„Zostawiłam 5 tysięcy w kopercie na stole. Następnego dnia cała rodzina udawała, że jej nie widziała”
„– A może to jakiś test, co? – powiedziała z pogardą. – Sprawdzałaś, czy się rzucimy na twoje łaskawe datki? – Ja chciałam wam pomóc! – wybuchłam. – Nie musiał nikt dziękować, tylko… po prostu powiedzieć prawdę!”.

- Redakcja
Nie było mnie w tym domu pięć lat. Tyle czasu spędziłam w Niemczech – najpierw z nadzieją, że to tylko na chwilę, potem z przekonaniem, że już nigdy nie wrócę. A jednak wróciłam. Na chwilę, rzekomo tylko na urlop, choć sama nie wiem, czy bardziej przyjechałam z tęsknoty, czy z poczucia winy.
Dom rodziców wyglądał jakby czas się zatrzymał – te same zasłony, ta sama cerata na kuchennym stole, ten sam zapach smażonego boczku. Ale coś się zmieniło. I to nie tylko w ścianach.
Coś było nie tak
Matka przyjęła mnie z tą swoją lodowatą uprzejmością, jakby zamiast córki witała u siebie inspektora z sanepidu. Ojciec – jak zwykle – uśmiechnął się niepewnie i zniknął do warsztatu, jakby uciekał przed własną obecnością. A Piotr... no cóż. Był bardziej wychudzony niż pamiętałam i jeszcze bardziej zamknięty w sobie. Powiedział "hej", spojrzał przez mnie i poszedł do siebie. Tylko tyle.
Już pierwszego wieczoru zauważyłam, że coś wisi w powietrzu. Matka rzucała kąśliwe uwagi, ojciec milczał do przesady, Piotr miał ten swój nieobecny wzrok, który znałam z dawnych lat, gdy kombinował, jak się wymigać od odpowiedzialności.
Nie chciałam im robić wyrzutów. W końcu to rodzina. Zamiast tego – postanowiłam pomóc. Zostawiłam na stole w kuchni białą kopertę – w środku pięć tysięcy złotych. Leżała na widoku, tuż obok solniczki. Nie dało się jej nie zauważyć. Rano przy śniadaniu chciałam ją wręczyć rodzicom. Tylko że następnego ranka... koperty nie było.
Udawali, że nic nie wiedzą
Udawałam spokój. Matka mieszała zupę mleczną z taką gorliwością, jakby od tego zależało jej zbawienie, ojciec siedział zgarbiony nad talerzem, a Piotr wpatrywał się w telefon. Cisza dzwoniła w uszach.
– Zostawiłam wczoraj coś na stole – rzuciłam niby mimochodem, sięgając po chleb. – Ktoś może to sprzątnął?
Matka uniosła wzrok tylko na sekundę.
– Na stole? Rano przecierałam blat, ale nic tam nie było. – Odwróciła się do zlewu.
Ojciec chrząknął. – Może wrzuciłaś przez przypadek do śmieci – mruknął.
– Nie wiem, o czym mówisz.
Piotr nawet nie podniósł głowy. Zamarłam. Wszyscy spokojni, jakby naprawdę nic się nie wydarzyło. Jakby nie leżała tam koperta z pieniędzmi. Z moimi pieniędzmi.
Później, kiedy matka zniknęła w łazience, a ojciec poszedł do warsztatu, podeszłam do Piotrka. Stał przy oknie, palił papierosa.
– Piotrek, to były pieniądze. Zniknęły. Ty wiesz, co się z nimi stało?
– Może mama sprzątnęła. Czemu mnie pytasz? – wypuścił dym i nie spojrzał mi w oczy.
– Nie wierzę. Ty… ty potrzebujesz kasy, prawda?
– Nie zaczynaj. – Zgniótł niedopałek w popielniczce i wyszedł z kuchni.
