„Żona pojechała do SPA z przyjaciółkami i już nie wróciła. Zostałem z kredytem na dom i długami”
„Wystraszyłem się. Obdzwoniłem rodziców, dalszą rodzinę i znajomych. Okazało się jednak, że nikt niczego nie wiedział. Nawet teściowie twierdzili, że Olga się z nimi nie kontaktowała. Już chciałem zgłosić zaginięcie na policję, gdy dostałem wiadomość z nieznanego numeru”.

- Listy do redakcji
Gdyby kiedyś ktoś powiedział mi, że żona wyjedzie w zwyczajną podróż i nigdy już nie wróci, najpewniej roześmiałbym się mu prosto w twarz. Owszem, takie rzeczy się zdarzają. Ale raczej w wenezuelskich telenowelach lub hollywoodzkich produkcjach klasy B, a nie w prawdziwym życiu. Przynajmniej ja nigdy nie słyszałem o czymś takim w swoim najbliższym otoczeniu.
Z Olgą znaliśmy się od dzieciństwa
Chodziliśmy do jednej podstawówki, gimnazjum i liceum. To właśnie w pierwszej klasie ogólniaka zaczęliśmy się spotykać. Wcześniej każde z nas trzymało ze swoją paczką – ja z chłopakami, a Olga z dziewczynami. Dopiero, gdy skończyliśmy szesnaście lat, coś pomiędzy nami zaiskrzyło. Szybko zostaliśmy szkolną parą. No wiecie, taką, co to razem siedzą w ławce, spędzają wspólnie przerwy i całują się dyskretnie w najmniej uczęszczanych zakamarkach korytarzy.
W pewnym momencie już cała klasa nie wyobrażała sobie, że moglibyśmy nie być razem. Ludzie zaczęli nas traktować jak coś w rodzaju starego dobrego małżeństwa.
– Oj Tomek, Tomek. Ty to świata poza tą swoją Olgą nie widzisz. Całkiem fajna z niej laska, trzeba przyznać. Ale nigdy cię nie kusiło, żeby spróbować spotykać się z kimś innym? – mój kumpel Łukasz nie mógł się nadziwić, że tak poważnie traktuję swoją dziewczynę. – Skąd ty niby możesz wiedzieć, że Olga to właśnie ta jedyna? A co, gdy obudzisz się po trzydziestce i dojdziesz do wniosku, że nigdy nie spróbowałeś być z kimś innym?
– Daj spokój, świetnie nam się układa i nigdy nie będę mieć takich przemyśleń. Przecież ja kocham Olgę.
– Kocham, kocham. Tak, się tylko mówi. Zobacz, ja teraz zacznę kręcić z Martą z trzeciej C. A ty nigdy nawet nie pocałowałeś innej laski – Łukasz wyraźnie chciał kontynuować naszą rozmowę, ale na szczęście tuż obok nas pojawiła się Agnieszka i zagadała o przygotowaniach do studniówki, więc kumpel mi odpuścił.
Po maturze zaczęliśmy planować wesele
Nasi rodzice już od dawna traktowali poważnie nasz związek, dlatego szybko zaczęli przygotowania do wesela. Wtedy, gdybym nawet chciał, nie było już odwrotu. Nie miałem jednak rozterek, bo byłem święcie przekonany, że robimy dobrze.
Dla niej ten ślub i wesele stały się prawdziwym sensem życia. Przygotowywała się do nich niczym do balu na dworze królewskim. Wszystko miało znaczenie. Nie tylko sukienka, makijaż czy zespół, ale i cała gama drobiazgów, które dla mnie oznaczały jakiś kosmos. Kolor kwiatów i serwetek na stołach, masa do tortu, przystawki, wybór pomiędzy polędwiczkami w sosie pieprzowym, a roladkami zapiekanymi z pieczarkami. Przyznam szczerze, że w ogóle się tym nie interesowałem.
Na szczęście moja mama i przyszła teściowa dzielnie towarzyszyły Oldze w tych wszystkich ustaleniach, dlatego ja nie byłem ciągnięty na każde spotkanie z firmą cateringową, cukiernikiem, dekoratorką.
