Reklama

Nie byłem złym mężem. Może niezbyt ekscytującym, ale stabilnym. Pracowałem, przynosiłem pieniądze, nigdy jej nie zawiodłem. Joanna miała wszystko, czego chciała – dom, bezpieczeństwo, spokój. A jednak… coś zaczęło się psuć.

Reklama

Najpierw to były drobiazgi. Wracała później niż zwykle, mówiła, że nadgodziny, ale jej spojrzenie uciekało gdzieś w bok. Coraz częściej wychodziła wieczorami – „spotkanie z koleżanką”, „kurs językowy”, „sprawy szkolne”.

Niby normalne, ale coś nie dawało mi spokoju. Telefon zawsze miała przy sobie. Nie zostawiała go na stole, nie odkładała na szafkę, jak dawniej. Przypadek? Nie sądzę.

Już wtedy powinienem wiedzieć

Ale ja wciąż wmawiałem sobie, że przesadzam. Że Joanna po prostu przechodzi kryzys wieku średniego, że potrzebuje więcej swobody. Przecież była dobrą kobietą, żoną, nauczycielką. Nigdy by mnie nie zdradziła.

Aż do tego dnia. Otworzyłem jej telefon przypadkiem – leżał na łóżku, wibrował natrętnie. Zobaczyłem jedno zdanie na ekranie. „Nie mogę się doczekać naszego spotkania, kotku”.

Czułem, jak świat wokół mnie zwalnia. Damian. Kto to jest Damian? Serce waliło mi w piersi, ale moja twarz pozostała nieruchoma. W głowie zapadła cisza. Nie zrobiłem sceny. Nie rzuciłem jej w twarz telefonu. Nie krzyczałem. Nie. Wiedziałem, że Joanna właśnie wtedy mnie straciła. Ale ona jeszcze o tym nie wiedziała. A ja postanowiłem, że zanim odejdę – zniszczę ją w ciszy.

Patrzyłem na nią inaczej. Teraz, gdy już wiedziałem, każde jej słowo, każdy gest wydawał mi się fałszywy.

– Jerzy, kupiłeś chleb? – zapytała, przechodząc przez salon w kierunku kuchni.

Nie odpowiedziałem od razu. Zapatrzyłem się na nią. Jeszcze wczoraj to było zwykłe pytanie. Dzisiaj było jak groteskowy teatr. Patrzyłem na kobietę, którą kochałem przez ponad dwadzieścia lat, i zastanawiałem się, kiedy dokładnie stałem się dla niej niewidzialny.

– Tak – odparłem w końcu. – Leży na stole.

Podziękowała, ale nawet na mnie nie spojrzała. Otworzyła telefon, przesunęła palcem po ekranie, uśmiechnęła się do siebie i schowała go z powrotem do kieszeni. Z Damianem się nie ukrywała. Tylko ja byłem ślepy.

Wieczorem, kiedy myślała, że już śpię, usiadła na skraju łóżka z telefonem w dłoni. Znowu pisała. Palce szybko sunęły po ekranie, a potem cicho się zaśmiała. Miałem ochotę wyrwać jej ten telefon, przeczytać każde słowo, zobaczyć, jak dokładnie wygląda zdrada, której doświadczam. Ale nie mogłem. Nie teraz. Zbierałem dowody.

Zacząłem od drobnych rzeczy

Zajrzałem do jej torebki, gdy brała prysznic. W kieszeni znalazłem paragon z restauracji. Drogi lokal, taki, do którego nigdy nie chodziliśmy. Dwie osoby, wino, deser. Kolacja dla zakochanych.

Kiedy wróciła do sypialni, leżałem na plecach z zamkniętymi oczami. Udawałem, że śpię. Poczułem, jak kładzie się obok. Jak zamyka oczy, pewna, że nic się nie zmieniło. Nie wiedziała, że właśnie zaczęło się jej piekło.

Kilka dni później miałem już pewność. Damian. 27 lat. Uczeń z jej szkoły językowej. Młody. Naiwny. Pracowała tam od piętnastu lat. Nigdy nie mówiła o żadnym Damianie. Aż nagle – dodatkowe godziny, nowe kursy, nadgodziny. Jak mogłem tego nie widzieć?

Przez kolejne tygodnie obserwowałem. Nie robiłem scen. Nie wypytywałem. Czekałem, aż sama się pogrąży. I się pogrążyła.

Pewnego wieczoru powiedziała, że ma zebranie w szkole. Wyszła w sukience, której nigdy wcześniej nie widziałem. Z mocniejszym makijażem. Bez obrączki. Pół godziny później śledziłem ją z samochodu.

Zatrzymała się pod hotelem

Nie w szkole. I wtedy już wiedziałem. To koniec. Ale najpierw – moja zemsta. „Więc to nie jest miłość. To ekscytacja. Ryzyko. Coś nowego. A ja? Ja jestem nudny, prawda?” „Nie będę krzyczał. Nie będę błagał. Ona nie wie, że to już koniec.”

Nie spałem całą noc. O świcie miałem plan. Najpierw zabiorę jej pracę. Potem dom. A na końcu – złamię ją tak, jak ona złamała mnie.

Nie spieszyłem się. To musiało być precyzyjne, bezbłędne. Przez kilka dni zbierałem dowody. Zdjęcia. Kopie wiadomości. Paragon z hotelu. Znalazłem nawet ich wspólne zdjęcie na Instagramie Damiana – był ostrożny, ale nie wystarczająco. Widać na nim tylko jego dłoń ściskającą smukłą kobiecą dłoń z charakterystycznym pierścionkiem. Tym samym, który Joanna nosiła zawsze na serdecznym palcu prawej ręki.

Wiedziałem, że jeśli uderzę, musi to być cios, po którym nie będzie mogła się podnieść. Napisałem maila do dyrektora jej szkoły. Oficjalny, rzeczowy, bez zbędnych emocji. Przedstawiłem się jako anonimowy sygnalista, zaniepokojony moralnym zachowaniem jednej z nauczycielek. Do wiadomości dołączyłem zdjęcia i kopie wiadomości, które znalazłem w jej telefonie.

Wysłałem go w piątek po południu

Dyrektor zobaczy go dopiero w poniedziałek rano. Wiedziałem, że weekend będzie dla Joanny jak każdy inny. Myślała, że ma wszystko pod kontrolą.

Gdy wróciła do domu w sobotę wieczorem, byłem w kuchni. Gotowałem kolację, jak gdyby nigdy nic. Pachniało czosnkiem i bazylią, na stole stało czerwone wino.

– Jak było na zebraniu? – zapytałem, nie odrywając wzroku od deski do krojenia.

– Och, nudno jak zawsze – odpowiedziała odruchowo, kładąc płaszcz na krześle.

Obserwowałem ją kątem oka. Weszła do łazienki, zamknęła drzwi. Po chwili usłyszałem szum wody. Wróciła godzinę później, w koszuli nocnej, pachnąca jakimś drogim balsamem.

Usiadła do kolacji, jakbyśmy byli normalnym małżeństwem.

W niedzielę zrobiliśmy zakupy. Poszliśmy na spacer. Oglądaliśmy film. Gdy wieczorem kładła się do łóżka, nie miała pojęcia, że już następnego dnia jej świat się zawali.

W poniedziałek wróciła wcześniej niż zwykle. Była blada, jej ręce lekko drżały.

– Jerzy… – zaczęła, ale głos jej się załamał.

– Coś się stało? – zapytałem spokojnie.

– Wezwano mnie do dyrektora. Ktoś… ktoś wysłał donos. Że mam romans z uczniem.

Patrzyłem na nią z udawanym zdziwieniem.

– Niemożliwe – powiedziałem cicho. – Przecież to absurd, prawda?

Jej oczy były szeroko otwarte, oddychała szybko.

– Oczywiście, że absurd! Jerzy, przecież wiesz, że to…

Nie dokończyła. Po raz pierwszy od dawna zobaczyłem w jej oczach strach. W tym samym momencie zadzwonił jej telefon. Spojrzała na ekran i pobladła jeszcze bardziej.

– To dyrektor – wyszeptała.

Nie odebrała od razu. Przez chwilę siedziała nieruchomo, jakby bała się, że odbierając, potwierdzi swoje winy. W końcu jednak nacisnęła zieloną słuchawkę i podniosła telefon do ucha.

– Tak, słucham…

Słuchała. Kiwała głową. W końcu zamknęła oczy i westchnęła.

– Rozumiem. Tak… Tak, przyjdę jutro.

Kiedy się rozłączyła, spojrzała na mnie i szepnęła:

– Mogę stracić pracę.

Uśmiechnąłem się lekko.

– To straszne – powiedziałem spokojnie.

Nie wiedziała, że to dopiero początek.

Joanna nie spała tej nocy

Przewracała się z boku na bok, wzdychała, co chwilę sprawdzała telefon. Była zdenerwowana, ale nie mówiła już nic. Nad ranem wstała szybciej niż zwykle. Wzięła długi prysznic, zrobiła sobie staranny makijaż, ale nie była w stanie zamaskować szarości pod oczami. Gdy wychodziła, widziałem, jak jej ręce drżały, gdy zapinała płaszcz.

Nie powiedziała „do zobaczenia”. Po prostu wyszła. Po kilku godzinach wróciła. Blada. Milcząca. Zdjęła buty, usiadła na kanapie i ukryła twarz w dłoniach.

– Straciłam pracę – powiedziała w końcu. – Nie było nawet dyskusji. Powiedzieli, że szkoła nie może sobie pozwolić na skandal.

Nie patrzyła na mnie. Może czuła, że nie znajdzie w moich oczach współczucia.

– A Damian? – zapytałem cicho.

Drgnęła.

– Nic mu nie zrobili – odparła, śmiejąc się gorzko. – Jest dorosły. Niby to ja powinnam być „tą rozsądną”. Zawiesili go na kilka tygodni, ale to wszystko.

Nie odezwałem się.

– Ale zaraz, skąd wiesz, jak ma na imię? – zapytała nagle, podnosząc głowę. – Ty… Ty coś o tym wiedziałeś?

Przez chwilę się jej przyglądałem. Wyglądała inaczej niż kilka dni temu. Mniej pewna siebie. Mniej arogancka.

– Skąd miałbym wiedzieć? – odpowiedziałem spokojnie.

Milczała. Próbowała coś powiedzieć, ale nie była w stanie znaleźć odpowiednich słów. Tego wieczoru po raz pierwszy od dawna nie poszła do łazienki z telefonem. Położyła go na stoliku, jakby już nie miał żadnego znaczenia.

Następnego dnia umówiłem się z prawnikiem. Czekałem z tym długo, ale teraz wszystko było na swoim miejscu. W świetle prawa zdrada małżeńska była wystarczającym powodem do rozwodu z orzeczeniem o winie. A jeśli dołożyć do tego utratę pracy przez skandal obyczajowy, miałem duże szanse na przejęcie majątku.

Mój prawnik był skuteczny. Miał doświadczenie w sprawach rozwodowych i wiedział, gdzie uderzyć, żeby Joanna została z niczym.

Czułem satysfakcję

Joanna była przekonana, że wciąż ma nad wszystkim kontrolę. Że jej życie po prostu się skomplikowało, ale jakoś się z tego wykaraska. Nie wiedziała, że za kilka dni dostanie wezwanie do sądu.

Kiedy w piątek wróciłem do domu, siedziała na kanapie, wciąż w tej samej bluzce, co rano. Nawet się nie odwróciła, kiedy zamknąłem drzwi. Położyłem kopertę na stole.

– Co to? – zapytała, ale nie sięgnęła po nią.

– Pozew rozwodowy – powiedziałem spokojnie.

Patrzyła na mnie przez chwilę w milczeniu, jakby nie była pewna, czy dobrze słyszy.

– Ty… Ty mi to zrobiłeś? – jej głos był pełen niedowierzania.

Nie odpowiedziałem.

To dlatego byłeś taki spokojny? – jej ręce zacisnęły się w pięści. – Ty… od początku wiedziałeś, tak?

– Tak – przyznałem.

– I nic nie powiedziałeś?! – krzyknęła. – Patrzyłeś na mnie, uśmiechałeś się, gotowałeś mi kolację, a potem…

Podniosła kopertę, jakby była to trucizna.

– Zniszczyłeś mnie – wyszeptała. – Ty… Ty mi to zrobiłeś…

Pokręciłem głową.

– Nie. To ty zrobiłaś to sobie.

Joanna opuściła wzrok. Drżały jej ramiona, ale nie płakała.

– I co teraz? – zapytała cicho.

– Teraz to już nie mój problem.

Wyszedłem do drugiego pokoju, zostawiając ją samą.

Jerzy, 48 lat

Reklama

Czytaj także:
„Nie chciałem zdradzić ciężarnej żony, ale to było silniejsze ode mnie. Musiałem zaspokoić swój męski instynkt”
„Bogaty wdowiec miał być przepustką do luksusu. Przez jego dzieci zamiast jak pączek w maśle, czuje się jak zakalec”
„Wyszłam za mąż, bo nie chciałam zgnić w samotności. Zakochałam się po 50., ale mąż nie ma z tym nic wspólnego”

Reklama
Reklama
Reklama