„Żona zdradzała mnie z prezesem, kolegą i kierowcą ciężarówki. Przyprawiała mi rogi, gdziekolwiek się pojawiła”
„Sylwia wyłożyła wszystko na stół, a wszystkie jej słowa były jak cios prosto w brzuch. Oznajmiła, że dawno już ją nudzę, że czuję się osaczona, że ma dość tego, że się przed nią płaszczę. Potrzebowała czegoś innego niż dom i mąż, który gotuje kolacje”.

- listy do redakcji
Spędziłem ponad dekadę jako mąż Sylwii, wierząc, że nasze małżeństwo jest szczęśliwe. Nie mieliśmy dzieci, chociaż ja tego pragnąłem. Sylwia, tuż po ślubie, oznajmiła, że na dzieci chce jeszcze zaczekać. Czy gdyby powiedziała mi to przed ślubem, nadal bym się jej oświadczył? Zapewne tak, byłem w niej zakochany bez pamięci.
Była całym moim światem
– Najpierw kariera – powiedziała zdecydowanie. – Dzieci tylko krzyczą, bałaganią i ciągle czegoś potrzebują. Po co to? „Po co dzieci? Żeby je kochać” – myślałem w ciszy.
Gdy Sylwia po raz kolejny dostała awans, liczyłem na to, że zmieni swoje podejście, ale się myliłem. Wszystko wskazywało, że nie będę mógł zostać ojcem, jeśli nadal miałem pozostać z Sylwią. A kochałem ją bardzo.
Podobno w związku kryzys pojawia się po siedmiu latach, ale u nas zawitał znacznie wcześniej, choć ja jeszcze tego nie dostrzegałem.
Na pozór wszystko układało się idealnie. Oboje pracowaliśmy, mieliśmy stabilną sytuację finansową, zakupiliśmy eleganckie mieszkanie w sercu miasta i podróżowaliśmy po świecie. Może już wtedy Sylwia zaczęła się mną nudzić? Nie wiem, może. Nie jestem pewien, co robiłem nie tak. Może byłem zbyt uległy?
– Sylwia, masz wiadomość – zawołałem, słysząc dźwięk jej telefonu.
Wyleciała z łazienki, zawinięta tylko w ręcznik, sięgnęła po telefon i spojrzała na mnie z ostrzeżeniem w oczach.
– Zostaw mój telefon. Mam tam poufne informacje. Byłem zaskoczony.
Byłem przyzwyczajony do jej bezpośredniego podejścia, ale wtedy przesadziła. Przecież nie byłem małym dzieckiem, znałem się na technologii.
– Nie dotykałem, po prostu usłyszałem dźwięk i zawołałem cię. – To praca – rzuciła, patrząc na komórkę. – Kończymy ważny projekt – wyjaśniła, po czym poszła do łazienki, zabierając telefon.
Czerwonych flag było coraz więcej
Wzruszyłem ramionami, nie podejrzewałem niczego. Wiedziałem, że Sylwia jest zaabsorbowana pracą i kolejnymi szczeblami kariery. Potem wracała jeszcze później z pracy.
– Miałam zebranie – mówiła, pojawiając się późno w nocy, gdy czekałem z kolacją. Dlaczego nawet nie dała znać? – To naprawdę ważny projekt, musiałam zobaczyć się z tym klientem – dodawała innym razem.
Powoli się od siebie oddalaliśmy. Zniknęły wspólne posiłki, rozmowy, spontaniczne wycieczki czy choćby wyjścia na film. Na każdą moją propozycję spędzenia razem czasu, Sylwia zawsze miała tę samą odpowiedź: nie mam teraz siły. Kochałem ją, ale nie mogłem zrozumieć, o co tak właściwie chodzi. Praca od zawsze była dla niej priorytetem, ale obecnie nie tylko była wiecznie zajęta, ale zaczęła mnie unikać.
Co robiłem źle? Przecież starałem się, jakbym wciąż zabiegał o nią na pierwszych randkach. Gotowałem kolacje, które musiałem zjeść sam, bo Sylwia wracała zmęczona bardzo późno. Przynosiłem kwiaty, które ignorowała. Dawałem jej prezenty, których nawet nie otwierała. Nasza sypialnia stała się sypialnią tylko dla mnie, bo Sylwia spała w salonie. Tłumaczyła, że nie chce mnie obudzić w środku nocy...
