„Zostawiłam męża, bo był nudny. Gdy sielanka z nowym facetem przerodziła się w horror, nie miałam już gdzie wracać”
„– Kocham cię, Marta. Ale jeśli naprawdę nie jesteś szczęśliwa, nie będę cię zatrzymywał – powiedział. Zabrzmiało to tak… spokojnie. Znowu ten jego spokój. A ja miałam ochotę krzyczeć, rzucać talerzami, dramatycznie wybiec. Chciałam, żeby walczył. Żeby cokolwiek poczuł”.

- Redakcja
Nie zdradził mnie, nie podniósł na mnie ręki, nie upokorzył mnie ani razu. A mimo to odeszłam. Po prostu… umierałam przy nim z nudów.
Wieczór za wieczorem wyglądał tak samo – herbata w kubku z napisem „Najlepszy Mąż”, kanapka z serem i serial. Tomek był przewidywalny do bólu. Wiedziałam, o której ziewnie, w którym momencie wyłączy telewizor i kiedy powie „to co, spać?”. Kochający, lojalny, czuły. I absolutnie pozbawiony… ikry.
– Tomek, kiedy ostatni raz zrobiłeś coś szalonego? – spytałam go kiedyś, rozdrażniona. – Zaskoczyłeś mnie czymkolwiek?
– A kiedy ostatni raz poprosiłaś mnie, żebym coś takiego zrobił? – odpowiedział spokojnie, jak zawsze.
Wtedy zrozumiałam, że to nie tylko jego wina. Że oboje popadliśmy w marazm. Ale to ja pierwsza zaczęłam się dusić. A potem pojawił się Igor. Wysoki, z głębokim głosem i spojrzeniem, od którego miękły mi kolana. Igor był jak powiew świeżego powietrza w dusznej sypialni małżeństwa. Był fascynujący, dziki, nieprzewidywalny. Nie miałam wątpliwości – zakochałam się.
– Zwariowałaś? – Anka popatrzyła na mnie, jakbym się przyznała do morderstwa. – Zostawisz Tomka dla faceta, którego znasz od miesiąca?
– Ja... czuję, że przy Igorze znowu oddycham – wyznałam. – Tomek jest dobrym człowiekiem, ale czuję się przy nim martwa. Jakbyśmy już byli po wszystkim, a przecież mam dopiero trzydzieści pięć lat!
– Uważaj, Marta. Czasem to, co wydaje się fascynujące, okazuje się po prostu... niebezpieczne.
Zignorowałam ją. Miałam wrażenie, że wreszcie trzymam życie za gardło.
Byłam zdecydowana
– Tomek, chcę odejść.
Powiedziałam to cicho, niemal szeptem, ale wystarczająco głośno, by zrozumiał. Siedzieliśmy naprzeciwko siebie przy kuchennym stole. W tle tykał zegar i pachniała herbata malinowa. Ten sam rytuał od lat. Tomek nie odpowiedział od razu. Podniósł wzrok znad filiżanki. W jego oczach nie było wściekłości ani rozpaczy. Było tylko… zdziwienie.
– Co się stało? Coś zrobiłem?
– Właśnie nie – parsknęłam śmiechem, ale zaraz mi zgasł. – Ty nigdy nic nie robisz. Wszystko jest takie samo. Dzień w dzień. To nie twoja wina, Tomek. To ja... Ja się duszę.
Patrzył na mnie długo. W końcu skinął głową i powiedział:
– Czyli to już?
Wiedziałam, że pyta, czy to nie chwilowy kryzys. Ale ja byłam zdecydowana. A raczej… przekonana, że muszę spróbować czegoś innego.
– Tak. Przepraszam.
Nie krzyczał. Nie błagał. Nie zrobił nic, co napisałaby autorka taniego melodramatu. Wstał, podszedł do okna i patrzył, jak sąsiad podlewa trawnik.
– Kocham cię, Marta. Ale jeśli naprawdę nie jesteś szczęśliwa, nie będę cię zatrzymywał – powiedział.