Zostałam sama. Woda w czajniku zaczęła bulgotać. Usiadłam przy stole, tam, gdzie jeszcze wczoraj leżała koperta. Czułam, jak ogarnia mnie to znajome uczucie – mieszanka złości i zawodu. Znów to samo. Zawsze, gdy chciałam dobrze, kończyło się milczeniem i wstydem. Patrzyłam na puste miejsce na blacie. To nie były tylko pieniądze. To był gest.
Pokłóciłam się z mamą
Czekałam, aż Piotr wyjdzie z domu. Gdy trzasnęły drzwi, weszłam do kuchni. Matka właśnie wycierała blat – dokładnie to samo miejsce, na którym leżała koperta.
– Mamo, naprawdę zostawiłam tu wczoraj pieniądze – zaczęłam spokojnie. – I wiem, że je widziałaś.
Zamarła. Ręka ze ściereczką zawisła w powietrzu.
– Nie mam pojęcia, o czym mówisz. Może ci się śniło?
– Przestań – głos mi zadrżał. – Nie rób ze mnie wariatki.
Odwróciła się powoli. W jej oczach błysnęło coś chłodnego, niebezpiecznego.
– A może to jakiś test, co? – powiedziała z pogardą. – Sprawdzałaś, czy się rzucimy na twoje łaskawe datki?
– Ja chciałam wam pomóc! – wybuchłam. – Nie musiał nikt dziękować, tylko… po prostu powiedzieć prawdę!
– Prawdę? – prychnęła. – Ty od lat nie wiesz, co tu się dzieje. Myślisz, że przyjedziesz i będziesz nas pouczać?
– Nie o to chodzi! – poczułam, jak drży mi głos. – Zawsze robiłam wszystko, żeby ci było łatwiej. A ty... zawsze znajdowałaś powód, żeby mnie poniżyć!
Matka odwróciła się z powrotem do zlewu.
– Jak skończysz tę swoją scenę, to wstaw wodę na herbatę – rzuciła spokojnie, jakbyśmy rozmawiały o pogodzie.
Stałam tam jeszcze chwilę, czując, że zaraz wybuchnę. Ale ona nawet się nie odwróciła. Wyszłam, trzaskając drzwiami.
Coś ukrywali przede mną
Tej nocy nie mogłam zasnąć. Dom był cichy, tylko zegar w korytarzu tykał z uporem, jakby odliczał sekundy do czegoś, co musiało się wydarzyć. Leżałam, wpatrzona w sufit, gdy usłyszałam cichy szmer – głosy z kuchni. Wstałam i po cichu uchyliłam drzwi. Matka i ojciec siedzieli przy stole, światło z lampki rozlewało się żółtą plamą na ceracie.
– Nie możemy jej powiedzieć – szeptała matka. – Jeszcze pomyśli, że to Piotrek…
– A kto niby wziął tę kopertę, jeśli nie on? – zapytał ojciec, ściszając głos.
– Nieważne. Nie chcę kolejnej awantury. Ona zawsze wszystko rozgrzebuje.
Zamarłam. Serce waliło mi jak oszalałe.
– Nie chcecie mi powiedzieć? – weszłam do kuchni. – To świetnie. Ale ja wiem, że ktoś z was kłamie.
Matka drgnęła, ojciec spuścił wzrok.
– Agnieszka… – zaczął ojciec, głosem pełnym zmęczenia. – To nie była twoja wina. Ale ta koperta…
– Co to znaczy? – zapytałam, choć w środku wiedziałam, że odpowiedź mnie zaboli.
Ojciec odchrząknął, spojrzał na matkę.
– Powiedz jej, Marta.
Matka zacisnęła usta.
– Nie teraz – powiedziała tylko. – Rano porozmawiamy.
– Nie rano! Teraz! – krzyknęłam, czując, jak łzy napływają mi do oczu.
– Idź spać, Aga – odparła chłodno. – Nie wszystko musisz wiedzieć.
I wtedy po raz pierwszy w życiu naprawdę ich znienawidziłam – za milczenie, za tajemnice, za to, że w tym domu prawda była zawsze czymś, czego lepiej nie ruszać.
Prawda wyszła na jaw
Poranek był ciężki, jakby noc wyssała z powietrza tlen. W kuchni pachniało kawą, a matka siedziała przy stole z założonymi rękami. Ojciec stał obok okna, jak zawsze, gdy nie wiedział, po której stronie stanąć.
