„Żona wylicza mi grzechy, jakby recytowała pacierz. Najgorsze było to, że ja nawet nie miałem kochanki”
„Zaczęła chodzić po pokoju jak zwierzę w klatce. Ja tylko siedziałem. Próbowałem to sobie poukładać, ale wszystko działo się za szybko. Widziałem w jej oczach, że nie chodzi tylko o tę paczkę. Ona już wcześniej mnie osądziła. To była tylko iskra”.

- Redakcja
Ludzie myślą, że jak ktoś pracuje w IT, to ma wszystko poukładane. Spokojna robota, stabilne życie, porządek. A ja przez ostatnie miesiące czułem się jak cień człowieka. Każdy dzień wyglądał identycznie – kawa rano, osiem godzin w firmie, wieczorem kolacja w ciszy. Monika, moja żona, bardziej przypominała mi współlokatorkę niż partnerkę. Siedem lat małżeństwa i ani jednego wspólnego celu, który by nas jeszcze łączył. Dzieci nie było, bo ciągle „nie ten moment”. Seksu nie było, bo... właściwie też nie wiadomo czemu. Bliskości? Od dawna.
Zdarzało się, że po powrocie z pracy mówiłem „cześć”, a ona odpowiadała dopiero po kilku minutach. Czasem miałem wrażenie, że czeka tylko na okazję. Na pretekst, żeby wybuchnąć albo zniknąć. A ja niczego nie ukrywałem. Nie miałem kochanki. Nawet przez myśl mi to nie przeszło. Ale podejrzliwość Moniki wisiała w powietrzu – ciężka jak grzmot przed burzą.
Pewnego dnia wróciłem do domu i zobaczyłem ją z paczką w rękach.
– Co to ma być? – zapytała, a głos jej drżał ze złości.
Pudełko było otwarte. W środku – czerwone, koronkowe majtki w rozmiarze XS. Monika nosi M.
– Czemu chowasz to pod łóżkiem?! – wrzasnęła.
– Nic nie chowam. Przecież ja ich na oczy nie widziałem! – wyjąkałem.
To był początek końca.
Znajdowała inne dowody
– Przecież to jest oczywiste! – krzyczała, rzucając paczkę na łóżko. – Kto normalny zamawia damską bieliznę i chowa ją pod łóżkiem?!
Stałem osłupiały. Paczka faktycznie była leżała gdzieś przy łóżku, jakby przypadkowo tam spadła. Ale skąd się wzięła? I czemu miała być moja?
– Monika, ja naprawdę nic o tym nie wiem – powiedziałem spokojniej, niż sam się czułem. – Przysięgam.
– A ten zapach na twojej koszuli to niby skąd? – warknęła, podchodząc zbyt blisko. – Wczoraj wróciłeś i pachniałeś jak perfumeria!
– Jechałem autobusem, siedziała obok mnie jakaś wyperfumowana kobieta. Mam się przesiadać przy każdej pasażerce?
– Myślisz, że jestem głupia?! – prychnęła z pogardą. – Od miesięcy coś przeczuwam. Patrzysz w telefon, śmiejesz się sam do siebie, późno wracasz... A teraz jeszcze te majtki. Tylko idiota by tego nie połączył.
Zaczęła chodzić po pokoju jak lew w klatce. Ja tylko siedziałem. Próbowałem to sobie poukładać, ale wszystko działo się za szybko. Widziałem w jej oczach, że nie chodzi tylko o tę paczkę. Ona już wcześniej mnie osądziła. To była tylko iskra.
– Naprawdę myślisz, że zrobiłbym coś takiego? – zapytałem cicho.
Zatrzymała się. Patrzyła na mnie przez chwilę bez słowa. Potem sięgnęła po telefon.
– Patrycja mówiła, że zbyt idealni faceci zawsze coś ukrywają. Powinnam była cię sprawdzić dawno temu.
Wyszła z pokoju. A ja zostałem z majtkami, których nie zamawiałem, i słowami kobiety, której już nie znałem.
Nie dała mi nic wyjaśnić
Następnego dnia zrobiłem śniadanie jak zwykle. Dwa kubki kawy, jajecznica. Czekałem przy stole, ale Monika nie zeszła. W końcu wszedłem do sypialni – leżała pod kołdrą, przewijając coś na telefonie.
– Porozmawiamy? Zrobiłem śniadanie – powiedziałem.
Nie spojrzała. Ale wstała i zeszła. W ciszy usiadła przy stole.
– Chcę, żebyś mnie wysłuchała – zacząłem. – Nie zamawiałem tych majtek. Nie mam pojęcia, skąd się wzięły. Naprawdę.
Monika uniosła brwi.
– To skąd się tu wzięły, Aleks? Z nieba spadły?
– Nie wiem. Może kurier się pomylił, a ja rzuciłem gdzieś paczkę? Może…
– Może Karol ci podrzucił? – rzuciła z sarkazmem. – On przecież zawsze miał „oryginalne” znajomości, prawda?
Zamilkłem na chwilę. Rzeczywiście, Karol był tu niedawno. Zostawił jakąś torbę. Ale wtedy o tym nie pomyślałem. Monika nie dała mi szansy, żeby dojść do słowa.
– Nie chodzi tylko o te majtki – powiedziała po chwili. – Chodzi o to, że ja po prostu ci nie wierzę. Nie wierzę ci od miesięcy. Widzisz, jak się patrzysz w ekran? Jak się zamykasz, gdy pytam, co u ciebie?
– Bo jesteś zawsze gotowa do ataku – powiedziałem cicho. – Nie chcę się kłócić.
W tym momencie drzwi się otworzyły. Wpadła Patrycja. Jej siostra.
– Wiem, co się dzieje – powiedziała po chwili. – Monika, mówiłam ci. Tacy jak on... oni tylko udają wiernych.
– Cieszę się, że mam wsparcie – Monika spojrzała na nią z wdzięcznością.
Siedziałem przy tym stole jak obcy człowiek. Niewinny, osaczony. I pierwszy raz naprawdę pomyślałem: może to wszystko już dawno się skończyło.
To wszystko to był przypadek
Minęły trzy dni, odkąd Monika zaczęła ze mną rozmawiać tylko półsłówkami. Milcząca wojna. Chodziła po mieszkaniu z chłodem w oczach, jakby każde moje słowo było kolejnym kłamstwem. Miałem wrażenie, że wyrok już zapadł – a ja nawet nie dostałem obrońcy.
Wieczorem siedziałem w salonie, zapatrzony w pusty ekran telewizora. Wtedy sobie przypomniałem – Karol. Mój stary kumpel ze studiów. Wpadł na chwilę kilka dni temu, rzucił torbę przy łóżku, bo musiał iść na spotkanie. Nie zabrał jej wtedy. Po prostu zostawił.
Serce zabiło mi szybciej. Zerwałem się z kanapy i zadzwoniłem.
– Ty, Karol, przepraszam, że tak późno. Pamiętasz może, co miałeś w tej torbie, co ją zostawiłeś u mnie?
– A właśnie! – roześmiał się. – Dzięki, że przypomniałeś. Tam była paczka z bielizną dla Klaudii. Chciałem jej zrobić prezent, ale coś pomyliłem i zamówiłem za małe. Chciałem odesłać. Mam nadzieję, że nie narobiłem ci kłopotów? Jakby się gdzieś zawieruszyła…
– Zawieruszyła się pod moje małżeństwo – powiedziałem cicho.
– Co?
– Nieważne. Dzięki. Oddzwonię.
Zakończyłem połączenie z drżącymi dłońmi. To była prawda. Prawda, która miała mnie uratować. Wbiegłem do sypialni. Monika pakowała walizkę.
– To Karol! Zostawił tę torbę! Pewnie z niej wypadła paczka. W paczce były majtki dla jego dziewczyny! Mam na to potwierdzenie. Chcesz SMS? Telefon?
Spojrzała na mnie. Ani zdziwienia, ani ulgi. Tylko zmęczenie.
– Wiesz, co? Za późno, Aleks. Może i nie zdradziłeś mnie fizycznie. Ale coś między nami umarło.
Podniosła walizkę i wyszła.
Próbowałem jeszcze raz
Pobiegłem za nią na klatkę schodową, trzymając telefon w dłoni. Serce mi waliło, głos się łamał, ale byłem zdeterminowany.
– Monika, proszę, zatrzymaj się! – krzyknąłem. – Popatrz!
Pokazałem jej SMS-a od Karola. „To moja paczka, moja wina. Sorry, stary. Mam nadzieję, że to nie narobiło wam syfu”. Ona spojrzała na ekran, ale bez cienia emocji. Jakby nie widziała, co tam jest.
– Czy ty naprawdę myślisz, że chodziło tylko o jedną paczkę majtek? – spytała chłodno.
– Ale przecież to przez nie wszystko się zaczęło! To był przypadek! Przecież ja nic złego nie zrobiłem!
– Właśnie. Nie zrobiłeś nic. Od miesięcy. Nic, żeby ratować nas, naszą bliskość, nasze małżeństwo.
Drzwi windy się otworzyły. W środku stała Patrycja i matka Moniki. Jakby czekały na sygnał. Weszła do środka bez słowa. Zanim zamknęły się drzwi, zdążyłem jeszcze powiedzieć:
– To niesprawiedliwe... Nie możesz odejść przez coś, czego nie zrobiłem.
– Czasem zdrada to nie tylko ciało. To też brak obecności. Brak serca – odpowiedziała cicho. Winda zniknęła. Tak jak ja zniknąłem z jej życia.
Wieczorem siedziałem sam na łóżku w pokoju, który jeszcze niedawno był wspólny. Patrzyłem na zdjęcie z wakacji. Uśmiechy, objęcia, pozory. Przypomniałem sobie, jak śmiała się, kiedy pierwszy raz pomyliłem sól z cukrem. Jak patrzyła na mnie, gdy mówiłem jej, że jestem szczęściarzem. A teraz... nie było nic. Tylko echo i pustka.
Rozwód poszedł szybko
Podpisałem papiery bez słowa. Siedzieliśmy naprzeciwko siebie w kancelarii, jak dwójka obcych ludzi, których coś przypadkiem połączyło i jeszcze szybciej rozdzieliło. Ona przyszła ubrana elegancko – chłodna, opanowana, z lodem w oczach. Ja wyglądałem, jakbym przespał się w ubraniu. Właściwie tak było.
Prawnik wyjaśniał coś o podziale majątku, o tym, że nie ma dzieci, że wszystko pójdzie szybko. Monika skinęła głową. Ani jednej łzy. Ani jednego zawahania. Jakby wypełniała formularz o zwrot czajnika do sklepu, a nie kończyła siedmioletnie małżeństwo.
Kiedy wyszliśmy, zatrzymaliśmy się przy drzwiach.
– To wszystko? – zapytałem cicho.
– Tak – odpowiedziała. – Chciałabym powiedzieć, że było warto, ale... nie wiem.
– Czyli to nigdy nie miało szans?
– Może po prostu nie byliśmy dla siebie stworzeni – powiedziała i odeszła.
Wieczorem usiedliśmy z Karolem w barze. Opowiedziałem mu wszystko.
– Stary, ja... nie wiem, co powiedzieć. Gdybym wiedział, że ta paczka coś wywoła... – zaczął się tłumaczyć.
– To nie twoja wina – przerwałem. – Gdyby to nie były majtki, byłoby coś innego. Ona już wcześniej chciała odejść. Tylko czekała na pretekst.
Karol westchnął.
– Czyli to nigdy nie miało sensu?
– Może miało – powiedziałem – ale oboje przestaliśmy o to dbać. A wtedy wszystko się psuje. Nawet bez zdrady.
To nie miało szansy przetrwać
Monika się wyprowadziła po cichu. Zabrała swoje rzeczy w kilka godzin. Zostawiła pusty wieszak po ulubionym płaszczu, dwie filiżanki, których nigdy nie lubiła, i zapach, który jeszcze przez parę dni unosił się w łazience. A potem zniknęła na dobre.
Siedziałem na kanapie, patrzyłem w sufit. W tym mieszkaniu, które kiedyś tętniło życiem, śmiechem, teraz słychać było tylko tykanie zegara. Byłem sam, ale czułem się naprawdę obecny. Jakby wszystko inne – ta mgła, rutyna, niedopowiedzenia – nagle się rozwiało. Została naga prawda: przestaliśmy się kochać. Przestaliśmy walczyć. I ostatecznie przestaliśmy istnieć jako „my”.
Zaufanie zgubiło się gdzieś między milczeniem a przemęczeniem. Koronkowe majtki były tylko symbolem. Iskrą, która podpaliła suche gałęzie. Ale ogień był tam od dawna.
Przez wiele tygodni analizowałem każdy szczegół, każde słowo. Czy mogłem coś zrobić inaczej? Pewnie tak. Ale czy ona chciała być uratowana? Czy ja w ogóle miałem siłę, by ratować? Dziś nie wierzę już w przypadki. Myślę, że to się miało wydarzyć. Że potrzebowaliśmy tej katastrofy, by przestać udawać.
Jeśli kiedyś znów się zakocham, będę pamiętał o jednej rzeczy: żeby rozmawiać. Zanim się uzbiera tyle milczenia, że jedna paczka majtek rozwala wszystko. I będę sprawdzał każdą torbę zostawioną przez znajomych. Tak na wszelki wypadek.
Aleksander, 35 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Nie mam już siły codziennie czekać na męża z obiadem. Wraca do domu jak do hotelowego pokoju i nawet się nie odzywa”
- „Zdradziłam męża z jego najlepszym przyjacielem. Nie wiedziałam, że wpadłam w pułapkę, którą już dawno rozstawił”
- „Zaplanowałem 33. urodziny mojej żony, żeby podreperować nasze małżeństwo. A ona w prezencie zrujnowała mi życie”

