„Żona twierdzi, że jestem niedojrzały, bo ciągle biegam do mamy. Nic nie poradzę, że tylko ona mnie rozumie i docenia”
„Zamiast rozmawiać z Karoliną, częściej dzwoniłem do mamy. Zamiast szukać rozwiązania z żoną, jechałem do domu rodzinnego. I choć wiedziałem, że Karolina tego nie znosi, nie potrafiłem inaczej. Bo czy nie naturalne jest to, że szukamy ukojenia tam, gdzie od zawsze je znajdowaliśmy?”

- Redakcja
Jeszcze niedawno byłem przekonany, że moje życie układa się tak, jak sobie wymarzyłem. Ożeniłem się z Karoliną – dziewczyną, którą pokochałem od pierwszego spotkania. Była radosna, pełna energii, miała w sobie coś, co przyciągało mnie jak magnes. Na początku naszego małżeństwa wszystko wydawało się proste – wspólne plany, marzenia o domu, o podróżach, o dzieciach. Każdy dzień przynosił coś nowego, a ja budziłem się z poczuciem, że świat stoi przede mną otworem.
Z czasem jednak zaczęły pojawiać się drobne zgrzyty. Najpierw były to zwykłe kłótnie o porządek, o pieniądze, o to, kto wyrzucił śmieci. Potem dochodziły poważniejsze sprawy – poczucie, że Karolina mnie nie słucha, że zamiast wspierać, ocenia. Czasem mówiła rzeczy, które bolały bardziej, niż chciałbym się przyznać. W takich chwilach odruchowo szukałem ramienia, na którym mógłbym się wypłakać. I to ramię zawsze należało do mojej mamy.
Małgorzata – moja mama – od dziecka powtarzała, że jestem jej oczkiem w głowie. Była przy mnie, kiedy miałem problemy w szkole, kiedy serce łamało mi się przez pierwsze zauroczenia, kiedy bałem się podejmować ważne decyzje. Nigdy mnie nie zawiodła. Czasami mówiła, że nikt nie zrozumie mnie tak jak ona. I muszę przyznać, że coś w tym było – bo rzeczywiście, gdy przy niej siadałem, opowiadałem o tym, co mnie gryzie, od razu czułem się spokojniejszy. Teraz, w moim małżeństwie, to właśnie stało się problemem.
Mama lepiej mnie rozumie
– Tomek, możemy porozmawiać? – Karolina stała w progu kuchni z założonymi rękami, a jej spojrzenie mówiło wszystko. Już wiedziałem, że nie będzie to miła rozmowa.
– No mów – odparłem, udając obojętność, chociaż w środku już zbierała się we mnie złość.
– Ja już naprawdę nie daję rady. Ile razy mam ci powtarzać, że nie jestem tutaj intruzem? – Jej głos drżał, ale w oczach miała determinację. – A ty… ty wciąż biegasz do swojej mamy z każdym problemem.
– Karolina, przesadzasz – westchnąłem, czując, jak wzbiera we mnie irytacja. – Mama po prostu mnie rozumie lepiej.
– Lepiej?! – wybuchła, a jej twarz poczerwieniała. – Ja jestem twoją żoną! To ja powinnam być tą osobą, do której przychodzisz, kiedy masz problem. A ty wolisz siedzieć u niej godzinami i żalić się, jak ci źle ze mną. Wiesz, jak to boli?
– Nie dramatyzuj – machnąłem ręką, ale poczułem ukłucie winy. – Po prostu łatwiej mi z nią rozmawiać.
– Łatwiej, bo ona nigdy ci nie powie nic trudnego! – Karolina podniosła głos, a w jej oczach pojawiły się łzy. – Ona cię utula, głaszcze po głowie i utwierdza, że to ja jestem ta zła. Wiesz, co ja czuję? Jakbym była trzecią osobą w tym związku.
Te słowa uderzyły mnie mocniej, niż chciałem to przyznać. Ale zamiast się zatrzymać, od razu włączyła się we mnie obrona.
– To ty zawsze masz pretensje! – wrzasnąłem. – Zamiast docenić, że staram się jak mogę, ty ciągle szukasz dziury w całym!
Karolina złapała się za głowę.
– Widzisz? Nawet teraz. Zamiast ze mną porozmawiać, pewnie znowu pojedziesz do mamusi i powiesz jej, jaka jestem okropna!
