Reklama

Nigdy nie miałem nic przeciwko temu, że Hela znalazła sobie nową pasję. Wręcz przeciwnie — cieszyłem się, że kurs tańca dodaje jej energii i poprawia humor. Wieczorami wracała roześmiana, zarumieniona, z błyskiem w oku, którego nie widziałem u niej od dawna. Myślałem, że to dzięki endorfinom. Gdy mówiła o sambie, cha-chy czy rumbie, kiwałem głową z udawaną znajomością tematu. Nie miałem pojęcia, że coś się zmienia. Że kiedy tańczy, robi to nie tylko na parkiecie. Przypadek sprawił, że poznałem prawdę. I wtedy wszystko, co znałem, zaczęło wyglądać zupełnie inaczej.

Taniec, który wszystko zmienił

– Mówiłam ci, że taniec to moja nowa miłość – zaśmiała się Hela, ściągając z nóg sportowe balerinki. – A Marek to cudowny instruktor! Potrafi tak wytłumaczyć, że nawet największy drewniak załapie, o co chodzi.

Patrzyłem na nią z kuchni, gdzie właśnie kończyłem zmywać po kolacji, którą i tak zjadłem sam. Hela ostatnio wracała coraz później. Najpierw był kurs dwa razy w tygodniu, potem trzy, a potem... „bo przygotowujemy się do pokazów”. To słowo „pokazy” brzmiało dla niej jak magiczne zaklęcie. Dla mnie — jak wymówka.

– A może kiedyś zatańczysz coś ze mną? – zagadnąłem, próbując nie brzmieć zbyt ironicznie.

– No co ty, przecież ty nawet kroku podstawowego nie umiesz! – parsknęła śmiechem. – Ale wiesz co? Może kiedyś cię zapiszę na kurs dla początkujących. Zobaczysz, to świetna zabawa.

Nie odpowiedziałem. Wziąłem tylko ścierkę i wytarłem mokre dłonie. W głowie kiełkowała myśl, że coś jest nie tak. Że ta jej miłość do tańca rozwinęła się w jakimś dziwnym kierunku. Jeszcze rok temu siedzieliśmy wieczorami przed telewizorem, zamawialiśmy pizzę i gadaliśmy o wszystkim i o niczym. Teraz Hela wracała późno, pachniała obcymi perfumami, a w oczach miała ten dziwny błysk. Błysk, który nie był przeznaczony dla mnie.

– Idę pod prysznic, jestem wykończona – rzuciła przez ramię i zniknęła w łazience.

Z kuchni usłyszałem, jak nuci jakąś melodię. Wtedy jeszcze nie rozumiałem, jak bardzo te jej wieczory zmienią nasze życie.

Wymówki pachnące perfumami

Zaczęło się niewinnie. „Spóźnię się, bo Marek przedłużył zajęcia” – to powtarzała najczęściej. Albo: „Po treningu idziemy z grupą na herbatę, musimy omówić choreografię”. Za każdym razem mówiła to z takim entuzjazmem, że nie miałem serca jej przerywać. Ale w środku zaczynałem się gotować.

Pewnego wieczoru, kiedy wróciła po 22:00, zauważyłem coś nowego. Zapach. Mocny, męski, inny niż mój. Na jej szyi, tuż pod uchem. Przez chwilę myślałem, że to może nowy żel pod prysznic albo jakiś nowy kosmetyk z drogerii. Ale nie, to nie był zapach kobiecy. To był zapach faceta. I był za blisko jej skóry.

Ktoś cię przytulił na powitanie? – rzuciłem niby żartem, chociaż serce biło mi szybciej.

– Co? Nie, skąd. Może Marek mnie objął na pokazie ukłonu? Ty to wszystko rozdmuchujesz – odpowiedziała z lekkim rozbawieniem, ale zauważyłem, jak spuściła wzrok.

Zignorowałem to. Albo raczej: udawałem, że ignoruję. Człowiek potrafi wmawiać sobie różne rzeczy, jeśli bardzo chce. Chciałem wierzyć, że nic się nie dzieje. Że Hela po prostu odnalazła pasję, że się spełnia. Że nie potrzebuje ode mnie uciekać, bo przecież mamy wszystko: dom, wspólną historię, nawet kredyt na dziesięć lat.