– Chciałaś prawdy? – zaczęła matka, nie patrząc na mnie. – To proszę. To ja schowałam tę kopertę.
Przez moment nie mogłam uwierzyć, że to mówi.
– Ty? – wydusiłam. – Po co?
– Bo wiedziałam, że Piotr ją znajdzie – odpowiedziała sucho. – Myślisz, że nie wiem, co robi? Że nie wiem, ile razy znikały pieniądze z portfela?
– Czyli nie ufasz własnemu synowi? – głos mi się załamał. – Wolałaś mnie okłamać niż przyznać, że masz problem w rodzinie?
– Nie potrzebuję twoich diagnoz! – wybuchła. – Nie masz pojęcia, co tu się działo, kiedy cię nie było. Piotr ma długi, nie raz nas już wciągnął w swoje bagno!
Patrzyłam na nią w osłupieniu. W jednej chwili zrozumiałam, że cały ten dom był jak pudełko z tajemnicami – wystarczyło je uchylić, żeby wszystko zaczęło się sypać.
– Więc wolałaś milczeć i udawać, że nic się nie stało? – krzyknęłam. – Ja wróciłam, bo myślałam, że wam pomogę! A ty... ty mnie potraktowałaś jak intruza!
Matka spojrzała w bok.
– Zawsze byłaś jak obca – wyszeptała. – Żadne pieniądze tego nie zmienią.
Nie pamiętam, jak znalazłam się przy drzwiach. Wybiegłam na zewnątrz, nie czując nawet zimna. Zdecydowałam, że przeniosę się do hotelu, zanim coś wynajmę.
Chciałam dobrze
Minęło też kilka dni, zanim zebrałam się na odwagę, by do niego zadzwonić. Odebrał dopiero za trzecim razem. Głos miał chrapliwy, zmęczony. Zgodził się na spotkanie. Usiedliśmy w małej kawiarni przy dworcu. Pachniało tanim cappuccino i słodkimi drożdżówkami. Piotr wyglądał gorzej, niż pamiętałam — sińce pod oczami, ręce nerwowo drgające na stole.
– Wiedziałem, że się odezwiesz – powiedział, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. – Mama pewnie już ci wszystko opowiedziała.
– Opowiedziała… po swojemu – odpowiedziałam cicho. – Powiedz mi prawdę, Piotrek. To przez ciebie schowała te pieniądze?
Uśmiechnął się gorzko.
– Nie wiem. Może. Ona mnie już dawno skreśliła. W jej oczach wszystko, co złe, to ja.
– Ale miałeś długi? – zapytałam ostrożnie.
– Miałem. – Skinął głową. – Parę głupich pożyczek, ale już z tym skończyłem. Tylko... mama nie wierzy. Chowa wszystko jak przed złodziejem.
Poczułam ukłucie w piersi. Tak naprawdę oboje mieliśmy swoje winy — ja, że uciekłam, on, że się pogubił.
– Wiesz, ta koperta miała wam pomóc, a stała się kolejnym dowodem nieufności – powiedziałam. – Chciałam dobrze.
– Wiem – odparł cicho. – Ale w tym domu dobre chęci zawsze kończą się kłótnią.
Siedzieliśmy chwilę w milczeniu. Po raz pierwszy od lat nie czułam do niego złości, tylko smutek. Może w końcu przestaliśmy grać role, które nam narzuciła matka. Może po prostu byliśmy dwójką dzieci, które nie potrafią wrócić do domu.
Agnieszka, 31 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mama płaciła za wszystko, żebym miała lepsze życie. Teraz oczekuje, że ja będę jej bankomatem na starość”
- „Nie wstydzę się tego, że traktuję dziadków jak bankomat. Mają wysokie emerytury, więc mogą mi trochę uszczknąć”
- „Gdy mąż mnie zdradził, nawet się nie przejęłam. Szkoda tracić nerwów na kogoś, kogo tak łatwo można zastąpić”