Nie wytrzymałem. Chwyciłem kurtkę z krzesła i trzasnąłem drzwiami. Nie chciałem słuchać więcej jej wyrzutów. Nogi same niosły mnie w stronę mieszkania mamy. Szedłem chodnikiem i czułem, jak w środku wszystko we mnie się kotłuje. Może Karolina miała rację? Może naprawdę uciekałem do mamy za każdym razem, gdy było źle?
Ale co w tym złego? Mama zawsze wiedziała, co powiedzieć, jak mnie uspokoić. Przy niej czułem się znowu jak dziecko, które ktoś ochrania przed całym światem. A Karolina… ona tylko wymagała, krytykowała, żądała. Czy to naprawdę była wina mamy, że dawała mi coś, czego żona nie potrafiła?
"Ja cię znam jak nikt inny"
– Synku, wiedziałam, że przyjdziesz – mama otworzyła drzwi, zanim jeszcze zdążyłem zapukać. Pachniało ciastem drożdżowym, a w tle leciało cicho radio. Jak zwykle.
– Cześć, mamo – mruknąłem, wchodząc do środka i zrzucając buty.
– No chodź, usiądź, zrobiłam herbatę. – Pociągnęła mnie za rękę do salonu, jakbym nadal miał dziesięć lat, a nie dwadzieścia dziewięć. – Co się stało tym razem?
Westchnąłem ciężko, opierając łokcie na stole. – Pokłóciłem się z Karoliną.
– A o co? – spytała miękko, ale w jej głosie wyczułem czujność.
– O to samo, co zawsze… Że podobno bardziej słucham ciebie niż jej.
Mama uniosła brew i nalała mi herbaty.
– I ma czelność ci to wypominać?
Zamilkłem, ale w środku już czułem, jak jej słowa trafiają dokładnie tam, gdzie moje wątpliwości były największe.
– Synku – zaczęła spokojnym, niemal kojącym tonem – związek nie może tak wyglądać. Kobieta, która cię naprawdę kocha, powinna cię wspierać, a nie ciągle krytykować. Ja to widzę, Tomeczku. Ona cię nie docenia.
– Może ma rację… Może faktycznie za dużo czasu spędzam u ciebie – wymamrotałem, chociaż sam nie wiedziałem, czy to naprawdę myśl, czy tylko echo Karoliny.
Mama natychmiast chwyciła moją dłoń. – Nie, kochanie. Ty po prostu potrzebujesz kogoś, kto cię rozumie. A ja cię znam jak nikt inny. Zawsze będę po twojej stronie.
Poczułem, jak napięcie powoli ze mnie schodzi. Ona naprawdę mówiła to, co chciałem usłyszeć.
– Karolina twierdzi, że jestem niedojrzały, że chowam się za tobą… – powiedziałem cicho.
Mama parsknęła pogardliwie.
– Niedojrzały? Bo masz matkę, która cię kocha? To bzdura. Ona jest po prostu zazdrosna. Widzi, że mamy więź, jakiej ona nigdy nie zbuduje.
Zamilkłem, a w środku zaczęło kiełkować we mnie dziwne poczucie… zwycięstwa. Tak, mama miała rację. Karolina nie doceniała tego, kim jestem, tylko ciągle chciała, żebym był kimś innym.
– Wiesz, czasem myślę, że może się pospieszyłem z tym małżeństwem – wyrwało mi się.
Mama spojrzała na mnie uważnie i pogładziła mnie po policzku. – Nie chcę, żebyś cierpiał, Tomeczku. Ale pamiętaj, ja zawsze tu będę. Niezależnie od tego, co się stanie.
Oparłem głowę na jej ramieniu. Poczułem ulgę, ale i coś niepokojącego – jakby ta bliskość, która miała mnie chronić, jednocześnie coraz bardziej odcinała mnie od Karoliny.
Nie pozwolę!
Nie planowałem tego podsłuchać. Wróciłem wcześniej z pracy, drzwi były uchylone, a głosy dochodziły z kuchni. Zatrzymałem się w korytarzu.
– Pani Małgorzato, błagam… – to był głos Karoliny. – Proszę dać nam trochę przestrzeni. Tomek musi dorosnąć, a ja chcę być dla niego partnerką, nie rywalką.
– Rywalką? – mama zaśmiała się krótko, ale w jej tonie zabrzmiała pogarda. – Dziewczyno, ty nawet nie wiesz, jak się nim zająć. Tomeczek zawsze był pod moją opieką i nie oddam go w ręce kogoś, kto tylko go rani.
– To niesprawiedliwe… – Karolina mówiła coraz szybciej, jakby walczyła z łzami. – Ja go kocham, chcę z nim budować życie. Ale pani nieustannie stawia mur między nami.