Zabrzmiało to tak… spokojnie. Znowu ten jego spokój. A ja miałam ochotę krzyczeć, rzucać talerzami, dramatycznie wybiec. Chciałam, żeby walczył. Żeby cokolwiek poczuł. Zamiast tego odszedł do sypialni, zostawiając mnie z herbatą i własną decyzją. Powinnam czuć żal, ale czułam… ulgę. I coś jeszcze – ekscytację. Igor czekał na mnie. A ja czułam się jak bohaterka filmu. Wreszcie główna rola.
– Życie jest jedno – powtarzałam sobie, pakując walizkę.
Czułam, że żyję
Z Igorem wszystko było inne. Szybsze, intensywniejsze, bardziej kolorowe. Już pierwszego wieczoru porwał mnie na nocną przejażdżkę nad jezioro. W środku tygodnia. Bez celu, bez planu. Po prostu – „chodź, pokażę ci gwiazdy”.
Leżeliśmy na masce samochodu, piliśmy wino z gwinta, a on opowiadał mi, że życie to przygoda, a ja mam w sobie ogień, który ktoś zgasił. Czułam się pożądana, wolna, młoda. Chciałam wierzyć, że od teraz właśnie tak będzie wyglądało moje życie.
Weekend w Pradze. Kolacja na dachu hotelu. Seks o świcie i śmiech bez powodu. Ale szybko zauważyłam pierwsze rysy. Krzywo spojrzał na kelnera, bo „za wolno podaje”. Warknął do jakiegoś chłopaka na parkingu, bo ten „stanął za blisko”. Potem... coś nowego. Zawiesił wzrok na moim telefonie, kiedy rozmawiałam z Piotrem – kolegą z pracy.
– Kto to? – zapytał. Zwykłe pytanie. Ale ton był... zimny.
– Znajomy z biura, mamy wspólny projekt.
– I trzeba do niego szeptać o 21:30?
Parsknęłam śmiechem, ale on się nie śmiał. Patrzył na mnie długo.
– Jeśli mnie zdradzasz, Marta, to po prostu powiedz. Nie będę się bawił w cyrk.
Zamurowało mnie. Jakbyśmy nagle przeskoczyli dziesięć kroków w przód. A może w dół.
– Igor, serio? – próbowałam go rozbroić uśmiechem. – To tylko rozmowa o tabelkach.
– Wiesz co? Nie wierzę ci.
Zrobiło mi się zimno. W jednej chwili mój fascynujący kochanek zamienił się w kogoś zupełnie innego. Ale zaraz potem znowu był czuły, kochany, rozbrajający. I znowu mówiłam sobie: „to tylko emocje”, „każdy ma czasem gorszy dzień”. A potem… wiele się zmieniło.
Wystraszyłam się
To był zwykły wieczór. Albo miał nim być. Wracaliśmy z kina, szedł obok mnie cicho. Myślałam, że się obraził, bo nie chciałam zostać u niego na noc. Próbowałam żartować, złapać go za rękę. Ale on był jak głaz.
– Wiesz, Marta – powiedział nagle. – Wiem, że tęsknisz za nim.
Zatrzymałam się.
– Za kim?
– Nie rób ze mnie idioty. Za Tomkiem.
Poczułam się, jakby ktoś mnie spoliczkował.
– Igor, ja... Nie tęsknię. Może za spokojem. Ale nie za nim.
– Spokojem? – prychnął. – Masz tu za dużo emocji, co? Może trzeba wrócić do kubka z herbatą i serialu?
Szliśmy dalej w milczeniu. W mieszkaniu było cicho. Rozebrałam się powoli, chciałam iść pod prysznic. I wtedy usłyszałam za sobą trzask. Szklanka uderzyła o ścianę, rozpryskując się tuż obok mojej głowy. Zamarłam.
– Nie odwracaj się ode mnie, kiedy mówię! – wrzasnął.
Poczułam, jak zaciska mi się gardło. Igor patrzył na mnie z furią w oczach, złapał mnie za ramię, ale zaraz opadł na kolana.
– Przepraszam, kotku... Ja nie wiem, co mi się stało. Jestem zazdrosny, bo mi zależy.
