„Żona wróciła z pilatesu z nasionkiem w brzuchu. Ależ byłem głupi, że kupiłem jej karnet na urodziny”
„Patryk. Odkąd zaczęła chodzić na pilates, to imię słyszałem co najmniej raz dziennie. Patryk powiedział, Patryk pokazał, Patryk pochwalił. Jasne. Może jeszcze Patryk ją pocieszył, kiedy mięśnie się zmęczyły”.

Jestem informatykiem i... chyba właśnie zostałem idiotą. Bo jak inaczej nazwać faceta, który sam, z własnej woli, kupuje żonie karnet na pilates, a potem patrzy, jak wszystko się rozpada? Monikę poznałem na studiach. Energiczna, wiecznie uśmiechnięta, zawsze otoczona ludźmi – była moim przeciwieństwem. Ja raczej z tych, co to wolą komputer od rozmowy, piwo z kolegami online niż imprezę. A jednak coś zaiskrzyło. Po kilku latach wzięliśmy ślub. Nasze życie nie było jak z filmu, ale stabilne. Bez dramatów, bez większych kłótni. Ot, zwykłe, dojrzałe małżeństwo.
Z czasem zaczęła mówić, że potrzebuje więcej ruchu. Że siedzenie w domu ją męczy. To wtedy Anka, jej przyjaciółka, poleciła jej zajęcia pilatesu. A ja – głupi ja – postanowiłem zrobić niespodziankę i kupiłem karnet. Na urodziny. Cieszyła się. A ja się cieszyłem, że się cieszy. Nie miałem pojęcia, że ten cholerny karnet będzie początkiem końca.
Byłem podejrzliwy
– Znowu późno wróciłaś – powiedziałem, starając się, żeby to zabrzmiało obojętnie. – Zajęcia miały się skończyć o dziewiętnastej.
– Mieliśmy trochę więcej rozciągania – rzuciła, zdejmując buty w przedpokoju. – Patryk mówi, że warto poświęcić czas na regenerację mięśni.
Patryk. Odkąd zaczęła chodzić na pilates, to imię słyszałem co najmniej raz dziennie. Patryk powiedział, Patryk pokazał, Patryk pochwalił. Jasne. Może jeszcze Patryk ją pocieszył, kiedy mięśnie się zmęczyły.
Usiedliśmy do kolacji. Ona miała świetny humor, śmiała się, żartowała. A ja patrzyłem, jak miesza sałatę i zastanawiałem się, od kiedy maluje się przed wyjściem na trening. I czemu wcześniej nie zabierała telefonu do łazienki. I czemu teraz, kiedy coś jej piszczy w kieszeni, wychodzi do drugiego pokoju.
– Dobrze się czujesz? – zapytała, przełykając kęs.
– Tak. A ty? – odpowiedziałem, zerkając na jej telefon, który leżał ekranem do dołu. Wcześniej tak nie robiła. Nigdy.
W nocy leżałem długo bezsennie, słuchając jej spokojnego oddechu. I próbując przypomnieć sobie, kiedy ostatni raz się kochaliśmy. Nie mogłem. Coś było nie tak. I to "coś" miało na imię Patryk.
Dowiedziałem się więcej
Spotkałem ją przypadkiem w markecie, między regałem z makaronem a mrożonkami. Stała w kolejce z koszykiem pełnym zdrowych rzeczy i paczką chipsów.
– O, Adam! – ucieszyła się Anka, przyjaciółka żony. – Co u was słychać?
– A wiesz... – wzruszyłem ramionami. – Monika ciągle na pilatesie.
– No tak, zakochała się w ćwiczeniach – rzuciła z uśmiechem.
– Zakochała się, powiadasz – powiedziałem z przekąsem. – A może raczej w instruktorze?
Zamarła. Uśmiech zniknął. Patrzyła na mnie przez dłuższą chwilę, jakby ważyła każde słowo.
– Patryk... no, on ma swoje... uroki – odpowiedziała w końcu.
– Flirtuje? – zapytałem wprost.
– On flirtuje z każdą – parsknęła. – Serio. Taki typ. Samiec alfa. Ale Monika ma ciebie. Nie musisz się martwić.
– A jeśli już nie wystarczam?
Zrobiła krok w tył. Poczułem, że powiedziałem za dużo. Że zdradziłem, jak bardzo mnie to zżera od środka.
– Adam... – zaczęła ciszej. – Może po prostu z nią porozmawiaj?
Skinąłem głową, ale nie odpowiedziałem. Serce waliło mi jak oszalałe, ręce się trzęsły. Wyszliśmy z kolejki, każde w swoją stronę. Ja z pustym koszykiem i jeszcze bardziej pustym wnętrzem. W drodze do domu nie mogłem pozbyć się myśli: co, jeśli jestem ostatnim, który wierzy w naszą miłość?
Odkryłem prawdę
– Nie wiem, czy mówić Adamowi. To przecież może nie być jego… – głos Moniki niósł się cicho przez uchylone drzwi łazienki.
Zamarłem. Stałem w korytarzu z kubkiem herbaty, który nagle stał się nieznośnie gorący w dłoni.