– Bo widzę, że się do niego nie nadajesz – odparła chłodno mama. – Małżeństwo to nie tylko ładne słówka. Tomek potrzebuje ciepła, zrozumienia. A ty co? Ciągłe pretensje, ciągłe fochy.
– Nie, ja tylko… – głos Karoliny załamał się. – Chciałabym, żebyśmy mogli być szczęśliwi. Żeby on wreszcie przestał uciekać.
– On nie ucieka – przerwała jej mama stanowczo. – On wraca tam, gdzie jest jego miejsce.
Serce waliło mi jak młot. Każde słowo wbijało się we mnie jak nóż. Zamiast współczuć Karolinie, poczułem coś zupełnie innego – gniew. Ona naprawdę uważała, że moja więź z mamą to problem? Że trzeba mnie od niej „odciąć”?
Wszedłem gwałtownie do kuchni. Karolina spojrzała na mnie z przerażeniem. Rozłączyła się.
– Tomek… – zaczęła Karolina.
– Ja wszystko słyszałem – przerwałem jej ostro. – Ty nigdy mnie nie doceniałaś. Zawsze miałeś pretensje, a teraz jeszcze próbujesz wbić klin między mnie a mamę?!
– Ale ja chciałam tylko… – szepnęła, wyciągając ręce w moją stronę.
– Dość! – wrzasnąłem. – Nie pozwolę, żebyś obrażała moją matkę. Jeśli ktoś tu nie rozumie naszego związku, to właśnie ty!
Karolina zbladła, a ja poczułem, że zamiast stanąć po stronie żony, wybrałem inną – łatwiejszą, znajomą drogę. Stanąłem po stronie mamy.
Ona zawsze była przy mnie
Karolina siedziała na skraju łóżka, skulona, jakby próbowała się schować przed całym światem. Gdy wszedłem do sypialni, spojrzała na mnie oczami pełnymi łez.
– Tomek… – wyszeptała. – Proszę cię, porozmawiajmy spokojnie.
– Spokojnie? – parsknąłem, rzucając klucze na komodę. – Po tym, co usłyszałem w kuchni? Jak możesz mówić mojej mamie takie rzeczy?!
– Bo ja już nie mam siły… – głos jej się załamał. – Ciągle czuję, że jestem na drugim miejscu. Że twoja mama jest ważniejsza ode mnie.
– A może po prostu nie umiesz mnie zrozumieć! – krzyknąłem, czując, jak złość rośnie we mnie z każdą sekundą. – Ona zawsze była przy mnie. Zawsze wiedziała, co powiedzieć. A ty? Ciągle tylko pretensje, kłótnie, żale!
Karolina zerwała się na równe nogi. – Bo walczę o nasze małżeństwo! O ciebie! Nie chcę cię stracić, Tomek. Ale musisz wybrać. Albo jesteśmy partnerami, albo ty i twoja mama dalej żyjecie w swoim świecie, w którym ja nie mam miejsca.
– To szantaż? – rzuciłem lodowato. – Bo jeśli tak, to gratuluję.
– Nie! – złapała mnie za rękę, a łzy spływały jej po policzkach. – To prośba. Wybierz nas. Zostaw przeszłość, zacznij budować przyszłość ze mną.
Poczułem, jak wewnątrz mnie rozrywa się wszystko. W głowie słyszałem jednak głos mamy: „Związek nie może tak wyglądać. Ona cię nie docenia”.
Wyrwałem dłoń z jej uścisku i otworzyłem szafę. – Dość tego. Nie mogę tak żyć.
Karolina patrzyła na mnie w osłupieniu, kiedy zacząłem pakować rzeczy do torby. – Tomek, błagam! – podeszła, próbując zatrzymać mnie, ale odsunąłem ją zdecydowanym ruchem.
– Nie rozumiesz mnie, Karolina. Nigdy nie rozumiałaś – powiedziałem twardo, zaciskając zamek torby.
Jej krzyk rozdarł mieszkanie, kiedy wyszedłem. – Tomek, nie rób tego!
Ale drzwi trzasnęły za mną, a echo jej płaczu zostawiłem za sobą, uciekając tam, gdzie zawsze znajdowałem poczucie bezpieczeństwa – do mamy.
Wewnątrz czułem ciężar
Kiedy stanąłem w drzwiach mieszkania mamy z wielką torbą w ręce, poczułem się jak nastolatek, który wraca po ucieczce z domu. Wstyd mieszał się we mnie z ulgą.
