„Zostałem milionerem na emeryturze i chciałem pomóc rodzinie. Pieniądze sprawiły tylko to, że na starość zostałem sam”g08
„Spojrzałem po nich wszystkich. W jednej chwili zniknęła radość. Czułem, jakby przez stół przebiegło pęknięcie. I coś mi podpowiadało, że to dopiero początek. Nie takiej reakcji się spodziewałem. Przecież przekazywałem dobre wieści”.

- Redakcja
Zawsze byłem zwyczajnym człowiekiem. Emeryt, wdowiec, trochę zbyt sentymentalny, trochę zbyt samotny. Po śmierci mojej żony, Marii, całym moim światem stała się rodzina – córka Marta, wnuczka Kasia, brat Andrzej i jego wiecznie niezadowolona żona, Zofia. Zawsze starałem się im pomagać, finansowo i sercem.
Kiedy pewnego poranka sprawdziłem kupon i okazało się, że wygrałem dziesięć milionów złotych, pomyślałem tylko o jednym – że teraz mogę im naprawdę pomóc. Myślałem, że te pieniądze nas zbliżą, wzmocnią więzi, scementują to, co z Marią budowaliśmy latami. Myliłem się.
Chcieli dostać więcej
Wszystkich zaprosiłem na obiad w niedzielę. Stół ledwo pomieścił talerze, półmiski i szklanki, ale każdy miał swoje miejsce. Marta usiadła obok mnie, jak zawsze. Kasia krzątała się przy serwetkach. Andrzej z Zofią zajęli miejsca naprzeciwko. Darek przyszedł ostatni, spóźniony, z telefonem w ręku.
– Mam coś ważnego do powiedzenia – zacząłem, kiedy wszyscy już siedzieli i próbowali rosołu. – Wygrałem na loterii. Dziesięć milionów.
Zapadła cisza. Słychać było tylko stuknięcie łyżki o talerz. Marta pierwsza odważyła się odezwać:
– Tato… to żart?
– Nie. Naprawdę. I… chcę się podzielić. Z wami wszystkimi.
Na twarzach pojawiły się uśmiechy. Andrzej aż się wyprostował. Zofia uśmiechnęła się, choć jej uśmiech był bardziej chłodny niż radosny.
– Dzieci i wnuki dostaną po milionie – kontynuowałem. – A rodzeństwo po dwieście tysięcy. Z reszty chciałbym zrobić fundusz rodzinny na przyszłość.
– Dwieście tysięcy? – zapytała Zofia przeciągle. – Jerzy, a nasz wkład w rodzinę to co? Pamiętasz, jak Andrzej pomagał ci przy Marii?
– Zośka, nie rób scen – Andrzej upomniał ją, ale było już za późno.
– Ja tylko pytam – rzuciła, wzruszając ramionami. – Niektórzy dostają więcej, bo to dzieci? A my co, gorsi?
Spojrzałem po nich wszystkich. W tej jednej chwili zniknęła radość. Czułem, jakby przez stół przebiegło pęknięcie. I coś mi podpowiadało, że to dopiero początek.
Każdy miał pretensje
Darek wpadł dwa dni później. Bez zapowiedzi, bez kurtki, jakby przyszedł tylko na chwilę. W jego oczach nie było śladu z tamtej niedzielnej radości.
– Wujku, możemy pogadać? – zapytał, stojąc w progu salonu.
– Jasne. Siadaj.
Nie usiadł. Krążył po pokoju, w końcu zatrzymał się przy półce z książkami, jakby szukał właściwych słów.
– Wiem, że to twoje pieniądze. I twoja decyzja. Ale... nie rozumiem. Czemu ja dostałem mniej niż Kasia?
– Darek, przecież daję ci milion. To nie jest „mniej”. To szansa. Jesteś młody, możesz coś z tym zrobić. Zainwestować. Zacząć coś własnego.
– A Kasia? Co ona zrobi z milionem? Kupi sobie szczeniaczka? – parsknął. – Wiesz, że jestem po dwóch kierunkach? Że próbuję rozkręcić firmę?
– Właśnie dlatego tak będzie najlepiej – powiedziałem spokojnie. – Nie chcę ci jej kupować. Chcę ci dać start, nie nagrodę.
Patrzył na mnie przez chwilę, jakby próbował rozgryźć, czy mówię poważnie. Potem tylko pokręcił głową i wyszedł.
Wieczorem zadzwoniła Marta. Była zła.
– Zosia powiedziała, że traktujesz Darka jak drugą kategorię. Że faworyzujesz mnie i Kasię.
– Marta, nie wciągaj się w to. Wiesz, że robię, co mogę.
– Ale po co był ten cały teatr z obiadem? Żeby nas poróżnić?
Rozłączyła się, zanim zdążyłem odpowiedzieć. Usiadłem na fotelu i zapatrzyłem się w okno. Z każdą godziną traciłem coś, co budowałem latami. A jeszcze nie minął nawet tydzień.
Wyparowało 200 tysięcy
Zorientowałem się przypadkiem. Logując się do banku, chciałem zrobić przelew dla fundacji, którą wspieraliśmy kiedyś z Marią. Spojrzałem na saldo i aż mnie zatkało – o dwieście tysięcy mniej niż powinno być.
Na początku pomyślałem, że to błąd systemu. Ale historia transakcji mówiła co innego – przelew wykonany trzy dni wcześniej, na konto, którego nie znałem. Bez podpisu, bez SMS-a. Konto dodał ktoś z moich danych.
Zadzwoniłem do banku. Potwierdzili: ktoś znał odpowiedzi na pytania zabezpieczające. Użył moich danych, zalogował się.
Przez chwilę wpatrywałem się w ekran, jakby sam miał mi podpowiedzieć, kto to zrobił. Ale przecież wiedziałem, że lista jest krótka.
Zebrałem wszystkich u siebie. Kasia i Marta przyjechały od razu. Andrzej z Zofią też. Darek się spóźnił, znowu.
– Ktoś wyprowadził z mojego konta dwieście tysięcy – powiedziałem bez wstępu. – Mam podejrzenia, ale chcę, żebyśmy to wyjaśnili razem.
Zofia aż klasnęła.
– A mówiłam, że tak będzie! Trzeba było się nie rozdrabniać z tymi prezentami.
– Spokojnie – Andrzej ją uciszył. – Jerzy, mów jasno. Kto miał dostęp?
– Teoretycznie nikt. Ale ktoś znał moje hasła. Pytania bezpieczeństwa. To musiał być ktoś z rodziny.
Zofia spojrzała na Darka.
– A może to ten „niedoceniony przedsiębiorca”? Nie był zachwycony kwotą, którą dostał.
– Co?! – Darek aż wstał. – Serio? To teraz ja jestem złodziejem?
– Nikt tego nie powiedział – odezwała się Marta cicho, ale nikt jej nie słuchał.
Patrzyłem na nich i czułem, jak coś we mnie pęka. Byli wszyscy, ale jakby nikogo nie było.
Musiałem go o to zapytać
Zadzwoniłem do niego następnego dnia. Głos miał chłodny, ale zgodził się przyjechać. Przyszedł wieczorem, w kapturze, z zaciśniętymi ustami. Usiadł na brzegu fotela i nie spojrzał mi w oczy.
– Darek, muszę zapytać wprost. Czy to ty przelałeś te pieniądze?
Uniósł wzrok. W oczach błyszczało coś między złością a bólem.
– Serio mnie o to pytasz?
– Tak. Nie mam wyjścia.
– Wiesz co, wujku? W życiu bym się tego po tobie nie spodziewał. Zawsze traktowałeś mnie jak kogoś z zewnątrz, ale żeby mnie posądzić o kradzież?
– Nikogo nie oskarżam. Ale ktoś to zrobił. Ktoś, kto znał odpowiedzi na pytania o Marię, o nasz ślub, o twój pierwszy prezent na komunię…
– Bo rozmawialiśmy o tym przy stole! – przerwał mi. – Sam się dzieliłeś wspomnieniami! A teraz nagle okazuje się, że to ja mam motyw?
– Darek…
– Nie! – wstał. – Nie mam nic. Rodzice mnie wiecznie traktują jak rozczarowanie, a teraz ty… jedyny, któremu jeszcze ufałem, widzisz we mnie złodzieja.
Milczeliśmy chwilę. Zauważyłem, że trzęsły mu się ręce.
– Wujku, ja naprawdę chciałem być blisko was. Ale teraz… nie wiem, czy chcę jeszcze tu przychodzić. Boję się, że następnym razem będziecie mnie witać z kajdankami.
Odszedł bez pożegnania. Zostałem, wpatrzony w ścianę, w której kiedyś wisiały zdjęcia rodzinne. Zdjąłem je miesiąc temu, bo myślałem, że zrobię remont. Ale może po prostu przestały pasować do tej nowej wersji naszej rodziny.
Doszło do czegoś niepojętego
Przyszedł list polecony. Zwykła biała koperta, a w niej… wezwanie przedsądowe. Andrzej i Zofia żądali, bym zgłosił kradzież pieniędzy na policję. Jeśli tego nie zrobię – zagrozili, że sami wystąpią na drogę prawną, by „dochodzić należnych im roszczeń z tytułu uszczerbku moralnego” czy jakoś podobnie.
Marta przyszła tego samego dnia. Trzymała kopię pisma w rękach i kiwała głową z niedowierzaniem.
– Ja się w to nie mieszam, tato. Mam własne życie, dzieci, kredyty. Nie chcę w tym uczestniczyć – powiedziała, odkładając dokument na stół.
– Ale przecież to was dotyczy. Twojego kuzyna, twojego wujka.
– A ja mam wybierać, kto mówi prawdę? – zapytała. – Ja chcę mieć spokój.
Zostawiła mnie z tym wszystkim. Nawet nie zapytała, jak się czuję.
Wieczorem przyszła Kasia. Weszła jak zawsze – bez pukania, z herbatą w prezencie.
– Dziadku, ja wiem, że to wszystko cię dobija. Ale nie jesteś sam. Ja tu jestem. I nie obchodzi mnie, kto co mówi i ile dostał. Ty jesteś moim domem.
Objąłem ją, po raz pierwszy od tygodni pozwalając sobie na łzy.
Po jej wyjściu usiadłem na fotelu i znów spojrzałem na tę pustą ścianę. Gdzie się podziała nasza rodzina? Czy to naprawdę pieniądze nas zniszczyły? A może one tylko obnażyły to, co od dawna było ukryte – zawiść, frustrację, niespełnione ambicje? Nie wiedziałem już, czy to ja wszystko zepsułem. Czy po prostu zawsze byłem naiwny.
Zostałem sam z milionami
Siedzę teraz w dużym, cichym domu. Telewizor gra, ale niczego nie słyszę. Czasem łapię się na tym, że wpatruję się w ekran, nie widząc niczego. Nawet głosy z wiadomości zlewają mi się w szum.
Na stole herbatka z lipy. Kasia przyniosła ostatnio. Przychodzi co kilka dni – raz z zupą, raz z ciasteczkami. Siada naprzeciwko i rozmawiamy o wszystkim, tylko nie o rodzinie. Chyba wie, że tego już nie chcę słyszeć.
Marta nie dzwoni. Andrzej i Zofia – cisza. Darek… zniknął. Może tak będzie lepiej. Może każdy z nas dostał już wystarczająco dużo ciosów.
A pieniądze? Leżą na koncie. Nieużywane. Mam wrażenie, że się ich boję. Jakby każda wydana złotówka była przypomnieniem tego, co straciłem. Kupuję tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Płacę rachunki. Reszta leży, jakby czekała, aż umrę i ktoś ją weźmie. Może się nawet o nią pokłócą. Jeszcze raz.
Myślę o Marii. Czasem siadam w fotelu i gadam z nią jak kiedyś. Opowiadam, jak bardzo się pomyliłem. Że miała rację – pieniądze w rodzinie to nie błogosławieństwo. To próbka prawdy o ludziach. Bez filtra. Gdybym mógł cofnąć czas, nie zagrałbym w tę cholerną loterię. Albo wygrał i nic nie powiedział. Żyliśmy skromnie, ale byliśmy razem. Teraz jestem bogaty. I sam. Strasznie sam.
Jerzy, 65 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Wygrałam 500 tysięcy i nie dałam rodzinie ani grosza, choć już zacierali ręce. Nie żałuję, bo mnie też coś się należy”
- „Nasze luksusowe wesele w Polsce kosztowało tyle, co tydzień na Malediwach. Umoczyliśmy nie tylko kasę, ale i marzenia”
- „Bliscy traktowali mnie jak czarną owcę. Wystarczyło, że wygrałam 5 milionów złotych, by szczerzyli do mnie ząbki”

