„Żona zapisała się na gimnastykę słowiańską. Przeczuwałem, że na macie szuka czegoś więcej niż równowagi ducha i ciała”
„Od tamtego dnia zacząłem się bardziej przyglądać. Zmieniała się, była jak ktoś, kogo znałem kiedyś, ale kto wrócił z długiej podróży i nie chciał opowiadać, co widział. Zaczęła nosić luźniejsze ubrania, chodziła boso po mieszkaniu”.

Pobraliśmy się jedenaście lat temu. Moja żona była wtedy inna – ciepła, bliska, prawdziwa, gotowa na romantyczne wieczory z filmem czy na wspólne milczenie. Kiedyś potrafiliśmy siedzieć w kuchni godzinami i wystarczała nam nasza obecność. Patrzyła na mnie z uśmiechem i mówiła, że kocha mój spokój.
Oddaliliśmy się
A potem coś się zmieniło. Nie od razu, to nie była lawina, bardziej jak sączenie. Najpierw wychodziła na chwilę, żeby rozruszać ciało – z czasem te chwile stawały się rytuałem. Czwartki, potem wtorki, nagle już każdy wieczór. Wracała późno, rozpromieniona, pachniała czymś nowym.
Naturalne olejki? Palo santo? Nie pytałem. Wiedziałem tylko, że to nie był już nasz zapach. Czasem próbowałem opowiedzieć jej, co robiłem w pracy, że coś mi się udało, że rozwiązałem jakiś problem. Ale ona patrzyła wtedy przez okno albo przeglądała telefon.
– Michał, przepraszam, powtórzysz? – mówiła czasem.
I wtedy wiedziałem, że nie słuchała ani przez chwilę. Nie mam nic przeciwko zmianom, ale nie rozumiem, kiedy przestaliśmy być „my”, a staliśmy się tylko „ona” i „ja”. Może przegapiłem moment, kiedy jej dotyk stał się formalnością? Albo gdy przestała mnie całować, zanim wychodziła z domu?
Nic nie podejrzewałem
Był wtorek, wróciłem do domu trochę wcześniej niż zwykle. Miałem ból głowy, od rana męczyło mnie jakieś drapanie w gardle i nie mogłem się skupić na pracy. Wszedłem do mieszkania i usłyszałem jej głos. Stała w kuchni, myślałem, że mówi do siebie, ale po chwili zorientowałem się, że rozmawia przez telefon. Mówiła cicho, spokojnym tonem.
– Mówię ci, czułam się taka lekka, jakbym znowu miała dwadzieścia lat.
Zamarłem przy drzwiach, zanim mnie zauważyła. Nie zrobiłem żadnego ruchu. Nie zapytałem, do kogo to powiedziała. Wróciłem do pokoju i udawałem, że nic nie słyszałem. Potem przez cały wieczór rozmawialiśmy o niczym. Ja powiedziałem, że miałem ciężki dzień, a ona że była na zajęciach z gimnastyki słowiańskiej. Dodała, że wkrótce jadą na jakiś wyjazd rozwojowy.
Miała swój świat
Od tamtego dnia zacząłem się bardziej przyglądać. Zmieniała się, była jak ktoś, kogo znałem kiedyś, ale kto wrócił z długiej podróży i nie chciał opowiadać, co widział. Zaczęła nosić luźniejsze ubrania, chodziła boso po mieszkaniu, zapalała kadzidła, mówiła o oczyszczaniu przestrzeni. Często powtarzała, że czuje się w końcu sobą. Mówiła to z taką siłą, że nie potrafiłem jej przerwać.
– To znaczy, że wcześniej byłaś kim? – zapytałem raz spokojnie.
Nie odpowiedziała mi. Uśmiechnęła się wtedy, jakby moje pytanie było zbyt proste, by na nie odpowiadać. Po chwili wzruszyła ramionami i wyszła z pokoju. Wiedziałem, że muszę z nią porozmawiać, bo nie umiałem już udawać, że nic się nie dzieje. Usiadłem naprzeciwko niej przy stole, czekałem, aż odłoży książkę.
– Agnieszka, mogę zapytać o coś wprost?
Spojrzała na mnie z zaskoczeniem, jakby nie była przyzwyczajona do tego tonu.
– Poznałaś kogoś?
Nie mogłem jej rozgryźć
Zawahała się. Uśmiech zniknął, odwróciła wzrok.
– Nie, Michał, nikogo nie poznałam – odpowiedziała, ale nie patrzyła mi w oczy.
Nie wierzyłem. I chyba ona wiedziała, że jej nie wierzę.
– Chciałbym, żebyś mówiła prawdę. Tylko tyle – powiedziałem.
Zacisnęła usta. Wstała od stołu, zaczęła chodzić po pokoju.
– Ja po prostu potrzebuję oddechu. Daj mi trochę przestrzeni, dobrze?
Patrzyłem, jak się miota. Była zdenerwowana, ale ja nie. Mówiłem spokojnie.
– Szukasz siebie, czy szukasz kogoś innego?
– To wcale nie jest takie proste.
– Nie. Właśnie dlatego, że jest proste, boli bardziej.
Nie odpowiedziała. Wyszła z pokoju, a ja zostałem sam, z tą ciszą, która miała smak pożegnania, chociaż jeszcze nikt nie powiedział słowa „koniec”.
Parę dni później wyszedłem z pracy na lancz, chociaż zwykle tego nie robiłem. Potrzebowałem się przewietrzyć. Przeszedłem przez park niedaleko mojej pracy i wtedy ich zobaczyłem. Siedzieli na ławce. Ona i mężczyzna, którego w ogóle nie kojarzyłem. Trzymali się za ręce, a potem ona go pocałowała, krótko, jakby to było coś zwyczajnego.
Odszedłem od niej
Zatrzymałem się. Stałem dość daleko, ale widziałem wystarczająco. Nie mieli pojęcia, że ktoś ich obserwuje. Agnieszka śmiała się do niego i nie pamiętałem, kiedy ostatni raz tak się uśmiechała przy mnie.
Nie podszedłem do nich, tylko się i odwróciłem i poszedłem w drugą stronę. Nie przyspieszałem kroku, nie myślałem. Czułem tylko pustkę, jakbym coś zostawił za sobą i już nie było sensu się odwracać. Wróciłem do mieszkania, włożyłem ubrania do torby, zabrałem tylko niezbędne rzeczy. Nie miałem planu, ale wiedziałem, że nie zostanę.
Wynająłem pokój w tanim hotelu na obrzeżach miasta. Pokój był nijaki – szare ściany, cienkie zasłony, łóżko zbyt miękkie. I cisza, taka sama jak w domu, tylko inna, bardziej obca. Patrzyłem przez okno, jak ludzie wracają z pracy. Sam nie potrafiłem zająć się niczym.
Telefon wibrował co chwilę. Najpierw dzwoniła, potem przyszły wiadomości: „Michał, proszę, odezwij się”, „To nie było to, co myślisz”, „Wróć. Porozmawiajmy”. Nie odpisywałem. Nie miałem siły czytać kolejnych prób. Wiedziałem, że będzie próbowała to jakoś wytłumaczyć, że znajdzie słowa. Ale każde z nich byłoby tylko cieniem tego, co widziałem.
Nie żałowałem
Zastanawiałem się, co tak naprawdę straciłem. Ale w tej naszej relacji już od dawna nic nie było, tylko ciche przekonanie, że to nie była jedna chwila, ale cały proces. Cichy, powolny, rozciągnięty w czasie. Ona po prostu przestała być ze mną, zanim znalazła się z kimś innym. I może właśnie dokładnie to widziałem – moment, w którym przestała być moja.
Nie czułem złości, tylko dojmujący smutek, choć nie taki, który wyrywa z miejsca. Bardziej ten spokojny, który osiada na dnie serca i już zostaje. Myśli o Agnieszce z czasem zaczęły mi się rozmywać. Czasem coś przypominało jej głos albo zapach, ale nie wracałem do tamtych dni, nie szukałem wspomnień.
Kochałem ją. Nie wiem, czy przestałem – może wcale nie trzeba przestawać, żeby odejść, choć czasem odejście to jedyny sposób, żeby w ogóle coś jeszcze z siebie ocalić. Miłość nie zawsze znika z hukiem. Czasem odchodzi cicho, zamyka za sobą drzwi i nie zostawia żadnego śladu.
Michał, 41 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Na urodziny żona zrobiła mi przyjęcie niespodziankę. Szkoda tylko, że nikt mnie nie spytał, czy w ogóle tego chcę”
- „Stypendium w Hiszpanii zmieniło moje życie nie do poznania. Wróciłam z szerszymi horyzontami i małym nasionkiem”
- „Mój mąż wymyślił sobie, że zbudujemy wspólny dom. Jak mam zaufać facetowi, który myli wiertarkę z lutownicą?”