– Synku… – mama spojrzała na mnie i od razu jej twarz rozjaśnił uśmiech. – Wiedziałam. Wiedziałam, że tak to się skończy.
Odłożyłem torbę na podłogę, a ona bez słowa objęła mnie mocno. Pachniała tak znajomo, jak w dzieciństwie, gdy wracałem zmarznięty ze szkoły. Przez chwilę poczułem się bezpieczny, jakbym nie miał już żadnych problemów.
– Nie dało się inaczej – wymamrotałem, wtulony w jej ramię. – Karolina… ona nie rozumiała mnie. Nigdy.
– Cii… – pogładziła mnie po włosach. – Już dobrze, Tomeczku. Teraz jesteś tutaj, a ja się tobą zajmę.
Usiedliśmy przy stole, a mama od razu postawiła przede mną talerz z gorącą zupą.
– Musisz zjeść. Wiem, że u niej pewnie chodziłeś głodny i zdenerwowany.
– Nie o to chodzi… – zacząłem, ale ona przerwała.
– O wszystko chodzi, synku. Ona nigdy nie była dla ciebie dobra. Ja to widziałam od początku – jej głos był pewny, triumfujący. – Czekałam tylko, kiedy sam to zrozumiesz.
Patrzyłem w talerz, czując dziwną mieszankę emocji. Ulgę, że już nie muszę się kłócić, że mam obok kogoś, kto zawsze mnie obroni. Ale pod spodem coś jeszcze – pustka. Jakby część mnie została tam, w tamtym mieszkaniu, razem z Karoliną.
– Dobrze zrobiłem, prawda? – spytałem niepewnie, szukając w oczach mamy potwierdzenia.
– Oczywiście, że dobrze – odparła bez wahania, chwytając moją dłoń. – Teraz już nikt nie będzie cię ranił. Masz mnie. I to ci wystarczy.
Uśmiechnęła się szeroko, a ja skinąłem głową. Ale wewnątrz czułem ciężar – jakby decyzja, która miała mnie ocalić, zaczynała mnie powoli więzić.
Zostawiłem nie tylko żonę
Siedzę teraz w swoim dawnym pokoju. Ten sam, w którym uczyłem się do matury, w którym pierwszy raz całowałem się z dziewczyną, kiedy rodzice wyszli do kina. Wszystko wygląda prawie tak samo – regał z książkami, biurko pod oknem, nawet pościel o tym samym wzorze. Tylko ja czuję się, jakbym miał znowu siedemnaście lat.
Mama krząta się w kuchni, woła mnie na kolację, a ja… ja nie wiem, co ze sobą zrobić. Niby czuję ulgę – nie muszę już kłócić się z Karoliną, nie muszę udawać, że wszystko jest dobrze. Jest cisza, spokój. Mama mówi, że teraz już nic złego mnie nie spotka, że wreszcie mogę odpocząć.
Ale im dłużej tu siedzę, tym bardziej czuję pustkę. Bo zostawiłem nie tylko żonę. Zostawiłem wspólne plany, marzenia, rozmowy do późnej nocy. Zostawiłem kogoś, kto naprawdę próbował mnie kochać, choć robiła to może nie tak, jak ja chciałem.
W głowie wciąż słyszę głos mamy: „Ona cię nie docenia, ja to widzę”. I zaczynam się zastanawiać, czy to naprawdę była prawda… czy może tylko łatwiejsza wersja wydarzeń, w którą sam chciałem uwierzyć.
Nie wiem, czy kiedykolwiek zbuduję nową rodzinę. Bo jak mam komukolwiek zaufać, skoro przy pierwszym kryzysie uciekłem do matki? Może mama miała rację – może naprawdę nikt nie zrozumie mnie tak jak ona. Ale jeśli tak, to czy to oznacza, że już na zawsze będę jej synkiem, nigdy naprawdę mężem? Nie mam odpowiedzi. Siedzę w tym pokoju i czuję, że im bardziej chciałem się uratować, tym bardziej sam siebie uwięziłem.
Tomasz, 29 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Zobacz także:
- „Pożyczyłem siostrze sporą kasę na mieszkanie. Zamiast na własne 4 kąty wydała ją na zachcianki swojego amanta”
- „Mój szwagier był jak borowik królewski, a mąż jak pieczarka z marketu. Na jednym grzybobraniu wszystko się zmieniło”
- „Była żona ukochanego wyrzuciła mnie z dziećmi na bruk. Wystarczyło nazwisko, by odebrać nam wszystko”