Wszystko stało się jasne
Tamtego wieczoru, jak zwykle, pojawiła się koło północy. Usłyszałem skrzypienie drzwi, kiedy zajrzała do naszej sypialni. Udawałem, że śpię. Po cichu się wycofała. Przez chwilę słyszałem jej kroki i krzątaninę. Kiedy ucichło, a z łazienki dobiegł dźwięk wody spod prysznica, wstałem, przeszedłem do salonu i... przeszukałem jej torebkę.
Wyciągnąłem telefon i przejrzałem jej połączenia oraz SMS-y. Te wszystkie wiadomości. Gdy je czytałem ręce mi drżały. Zabrakło mi tchu, a w głowie mi się kręciło. Czy to był szok? Jestem pewien, że tak. „Co powinienem teraz zrobić? Udawać, że o niczym nie mam pojęcia, czy zrobić karczemną awanturę?”. Zbyt długo się wahałem.
– No, proszę... – usłyszałem drwiący głos Sylwii.
Obróciłem się. Stała owinięta w szlafrok, nie była zdziwiona czy zmieszana, raczej wyglądała na pewną siebie. Jakby złapanie mnie na gorącym uczynku uwalniało ją z poczucia winy. Albo jakby jej ulżyło.
– Wytłumaczysz mi, co się stało? – wyjąkałem. – Powiedz mi to wreszcie.
Sylwia wyłożyła wszystko na stół, a wszystkie jej słowa były jak cios prosto w brzuch. Oznajmiła, że dawno już ją nudzę, że czuję się osaczona, że ma dość tego, że się przed nią płaszczę. Potrzebowała czegoś innego niż dom i mąż, który gotuje kolacje. Powiedziała, że Bartek, kolega z pracy, jest niesamowitym partnerem, że dogadują w świetnie we wszystkich sferach, i że... ode mnie odchodzi.
To był koniec naszego małżeństwa
Wyszedłem z mieszkania, by złapać oddech i uporządkować myśli. Kiedy wróciłem następnego dnia, Sylwii już tam nie było. Próbowałem się z nią skontaktować, ale zobaczyliśmy się dopiero na rozprawie rozwodowej. Nikt nawet nie zasugerował mediacji. Sylwia powiedziała wprost, że ma kogoś ma, że już dawno nic do mnie nie czuje, nawet już mnie lubi, bo stwierdziła, że jestem nudny, bez ambicji i ją męczę.
Nie chciała alimentów, nie potrzebowała. O majątek nie zamierzała walczyć, byle tylko rozwód doszedł do skutku, nawet tylko z jej winy. Bardziej bolało mnie to, że tak bardzo pragnie się ode mnie uwolnić, nawet bardziej niż jej zdrada.
Przez wiele miesięcy żyłem jak w zwolnionym tempie. Moje małżeństwo, które uważałem za udane, nagle rozpadło się jak domek z kart. Starałem się za bardzo, czy za mało? A może źle zrobiliśmy biorąc ślub?
– To była zła kobieta – powiedział Maciek, mój kolega z roboty. – Poznasz jakąś inną, jak skończysz płakać po tej babie.
– Przestać mówić tak o Sylwii! – niemal wyskoczyłem na niego z pięściami.
– Łukasz, daj spokój. Po pierwsze, to już jest twoja była. Po drugie, wydaje ci się, że dostawała awanse tylko dzięki projektom? – popatrzył na mnie ze współczuciem – Sorry, że muszę ci to mówić, ale ona spała z kim popadnie dla kariery.
Maciek jednak dostał ode mnie w twarz, ale później wyszło na jaw, że miał rację. Sylwia przyprawiała mi rogi prawie od początku. Nie tylko z szefem czy kumplami z pracy, ale nawet z kierowcą z mojej firmy. Byłem największym jeleniem, a tylko ja nie miałem o tym pojęcia.
Długo dochodziłem do siebie
Nie mogłem pozbierać się po zdradach Sylwii i jej odejściu. Raz chciałem jej wszystko wybaczyć, byle tylko wróciła. Innym razem jej nienawidziłem. Zatracałem się w emocjonalnym chaosie. Traktowałem ją jak królową, a ona uznała mnie za zbędny balast. To wszystko sprawiło, że przestałem ufać kobietom i na każdą z nich patrzyłem z podejrzliwością.
