiej odpuścić sobie weekendowe browary z kolegami z podstawówki, bo te otłuszczone gbury strasznie ją wkurzają.

Najbardziej denerwowały mnie jej paplające koleżanki i faceci, z którymi przyszły. Gadanie z nimi o czymś sensownym graniczyło z cudem, mniej więcej tak jak wygrana w lotto. Kurczę, o czym ja wtedy myślałem? W sumie to chyba wcale nie myślałem… No w każdym razie na pewno nie tą głową, co trzeba.

Zupełnie nie zdawałem sobie sprawy, jak ogromna może być różnica między pokoleniami na przestrzeni zaledwie dwóch dekad. Niespecjalnie pomagał mi fakt, że wciąż prezentuję się dość korzystnie, a podczas konwersacji z młodszymi ode mnie sięgałem po modne wśród nich zwroty, starając się jednocześnie zrozumieć bolączki świeżo upieczonego absolwenta, który dopiero co wkroczył w świat korporacji.

Zawiodłem się

Dla tej młodzieży zawsze będę już tylko staruchem, kimś, dla kogo Maryla Rodowicz niezmiennie dzierży berło pierwszej damy polskiej piosenki, a Lech Wałęsa to nie postać z podręczników historii, lecz ktoś jak najbardziej namacalny i rzeczywisty.

Niestety, w ostatnim czasie wyłonił się absolutnie nieprzewidywany wątek – potomek. Słysząc od mojej wybranki, że pragnie zostać mamą, poczułem się zdruzgotany. O co chodzi z tym dzieckiem? Przecież nie uciekłem z ramion byłej małżonki, typowej przedstawicielki Matek Polek, by wpaść prosto w objęcia następnej! Uważam, że już wystarczająco przyczyniłem się do przyrostu naturalnego i stanowczo mi to wystarcza.

Niedawno dotarłem do momentu w swoim życiu, w którym mam dużo pieniędzy, jeżdżę fajnym autem i skaczę na bungee, gdy jestem na urlopie gdzieś w Tajlandii. Teraz to wszystko jest już za mną – te niezliczone pieluszki obsikane przez dzieciaka, bezsenne noce przy ząbkowaniu i przepis babci na zupę marchewkową, którą wtedy gotowałem. Zostały po tym tylko wspomnienia. Wesoła, sympatyczna i urocza opowieść, której mimo wszystko nie chciałem od nowa przeżywać.

Chciała mieć ze mną bobasa!

– Dziecko? O jakim dziecku mówisz? – zdecydowałem się zgrywać głupka.

– Jak to o jakim? O naszym wspólnym maleństwie! Tworzymy przecież rodzinę – jej riposta była prosta, a jednocześnie złożona, ponieważ ja patrzyłem na to trochę odmiennie.

– Oczywiście, rodzinę – przytaknąłem. – Ale dlaczego od razu dziecko?

I wtedy Justynka się rozpłakała. Później usłyszałem od niej pełne żalu słowa na temat dojrzałych facetów, dla których młode dziewczyny to tylko seksualne lalki do zabawy. Udało mi się ją pocieszyć, ale tamten moment był punktem zwrotnym – skończyła się beztroska, a zaczęła odpowiedzialność.

Zrozumiałem, że pomimo kilku siwych kłaków na głowie, byłem wciąż naiwny niczym małolat.
Atrakcyjna, młoda dziewczyna prezentuje się rewelacyjnie przy boku statecznego mężczyzny takiego jak ja, ale ona również pragnie osiągnąć życiową stabilność i zgodnie z naturą wydać na świat następne pokolenie naszych rodaków.

Kiedyś sądziłem, że nic gorszego nie może mnie spotkać od przedłużającego się procesu rozwodowego i związanego z nim nurzania się w szambie oskarżeń i insynuacji w trakcie batalii sądowej. Byłem w błędzie. Dotarło do mnie, że dopiero teraz nadchodzi ten bardziej skomplikowany okres.

Musiałem jeść zieleninę

– Cześć, Ala, co słychać? Wszystko gra? – po paru miesiącach wpadłem na swoją ex, niby przypadkiem, przed sklepem.

Rozwiązanie tej sprawy wymagało ode mnie sporo wysiłku i detektywistycznych poszukiwań. Na szczęście miałem ułatwione zadanie, bo wiedziałem, jakie moja była małżonka ma przyzwyczajenia i gdzie często bywa. Nawyki, które człowiek raz nabędzie, zostają z nim do końca jego dni. Nikt nie zna lepiej żony niż jej mąż, nawet jeśli to już tylko były mąż.

– Hej, dzięki. Wszystko u mnie super. Lepiej niż przez ostatnie dwadzieścia dwa lata – usłyszałem zjadliwą odpowiedź.

Warto wspomnieć, że za parę dni obchodzilibyśmy dwudziestą drugą rocznicę, od kiedy powiedzieliśmy sobie sakramentalne „tak”.

– Bardzo mnie cieszy, że u ciebie wszystko gra – ucieszyłem się z tych przesadnie pozytywnych wieści.

– Ale ty jakoś kiepsko się prezentujesz. Czy ona czasem robi ci smażoną wątróbkę w panierce?

Trafiła w sedno. Panierowane wątróbki to moja słabość. Odkąd zacząłem stosować się do zaleceń mojej drugiej połówki odnośnie do zdrowego odżywiania, zrzuciłem jakieś piętnaście kilogramów, a moje ukochane, tłuściutkie danie stało się teraz czymś tak odległym, że aż mi się o nim śni po nocy i chodzi za mną w ciągu dnia.

Szczerze mówiąc, w moim nowym domu nikt specjalnie nie pichcił – jadaliśmy na mieście w knajpach, a tam wątróbka zawsze jest bez panierki.

