„Żona wyrzuciła mnie z domu przez jedną plotkę. Dobrze wiem, że to teściowa wszystko zaplanowała”
„– Dobrze słyszałeś. Nie będę robić scen. Spakowałam ci najpotrzebniejsze rzeczy. – Podała mi torbę. – A jak chcesz resztę, to zadzwoń, ustalimy termin. – Anka, o czym ty mówisz? Co się stało? – Naprawdę chcesz udawać głupiego?! – jej głos się załamał. – Wszyscy już wiedzą, Marek. O mnie, o tobie… O was”.

Z początku nie sądziłem, że coś się psuje. Ot, zwykłe małżeńskie przepychanki – raz ciche dni, raz fochy, a czasem i ciepła kolacja. Myślałem: tak wygląda życie, nic nadzwyczajnego. Ale w ostatnich miesiącach... coraz częściej miałem wrażenie, że nie ma dla mnie miejsca ani w kuchni, ani w łóżku, ani nawet w rozmowie. Ania była obecna fizycznie, ale jakby odcięta – chłodna, rozkojarzona. A gdy już się odzywała, to tylko po to, by coś mi wytknąć.
A najgorsze? Jej matka, Dorota. Od początku dawała mi do zrozumienia, że jestem pomyłką. Przemyślenie w stylu: „Anka mogła mieć lepiej, ale trudno, każdy robi błędy” rzuciła mi ostatnio przy obiedzie.
Kilka dni temu Anka trzaskała drzwiami, bo wróciłem za późno z pracy. Pół godziny – naprawdę? Ale nie, wtedy matka już dzwoniła, szepcząc coś do słuchawki. A ja, jak idiota, znów próbowałem przepraszać, choć sam nie wiedziałem za co.
Wtedy coś we mnie pękło. Poczułem, że to nie tylko zmęczenie. Że coś się psuje nie bez powodu. Że ktoś przy tym majstruje. Jeszcze nie wiedziałem kto, ale przestałem wierzyć, że to tylko przypadek.
Byłem w szoku
Wróciłem do domu zmęczony. W autobusie ktoś mi kichnął w kark, a szef znowu wymagał cudów bez dawania czasu. W drzwiach mieszkania zobaczyłem Anię. Stała jak posąg, z torbą sportową w ręku – moją.
– Co to ma być? – zapytałem, zanim zdążyłem zdjąć buty.
– Wynoś się. Już. – Jej głos był cichy, ale tak zimny, że aż cofnąłem rękę z zamka.
– Przepraszam?
– Dobrze słyszałeś. Nie będę robić scen. Spakowałam ci najpotrzebniejsze rzeczy. – Podała mi torbę. – A jak chcesz resztę, to zadzwoń, ustalimy termin.
– Anka, o czym ty mówisz? Co się stało?
– Naprawdę chcesz udawać głupiego?! – jej głos się załamał. – Wszyscy już wiedzą, Marek. O mnie, o tobie… O was.
– O nas? O kim? Co ty…
– Nie udawaj! Arek powiedział mi wszystko! – wrzasnęła.
Zamurowało mnie.
– Co niby powiedział?
– Że mnie zdradzasz! Że widują cię z jakąś blondyną z pracy! – głos jej drżał, ale oczy miała pełne pogardy.
– Co ty wygadujesz…? Z Aśką? Z biura? Przecież ona…
– NIE OBCHODZI MNIE, KTO! – krzyknęła, a sąsiedzi zapewne już przyklejali się do drzwi. – Zdradziłeś mnie i to koniec. Koniec!
– Anka… Jeżeli tak łatwo wierzysz innym, to może nigdy mnie nie znałaś.
– Może! I dzięki Bogu, że w końcu otworzyłam oczy! – szarpnęła drzwi i wskazała palcem korytarz. – Wynoś się!
Wyszedłem jak otępiały. Dopiero na klatce dotarło do mnie jedno: Arek? Skąd on w ogóle miałby cokolwiek mówić o mnie? Coś tu nie gra. Coś tu bardzo śmierdzi.
Pojechałem do teściowej
Nie spałem całą noc. Przewracałem się z boku na bok na kanapie u znajomego, którego ledwo znałem. Myśli tłukły mi się po głowie jak osy w słoiku. Arek. Czemu akurat on? Dlaczego powiedział coś takiego Ance? Skąd w ogóle miałby takie informacje?
Rano, zamiast iść do pracy, pojechałem do niej. Do Doroty. Wiem, głupi pomysł – ale miałem przeczucie. Ona zawsze miała swoje macki wszędzie. Jeśli ktoś miał zamieszać Ani w głowie, to właśnie jej matka. Drzwi otworzyła szybko, jakby czekała.