Mieliśmy te same marzenia
Łączenie zaocznych studiów z pracą nie było łatwe. Nie chcieliśmy jedynie bawić się w szczęśliwą rodzinkę na koszt rodziców i teściów, dlatego oboje ostro wzięliśmy się do pracy. Ja zostałem przedstawicielem handlowym w branży elektronicznej. To dość wymagające i czasochłonne zajęcie, ale z szansami na duże premie za wyrobienie targetów. Oldze udało się zdobyć posadę sekretarki w prywatnej szkole językowej. Nie zarabialiśmy kokosów, ale spokojnie opłacaliśmy nasze studia, utrzymywaliśmy się i odkładaliśmy pewne sumy na konto.
– To na nasz dom – Olga uśmiechała się na myśl o planowanej budowie. – Kiedyś zrobimy sobie piękny kominek w salonie i będziemy spędzać romantyczne wieczory wpatrzeni w skaczące płomienie – marzyła, wtulając się we mnie na wąskim łóżku w moim kawalerskim pokoju.
– Pewnie. I będziemy szykować nago niedzielne śniadania – na myśl, że moja matka zastałaby nas smażących jajecznicę chociażby w bieliźnie, nie mówiąc już, że bez niej, zachciało mi się śmiać.
Naprawdę byliśmy z Olgą szczęśliwi. Planowaliśmy skończenie studiów, awans w pracy, a potem dzieci.
– Najlepiej dwójkę. Zawsze marzyłam o siostrze, z którą mogłabym dzielić się sekretami. Ale los nie był dla mnie łaskawy, dlatego musiałam znaleźć sobie przyjaciółkę od serca sama – Olga poważnie myślała o naszej przyszłej rodzinie.
Wzięliśmy kredyt na dom
Tuż po studiach udało się nam rozpocząć budowę. Działkę dostaliśmy od moich rodziców, ale na prace i materiały musieliśmy zaciągnąć kredyt. Na szczęście oboje mieliśmy umowy na stałe i całkiem niezłe zarobki, dlatego bank nie robił problemów. Przez kolejne lata nasz wymarzony dom powoli stawał się rzeczywistością.
– Tutaj będzie kuchnia z ogromnym oknem. Wyobrażasz sobie poranną kawę z widokiem na ten malowniczy lasek w oddali? – widać było, że ta budowa była niemal całym światem dla mojej żony. – Na dole urządzimy otwarty salon z kominkiem, łazienkę i jadalnię. U góry będzie sypialnia i pokoiki dzieci – planowała, przechodząc w kolejne części działki.
– A tam zrobisz ogródek z kwiatami. Obok zbudujemy altanę, miejsce na grilla i plac zabaw dla maluchów – wczuwałem się w planowanie naszej sielskiej przyszłości.
Budowa, a później wykończenia domu, kosztowały o wiele więcej niż początkowo myśleliśmy. Byliśmy zmuszeni zaciągnąć kolejny kredyt. Było jednak warto. W końcu udało się nam przeprowadzić na swoje. Wykończony był jedynie parter, ale nam wcale to nie przeszkadzało. Ba, nie przeszkadzały nam nawet prowizoryczne warunki w kuchni i łazience czy brak wielu podstawowych mebli. Na początku spaliśmy na dużym dmuchanym materacu. Byliśmy wtedy jednak bardzo szczęśliwi.
Zaczęliśmy się kłócić
Kiedy coś zaczęło się psuć? Szczerze mówiąc, to nie wiem. Dostałem awans w pracy na przedstawiciela regionalnego. Wiązał się on z dodatkowymi pieniędzmi, ale i czasem, którego zaczęło mi brakować. Olga nieco narzekała. Sama nadal pracowała w szkole językowej i po równych ośmiu godzinach wychodziła ze swojego sekretariatu. Nie była w stanie zrozumieć, że ja tak nie mogę.
– Wiesz przecież, że mam nienormowany czas pracy. Nie mogę odwołać spotkania z kluczowym klientem, żeby wcześniej wrócić do domu. Moje zajęcie wiąże się z podróżami, a za podpisane umowy mamy dodatkowe premie. Pieniądze potrzebne są nam na raty kredytu, wykończenia domu – próbowałem jej tłumaczyć, ale widziałem, że robi się na mnie coraz bardziej wkurzona.
– Tylko pieniądze i pieniądze. Już lepiej było, gdy mieszkaliśmy u twoich rodziców. Było ciasno, ale przynajmniej mieliśmy dla siebie czas. A teraz? Już nie pamiętam, kiedy ostatnio zabrałeś mnie do kina czy na kolację do jakiejś knajpki – marudziła.