– No jasne, że robi… – skłamałem jak z nut. – Ale ja ogólnie przestawiłem się na zdrowszą żywność i tryb życia. Odprowadzić cię do auta? – zagadnąłem, zręcznie zmieniając wątek.

Nie nazwałbym tego domem

Alicja tylko uniosła ramiona, ani nie odmawiając, ani nie rwąc sobie włosów z głowy z powodu straconych lat. W porównaniu z naszym poprzednim spotkaniem, postęp był wręcz niewyobrażalny.

Odprowadziłem ją do samochodu i wrzuciłem parę zakupów z wózka do bagażnika. Posłałem jej przyjazny uśmiech, a ona przypatrywała mi się przez moment, zupełnie tak, jakbym przybył z Marsa albo był co najmniej jakąś egzotyczną, rzadko spotykaną zwierzyną.

– Może wpadnę kiedyś na małą pogawędkę przy herbacie? – Zagadnąłem niepewnie. – Z Magdą od czasu do czasu się widuję, ale Marcina to… No sama rozumiesz, jaka jest sytuacja. Chłopak się na mnie pogniewał.

– Marcin czuje twoją nieobecność. Tylko nie myśl sobie, że wystarczy, jak podarujesz mu jakąś nową konsolę do gier. Musisz się trochę przyłożyć – oznajmiła.

– No jasne, kapuję – bąknąłem pod nosem, ale przeszło mi przez głowę, że ten pomysł z PlayStation wcale nie jest taki zły. Może i Marcin nie rzuci mi się na szyję, ale przynajmniej uda nam się razem pograć w jakąś bijatykę.

– To cześć – powiedziała, po czym wskoczyła do samochodu.

– Na razie – odparłem.

Obserwowałem, gdy ruszała w drogę i pierwszy raz od dłuższego czasu pomyślałem sobie, że trzeba było być kompletnym kretynem, żeby zdecydować się zostawić Alicję.

Tęskniłem za starymi kątami

Jeżeli miałbym zdecydować, komu zawierzyć własny los, to bez wahania postawiłbym na nią. Dlaczego akurat na nią, a nie Justynę? No cóż… po prostu nie znam Justyny tak dobrze jak Alicji! Owszem, seks ma znaczenie, ale są rzeczy ważniejsze. Człowiek zawsze zmądrzeje, ale zazwyczaj za późno – tak jak mąż po rozwodzie.

W sumie to nie o to chodziło, że bałem się ponownego tacierzyństwa w wieku, w którym bez problemu mógłbym być już dziadziusiem. Raczej o ogół sytuacji. I dobrze, że nie zabraliśmy się za powiększanie rodziny od razu.

Na początku Justynka kazała mi popracować nad moimi plemnikami – rany, jak to dziwnie zabrzmiało! – czyli zrzucić parę kilo, porzucić fajki, dać sobie spokój z mocnymi trunkami, no i zacząć uprawiać jogging. Co niby ma wspólnego bieganie z jakością nasienia?!

Ciężko wzdychając, udałem się do mieszkania. Ciekawe, że nie określałem mianem domu przestrzeni, którą dzieliłem z Justyną. Z jakiegoś powodu nie potrafiłem.

Po paru dniach zadzwoniłem do Alicji, by się spotkać. Nie protestowała.

– Hej, tatko! – Powitała mnie w progu zarumieniona z wrażenia Madzia.

Wszedłem do mieszkania z lekką tremą, witając się cicho. Na mój widok Ala wyskoczyła z sypialni, ale zaraz zniknęła z powrotem. Sądząc po wałkach we włosach i podomce, przygotowania do wyjścia zajmą jej jeszcze z godzinkę. Ale spoko, nie ma pośpiechu. Posiedzę sobie, rozejrzę się po starych śmieciach, powspominam dawne, fajne czasy.

Było bardzo miło

– Napijesz się kawy, a może wolisz herbatę? – typowe pytanie padło z ust Magdy. – Marcin siedzi w swoim pokoju. Gdyby próbował uciec, mam go złapać czy wystawić mu haka?

– Nie miał pojęcia, że wpadnę? – zaskoczony zapytałem.

– Nie, nie wiedział. Ja i mama obawiałyśmy się, że spróbuje nawiać. Jesteście do siebie bardzo podobni – odpowiedź zabrzmiała dość nieprzyjemnie.

– Witaj synu – powiedziałem, gdy stanęliśmy naprzeciw siebie.

– Cześć tato – usłyszałem w odpowiedzi. Rany, minęło parę miesięcy, odkąd ostatnio słyszałem, jak mówi.

Ala wzięła się ostro do roboty i niedługo potem całą rodziną zasiedliśmy do stołu. Gorączkowo rozmyślałem nad dalszymi krokami. Zdołowany, łamałem sobie głowę nad tym, ile będę musiał się namęczyć, żeby odzyskać zaufanie Alicji. Jak udowodnić jej, że może mi znów zaufać?

Zdałem sobie sprawę, że ponad wszystko marzę, żeby wrócić do starych pieleszy…

Igor, 46 lat

Czytaj także:
„Zyskałem dziecko, ale straciłem żonę. Odtrąciła mnie, na rzecz bobasa, a w łóżku mogę podziwiać tylko jej plecy ”
„Narzeczony zwodził mnie przez 10 lat. Gdy mieliśmy stanąć na ślubnym kobiercu, zrobił coś nieoczekiwanego”
„Wakacyjny wyjazd z mężem stał się koszmarem mojego życia. Ten dwulicowy łajdak zdradził mnie w perfidny sposób”

Reklama
Reklama
Reklama