– Marek? Czego ty tu chcesz? – zapytała z tym swoim teatralnym zdziwieniem, którego nie kupował już nikt oprócz jej córki.
– Porozmawiać. – wszedłem bez zaproszenia. – Coś się wczoraj wydarzyło i mam wrażenie, że ty wiesz coś o tym.
– Ja? Marek, ja nie jestem twoim problemem. To ty coś odwaliłeś i teraz szukasz winnych. Klasyka.
– Ania wyrzuciła mnie z domu. Bo podobno zdradzam ją z kimś z pracy. Podała nawet imię. Arek. Znacie się?
Dorota milczała. Przez sekundę.
– Mężczyzna powinien umieć zadbać o swoją kobietę. A nie tylko ją zaniedbywać i liczyć, że będzie wdzięczna za to, że wrócił trzeźwy do domu.
– Nie odpowiedziałaś na pytanie. Czy to ty rozmawiałaś z Arkiem?
– Nie mam obowiązku tłumaczyć się, ale skoro pytasz: tak. Rozmawialiśmy. Bo jestem matką. I chciałam wiedzieć, co się dzieje z moją córką. To chyba normalne.
– I co? Zleciłaś pani, żeby mnie obsmarował? Żeby puścił plotkę?
– Uważaj, Marek. Obrażasz kobietę, która przez lata znosiła twoją obecność tylko dla dobra Anki.
Zacisnąłem pięści.
– Dobra… Tylko powiedz mi jedno: czy zależało ci kiedykolwiek, choć raz, żebyśmy byli szczęśliwi?
– Zależało mi, żeby Anka była szczęśliwa. A to nie zawsze oznacza to samo, Marek.
I wtedy coś we mnie pękło. W tej ciszy, po jej słowach, zrozumiałem, że to nie była tylko domowa wojna. To było pole bitwy, które ktoś starannie zaplanował.
To było podłe
Wróciłem do mieszkania następnego dnia, pod pretekstem zabrania reszty rzeczy. Anna zgodziła się niechętnie, przez telefon brzmiała jak ktoś, kto chce mieć to z głowy. Głos obojętny, zmęczony. „Przyjdź po osiemnastej. Nie chcę cię tu widzieć wcześniej” – rzuciła i się rozłączyła.
Punkt osiemnasta byłem pod drzwiami. Wahałem się chwilę, zanim nacisnąłem klamkę. Wszedłem cicho, z torbą w ręce, ale już w przedpokoju usłyszałem głosy z salonu. Nie zauważyły mnie – Anka i Dorota siedziały na kanapie, rozmawiały przyciszonymi głosami.
– Wiem, że on nie był idealny, ale... coś mi nie pasuje – powiedziała Anna. Jej głos drżał. – Marek zawsze wracał do domu. Nie widziałam w nim... tego.
– Kochanie, przestań wątpić. – głos Doroty był spokojny, aż zbyt spokojny. – Gdybyś wiedziała, co on potajemnie robił, nie miałabyś żadnych złudzeń.
– Ale Arek sam powiedział, że nie jest pewny...
– Arek powiedział, co miał powiedzieć. I dobrze, że się zgodził. Inaczej nigdy byś nie otworzyła oczu.
– Poprosiłaś go, żeby to powiedział?
Chwila ciszy.
– Tak. Dla twojego dobra.
Stałem jak wryty. Drzwi do salonu były uchylone, widziałem je obie – Ania z dłońmi na głowie, Dorota spokojna, zimna jak lód.
– Chciałam tylko, żebyś zrozumiała, że on cię nie uszczęśliwi. Nigdy cię nie szanował, tylko siedział jak pies u nogi.
Nie myślałem długo. Otworzyłem drzwi z hukiem. Obydwie spojrzały na mnie jak na ducha.
– To był twój plan? – powiedziałem cicho, z drżącym głosem. – Cały ten cyrk? Zdrada, plotki, Arek?
Anka zerwała się z kanapy.
– Marek... Ty to słyszałeś?
– Wszystko.
Dorota wstała spokojnie.
– Nie zachowuj się jak ofiara. Masz, co sam zbudowałeś. Ja tylko pomogłam Ance przejrzeć na oczy.
– Nie. Ty ją oślepiłaś – spojrzałem na Annę. – Jeśli wierzysz tej kobiecie bardziej niż mnie, to naprawdę nie mamy, o czym rozmawiać.
Ania milczała. W oczach miała łzy, ale nie powiedziała nic. Ani słowa. Wyszedłem. Drzwi trzasnęły za mną. Po raz pierwszy od dawna nie miałem już ochoty wracać.