Ale nocą patrzyłem na jej profil, kiedy spała zwrócona do ściany. I myślałem, czemu nagle nie chce się przytulać. Czemu już nie całuje mnie w czoło przed snem. Czemu jej spojrzenie stało się nieobecne. Jeszcze nie miałem dowodów. Ale intuicja już krzyczała.

Nie chciałem tego wiedzieć

Nie planowałem tego. Naprawdę. Po prostu wyszedłem z pracy wcześniej niż zwykle, bo maszyna w zakładzie się zepsuła, a szef uznał, że i tak nie ma co nas trzymać. Wpadłem na pomysł, że zaskoczę Helę – ugotuję coś, kupię butelkę jej ulubionego wina i spędzimy wspólny wieczór. Jak kiedyś. Najpierw chciałem zadzwonić, ale coś mnie powstrzymało. Chyba instynkt.

Podjechałem pod szkołę tańca, gdzie miała zajęcia. Samochód Heli już tam stał. Zajrzałem przez szybę – pusty. Na drzwiach wejściowych szkoły wisiała kartka: „Zajęcia przeniesione do sali B, wejście od tyłu”. Ruszyłem więc wzdłuż budynku. I wtedy ich zobaczyłem. Nie tańczyli. Przynajmniej nie w tym sensie, jakiego uczyli się na zajęciach. Stali przy ścianie, ledwo widoczni z ulicy, ukryci w półmroku. Jego ręce na jej biodrach. Jej dłonie wokół jego szyi. Pochyleni ku sobie, jakby świat nie istniał. I ten pocałunek... Namiętny, głęboki, znajomy, ale nie dla mnie. Dla niego.

Stałem jak wryty. Serce mi waliło. Miałem ochotę rzucić się do nich i krzyknąć coś głupiego, może nawet uderzyć go w twarz. Ale nogi nie słuchały, a gardło ścisnęło się tak, że nie potrafiłem wydać z siebie głosu. Odwróciłem się i odszedłem. Powoli, jakby każdy krok był oddzielnym wyborem. Po raz pierwszy naprawdę zrozumiałem, że to nie są moje urojenia. Hela mnie zdradzała. A ja, jak idiota, jeszcze parę godzin temu chciałem ją zaskoczyć romantyczną kolacją.

Zdrada w tańcu

Wieczorem nie powiedziałem ani słowa. Usiadłem w fotelu i gapiłem się w wyłączony telewizor. Hela wróciła po 21:00, jak gdyby nigdy nic. Wniosła do mieszkania zapach innego mężczyzny i udawaną beztroskę.

– I jak ci minął dzień? – zagadnęła, zdejmując kurtkę.

– Normalnie – odpowiedziałem. – Wcześniej wyszedłem z pracy.

Na chwilę zamarła, w pół ruchu. Zamarłem i ja – czekając, czy coś powie. Czy może zapyta, czemu nie zadzwoniłem. Nic. Odwiesiła kurtkę i poszła do łazienki. Taka sama codzienność, tylko że inna. Zjadłem w milczeniu kolację. Ona kręciła się po mieszkaniu, zagadywała mnie, jakby chciała zagłuszyć własne myśli. W końcu nie wytrzymałem.

– Widziałem was dzisiaj – powiedziałem cicho, nie podnosząc wzroku.

– Co? – głos jej się załamał.

– Ciebie. I Marka. Za salą. – Teraz spojrzałem jej prosto w oczy. – Nie musisz nic mówić. Wszystko widziałem.

Zbladła. W ustach otworzyła się jakaś wymówka, ale nie zdołała jej wypowiedzieć.

– To nie tak, jak myślisz... – zaczęła w końcu. Klasyk.

– A jak? Jak ja mam to myśleć? Bo z mojej perspektywy wyglądało jak bardzo zaawansowana samba. W poziomie.