Następnego dnia przyniósł róże. Cały bukiet. I zaproszenie do spa dla dwojga. A ja? Uwierzyłam. Chciałam wierzyć, ale zaczęłam się oddalać. Siniak na ramieniu schowałam pod długim rękawem. Anka spojrzała na mnie dziwnie.
– Marta, co to?
– Uderzyłam się o szafkę – skłamałam.
W nocy napisałam do Tomka. „Cześć. Wiem, że nie powinnam. Ale... jak się masz?” Nie spodziewałam się odpowiedzi. A jednak po godzinie przyszło krótkie: „Mam nadzieję, że jesteś szczęśliwa”. Zalałam się łzami.
Byłam rozdarta
Uciekłam o świcie. Igor jeszcze spał, a ja pakowałam rzeczy do torby, jak złodziej. Ręce mi się trzęsły, gdy zapinałam zamek. Na blacie leżał jego telefon – odruchowo spojrzałam. Nowa wiadomość od jakiejś “K.” z czerwonym serduszkiem. Nie zdziwiło mnie to. Już nie. Zadzwoniłam do Anki. Głos miała zaspany.
– Hej… coś się stało?
– Mogę do ciebie przyjechać?
– Marta, jesteś u niego? – jej głos natychmiast się wyostrzył.
– Jeszcze chwilę. Zaraz wychodzę.
Nie pytała więcej. Wiedziała. Przygarnęła mnie bez słów.
– Sypialnia jest wolna. Wanna czeka. I herbata – rzuciła tylko, gdy otworzyła mi drzwi.
Wreszcie mogłam się rozsypać. Płakałam przez całą noc. Następnego dnia napisałam do Tomka. Krótko. Że dziękuję. Za tamtą wiadomość. I za wszystko.
Odpisał niemal od razu.
– Chcesz się spotkać?
Spotkaliśmy się w tej samej kawiarni, gdzie kiedyś świętowaliśmy naszą rocznicę. Było cicho. Ciepło. Bezpiecznie.
Mąż się zmienił
Tomek wyglądał… inaczej. Spokojniejszy. Miał brodę. I nowe zmarszczki przy oczach.
– Dobrze wyglądasz – powiedziałam.
– Jestem na terapii – odpowiedział bez skrępowania. – Dużo myślałem o tym, co się stało.
– I?
– I wiem, że przez lata nie widziałem cię naprawdę. Ale teraz jestem już trochę innym facetem.
Zamrugałam szybko. Nie chciałam płakać przy nim.
– Masz kogoś?
– Mam. – uśmiechnął się lekko. – Jest fajna. Cicha. Lubi śmiech. I nie boi się ciszy.
Milczeliśmy chwilę.
– Byłam głupia, prawda?
Tomek tylko pokręcił głową.
– Może po prostu się pogubiłaś.
Odprowadził mnie do samochodu. Pożegnaliśmy się jak starzy znajomi. A potem pomyślałam, że musimy się przecież rozwieść. I płakałam tak głośno jak nigdy.
Zaczęłam od nowa
Bez faceta, bez planu, bez złudzeń. Zamieszkałam sama, wynajęłam kawalerkę z widokiem na nic szczególnego – bloki, trzepak, park. Codziennie rano parzyłam sobie kawę. Nikt mnie nie dotykał, nikt nie pytał „czemu nie wróciłaś wcześniej”, nikt nie tłukł szklanek. Czasem czułam się samotna. Ale częściej... wolna. Już nie szukałam wielkich emocji. Już wiedziałam, że dramat nie oznacza miłości, a spokój nie jest nudą – to luksus. Nie tęskniłam już za Tomkiem. Nie nienawidziłam Igora. Przestałam żyć w przeszłości. I to było moje zwycięstwo.
Marta, 35 lat
Czytaj także:
- „Zaprosiłam znajomych na wakacje na Mazury. Gdy wystawiłam im rachunek za szkody, szczęki opadły im do podłogi”
- „Ludzie wytykają nas palcami, bo myślą, że mąż jest moim ojcem. Wstyd mi, że przez lata pozwoliłam mu się tak zapuścić”
- „To miał być piękny ślub w plenerze. Mój wielki dzień skończył się jednak ucieczką gości i moim płaczem w łazience”

