„Zostawiłam klucze majstrom, bo mieli zrobić remont. To, co zobaczyłam po powrocie, wołało o pomstę do nieba”
„Lodówka była otwarta, a na półkach znajdowały się resztki jedzenia. Podłoga pokryta była cienką warstwą kurzu i pyłu ze szlifowanych ścian. Zastanawiałam się, czy to możliwe, żeby przez kilka dni remontu mieszkanie wyglądało tak, jakby przeszło przez nie tornado”.

- Redakcja
Od miesięcy planowałam remont mieszkania. W głowie miałam każdy szczegół: kolory ścian, nowe podłogi, układ mebli. Kiedy w końcu znalazłam ekipę, która obiecywała wykonać wszystko profesjonalnie i w terminie, poczułam ulgę. Urlop, który zaplanowałam w tym czasie, miał być nagrodą za miesiące stresu i pracy, czasem dla siebie samej. Zostawiając klucze ekipie, ufałam, że wszystko pójdzie gładko. Nie przypuszczałam, że podczas mojej nieobecności mój dom zmieni się nie do poznania. Przestrzeń, którą dotąd kochałam, w kilka dni zmieniła się w ruinę.
Czułam rosnącą wściekłość
Po tygodniu urlopu zadzwoniłam do ekipy, by dowiedzieć się, jak idzie remont. Podczas rozmowy otrzymałam jedynie zdawkowe informacje. Fachowcy uspokajali mnie, że wszystko idzie zgodnie z planem, choć ton ich głosów brzmiał dziwnie nerwowo. Zaczęłam odczuwać niepokój, ale tłumaczyłam sobie, że to tylko moja wyobraźnia.
Po powrocie z wyjazdu, już w drzwiach, poczułam zapach stęchlizny i farby. Ściany faktycznie miały nowe kolory, ale farba była rozchlapana dookoła, a podłoga wyglądała na nieukończoną. Na kanapie leżały puste puszki, a w kuchni sterty naczyń, których nikt nie umył. Moje serce ścisnęło się z przerażenia.
– Co się tu stało? – wykrztusiłam, próbując zachować spokój, gdy majster otworzył drzwi.
– Wszystko zgodnie z planem, proszę pani – odpowiedział, choć jego spojrzenie zdradzało coś zupełnie innego.
Szłam od pokoju do pokoju, zauważając kolejne niepokojące detale: śmieci w każdym kącie, narzędzia porozrzucane bez ładu, a do tego jeden z robotników spał w moim fotelu. Poczułam narastającą wściekłość, pomieszaną ze strachem. To miał być mój relaks, a w tym samym czasie mój dom stawał się ruiną.
Zaczęłam panikować
Weszłam do kuchni i zatrzymałam się na środku pomieszczenia. Lodówka była otwarta, a na półkach znajdowały się resztki jedzenia, które dawno powinny zostać wyrzucone. Podłoga pokryta była cienką warstwą kurzu i pyłu ze szlifowanych ścian. Zastanawiałam się, czy to możliwe, żeby przez kilka dni remontu mieszkanie wyglądało tak, jakby przeszło przez nie tornado.
– Proszę pani, wszystko w porządku – odezwał się majster, gdy weszłam do salonu. Jego uśmiech wydawał się nienaturalny, prawie wymuszony. – Tylko trochę bałaganu, zaraz posprzątamy.
– Trochę bałaganu? – prychnęłam, wskazując stertę farby rozsypanej na dywanie. – To wygląda, jakby tu ktoś urządził imprezę, a nie remont!
Przeszłam do łazienki i oniemiałam. W zlewie stała brudna woda, a na podłodze leżały poplamione ręczniki. W kącie zauważyłam porozrzucane folie po materiałach budowlanych i puste opakowania po farbach. W mojej głowie pojawiła się panika – ile zniszczeń kryje się jeszcze w innych pokojach?
