Reklama

Nie było we mnie ani odrobiny podejrzeń. Po prostu zwykły dzień, zwykła sprawa. Kasia zadzwoniła do mnie rano, że musi podjechać do mechanika wymienić opony, bo zbliża się zima, a ona nie chce znowu ślizgać się po osiedlowych uliczkach. „Jasne, jedź” – powiedziałem bez zastanowienia, bo w końcu, co złego mogłoby się tam wydarzyć?

Jej zachowanie było podejrzane

Po południu wróciła jakby odmieniona. Była trochę zamyślona, może nawet speszona. „Coś się stało?” – zapytałem, ale zbyła mnie wymijającym „wszystko w porządku, po prostu czekałam długo, ale miły facet mnie zabawiał rozmową”. A potem minęły miesiące. I nagle się okazało, że mechanik zrobił coś więcej niż tylko wymienił opony.

Pamiętam dokładnie ten dzień. Siedziałem na kanapie, oglądałem jakiś program motoryzacyjny, kiedy Kasia wróciła z warsztatu. Miała rozpiętą kurtkę i zaróżowione policzki, ale było chłodno, więc nie wzbudziło to moich podejrzeń.

– Jak poszło? – zapytałem, nawet nie odrywając wzroku od telewizora.

– Długo czekałam – westchnęła, siadając obok. – Ale poznałam tam fajnego faceta, właściciela warsztatu. Śmieszny, taki… wyluzowany.

Pokręciłem głową z lekkim uśmiechem. Kasia zawsze lubiła rozmawiać z ludźmi, a ja nie należałem do tych zazdrosnych. Miałem do niej pełne zaufanie.

– Dobrze zrobił tę wymianę?

– Tak, tak – machnęła ręką. – Zresztą mówił, że mogę wpadać częściej, nawet jak nie będę miała problemu z autem.

Parsknąłem śmiechem.

– Co, zaprasza cię na kawę do warsztatu?

– Może – zaśmiała się, ale jakoś nerwowo. – Żartuję, daj spokój.

Temat się urwał, życie toczyło się dalej. Nie zauważyłem, kiedy zaczęła częściej znikać z domu, zawsze miała jakiś pretekst – zakupy, fryzjer, siłownia. Nic, co wzbudzałoby podejrzenia. A potem, pewnego wieczoru, oznajmiła mi, że musimy poważnie porozmawiać.

– Wojtek, jestem w ciąży.

Patrzyłem na nią przez dłuższą chwilę, czując, jak coś lodowatego ścieka mi po plecach.

– Tylko… to nie twoje dziecko.

Nie ze mną zaszła w ciążę

Serce mi zamarło. Przez chwilę byłem pewien, że to jakiś głupi żart. Kasia była moją żoną, kochałem ją, ufałem jej. W głowie miałem pustkę, jakby ktoś nagle wyrwał mi część rzeczywistości i zostawił jedynie chaotyczne myśli.

– Co ty mówisz? – wydusiłem w końcu, czując, jak ściska mi się gardło.

– Wojtek… – spuściła wzrok, nerwowo splatając palce. – Ja… nie planowałam tego. Po prostu się stało.

Zacząłem się śmiać. Nie dlatego, że było mi do śmiechu. Po prostu mózg odmówił mi posłuszeństwa, nie potrafiłem znaleźć w tej sytuacji nic logicznego.

– Stało się? – powtórzyłem. – Ciąża to nie jest coś, co „się dzieje”. Musiałaś się na to zgodzić!

– Nie chciałam cię zranić…

– No tak, bo na pewno chciałaś mnie uszczęśliwić – rzuciłem sarkastycznie. – Kto to jest?

Nie odpowiedziała od razu. Zobaczyłem, jak drży jej broda. W końcu wyszeptała:

– Tomek… mechanik.

Coś we mnie pękło. W jednej sekundzie zobaczyłem ją z nim – jej rękę na jego tłustym kombinezonie, rozmazany smar na jej skórze, jej śmiech, gdy on mówi do niej coś, co uznaje za zabawne. Poczułem mdłości.

– Jak długo? – zapytałem, choć bałem się odpowiedzi.