Teściowa była przebiegła
Usiadłem na ławce. Deszcz wisiał w powietrzu, ludzie gdzieś pędzili. A ja siedziałem tam, jak wyrzucony ze swojego własnego życia. Kilka godzin później wróciłem – nie wiem po co. Może żeby dokończyć tę konfrontację. Może żeby zobaczyć, czy Ania jeszcze we mnie wierzy. Drzwi otworzyła Dorota.
– Przyszedłeś, bo cię sumienie ruszyło? – zapytała beznamiętnie.
– Nie. Przyszedłem, żeby usłyszeć to, co już wiem, ale z twoich ust.
– Wejdź, skoro musisz.
W salonie Ania siedziała ze spuszczoną głową. Na stole stała niedopita herbata. Dorota stanęła obok niej.
– Po co to zrobiłaś? – zapytałem wprost.
Dorota wzięła głęboki oddech.
– Bo od początku wiedziałam, że nie jesteś dla niej. Za miękki, za uległy. Ona potrzebuje kogoś silniejszego.
– To nie twoja decyzja.
– Nie? – uniosła brwi. – Kiedy patrzyłam, jak gaśnie przy tobie, jak się poddaje, jak godzi na wszystko... Byłam przekonana, że prędzej czy później ją zniszczysz. Więc tak – to była moja decyzja. Bo ty nie miałeś odwagi jej odejść.
– Więc wymyśliłaś zdradę? Wciągnęłaś w to Arka?
– On też uważał, że jesteś śmieszny. Wystarczyło go poprosić, żeby trochę „podkręcił” temat. Przecież nikt nie kłamie tak wiarygodnie jak facet, który zazdrości drugiemu.
Anka poderwała głowę. –
Powiedziałeś mu, co ma mówić?
Dorota spojrzała na nią.
– Ułatwiłam ci to, czego sama byś nigdy nie zrobiła. On nie był dobrym mężem, Anno.
Wyszedłem. Tym razem nikt mnie nie zatrzymał.
Arek się przyznał
Na dworze padało. Szło się ciężko, z każdym krokiem bardziej czułem, jak moje życie rozpada się na kawałki. Ktoś w nim grzebał, manipulował, przesuwał pionki. A ja byłem tylko biernym graczem. I nie wiedziałem już, o co w tej grze chodziło. Znalazłem Arka w barze niedaleko biura. Siedział przy stoliku i jadł frytki. Jak mnie zobaczył, zbladł momentalnie.
– Marek… ja…
– Spokojnie. Nie przyszedłem cię bić. Chcę tylko usłyszeć prawdę.
– Okej… – spuścił głowę. – Dorota do mnie przyszła parę tygodni temu. Powiedziała, że Anka się waha, że już ci nie ufa. Że wystarczy mały impuls i się od ciebie uwolni.
– I co? Dałeś jej ten impuls?
– Nie chciałem. Ale… Dorota powiedziała, że zna paru ludzi z branży, że może mi pomóc z awansem i zapłaciła mi. A ja… byłem frajerem.
– Więc co dokładnie jej powiedziałeś?
– Że widziałem cię z Aśką z biura. Że się przytuliliście na parkingu.
– A my po prostu dźwigaliśmy tę samą kartonową paczkę do auta. – Prychnąłem.
Arek zgarbił się jeszcze bardziej.
– Wiem. Jestem idiotą. Myślałem, że to się rozejdzie, że nie weźmie tego na serio. Ale Dorota wiedziała, co robi. Ona ją zna od podszewki. Wiedziała, gdzie uderzyć.
– A ty byłeś tylko narzędziem.
– Tak… – spojrzał na mnie błagalnie. – Przepraszam, Marek. Naprawdę. Gdybym mógł to cofnąć…
– Nie możesz. – przerwałem mu. – Ale możesz jej to powiedzieć. Wszystko.
– Okej… – pokiwał głową. – Powiem.
Wyszedłem stamtąd z jeszcze większym ciężarem niż przedtem. Wiedziałem już wszystko. Ale to niczego nie naprawiało. Bo pewnych słów się nie cofa. Zwłaszcza tych, które padły z ust kobiety, która miała mnie kochać.
Michał, 40 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Te święta miały być spokojne. Zamiast tego mama wypomniała mi każdą złotówkę, którą mi kiedyś pożyczyła”
- „Siostra żyje skromnie, ale święta ma jak milionerka. Potem płacze i spłaca raty świątecznej pożyczki”
- „Od lat spędzałam Wigilię sama, ale nagle wydarzył się świąteczny cud. Zupełnie obcy ludzie podali mi pomocną dłoń”