– Łukasz, w sobotę chcemy zrobić grilla u koleżanki, wpadniesz? – zaproponował Maciek.
– Nie mam na to ochoty – odparłem, skupiony na papierach.
– Przyjdź, będzie fajna zabawa – zachęcał. – Napijemy się trochę, pośmiejemy, może nawet będą jakieś tańce. Podam ci adres.
Nie wiem, dlaczego tam pojechałem. Może doszedłem do wniosku, że pora zakończyć okres żałoby po rozwodzie. Planowałem spędzić tam godzinę, napić się piwka, coś zjeść i wrócić do mieszkania.
Kiedy dotarłem na miejsce, większość osób była już pod wpływem alkoholu, zachowywali się głośno, co mnie nieco irytowało. Chyba widać to było po mnie, bo przykułem czyjeś zainteresowanie... W oddaleniu od hałaśliwego tłumu, na ogrodowej ławce siedziała smukła brunetka. Była całkiem atrakcyjna, wyglądała na kilka lat młodszą ode mnie. Piła coś z plastikowego kubka i przyglądała mi się bez cienia skrępowania. Po chwili pomachała do mnie ręką.
– Cześć, jestem Emilia – przywitała się, gdy do niej podszedłem. – A ty...? Zgaduję, że to ty jesteś Łukasz. Maciek wspominał coś o sympatycznym koledze, który jest znów na wolności.
– Cóż... – nie miałem pojęcia, jak odpowiedzieć na jej bezpośrednie podejście.
– Też nie przepadasz za takimi imprezami? – uśmiechnęła się łobuzersko.
– Nie bardzo – odparłem.
– No widzisz, a ja nie mam innego wyjścia i muszę tutaj być... – westchnęła.
– Dlaczego? – zainteresowałem się. Emilia znowu się uśmiechnęła.
– Bo to mój ogródek i moja impreza, choć nie do końca zaplanowana.
– Nie do końca?
– Kumple poprosili o udostępnienie miejsca. Obiecali zająć się resztą. W końcu się zgodziłam, to lepsze niż samotne siedzenie w domu przez weekend. Ale nie wiedziałam, że zaproszą tylu gości...
– Biedna, niedoinformowana gospodyni... – rzuciłem z sympatią.
Będzie co ma być
Zaczęliśmy ze sobą rozmawiać. O imprezach, samotności i rozstaniach. O innych tematach też. Po godzinie flirtowaliśmy i żartowaliśmy, jakbyśmy parą byli od lat. Nie pamiętam, kiedy czułem się tak swobodnie w towarzystwie kobiety. Ten komfort sprawił, że miałem ochotę dalej z nią rozmawiać, patrzeć na nią i zaprosić ją na jakąś randkę. Jeśli tylko będzie chciała. Zgodziła się.
Po kilku latach pełnych bólu i zwątpienia znów mogę patrzeć w lustro i widzieć uśmiech na swojej twarzy. Nie wiem jeszcze, czy to, co dzieje się między mną a Emilią to miłość, czy początek prawdziwej przyjaźni. Czas pokaże. Nie chcę tego ani przyspieszać, ani powstrzymywać. Pozwalam, aby wszystko rozwijało się we własnym tempie. Najważniejsze jest to, że nie myślę już o Sylwii i że w końcu potrafię się z tego wyzwolić.
Czasami spotykamy się z Emilią na spacerach, czasami spędzamy wieczory przy winie i rozmowach. Każda chwila z nią przynosi mi ulgę i spokój, których tak bardzo potrzebowałem. Nie oczekuję niczego konkretnego, ale cieszę się, że mogę zacząć od nowa i znów odnajduję w sobie ufność.
Nie wiem, co przyniesie przyszłość, ale nauczyłem się, że czasem warto próbować rozpoczynać coś od nowa. Z Emilią chcę odkrywać, co życie może mi jeszcze zaoferować, bez presji, bez pośpiechu. Daję temu związkowi szansę rozwijać się naturalnie, a każdy nowy dzień traktuję jako kolejną szansę na znalezienie prawdziwego szczęścia.
Łukasz, 37 lat
Czytaj także:
„Nie chciałem zdradzić ciężarnej żony, ale to było silniejsze ode mnie. Musiałem zaspokoić swój męski instynkt”
„Gdy tylko zobaczyłem Asię, poczułem unoszące się w powietrzu feromony. To był ostatni Dzień Singla, jaki obchodziłem”