– Kilka miesięcy…

Przez moment siedzieliśmy w ciszy. W końcu wstałem, wziąłem kurtkę.

– Wojtek, proszę, porozmawiajmy…

– Nie ma o czym – powiedziałem chłodno. – Skoro wolisz taplać się w smarze, to droga wolna.

Wyszedłem, trzaskając drzwiami.

Niech on wychowuje to dziecko

Nie wiedziałem, dokąd idę. Po prostu szedłem przed siebie, próbując poskładać myśli, ale one rozsypywały się jak piach przesypywany przez palce. Ulica była pusta, zimny wiatr uderzał mnie w twarz, ale nic nie czułem. Byłem zbyt otępiały.

Mechanik. Gość, który zmienia ludziom opony, podokręca śruby i pewnie całe dnie pachnie olejem silnikowym. Facet, którego Kasia ledwie znała, a jednak pozwoliła mu wejść do naszego życia jak gdyby nigdy nic. Jakby te wszystkie lata spędzone razem nagle przestały mieć znaczenie.

W końcu dotarłem do knajpy, w której czasem oglądaliśmy mecze z kumplami. Wszedłem i zamówiłem podwójną whisky. Nie miałem ochoty na rozmowy, ale los chyba mnie nienawidził, bo już po chwili usłyszałem:

– Wojtek? Stary, co ty tu robisz sam?

To był Marek, mój kolega jeszcze z czasów studiów. Podszedł do mnie i usiadł, nie czekając na zaproszenie.

– Długa historia – burknąłem, opróżniając szklankę jednym haustem.

– Mam czas – rzucił, patrząc na mnie uważnie. – Wyglądasz jakbyś zobaczył ducha.

Zawahałem się, ale coś we mnie pękło. Może potrzebowałem, żeby ktoś inny też powiedział, że to absurd, że to jakaś chora pomyłka. Wziąłem głęboki oddech i powiedziałem:

– Kasia jest w ciąży.

– No to gratulacje, stary! – uśmiechnął się, ale zaraz jego twarz spoważniała, gdy dodałem:

– Tylko że to nie moje dziecko.

Marek nic nie powiedział. Patrzył na mnie przez chwilę, a potem sięgnął po butelkę i nalał nam obu.

To chyba będzie długi wieczór – mruknął.

I miał rację.

Zniszczyła wszystko, co mieliśmy

Alkohol nie sprawiał, że było mi lepiej, ale przynajmniej zamazywał ostre krawędzie tej chorej rzeczywistości. Siedziałem z Markiem przy stoliku, a on słuchał, nie przerywając. Kiedy skończyłem, westchnął i pokręcił głową.

– Stary, to jakiś dramat… – powiedział cicho. – I co teraz?

Oparłem łokcie na stole, zacisnąłem dłonie w pięści.

– Nie mam pojęcia. Wyszedłem z domu i… po prostu idę przed siebie.

– Masz zamiar do niej wrócić? – zapytał ostrożnie.

Wiedziałem, że to pytanie padnie, ale i tak poczułem, jakby ktoś przyłożył mi pięścią w żołądek. Wracać? Do kobiety, która miesiącami mnie zdradzała i teraz nosi dziecko jakiegoś samochodowego typa?

– Nigdy – odpowiedziałem z przekonaniem. – Nawet gdyby na kolanach błagała.

Marek przytaknął, ale coś w jego spojrzeniu mówiło, że nie do końca mi wierzy.

– A ona co? Błaga?

Zaśmiałem się gorzko.

– Wiesz co? Nawet nie zdążyła. Po prostu wyszedłem.

Marek pokręcił głową.

– I co teraz? Gdzie będziesz spał?

Westchnąłem, bo szczerze mówiąc, nie miałem pojęcia. Mogłem wrócić, spakować swoje rzeczy i wynieść się do hotelu, ale na samą myśl, że musiałbym jeszcze raz spojrzeć w jej oczy, robiło mi się niedobrze.

Może u ciebie? – rzuciłem półżartem.

– Oczywiście. Chodźmy, zanim upijesz się na amen.

