„Żona zrobiła z naszego syna niedojdę. Robi mu kanapki do pracy i ścieli łóżko, jakby zapomniała, że on ma już 35 lat”
„Nigdy nie miałem odwagi się sprzeciwić. Z biegiem lat nauczyłem się siedzieć cicho i obserwować. Ostatnio jednak już nie wytrzymuję. Bo patrzę, jak mój syn zatrzymał się gdzieś w wieku piętnastu lat i nawet o tym nie wie”.

Codziennie budzi mnie ten sam dźwięk – stukot garnków i szelest woreczków śniadaniowych. Wanda zawsze wstaje wcześniej, by zrobić synowi śniadanie do pracy. Jakby nie zauważyła, że Adaś ma trzydzieści pięć lat. Matka prasuje mu koszulę, sprawdza, czy zabrał portfel i czy ma skarpetki do kompletu. A syn nie protestuje.
Była nadopiekuńcza
– Adasiu, zapiąłeś guzik przy szyi? Nie lubię, jak tak chodzisz rozchełstany – mówi co rano.
Zazwyczaj siedzę wtedy w kuchni i udaję, że przeglądam gazetę. Prawda jest taka, że od lat nie czytam, tylko patrzę na Wandę, jak krząta się po kuchni, i na Adasia, który niby dorosły, ale wciąż jakby nie wyszedł z podstawówki.
Kiedyś, dawno temu, przyszła do niego dziewczyna. Miła, ładna. Zniknęła po jednym spotkaniu z moją żoną. I każda kolejna też. Wanda mówiła, że to nie była dziewczyna dla Adasia. Że coś w niej było fałszywego.
Nigdy nie miałem odwagi się sprzeciwić. Wanda zawsze była silniejsza. Z biegiem lat nauczyłem się siedzieć cicho i obserwować. Ostatnio jednak już nie wytrzymuję. Bo patrzę, jak mój syn zatrzymał się gdzieś w wieku piętnastu lat i nawet o tym nie wie.
Dziś rano Wanda znowu podniosła głos.
– Adasiu, przecież mówiłam – koszula była źle zapięta. – Musisz się bardziej starać. Ludzie patrzą, jak wyglądasz.
– Mamo, przecież… – próbował coś powiedzieć.
– Nie ma „przecież”! Tyle razy ci mówiłam, że jak guziki są źle zapięte, to się krzywo układa kołnierzyk. Chcesz, żeby w pracy myśleli, że masz mamusię niechluja?
Wszystko robiła za niego
Zaczęło się któregoś ranka, identycznego jak setki poranków wcześniej. Wanda jak zwykle krzątała się po kuchni. Podała Adasiowi kanapki zawinięte w woreczek, poprawiła mu kołnierzyk, a potem poszła do jego pokoju i zaścieliła mu łóżko. On stał obok i patrzył, jak matka wygładza pościel i układa poduszkę tak, żeby leżała idealnie równo.
Wstałem z krzesła gwałtownie. Zanim jeszcze Wanda zdążyła się odezwać, wrzasnąłem.
– Przestań go trzymać za rękę jakby miał pięć lat!
Spojrzała na mnie jak na wariata.
– A ty kiedyś się nim przejmowałeś?! – krzyknęła. – Tylko ja go kocham naprawdę!
Zrobiło się cicho. Adaś stał ze spuszczoną głową i wyglądał, jakby zaraz miał się rozpłakać.
– Widzisz, jaki on jest? – Wanda podniosła głos. – Delikatny! I ty byś chciał, żeby go świat pożarł? Bo facet powinien być twardy?
Nie odpowiedziałem. Patrzyłem tylko na Adasia, na jego zaciśnięte usta. Nagle powiedział coś niespodziewanego:
– Może powinienem pogadać z jakimś terapeutą?
Zaskoczył mnie
Wanda spojrzała na niego, jakby właśnie zaproponował, że się wyprowadzi do klasztoru buddyjskiego.
– Co? Z kim?
Syn nic już nie powiedział. I ja też. Po prostu wyszedłem, zostawiając ich w tym domu, który od lat nie był już moim domem.
Po tej awanturze coś w Adasiu się zmieniło. Z początku prawie niezauważalnie zaczął wychodzić z domu nieco wcześniej i wracał trochę później. Nie wiedziałem jeszcze wtedy, że naprawdę poszedł na terapię.
Wanda z początku udawała, że nic się nie dzieje. Nadal szykowała mu śniadania, a on kiwał głową i patrzył przez okno. Aż w końcu pewnego wieczoru pękła.
– Adaś, powiedz mi, co się dzieje – rzuciła nagle. – Odsuwasz się ode mnie. Nie rozmawiamy.
– Mamo, ja nie mogę z tobą dłużej mieszkać. Muszę się usamodzielnić.
– A kto ci będzie gotował?! Kto ci zrobi zakupy?!
Patrzyłem, jak Adaś się prostuje, unosi głowę i mówi spokojnie:
– Ja się duszę, mamo.
W tamtym momencie po raz pierwszy usłyszałem w jego głosie siłę. Wiedziałem, że tym razem Wanda niczego już nie ugra.
Wziął się w garść
Minęło kilka miesięcy. Adaś chodził na terapię regularnie, o czym wiedzieliśmy już oboje, ale tylko ja to akceptowałem. Dla niej był to temat wręcz wstydliwy. A on w końcu zaczął dojrzewać.
Któregoś wieczoru, gdy Wanda robiła w kuchni jego ulubione naleśniki z serem, syn stanął w drzwiach i powiedział:
– Wyprowadzam się za dwa tygodnie. Znalazłem pokój, niedaleko pracy. I przez jakiś czas nie będę się odzywał.
Żona zamarła z patelnią w dłoni. Spojrzała na niego jak na obcego człowieka.
– Co ty wygadujesz? – szepnęła. – To jakiś żart?
Adaś tylko pokręcił głową.
– Potrzebuję przestrzeni.
Wtedy zobaczyłem, jak twarz Wandy blednie. Oparła się o blat, jakby zabrakło jej powietrza.
– Zabiłeś mnie. Zabiłeś swoją matkę…
Nic nie powiedziałem, tylko podszedłem do syna, położyłem mu rękę na ramieniu i szepnąłem:
– Jestem z ciebie dumny.
Nie uśmiechnął się. Ale kiwnął głową.
Zostaliśmy sami
Zostałem z Wandą sam. Dom był teraz zupełnie cichy. Już nie było rozmów o tym, co Adaś zje na obiad, nie było przepychanek o to, kto przestawił jego buty. Żona wciąż rano wstawała o tej samej porze. Zaglądała do pokoju syna. Siadała na brzegu jego łóżka i poprawiała narzutę.
Pewnego wieczoru weszła do kuchni w szlafroku, usiadła przy stole i zapytała:
– Myślisz, że on wróci?
Spojrzałem na nią, ale nie odpowiedziałem od razu.
– Nie wiem. Ale to dobrze, że wreszcie odszedł.
Wanda zamilkła. Przez chwilę wyglądała jak kobieta, która została zupełnie sama. Bo została, choć przecież ja nadal byłem. Tyle że ona mnie nigdy naprawdę nie widziała.
W nocy, gdy nie mogłem zasnąć, myślałem o Adasiu, o tym, jak nosił w sobie ten strach przez tyle lat i że w końcu się odważył go przełamać. Wreszcie mógł żyć. A ja pierwszy raz od lat poczułem spokój.
Jan, 63 lata
Czytaj także:
„Wiedziałam, że brat ma jakiś sekret, ale tego się nie spodziewałam. Powiedzieć rodzicom, czy trzymać język za zębami?”
„Babcia zdradziła mi sekret swojej pięknej lawendy. Wiosenne przycinanie sprawia, że sąsiadki zerkają z zazdrością”
„Spadek po starszej pani przyniósł mi więcej szkody, niż pożytku. Mam pełny portfel, ale straciłam spokój ducha”