– To tylko tymczasowy bałagan, proszę pani – próbowała mnie uspokoić ekipa. – Wszystko zostanie uporządkowane po skończeniu prac.
Spojrzałam na robotników, próbując ukryć rosnącą wściekłość. Wiedziałam, że sprawy wymknęły się spod kontroli, gdy byłam na urlopie. Zaufałam ludziom, którzy powinni chronić mój dom.
W salonie odkryłam najgorsze: rozbite lampy, porysowane meble i ślady butów na nowej podłodze. Nie mogłam uwierzyć, że powierzyłam im swoją własność. W głowie kłębiły mi się pytania: kto pozwolił im na taki bałagan? Czy ktokolwiek odpowie za to, co się wydarzyło?
Miałam tego dość
Zwołałam ekipę remontową w salonie, czując, jak pulsuje we mnie gniew. Każdy z robotników patrzył na mnie niepewnie, jakby spodziewał się najgorszej reakcji. Przez chwilę milczeli, a ja zbierałam odwagę, by powiedzieć to, co myślałam.
– Co się tu dzieje? – zaczęłam spokojnym, lecz mocnym głosem. – To nie jest remont, to katastrofa.
Jeden z robotników wzruszył ramionami.
– Spokojnie, proszę pani. Wszystko ogarniemy. Mieliśmy kilka nieprzewidzianych problemów.
– Nieprzewidziane problemy? – powtórzyłam, czując, że ton mojego głosu staje się ostrzejszy. – Podłoga jest porysowana, meble zniszczone, lodówka otwarta, a w kuchni pełno śmieci. Jak to możliwe?
– Eee… no… – zaczął tłumaczyć drugi, ale szybko przerwałam.
– Nie chcę „eee no”, chcę faktów i natychmiastowego działania.
Czułam, jak napięcie między nami rośnie. Jeden z fachowców próbował wyjaśnić, że część szkód powstała przez nieprzewidziane okoliczności remontowe. Słuchałam uważnie, ale w głowie kłębiła się irytacja. Każda wymówka brzmiała jak kpina z mojego zaufania.
– Ile czasu potrzebujecie, żeby to naprawić? – zapytałam, starając się utrzymać spokój.
– No… kilka dni, może tydzień – odpowiedział jeden z nich, wpatrując się w podłogę.
– Tydzień? – wyrwało mi się. – Przez tydzień mam mieszkać w tym bałaganie? Nie ma mowy!
Ich spojrzenia były przestraszone, ale ja nie zamierzałam ustąpić. To mój dom, moja przestrzeń, a teraz wyglądał jak ruina. Poczucie bezsilności mieszało się z rosnącą wściekłością. Wiedziałam, że muszę działać natychmiast, inaczej powstanie jeszcze więcej szkód. W tym momencie zdecydowałam – nie doczekam się sprawiedliwości. Muszę sama wziąć sprawy we własne ręce.
Moja frustracja rosła
Postanowiłam działać. Nie mogłam siedzieć bezczynnie, podczas gdy mój dom przemieniał się w ruinę. Zaczęłam od kuchni. Chwyciłam worki na śmieci i rękawice, przystępując do sprzątania, podczas gdy fachowcy wciąż pracowali w innych pokojach, kończąc prace i usuwając szkody. Każdy ruch budził we mnie frustrację – resztki jedzenia, porozrzucane narzędzia i puste puszki po farbie sprawiały, że serce biło mi szybciej.
– Proszę pani, pomożemy z tym – mówił pracownik z ekipy remontowej, próbując przejąć część mojej pracy.
– Nie, już dość zrobiliście – odparłam, odrzucając jego pomoc. – Zajmijcie się teraz tym, co do was należy.
Przechodziłam od pokoju do pokoju, sprawdzając podłogi, szafy, meble. W salonie zastałam jeszcze więcej szkód niż wcześniej – w jednym rogu ktoś zostawił worki z gruzem, które przewróciły lampę stojącą. W sypialni materac był przesunięty, a pościel poplamiona farbą.