– Nie... nie planowaliśmy tego. To był moment. Głupi moment – mówiła dalej.
Krew odpłynęła mi z twarzy. Czułem, jak serce zwalnia, jakby chciało się upewnić, że dobrze słyszy.
– Patryk też nie wie, co z tym zrobić... – urwała. – Dobra, muszę kończyć. Idę do Adama.
Zdołałem się cofnąć do kuchni i udawać, że właśnie dolewam sobie herbaty. Kiedy wyszła, próbowałem patrzeć normalnie. Uśmiechnęła się, ale ja już nie potrafiłem odpowiedzieć tym samym.
– Musimy pogadać – powiedziałem. – Teraz.
Zbladła. Usiadła na krześle jakby wiedziała.
– Podsłuchałem – dodałem. – Nie chciałem. Ale słyszałem.
Długo milczała. W końcu podniosła wzrok.
– Nie wiem, kto jest ojcem, Adam.
To było jak strzał między oczy. Wszystko się rozpadło – moja rzeczywistość, zaufanie, wyobrażenie o nas.
– Patryk?
Skinęła głową. – To było raz. Głupi impuls. Zawiodłam cię. Ale nie wiem, czy to on... czy ty.
Patrzyłem na nią i czułem tylko jedno: jak cholernie bardzo chciałem, żeby to był sen.
Poszedłem z nim pogadać
Nie wiedziałem, po co tam idę. Może chciałem go uderzyć. Może tylko zobaczyć, jak wygląda facet, przez którego moje życie właśnie się rozpadło. Może potrzebowałem odpowiedzi, których Monika nie umiała mi dać.
Klub fitness był jasny i czuć było w nim potem. Wysportowani ludzie krzątali się między salami. On stał przy recepcji, uśmiechając się do jakiejś blondynki. Gdy mnie zobaczył, zmarszczył brwi, ale nie uciekł wzrokiem.
– Adam, tak? – zapytał spokojnie.
– Pogadamy? – spytałem chłodno.
Zabrałem go na bok, do pustej sali z matami. Zamknąłem za nami drzwi.
– Monika mi powiedziała – zacząłem. – Nie udawaj, że nie wiesz, o czym mówię.
Wzruszył ramionami.
– Nie wiem, co mam ci powiedzieć. To był... moment. Nic nie planowałem. Nie wiedziałem, że jesteście w kryzysie.
– Nie byliśmy – syknąłem. – Przynajmniej tak mi się wydawało.
– Jeśli to moje dziecko... nie ucieknę od tego. Biorę odpowiedzialność – powiedział spokojnie, aż za spokojnie.
– A co z moim życiem? Z moją żoną? Moim domem?
Patryk milczał. Patrzyliśmy na siebie w ciszy. Wyszedłem, nie mówiąc już nic. Na ulicy uderzyło mnie powietrze, jakby próbowało mnie obudzić z koszmaru. Ale to nie był sen.
Czułem się winny
Tego wieczoru nie wróciłem do domu. Po rozmowie z Patrykiem poszedłem przed siebie. Nie miałem celu. Miasto tętniło życiem – zakochane pary, śmiechy z ogródków piwnych, zapach jedzenia z food trucków. Wszystko to mnie bolało. Każdy śmiech przypominał mi, że kiedyś Monika tak się śmiała ze mną.
Zatrzymałem się na ławce w parku, tej samej, na której kiedyś, latem, jedliśmy lody i planowaliśmy wakacje. Teraz siedziałem sam, ze wzrokiem wbitym w chodnik. Co zrobiłem źle? Czy byłem zbyt zimny, zbyt skupiony na pracy? Może powinienem częściej ją przytulać, mówić, że ją kocham? A może to wszystko i tak było nieuniknione?
W końcu zadzwoniłem do Michała, starego kumpla ze studiów.
– Mogę się u ciebie przespać? – zapytałem, bez żadnych wyjaśnień.
– Jasne. Wpadnij. Mam whisky.
U niego w mieszkaniu wypiliśmy w ciszy kilka szklanek. Opowiedziałem mu wszystko. Nie komentował. Siedział obok, po prostu był. I to mi wtedy wystarczyło. W nocy nie spałem. Leżałem na kanapie i patrzyłem w sufit. W głowie krążyły obrazy – Monika przy śniadaniu, Monika w sukni ślubnej, Monika z uśmiechem po pierwszym treningu pilatesu. Nie wiedziałem, czy mogę jeszcze z nią być. Ale też nie wiedziałem, czy potrafię żyć bez niej.
Adam, 35 lat
Czytaj także:
- „Czasem żałuję, że nie mam dzieci i w moim domu panuje cisza. Ale potem jadę do siostry i cieszę się z bezdzietności”
- „Gdy ojciec spoczął w trumnie, uznałam matkę za wieczną wdowę. Po 60. to przecież wstyd biegać na randki z facetami”
- „Zięć latami traktował mnie jak śmiecia. Gdy zostałam bogatą emerytką, nagle chciał mnie całować po stopach”