Nie miałem siły się kłócić. Wstałem i poszliśmy.

Nie jestem w stanie wybaczyć zdrady

Rano obudziłem się z ciężką głową i jeszcze cięższymi myślami. Leżałem na kanapie w mieszkaniu Marka, w ubraniach, z suchością w ustach i pustką w sercu. Przez chwilę miałem nadzieję, że to wszystko był tylko pijacki sen. Że Kasia zaraz wejdzie do pokoju i zapyta, czy zrobić mi kawę. Ale nie.

Prawda była taka, że moja żona zdradzała mnie z mechanikiem, nosiła pod sercem jego dziecko, a ja nie miałem już domu, przynajmniej nie w tym sensie, w jakim go znałem.

– Żyjesz? – usłyszałem głos Marka. Stał w drzwiach z dwiema kawami w rękach.

Podniosłem się z jękiem i usiadłem na kanapie.

– Ledwo.

Podał mi kubek, usiadł naprzeciwko i spojrzał na mnie poważnie.

– Dobra, Wojtek, co dalej? Masz jakiś plan?

– Chyba powinienem wrócić po rzeczy – mruknąłem, pocierając twarz

dłońmi.

– Chcesz, żebym poszedł z tobą?

Pokręciłem głową. To była moja wojna. Kilka godzin później stałem przed naszym mieszkaniem. Wziąłem głęboki oddech i wszedłem. Kasia siedziała w kuchni, zapłakana. Na mój widok zerwała się i podeszła, jakby chciała mnie przytulić, ale cofnąłem się.

– Wojtek…

– Nie przyszedłem tu na rozmowy – przerwałem jej chłodno. – Spakuję się i wychodzę.

– Proszę, daj mi chociaż wyjaśnić…

Spojrzałem na nią i poczułem, że nie obchodzi mnie już ani jedno jej słowo.

Nic już nie zmienisz – powiedziałem cicho.

Zacząłem pakować swoje życie do walizek.

Nie jestem w stanie na nią patrzeć

Spakowałem się w dwadzieścia minut. Kilka ubrań, laptop, dokumenty. Reszta mnie nie obchodziła. Kasia stała w drzwiach sypialni, patrząc na mnie z zaszklonymi oczami.

– Wojtek, błagam…

Nie odpowiedziałem. Nie było już nic do powiedzenia. Przeszedłem obok niej, ledwo na nią spoglądając. Czułem, jak drży, jak zaciska dłonie, jak bardzo chce mnie zatrzymać. Ale to nie miało znaczenia. Wyszedłem.
Gdy zamknąłem za sobą drzwi, coś we mnie pękło. Czułem się, jakbym zostawił tam nie tylko swoje rzeczy, ale całe życie, którym żyłem przez ostatnie lata. Ale to życie było kłamstwem.

Nie wiedziałem, co dalej. Nie miałem jeszcze nowego mieszkania, nie miałem planu. Ale miałem jedno – wolność. Wolność od kłamstw, od bycia idiotą, który ufał kobiecie, dla której wystarczyło parę miesięcy z mechanikiem, by przekreślić wszystko, co razem budowaliśmy.

Wyszedłem na ulicę, wziąłem głęboki oddech i poczułem, że powietrze jest czystsze niż kiedykolwiek. Telefon zawibrował w kieszeni. Kasia. Zignorowałem. Ruszyłem przed siebie. Może zaczynałem od zera, ale przynajmniej bez niej. Bez smaru, bez kłamstw. Bez żony, która zdradziła. Chyba pierwszy raz od dawna poczułem się lekko.

Wojtek, 30 lat

Czytaj także:
„Teść traktuje mnie jak niedojdę, bo nie dałam mu wnuka. To nic, że ma piękne wnuczki, skoro nie przedłużą jego rodu”
„Mama chodzi do klubów częściej niż ja. Wstyd mi, bo spotyka tam moich znajomych i puszczają jej hamulce”
„Trafił mi się teść z piekła rodem. Wiedziałam, że mną gardzi, ale to, co zrobił, było poniżej wszelkiej godności”

Reklama
Reklama
Reklama