Reklama

W życiu nie przypuszczałbym, że własna żona potraktuje mnie w ten sposób. Przecież przysięgaliśmy sobie wierność, miłość i szacunek do końca życia! Najbardziej chyba boli mnie fakt, że przez wiele lat byłem dla niej tylko bankomatem i, gdyby nie to, już dawno by mnie zostawiła.

Nie mieliśmy wiele

Gdy wzięliśmy ślub, Kasia szybko postanowiła, że zrezygnuje z pracy, żeby zadbać o dom. Staraliśmy się o dziecko, więc spodziewaliśmy się, że już wkrótce i tak będzie zmuszona pójść na zwolnienie i długi urlop macierzyński. Nie chcieliśmy, żeby nasze dziecko wychowywała niania – zresztą i tak nie byłoby nas na nią stać. Kasia, która dotąd pracowała w restauracji, nie zarabiała wielkich pieniędzy. Ustaliliśmy więc, że nie ma sensu, żeby wypruwała sobie żyły za marne pieniądze.

Zobowiązałem się, że zadbam o nią finansowo, a ona o mnie – logistycznie. To był dobry układ, nikt nie czuł się pokrzywdzony. Kasia spełniała się w byciu panią domu, a mnie odpowiadało, że za każdym razem czeka na mnie obiad, posprzątany dom, zrobione zakupy. Każdy by tak przecież chciał, bo w codziennym pędzie niewiele osób ma dziś czas, żeby naprawdę zadbać o siebie, o to, co jemy, jak żyjemy.

Wkrótce faktycznie Kasi udało się zajść w ciążę, więc tym bardziej cieszyłem się, że nie musi chodzić do pracy, która ją stresuje i męczy.

– Nie przepracowuj się. Jak któregoś dnia pójdę zjeść coś na mieście, a nie w domu, to nic się nie stanie – prosiłem ją, całując w czoło.

– Spokojnie, dbam o siebie – uśmiechnęła się w odpowiedzi.

Gdy już wiedziałem, że nasza rodzina się wkrótce powiększy, zacząłem pracować jeszcze więcej niż wcześniej. Chciałem zdobyć awans i zarabiać większe pieniądze, bo wiedziałem, że mam od teraz znacznie większą odpowiedzialność niż wcześniej. Udało się: jeszcze przed porodem Kasi, zdobyłem podwyżkę, która na krótki czas zapewniła mi nieco większy spokój. Gdy jednak na świecie pojawiła się Maja, wiedziałem, że nasze potrzeby są wyższe niż moje zarobki.

Byłem coraz bardziej zestresowany

Chociaż starałem się, jak mogłem, po podwyżce natrafiłem na ścianę. Szef deklarował, że nie ma dla mnie na razie możliwości awansu, bo wszystkie wyższe stanowiska są zajęte.

– Ktoś musiałby się zwolnić, żeby był wakat, Rafał. Ale nawet wtedy musiałbym ogłosić rekrutację. Mógłbyś wziąć w niej udział, ale nie gwarantuję, że dostałbyś tę pracę – powiedział mi któregoś razu.

Byłem tym przybity. Postanowiłem jednak zacisnąć zęby i po prostu czekać na swoje. Niestety, odczuwałem coraz większą presję, nie tylko ze strony siebie samego, ale i Kasi.

– Chciałabym zabrać Maję na zajęcia motoryczne i na lekcje pływania – zadeklarowała któregoś dnia.

Nie mamy tego w budżecie, Kasia... Musimy coś ograniczyć, bo po prostu zaraz zaczniemy wydawać więcej niż mamy – poprosiłem.

– To zacznij w końcu zarabiać więcej, Rafał! – warknęła na mnie poirytowana.

Byłem w szoku. Wcześniej nigdy się tak do mnie nie odzywała. Wtedy pomyślałem jeszcze, że to tylko jednorazowa sytuacja, efekt przemęczenia, może pewnej frustracji, ale wkrótce podobne uwagi zaczęły padać coraz częściej. Kasia była wyraźnie zawiedziona tym, że nie zarabiam coraz więcej pieniędzy i że nie może sobie pozwolić na wszystkie fanaberie, na które miałaby ochotę.

– Kasiu, mamy wszystko, czego potrzebujemy. Wystarcza nam na kredyt za mieszkanie, na samochód, na jedzenie i na drobne przyjemności, ale co mam ci poradzić, że nie mamy na wszystkie luksusy, które nam się zamarzą... Większość ludzi tak żyje, trzeba się cieszyć tym, co się ma – zareagowałem w końcu.

– Czyli mam się cieszyć z przeciętniactwa? – obruszyła się.

– Nie wiedziałem, że masz ambicje na bycie milionerką... – odparłem.

– A mnie właśnie martwi, że ty ich nie masz.

Zabolało mnie to. Robiłem przecież wszystko, żeby zapewnić rodzinie wygodne, bezpieczne życie, a w domu coraz częściej słyszałem pretensje i żale.

Żona została milionerką

Któregoś razu Kasia oznajmiła, że ma mi coś ważnego do powiedzenia. Była ewidentnie bardzo podekscytowana, bo prosiła, żebym po pracy wrócił prosto do domu. Gdy przyjechałem, Kasia podśpiewywała pod nosem i niemalże podskakiwała sprężystym, radosnym krokiem.

– Co takiego się stało? – zapytałem z uśmiechem.

Myślałem, że zamierza mi powiedzieć, że znowu spodziewa się dziecka. Ale nie...

– Powiem szybko i wprost: wygrałam główną nagrodę w totka– oznajmiła, nie mogąc powstrzymać uśmiechu.

– Co takiego?! – zareagowałem żywo. – Nabierasz mnie!

– Nie, mówię absolutnie serio. Pięć milionów – podkreśliła.

– Przecież to wspaniale! Pomyśl o wszystkim... – zacząłem snuć plany, ale Kasia szybko mi przerwała.

– Rafał, posłuchaj mnie do końca. Odchodzę i zabieram Maję. Kupię sobie piękny dom. Nie chcę jednak zostawiać cię zupełnie bez niczego, bo w końcu włożyłeś jakiś trud w nasze utrzymanie. Spłacę ci resztę kredytu za mieszkanie i nie będę rościć sobie żadnych praw do wysokich alimentów – powiedziała niemalże jednym tchem.

Pokłóciliśmy się

Zakręciło mi się w głowie od nadmiaru informacji – i to jeszcze jakich.

– Chwila... Jak to?

– Dokładnie tak, jak powiedziałam – odparła sucho Kasia. – Odchodzę. Widzę, że nie mamy tych samych wartości, tobie wystarcza minimum, a ja chcę mieć w życiu więcej.

– Więcej, ale cudzym kosztem, prawda? Przecież sama się do pracy nie rwałaś – po raz pierwszy wygłosiłem tak zjadliwą uwagę pod jej adresem.

Kasia wzruszyła tylko ramionami.

– Wychowuję ci dziecko, a dom masz prowadzony na wysokim poziomie. Robię to wszystko najlepiej, jak potrafię, więc uważam, że owszem, zasługuję na adekwatne do tego życie – powiedziała. – Ale to już nieważne. Nie potrafisz spełnić moich oczekiwań, a ja przestanę tego od ciebie wymagać. Obydwoje będziemy szczęśliwsi.

– Ale... Kaśka, przecież jesteśmy rodziną. Naprawdę chcesz mi powiedzieć, że trzymały nas razem wyłącznie pieniądze? – zapytałem.

Nie odpowiedziała. Spojrzała na mnie tak jakoś smutno, po czym wskazała na dwa kartony stojące w jadalni.

– Spakowałam twoje najpotrzebniejsze rzeczy i opłaciłam ci hotel na miesiąc. W tym czasie znajdziemy sobie z Mają coś nowego i będziesz mógł tu wrócić. Przepraszam, że tak wyszło. Myślę, że kiedyś zrozumiesz, że tak będzie lepiej – wycedziła.

Nie mogłem uwierzyć w to, co się działo. Jeszcze kwadrans temu miałem rodzinę i szczęśliwe życie, a teraz... Zostałem zupełnie sam i jeszcze dowiedziałem się, że żona była ze mną tylko dlatego, że zarabiałem na chleb dla niej. Pozbyła się mnie bez żadnych sentymentów, gdy tylko przestała mnie potrzebować.

Byłem załamany

Przez pierwsze dni nie wychodziłem z łóżka. Nie miałem siły, żeby się spierać. Uległem. Zabrałem kartony i przeniosłem się do hotelu, który wskazała mi żona.

Wziąłem zwolnienie lekarskie w pracy. Powiedziałem, że nagle zapadłem na grypę i potrzebuję się solidnie wyleczyć. Tak naprawdę przez kilka dni nie miałem nawet siły wstać z łóżka. Dość szybko przestawiłem swoje myślenie i pozbyłem się tęsknoty za Kaśką, ale nie potrafiłem pogodzić się z faktem, że nie będę już mieszkał ze swoją córeczką. „Co teraz?", myślałem. „Wizyty co tydzień albo i co drugi tydzień?". A może jeszcze gorzej: może wkrótce będę musiał się pogodzić z faktem, że moją córkę wychowuje jakiś inny facet, w którym Kaśka dostrzeże więcej wartości?

Nie potrafię sobie z tym poradzić. Czuję się wykorzystany, zdradzony i oszukany. Nie wierzę, że mogłem się tak bardzo pomylić i założyć rodzinę z osobą, która potraktowała mnie jak zwykłego śmiecia... I niestety, już do końca życia będzie nas łączyć dziecko. Wiem, że muszę być silny dla córki, nie mścić się na żonie i zachowywać się dojrzale, ale z drugiej strony... nie wiem, czy znajdę w sobie przyzwoitość, żeby opanować swoje rozgoryczenie.

Przecież każdy na moim miejscu czułby się tak samo! Co więcej, gdybym był kobietą, wszyscy by mi współczuli. A teraz? Wstydzę się nawet przyznać bliskim, że zostałem tak potraktowany. Bo co sobie o mnie pomyślą? Że jestem ofermą, a nie facetem, skoro dałem się tak zrobić własnej żonie.

Rafał, 34 lata

Reklama
Reklama
Reklama