– Poczekaj jeszcze trochę. Przecież od zawsze marzyliśmy o własnym domu. Teraz mamy szansę spełnić to marzenie. Potrzebne są jednak pieniądze. Chciałbym, żeby wszystko było już wykończone i gotowe, gdy maleństwo przyjdzie na świat – widziałem, że moje napomnienie o dzieciach zrobiło na niej wrażenie.
Odpuściła. Już nie wspominała o moich późniejszych powrotach, delegacjach i wyjazdach. Myślałem, że zwyczajnie zrozumiała. Że na razie musimy zacisnąć zęby, żeby później korzystać z wypracowanych profitów. Okazało się jednak, że byłem w błędzie.
Żona wyjechała z przyjaciółkami
– Wykupiłyśmy pobyt na Mazurach. Kaśka miała jakiś voucher, dlatego będzie taniej. Jedziemy w piątek i wracamy w poniedziałek popołudniu. Już załatwiłam sobie w wolne w pracy – poinformowała mnie.
Nie miałem nic przeciwko. W sobotę i tak planowałem nadrabiać raporty z pracy, więc nieobecność marudzącej żony zwyczajnie była mi na rękę.
– Pewnie, jedź, odpocznij nieco, spędź trochę czasu z dziewczynami. Ja i tak będę zakopany w dokumentach.
Gdy wróciłem w piątek, Olgi już nie było. Napisała jedynie SMS, że są już w drodze, a ja odesłałem jej uśmiechniętą buźkę. Przez cały weekend żona nie dzwoniła. Szczerze mówiąc, nie wydało mi się to jednak dziwne. Byłem przekonany, że dziewczyny świetnie się bawią i nie mają czasu na rozmowy ze swoimi drugimi połówkami. Coś mnie tknęło dopiero w poniedziałek. Koło południa napisałem jej wiadomość, ale pozostała bez odpowiedzi.
Wieczorem nie zastałem Olgi w domu. Zadzwoniłem, ale beznamiętny głos poinformował, że abonent jest czasowo niedostępny. Jeszcze kilka razy próbowałem się do niej dodzwonić, ale było to samo.
Okłamała mnie
Koło dwudziestej drugiej zadzwoniłem do Kaśki.
– Wróciłyście już z Mazur? Bo nie wiem, co dzieje się z Olgą. Nie odbiera telefonu.
Po drugiej stronie słuchawki usłyszałem ciszę.
– Z jakich Mazur? Ja jestem właśnie w szpitalu, bo moja mama trafiła na zabieg – wydukała w końcu, wyraźnie zdziwiona.
Nie miałem pojęcia, co się dzieje. Karolina również nie wiedziała, o co chodzi. Twierdziła, że już od dłuższego czasu nie widziała się z Olgą.
Wystraszyłem się. Obdzwoniłem rodziców, dalszą rodzinę i znajomych. Okazało się jednak, że nikt niczego nie wiedział. Nawet teściowie twierdzili, że Olga się z nimi nie kontaktowała. Już chciałem zgłosić zaginięcie na policję, gdy dostałem wiadomość z nieznanego numeru:
„Nie szukaj mnie, bo i tak mnie nie znajdziesz. Poznałam kogoś i wyjechałam za granicę. Przepraszam. Nasze małżeństwo było błędem. Chyba zbytnio się z nim pospieszyliśmy, a ja nie chcę, żeby moje życie już zawsze wyglądało tak jak dotychczas. Dasz sobie radę beze mnie. Powodzenia”.
Przeczytałem ją setki razy. Próbowałem dzwonić na numer, z którego ją dostałem, ale był nieaktywny. Robiłem wszystko, żeby odnaleźć swoją żonę, ale nikt niczego nie chciał mi powiedzieć. Jestem pewny, że teściowie coś wiedzą, jednak nadal milczą jak zaklęci. Policja stwierdziła, że Olga jest dorosła i miała prawo wyjechać, dlatego oni nie są w stanie niczego zrobić.
Ale to jeszcze nie wszystko. Nie dość, że zostałem z kredytem za dom, to jeszcze okazało się, że moja żona narobiła długów. Wypłaciła dużą sumę z naszego wspólnego konta i otworzyła linię kredytową. To oznacza, że od dawna planowała swoją ucieczkę. Nigdy bym się tego po niej nie spodziewał. Nie mam pojęcia, jakie pobudki nią kierowały, ale teraz bardzo ciężko mi się pozbierać. Jak można zrobić coś takiego bliskiej osobie? Nie potrafię tego zrozumieć.
Tomasz, 31 lat