– Nie planowałam tego, serio... To się po prostu... stało – szepnęła, przygryzając wargę.

– To dziwne, Hela. Bo takie rzeczy się nie „stają”. To się wybiera. Taniec to wybór. Ty wybrałaś.

Wstałem. Zostawiłem brudny talerz na stole i poszedłem do sypialni. Po raz pierwszy od lat zamknąłem drzwi na klucz.

Nie chcę tak dalej żyć

Przez trzy dni mieszkaliśmy w jednym domu jak współlokatorzy, których łączyła wyłącznie wspólna lodówka. Żadnych rozmów. Żadnych pytań. Hela wstawała rano, ubierała się w pośpiechu i znikała. Wracała późno, cicho, jak cień. Ja udawałem, że śpię. W pracy nikt niczego nie zauważył, ale ja czułem, jakbym co chwila musiał łykać coś ciężkiego, czego nie da się strawić. Nawet kawa smakowała gorzko, niezależnie od ilości cukru.

Czwartego dnia wróciła wcześniej. W drzwiach stanęła niepewnie, jakby sama nie wiedziała, po co przyszła.

– Marek już wie – powiedziała. – Powiedziałam mu, że to koniec. Nie ma sensu.

Nie odpowiedziałem. Nie chciałem brać udziału w tej pokręconej próbie naprawy czegokolwiek.

– Wiem, że spieprzyłam. Że cię zraniłam. Nie próbuję się wybielać. Po prostu… chciałam ci powiedzieć, że żałuję.

Usiadła na fotelu naprzeciwko. Zaczęła dłubać paznokciem w podłokietniku, jakby to miało coś zmienić. Przez chwilę miałem ochotę ją przytulić, powiedzieć, że damy radę. Ale potem przypomniałem sobie jego ręce na jej ciele. Jej uśmiech.

– Żałujesz, że się wydało? Czy że to zrobiłaś? – zapytałem.

Milczała.

– Bo to, Hela, robi różnicę.

Zostawiłem ją w tym fotelu i wyszedłem na spacer. Nie potrzebowałem już krzyków ani dramatów. Najgorsze już się wydarzyło. Teraz była tylko cisza. Długa, nieznośna cisza po burzy.

Nie będę tańczył

Minął miesiąc, odkąd Hela wyprowadziła się do swojej siostry. Nie było żadnych dramatycznych pożegnań, nie rzucała mi się na szyję, nie błagała o drugą szansę. Spakowała walizkę, kilka pudeł i zostawiła na lodówce kartkę z numerem do prawnika. Dom, który kiedyś pachniał jej perfumami i świeżo pieczonym ciastem, teraz pachniał kurzem i pustką. Zegar w kuchni tykał zbyt głośno. Tylko ja i cisza. Zawsze punktualna.

Znajomi pytali: „A co się stało?”, „Nie możesz jej wybaczyć?”. Kręciłem głową. Bo jak wytłumaczyć coś, co się czuje, a nie rozumie? Przecież ja wciąż ją kochałem. Ale coś pękło. I choć nie było tego słychać, ten dźwięk rozdarł mnie na pół. Zabrałem się za rzeczy, które odkładałem latami. Pomalowałem ściany. Wyrzuciłem zasłony, które tak lubiła. Nawet zapisałem się na siłownię, choć wstydziłem się swojej kondycji. Chciałem tylko coś zmienić. W sobie. W przestrzeni. Gdziekolwiek.

A potem, zupełnie przypadkiem, minąłem szkołę tańca. Stała tam, jakby nic się nie wydarzyło. Przez szybę zobaczyłem nową grupę, wśród nich znajomą sylwetkę Marka. Uśmiechnięty, roztańczony. Odszedłem, zanim mnie zauważył. Nie, nie wróciłem do tańca. Nawet nie spróbowałem. Może kiedyś. Może z kimś, kto zatańczy ze mną nie tylko w rytm muzyki, ale i życia. Na razie uczę się chodzić sam. Kroczek po kroczku. Bez partnerki. Bez samby. Tylko cisza dobrze zna rytm mojego serca.

Wojciech, 42 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama