Reklama

Czasami budzę się rano i naprawdę nie wiem, po co w ogóle otwieram oczy. Mieszkam w nowoczesnym bloku, wszystko jest na wysoki połysk – od błyszczących kafli w łazience po wyprasowane firanki, które Karolina co tydzień z uporem maniaczki zdejmuje i wiesza z powrotem. Mamy nawet takie głupie, modne zasłonki, które się nie zasłania – są tylko „dla stylu”. I może dla Instagramu. Wszystko dla tego przeklętego Instagramu.

Nazywam się Michał, mam trzydzieści lat i pracuję jako informatyk. Czyli, jak to mówi moja żona – „taki komputerowy człowiek do wszystkiego”. Pracuję zdalnie, siedzę osiem godzin dziennie przy ekranie, czasem więcej, a wypłata wpływa punktualnie każdego dziesiątego. Tyle że nie cieszę się z niej nawet przez chwilę.

Żona robi, co chce

Bo wypłata to coś, czego ja nawet nie widzę. Karolina ma dostęp do konta. Żeby płacić rachunki, robić zakupy, ogarniać dom. A teraz? Rachunki czasem opłaca późno, bo akurat była wyprzedaż, a ona musiała kupić nowe buty. Zakupy to drogie sery, ekologiczne kosmetyki i świeczki po 50 zł za sztukę. A dom? Dom wygląda jak z katalogu. Ale ja, jego mieszkaniec, mam puste kieszenie.

Czasem, gdy potrzebuję pieniędzy na bilet, dosłownie żebram u własnej żony.

– Karolina, masz może dwie dychy? Muszę dojechać do serwisu z laptopem – mówię, a ona patrzy na mnie z politowaniem.

– Przecież wczoraj ci dałam, co ty znowu zrobiłeś z kasą?

Mam ochotę wrzasnąć: „Zarobiłem ją, to zrobiłem co chciałem!” – ale tylko wzdycham. Boję się. Boję się konfrontacji, bo ona jest w tym mistrzynią. Obraca kota ogonem, krzyczy, że jestem skąpcem, że ją ograniczam, że „kobieta też potrzebuje dbać o siebie!”.

A ja? Ja jestem już tylko chodzącym kontem bankowym. A przynajmniej tak się czuję. Czasem, nocą, gdy Karolina już śpi, patrzę na sufit i myślę: czy to już? Czy to ten moment, kiedy stajesz się niewidzialny we własnym życiu? Nie wiem. Ale chyba jestem blisko.

Nic do niej nie docierało

– Karolina, możemy pogadać? – zapytałem cicho, stojąc w drzwiach kuchni, gdzie właśnie parzyła sobie kolejną z tych swoich cudownych herbat.

– No – mruknęła, nie patrząc na mnie.

– Bo… wiesz, wypłata przyszła wczoraj. I widziałem, że już sporo zeszło z konta… Chciałem tylko zapytać, czy możemy może… no wiesz, jakoś to wspólnie zaplanować?

Karolina odwróciła się powoli, z łyżeczką w dłoni.

– Czy ty serio robisz mi awanturę o pieniądze? – zapytała z niedowierzaniem, unosząc brwi.

– Nie, nie awanturę, po prostu… chciałbym, żebyśmy razem decydowali, na co idą nasze pieniądze – wyjąkałem.

– Nasze? Michał, przecież ja robię zakupy, płacę rachunki, dbam o dom! A ty? Siedzisz przy komputerze i klikasz!

– Ej, to nie jest sprawiedliwe…

– A ty jesteś sprawiedliwy? Bo co, bo wydałam na paznokcie i serum do twarzy? Serio? To znaczy, że już mnie nie kochasz?

– Co to ma do rzeczy…

– Wszystko! Bo jak się kocha, to się nie rozlicza z każdej złotówki!

Zamilkłem. Czułem, że mnie zatkało. Znów mnie zakrzyczała. Znów sprawiła, że poczułem się jak dupek. A przecież chciałem tylko… odrobinę równowagi. Karolina z westchnieniem wyjęła kartę z portfela i położyła ją na stole.

– Chcesz? Proszę. Wydawaj sam. Ciekawe, czy starczy ci na wszystko, jak nie będziesz wiedział, co gdzie i kiedy się płaci. Zobaczymy, jak sobie poradzisz, skoro jesteś taki mądry.

Nie wziąłem tej karty. Bo prawda była taka, że się bałem. Bałem się, że jeśli ją wezmę, to Karolina naprawdę przestanie mnie kochać. A może… już przestała?

Zwierzyłem się siostrze

– To chore, Beata. Naprawdę chore – powiedziałem, próbując utrzymać kubek z kawą, choć ręce mi się trzęsły.

– No wreszcie, Michał. Bo już myślałam, że nic do ciebie nie dociera – odparła siostra, siedząc naprzeciwko mnie przy kuchennym stole. W tle grało radio, ale nikt z nas nie słuchał.

Opowiedziałem jej wszystko. O wypłacie, która znika w dwa dni. O serum za 300 zł, paznokciach, nowych butach, zabiegach. I o tym, jak Karolina potrafi mnie zakrzyczeć jednym spojrzeniem, jak robi ze mnie chama i dusigrosza, gdy tylko próbuję zadać pytanie.

– Ale ona mówi, że to dla nas. Że dba o dom, o siebie, że chce wyglądać dobrze dla mnie – broniłem Karoliny, choć z każdym słowem czułem, że to brzmi jak tania wymówka.

Beata parsknęła.

– Michał, ty nie masz żony. Ty masz pasożyta.

Zamarłem. Twarde słowo. Brutalne. I… trafione.

– Nie mów tak…

– A jak mam mówić? Przecież ty, człowieku, żyjesz jak służący we własnym domu. Pracujesz jak wół, a potem prosisz o pieniądze na bułkę i jeszcze przepraszasz, że żyjesz. Widziałam takie rzeczy w reportażach. Tyle że tam zazwyczaj facet był tyranem, a kobieta ofiarą. U was jest odwrotnie.

Chciałem zaprzeczyć. Krzyknąć, że Beata przesadza. Ale nie mogłem. Bo w duchu wiedziałem, że ma rację. Siedziałem więc w milczeniu, a ona spojrzała na mnie miękko.

– Michał, nie mówię, żebyś ją zostawił. Ale musisz coś z tym zrobić. Bo ty powoli znikasz. I jak się nie ockniesz teraz, to któregoś dnia się obudzisz i nie będzie już nic z ciebie zostało.

Patrzyłem na siostrę, czując, jak pieką mnie oczy. Może to od kawy. A może od prawdy, którą w końcu ktoś powiedział na głos.

To było podłe

Siedziałem w przedpokoju, grzebałem przy starym routerze, który od tygodnia przerywał zasięg. Kabel miałem w ręku, kiedy z pokoju Karoliny dobiegł jej głos. Drzwi były lekko uchylone. Nie podsłuchiwałem. Przysięgam. Ale usłyszałem.

– Michał? Eee, nie, on teraz coś tam grzebie. Jak zawsze. Nudny do bólu. Ale chociaż zarabia – zaśmiała się. – No serio, gdyby nie ta jego robota, to bym już dawno odeszła w siną dal.

Zamarłem.

– Tak, wiem, że ludzie myślą, że mamy idealne małżeństwo. Instagram to cud. Ale powiedz mi szczerze: czy ty byś mogła całe życie patrzeć, jak twój facet chodzi w tych samych trampkach od trzech lat i mówi, że nie trzeba mieć nowego płaszcza, skoro stary jeszcze jest ok?

Cisza. A potem:

– On mnie nie inspiruje. On po prostu jest jak mebel.

Poczułem, jak ziemia usuwa mi się spod nóg. Wszedłem do pokoju bez pukania. Stała z telefonem przy uchu, w jedwabnym szlafroku, z maseczką na twarzy.

Czy ty naprawdę jesteś ze mną tylko dla pieniędzy? – spytałem cicho, głosem, który brzmiał jak nie mój.

Zamarła. Spojrzała na mnie z wyrazem twarzy, którego nie zapomnę nigdy – nie winy, nie wstydu. Tylko złości.

– Słuchasz mnie? Podsłuchujesz? Co, teraz jesteś jeszcze paranoikiem?

– Karolina, ja wszystko słyszałem.

– I co z tego? – uniosła głos. – Ty nigdy nie rozumiałeś, czego chcę! Jesteś cieniem faceta. Chciałam życia, a dostałam ciszę, laptop i makaron z pesto!

– Makaron z pesto?! – powtórzyłem jak idiota. – Ty mnie sprowadziłaś do pasty i rutyny?

Przynajmniej wiesz, jak się czuję! – wrzasnęła.

Nie wytrzymałem.

– Wiesz co? Pierwszy raz mam ochotę naprawdę się na ciebie wydrzeć! Bo od lat duszę w sobie wszystko, a ty traktujesz mnie jak bankomat! Ale ja jestem człowiekiem, Karolina! Mam uczucia, lęki, godność!

Zamilkła. A ja stałem tam, z drżącymi dłońmi i głosem pełnym wściekłości. I wiedziałem, że nie ma już odwrotu.

Musiałem się wygadać

Spotkaliśmy się w małej knajpce obok biurowca. Tomek przyszedł jak zwykle w dżinsach i kurtce, z tym swoim luźnym krokiem i uśmiechem, który przypominał mi, że świat potrafi być prostszy.

– Michał, stary, wyglądasz jak cień samego siebie – powiedział od razu, gdy usiedliśmy. – Co jest?

Zanim zdążyłem odpowiedzieć, kelner przyniósł dwie kawy. Patrzyłem na parującą filiżankę, nie wiedząc, jak zacząć.

– Tomek… ja się duszę. – Wyszło ze mnie szybciej, niż planowałem. – Pracuję, zarabiam, a nie mam nawet na bilet autobusowy. Karolina wszystko wydaje. Ubrania, kosmetyki, zabiegi. A ja… ja jestem nikim.

Tomek zmarszczył brwi.

– Od jak dawna tak jest?

– Od lat. Ale ostatnio… usłyszałem, jak rozmawia z koleżanką. Powiedziała, że jestem nudny i że jest ze mną tylko dlatego, że zarabiam.

– No pięknie – mruknął Tomek. – Michał, musisz się z tego wyrwać. To nie jest miłość. To jest uzależnienie emocjonalne.

– Myślisz, że nie wiem? Ale… ja się boję. Boję się, że jak odejdę, to zawalę wszystko. Że będę tym złym.

– Już jesteś tym złym, tylko we własnej głowie – przerwał mi Tomek. – Karolina nauczyła cię poczucia winy. Ty się za nią wstydzisz, a ona się ciebie wstydzi. Rozumiesz absurd?

Patrzyłem na niego, czując, jak zaciska mi się gardło.

– Czasem myślę, kim byłbym, gdyby nie Karolina. Wiesz… lubiłem siebie, zanim ją poznałem.

Tomek uśmiechnął się blado.

– To się jeszcze da naprawić. Tylko musisz chcieć.

Tego wieczoru nie spałem. Leżałem w ciemności i powtarzałem sobie w myślach: kim byłbym, gdyby nie Karolina? Po raz pierwszy poczułem, że to pytanie może mieć odpowiedź.

Postawiłem granice

Karolina siedziała na kanapie i przeglądała telefon. Paznokcie w kolorze wina, nowy dres od „tej celebrytki z Instagrama”, zapach drogiego kremu unoszący się w powietrzu. Wszedłem do salonu i stanąłem naprzeciw niej.

– Musimy porozmawiać.

Nie podniosła wzroku.

– Michał, nie teraz, mam zaraz live z dziewczynami.

Karolina, to nie jest prośba.

Wtedy spojrzała. I od razu coś zgasło w jej oczach. Może pierwszy raz zobaczyła, że nie przyszedłem się tłumaczyć.

– Albo dzielimy finanse. Ustalamy wspólny budżet. Przejrzysty. Dla nas obojga. Albo ja odchodzę.

Zamilkła. I jakby powietrze zgęstniało.

– Przepraszam, co? – wycedziła.

Odchodzę. Mówię poważnie. Nie jestem bankiem. Jestem człowiekiem. I mam dosyć.

– Michał, to jakieś żarty?! Przez jedną głupią rozmowę chcesz zniszczyć wszystko, co mamy?!

– My nic nie mamy, Karolina. Ty masz. A ja mam... wyrzuty sumienia.

– Ale ja się staram! Dbam o siebie, o dom, o ciebie!

– Nie. Ty dbasz o wizerunek. A ja… ja siedzę w tym wszystkim jak duch. Niby jestem, ale mnie nie ma.

Wtedy zaczęła płakać. Głośno. Histerycznie.

– Wiedziałam! Wiedziałam, że kiedyś mnie zostawisz! Jak wszyscy! Jesteś jak mój ojciec, jak tamten idiota z liceum!

– Nie jestem jak oni – powiedziałem spokojnie. – Ja po prostu chcę zacząć żyć. A to nie jest życie.

Podszedłem do przedpokoju. Wziąłem torbę, którą spakowałem kilka godzin wcześniej. Karolina krzyczała coś za mną, ale już nie słuchałem. Zamknąłem drzwi. I zamarłem na klatce. Nie wiedziałem, dokąd pójdę. Ale pierwszy raz od lat czułem, że to moje nogi decydują, dokąd mnie poniosą.

Michał, 30 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama