Reklama

Nie widziałem Joasi już ze dwadzieścia lat. Może nawet więcej. Zdziwił mnie więc jej telefon. I sam fakt, że gdzieś wynalazła mój aktualny numer. Że jej się chciało. Chciała się ze mną umówić.

Przyznaj się, kochałeś się we mnie – powiedziała na wstępie.

Bar był byle jaki, ale miał ten odkurzacz dla palaczy. Upokarzające trochę to tkwienie głową w ssącej rurze, ale co zrobić. Jestem nałogowcem i z tego powodu zaproponowałem to właśnie miejsce na nasze spotkanie. Joasi to nie przeszkadzało, mimo że przybyła z wielkiego świata.

Któż się w tobie nie kochał? – powiedziałem wymijająco.

Niech ma trochę przyjemności

Prawda jest taka, że się nigdy w niej nie kochałem. Cała nasza mizerna historia wzięła się z nieporozumienia.

– Już tak nie przesadzaj. Kilku takich było, faktycznie.

Uśmiechała się do mnie dosyć mało atrakcyjna kobieta w bardziej niż średnim wieku. Ciekawe, jak wyglądam ja w jej oczach? Stary grzyb zamarynowany! Prawie całkiem łysy, mający problemy z opanowaniem drżenia rąk. Na szczęście już pierwszy kieliszek trochę pomógł.

– Wtedy, na tym boisku szkolnym, to prawie ci uległam…

O Boże, jak ona wszystko pokręciła. Owszem, byliśmy na boisku szkolnym. Podczas prywatki dostała histerii, że jej chłopak, a późniejszy mąż, Romek, za dużo wypił. Rozpłakana chwyciła płaszczyk i wybiegła z mieszkania. Leżący na podłodze Romek popatrzył na mnie bezradnie.

– Dobra, poszukam jej – ruszyłem w nagłym przypływie altruizmu.

Chłód mnie trochę otrzeźwił. Skąpo oświetlone bloki, a za parkingiem strefa ciemności. Boisko przy jakiejś szkole. Trochę krzaków i drzew. Ruszyłem w tę stronę. Wzrok musiał się chwilę przyzwyczajać. Coś chlipało w pobliżu. Podszedłem do kępy drzew i usłyszałem zduszony szept Joasi:

– Skąd wiedziałeś?

– Co wiedziałem?

– Że to ty miałeś wyjść…

Nic nie wiedziałem. Wyszedłem, bo byłem najbardziej trzeźwy, i dlatego jeszcze, że Romek był moim przyjacielem. Bałem się o nią plączącą się na jakimś obcym blokowisku. Poczułem jej oddech na szyi. Trochę się całowaliśmy i tarzaliśmy po trawie. I tyle. Dalej nie mogłem się posunąć, nawet gdybym chciał.

To jednak dziewczyna Romka była

– Chodźmy już, będą się niepokoić.

Oooo, jaki grzeczny…

– Już, zbieramy się.

Pomogłem jej wstać i wytrzepałem z jej włosów trochę liści. Szła energicznie, zadowolona, że prawie udało jej się zdradzić swojego chłopaka. Takie w każdym razie sprawiała wrażenie. Prywatka dogorywała. Romek spytał mnie szeptem:

– W porządku?

Kiwnąłem głową. Przecież nie stało się nic, co byłoby nie w porządku.

– Ledwo ci się wyrwałam, mały erotomanie – zaśmiała się teraz.

– Joasiu, stare dzieje. Jakie to już dziś może mieć znaczenie?

– Sentymentalne.

– No właśnie. Wyłącznie.

Potem nasza przyjaźń z Romkiem zaczęła się psuć. Nie miałem najmniejszych wątpliwości, kto jest tu fermentem. Joasia zachowywała się chimerycznie. Wiecznie niezadowolona, pełna pretensji wobec naszego męskiego świata i prostych przyjemności. A równocześnie wystarczał moment, gdy byliśmy tylko we dwoje, by natychmiast się do mnie przystawiała. Jeden gwałtowny pocałunek w kuchni, gdzie znalazłem się w poszukiwaniu pełnej flaszki. I zaraz potem – mroczne spojrzenie zawodowego zabójcy i publiczne demonstrowanie swojej niechęci wobec mnie.

Byłem całkowicie bezradny

Co miałem powiedzieć? I komu? Romek był rozdarty pomiędzy naszą wieloletnią więzią podbudowaną wspólnymi włóczęgami po Polsce a Joasią, która zaczęła w jawny sposób go izolować. Nie tylko ode mnie. Od nas wszystkich, starej paczki. Jeśli udało się spotkać go samego – był naszym starym kumplem. Zabawnym, rozrywkowym, pełnym nierealnych pomysłów na kontynuowanie spotkania. Przy Joasi zachowywał się coraz grzeczniej. Zgodny pantofel w kraciastych bamboszach.

– Tak, tak, kochanie, już się zbieramy. Mamy jeszcze z Joasią trochę spraw dziś do załatwienia – mówił wprost do nas, a ja widziałem to zaczerwienienie na jego twarzy.

Dowód wstydu. Że się dał okiełznać. Dupek złapany na lasso.

No to już! Pożegnaj kolegów – mówiła tonem nieskrywanej pogardy i prymitywnego triumfu.

Przestałem do niego dzwonić. On przestał dzwonić do mnie. Czasami ktoś gdzieś go spotkał i relacjonował, że wszystko okej, że nieźle zarabia, że podobno startuje w wyborach na radnego swojej gminy. Że Joasia rozbija się sportowym samochodem. Słuchałem i nic nie mówiłem. Bo niby co? Jego życie, jego wybór…

– Wiesz, pytałam się Romka, dlaczego tak nagle się od nas odsunąłeś.

– I co ci powiedział?

– Nic. Że ty masz swoje życie, a my mamy swoje. Ale dla mnie to było dziwne. Pomyślałam, że to przez te nasz flircik. A ty co powiesz? Dlaczego się przestałeś odzywać?

– Nie wiem. Nie pamiętam nawet czy to ja, czy wy.

– No, weź przestań! Mnie było bardzo przykro. Chyba wiesz, że ze wszystkich kolegów Romka ciebie lubiłam najbardziej. Wiesz? Namawiałam go nawet wielokrotnie, żeby do ciebie zadzwonił, ale on się uparł i mówił, że ty wcale tego nie chcesz. Aż musiałam się sama zdecydować – powiedziała z uśmieszkiem.

– Trochę to trwało. Dwadzieścia lat?

– Dwadzieścia dwa. Ostatni raz spotkaliśmy się w 1996. Pamiętasz?

Nie bardzo. Stary już jestem, pamięć nie ta, rozumiesz.

– A ja tam wszystko pamiętam. Tak mam, taka jestem.

Nagle jej wzrok pomknął zza szyb

Zauważyłem to, choć trwało ułamek sekundy. Spojrzała mi natychmiast w oczy i położyła swoją dłoń na mojej.

– Nie mogliście już niczego przyzwoitszego wymyślić? – usłyszałem.

To był Romek. Rozglądał się z niesmakiem po lokalu.

– Cześć – powiedziałem, a Joasia powoli cofnęła rękę.

– Cześć. Kopę lat, a wy, jak widzę, ciągle w nastroju romansowym.

Roześmiał się i zaczął mościć na krześle. Stary Roman. Cholera nadała to całe spotkanie. Byłem już zmęczony i poirytowany.

– Taką wam chciałam zrobić niespodziankę. Fajnie, co?

– To może po drinku?

– O nie! Ja już nie piję od wielu lat. Nie palę jeszcze dłużej. Świat jest zbyt piękny, żeby samemu sobie skracać pobyt na nim.

Romek bardzo dba o siebie. Nawet na siłownię zaczął chodzić.

Joasia pogłaskała go po głowie, a ja nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że głaszcze swojego pudelka, bo ładnie podał łapę. Zaraz każe mu aportować.

– Przepraszam was na moment. Zaraz wracam – powiedziała Joasia i poszła w stronę toalety.

– No i co u ciebie? – spytałem.

– Wszystko dobrze. Słuchaj, powiedz mi, zanim Joasia wróci, to już nie ma żadnego znaczenia, ale powiedz, bo mnie to trochę męczy: dlaczego wtedy, no wiesz, po tym waszym spotkaniu na boisku, okłamałeś mnie? Bo już nie chodzi o to, że się przespaliście ze sobą, tylko dlaczego mi nie powiedziałeś? Byliśmy kumplami, nie?

– Co?!

– Powiedziałeś, że nic się nie stało.

– Bo się nie stało. Powiedziałem i tak było. Czyli nie było.

– Boisz się? Czy wstydzisz? Przestań ściemniać. Joasia mi się do wszystkiego przyznała. Już dawno.

– Roman, no żesz…! Nie miała się do czego przyznawać! Pocałowaliśmy się raz czy dwa. Nic więcej nie było.

– Stary, sorry, ale ci nie wierzę. Jaki miałaby powód, żeby to wymyślić? Zresztą mówiła też o tych innych waszych spotkaniach… Ja, widzisz, wiem już wszystko… i nie mam pretensji, tylko boli mnie, że kłamałeś.

Poczułem pustkę w głowie

Dwie rzeczywistości bez punktów stycznych. Jedna historia tocząca się przez lata w dwóch wersjach. Co Joasia chciała ugrać? Wzbudzać w nim zazdrość? Czuć się bardziej atrakcyjna i pożądana? A może to w mojej głowie zaszły jakieś mętne procesy, które wymusiły na pamięci przekłamanie faktów? Może wszystko, co o sobie wiem, jest iluzją, którą uprawia mój umysł? Żebym łatwiej mógł sam siebie znieść.

– No i jak, moi panowie? Jak tam pierwsze spotkanie po latach? – zaszczebiotała Joasia.

Perfumami czuć ją było już z dwóch metrów.

– Słuchajcie, mam doskonały pomysł! Pojedźmy wszyscy do nas! Co? Janku, jak za dawnych czasów. Zamówimy sushi albo coś innego, Romek nie pije, ale ja się z tobą z przyjemnością napiję trochę winka albo jakiegoś drinka, dobrze? Zobaczysz, jak mieszkamy. Proszę…

Patrzyła na mnie z zagadkowym uśmiechem, jakby doskonale potrafiła czytać w moich myślach.

– Nie, dziękuję. Jedźcie sami. I powiedz w końcu prawdę mężowi, podrywaczko od siedmiu boleści – powiedziałem i wyszedłem.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Reklama
Reklama
Reklama