„Żona zdradziła mnie pod naszą pierzyną. Dowiedziałem się od sąsiadki, bo zostawiła otwarte okno”
„Wróciłem do mieszkania. Nie było jej. Rozejrzałem się po sypialni. Wszystko na pozór normalne. Ale wtedy go zobaczyłem. Męski zegarek na podłodze tuż przy łóżku. Nie mój. Z metalowym paskiem, którego nigdy nie nosiłem. I już wiedziałem wszystko”.

- Redakcja
Nie należę do ludzi, którzy robią sceny. Z natury jestem spokojny, raczej zamknięty w sobie. Kiedy coś mnie boli – chowam to głęboko. Taki już jestem. I może właśnie dlatego ta historia rozgryzła mnie od środka, po cichu, jak rdza, która długo nie daje o sobie znać, aż nagle łamie metal na pół.
Pracuję w urzędzie – papierkowa robota, ale lubię ją, daje mi spokój i rutynę. Od siedmiu lat jestem mężem Anki. Zawsze była inna niż ja – przebojowa, pewna siebie, głośna. Mówiła, że lubi mój spokój, że ją to koi. A ja… kochałem ją do bólu. Tak po prostu. Ufałem jej bezgranicznie.
Mieszkaliśmy w dwupokojowym mieszkaniu na trzecim piętrze. Nasza sypialnia – to było dla mnie coś więcej niż tylko pokój. To był mój azyl. Nasze łóżko – miejsce bliskości, rozmów, czułości. Nigdy nie przypuszczałem, że stanie się czymś zupełnie innym.
Od jakiegoś czasu Anka zaczęła się zmieniać. Niby wszystko było po staremu, ale… znikała częściej wieczorami. Tłumaczyła, że spotkania z koleżankami, fitness, czas dla siebie. A ja – naiwny – wierzyłem. Bo przecież jak można nie wierzyć komuś, kto przysięgał ci miłość? Nie podejrzewałem nic. Nawet przez sekundę. Dopóki nie zadzwoniła Kasia. Nasza sąsiadka z naprzeciwka.
Byłem w szoku
– Halo? – odebrałem niechętnie. Środek dnia, z pracy właśnie wróciłem, marzyłem tylko o kawie i chwili ciszy.
– Janek? Tu Kasia. Przepraszam, że dzwonię… – sąsiadka z naprzeciwka, starsza pani, zawsze bardzo taktowna.
– Coś się stało?
– Nie wiem, czy powinnam… Ale… muszę. Bo… Ja nic nie podsłuchiwałam, ale było otwarte okno. I to słychać było… bardzo wyraźnie.
Zmarszczyłem brwi. Nie miałem pojęcia, o co jej chodzi. Milczała przez dłuższą chwilę.
– Mów, Kasiu. O co chodzi?
– Dzisiaj, jak cię nie było. W waszym mieszkaniu. Był… mężczyzna. Słyszałam... wszystko. To, co robili… i potem rozmowę.
Ściszyła głos tak, że musiałem przycisnąć telefon do ucha.
– Janek… ona mówiła do niego czułe rzeczy. Śmiali się. Potem padło jego imię. Bartek.
– Co? – rzuciłem, czując jak świat zaczyna mi się osuwać spod nóg. – Może się przesłyszałaś?
– Nie. Przykro mi, Janek. Ale… to było wyraźne. I… długo trwało. Ona cię zdradziła.
Zamilkłem. Ręce mi się trzęsły. Czułem w ustach smak żółci. Chciałem powiedzieć, że to niemożliwe. Ale coś we mnie pękło. I wiedziałem. Ona zostawiła otwarte okno. I sąsiadka usłyszała wszystko, czego ja nie chciałem zauważyć.
Żona się wypierała
Siedziałem w kuchni, jakby mnie ktoś przybił do krzesła. Słońce wpadało przez okno, a ja patrzyłem w pusty kubek po kawie. Pół dnia minęło, zanim wróciła. Weszła lekko, jak zawsze – włosy rozpuszczone, usta lekko błyszczące. Pachniała jak obca kobieta. Ale nie odezwałem się. Obserwowałem ją, jakby była aktorką, a ja – widzem.
– Coś się stało? – spytała w końcu, zauważając moją minę.
Pokręciłem głową. Cisza między nami zaczęła brzęczeć. Po kolacji nie wytrzymałem. Usiadłem naprzeciwko niej na łóżku. I powiedział to, co dławiło mnie od rana.
– Kto był w naszym łóżku, kiedy mnie nie było?
Zamarła. Spojrzała na mnie z udawanym zdziwieniem.
– Co ty gadasz?
– Nie udawaj. Sąsiadka wszystko słyszała. Zostawiłaś okno otwarte. Ja... chcę tylko usłyszeć prawdę.
– Oszalałeś? Myślisz, że bym… w naszym łóżku? – wybuchła, ale jej twarz była blada.
– Tak właśnie myślę.
Milczała przez chwilę. Widziałem, jak w niej walczy – złość z poczuciem winy.
– To twoje paranoje, Janek! Zawsze musisz coś sobie dopowiedzieć! Nigdy mi nie ufałeś!
– Nigdy? – powtórzyłem gorzko. – Ufałem ci bardziej niż sobie.
– Bo jesteś nudny! – wrzasnęła nagle. – Wszystko zawsze musiało być tak samo! Życie z tobą to była cisza i powtarzalność! Nie jesteś zły, Janek, tylko nudny.
Zrobiło się cicho. Tylko zegar tykał nad drzwiami. Anka wstała i wyszła.
Pogadałem z sąsiadką
Następnego dnia poszedłem do Kasi. Nie mogłem dłużej siedzieć w tej ciszy, niepewności, udawaniu. Musiałem wiedzieć więcej. Chociaż część mnie wolała nie wiedzieć nic.
– Przepraszam, że tak... – zacząłem, stojąc w jej drzwiach jak zbity pies.
Kasia pokiwała głową. Wpuściła mnie do środka. Małe mieszkanie, zapach ziół i czegoś słodkiego. Usiedliśmy przy stole.
– Ja nie chcę być tą, która burzy czyjeś małżeństwo – powiedziała cicho. – Ale skoro już zaczęłam...
– Co dokładnie słyszałaś? Chcę wiedzieć wszystko – powiedziałem.
Zamilkła. Popatrzyła mi w oczy. Nie było w niej cienia satysfakcji. Tylko smutek.
– Janek, ja... Nie chcę cię krzywdzić.
– To ona mnie skrzywdziła. Proszę, powiedz.
Westchnęła. Wzięła łyk herbaty.
– Ona... mówiła jego imię. Cicho, ale wyraźnie. Bartek. Mówiła, że tęskniła. Że przy nim czuje się prawdziwa. I... że ty nie możesz się o niczym dowiedzieć.
Zamknąłem oczy. Imię jak gwóźdź wbijany prosto w czaszkę.
– Bartek... – powtórzyłem. Jakby wtedy to się stało naprawdę.
Wróciłem do mieszkania. Nie było jej. Rozejrzałem się po sypialni. Wszystko na pozór normalne. Ale wtedy go zobaczyłem. Męski zegarek na podłodze tuż przy łóżku. Nie mój. Z metalowym paskiem, którego nigdy nie nosiłem. I już wiedziałem wszystko.
Żona się przyznała
Wieczorem żona wróciła późno. Weszła do mieszkania jak gdyby nigdy nic, rzuciła torebkę na fotel i zawiązała włosy w niedbały kok. Siedziałem przy stole w kuchni. Czekałem. Serce waliło mi jak młotem, ale byłem spokojny. Przynajmniej na zewnątrz.
– Usiądź – powiedziałem.
Spojrzała na mnie podejrzliwie.
– Co znowu? – westchnęła, ale usiadła.
– Jak długo to trwa? I nie kłam – zapytałem bez cienia emocji.
Zamrugała. Ale nie zaprzeczyła. To już było coś.
– Kilka miesięcy – powiedziała w końcu. – Poznałam go przypadkiem. Na szkoleniu. Przysięgam, nie planowałam tego.
Milczałem.
– Przy nim... czuję się żywa. Z tobą... – zawahała się – wszystko było zawsze takie same. Ciche. Poprawne. Grzeczne. Jakbyś się bał mnie dotknąć.
– A więc dlatego wybrałaś NASZE łóżko? – głos mi się załamał dopiero przy ostatnim słowie.
– Nie myślałam. To był moment. Wiem, że to... – zamilkła. – Tak, to było podłe.
– Nie. – Pokręciłem głową. – Podłe było to, że zostawiłaś otwarte okno.
Spojrzała na mnie bez słowa. W jej oczach nie było wstydu. Było tylko zmęczenie.
– I co teraz? – zapytała.
– Ja? Nie mam już pytań – powiedziałem i wstałem od stołu.
Wiedziała, że to już nie ma sensu.
Załatwiłem to po swojemu
Znalazłem go szybciej, niż się spodziewałem. Miał profil w mediach społecznościowych – zdjęcia z wyjazdów firmowych, uśmiechnięta twarz, stylówka „na luzie”. Napisałem do niego tylko jedno zdanie:
„Musimy porozmawiać. Dziś. Wiesz, kim jestem.”
Odpisał po dziesięciu minutach. Zgodził się spotkać. Czekałem na niego w małej kawiarni niedaleko naszej dzielnicy. Przyszedł punktualnie. Miał na sobie beżowy płaszcz, okulary przeciwsłoneczne. Jakby myślał, że to jakiś film. Usiadł naprzeciwko mnie, spięty jak struna.
– Janek, ja...
– Nie mów nic – przerwałem mu. – Nie przyszliśmy tu na spowiedź.
Zacisnął usta, skinął głową. Cisza była ciężka.
– To w twoje oczy patrzyła, kiedy była w naszym łóżku?
Zbladł.
– Przepraszam. Ja nie wiedziałem, że... że tak to wyglądało. Myślałem, że ona... że jesteście w separacji albo...
– Ona ci to powiedziała?
– Nie. Ale mówiła, że jest nieszczęśliwa. Samotna. Że śpicie osobno.
Parsknąłem śmiechem. Zabrzmiało to jak kaszel.
– Nie śpimy osobno. Ale teraz już tak.
Bartek spuścił wzrok. Gdyby miał choć odrobinę honoru, nie przyszedłby. Ale miał. I przyszedł. I to bolało bardziej niż jego milczenie.
– Nie przychodź do niej, dopóki jestem w tym mieszkaniu – powiedziałem. – Tylko tyle.
Chciał coś powiedzieć, ale podniosłem dłoń. Nie obchodziło mnie, co miał do dodania. Wyszedłem. Za drzwiami zaciągnąłem się powietrzem i pomyślałem o rozwodzie.
Janek, 36 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mąż zabrał mi kartę do wspólnego konta. Chciał mnie utemperować, żebym nie marnowała pieniędzy”
- „Mama ciągle prosiła o pomoc, więc sprzedałam złotą biżuterię. Nie chciałam wierzyć, że jestem dla niej tylko bankomatem”
- „Mąż zamykał się w łazience z telefonem, żeby mieć święty spokój. Czułam, że chodzi o coś więcej i miałam rację”