– Naprawdę nie wiem, jak to się stało – powiedział jeden z fachowców, drapiąc się po głowie.
– Wy chyba nadal nie rozumiecie – odpowiedziałam, starając się nie podnieść głosu. – To kwestia odpowiedzialności.
Praca szła powoli, a moje zniecierpliwienie rosło. Czułam się zmęczona, ale wiedziałam, że jeśli nie wezmę spraw w swoje ręce, nic się nie zmieni.
Miarka się przebrała
Czułam, że moje nerwy są na granicy wytrzymałości. Każdy kolejny dzień przynosił nowe odkrycia: porysowane ściany, zabrudzone meble, brak porządku w miejscach, które wcześniej zdążyłam już posprzątać. Fachowcy kręcili się po mieszkaniu, tłumacząc się drobnymi wypadkami, które z ich perspektywy miały być „nieistotne”. Dla mnie to było nie do przyjęcia.
– Proszę pani, naprawdę się staramy – mówił jeden z robotników, próbując zachować spokój.
– Staracie się? – prychnęłam. – Wy się staracie, a ja sprzątam i naprawiam wszystko, co zniszczyliście!
Zaczęłam dokładnie kontrolować każdy ich ruch. Zdarzało się, że wracałam do pokoju, w którym byli kilka minut wcześniej, by upewnić się, że nic nie popsuli. Każda chwila przynosiła nowe frustracje, a ja czułam, że cierpliwość topnieje z każdą godziną.
– Dłużej tak nie może być – powiedziałam, starając się nie krzyczeć. – Miarka się przebrała.
Fachowcy wymienili spojrzenia, jakby po raz pierwszy zdali sobie sprawę z powagi sytuacji. Wiedziałam, że teraz wszystko zależy ode mnie. To był moment, w którym zrozumiałam, że zaufanie, które im powierzyłam, zostało wystawione na próbę, a konsekwencje ich zaniedbań będą mi towarzyszyć jeszcze długo.
W końcu odzyskałam spokój
Po kilku dniach nieustannej kontroli i sprzątania, moje mieszkanie w końcu zaczęło przypominać miejsce, które pamiętałam sprzed remontu. Niektóre przestrzenie wyglądały na odnowione, ale nie wszystko udało się odtworzyć – kilka mebli było porysowanych, drobne dekoracje nie wróciły na swoje miejsce, a ślady farby wciąż przypominały o chaosie, jaki zapanował w moim domu. Mimo to poczułam ulgę, widząc, że przestrzeń w końcu staje się znośna.
– Udało się, proszę pani – powiedział jeden z fachowców, patrząc na mnie z lekką niepewnością.
– Tak, ale koszty musimy przedyskutować – odpowiedziałam spokojnie, choć w moim głosie brzmiała determinacja. – Bo tak tego nie zostawię.
W kolejnych dniach stopniowo przywracałam porządek, odkładając rzeczy na swoje miejsce, piorąc zasłony i sprzątając podłogi. Każdy detal, który naprawiałam lub sprzątałam, był dowodem na to, że kontrola i cierpliwość w końcu przyniosły efekt. To doświadczenie nauczyło mnie, jak ważne jest uważne wybieranie osób, którym powierzamy naszą przestrzeń, i że czasem trzeba wziąć sprawy w swoje ręce, by chronić to, co dla nas cenne.
Wioleta, 36 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Na mikołajki mąż kupił luksusowe perfumy za 500 zł. Gdy w skarpecie znalazłam tanią czekoladę, wiedziałam, co się święci”
- „Znalazłam u męża paragon na sweter z alpaki. Liczyłam na luksusowy prezent pod choinką, a przejechałam się jak na lodzie”
- „Po rozwodzie syna stałam za nim murem. Nie wiedziałam, co wyprawia za zamkniętymi drzwiami i zniszczyłam synowej życie”

