Reklama

Na wielkim ekranie wszystko zawsze układa się sprawiedliwie. Osoba, która leży w śpiączce przez całe miesiące, nagle wybudza się ku uciesze wszystkich i wyznaje tajemnicę, którą skrywała przez długi czas. Opowiada, kto sprawił, że trafiła do szpitala, i z jakiego powodu to się stało, a potem człowiek, który to zrobił, ląduje w więzieniu, aby zapłacić za to, co zrobił. Ale w realnym życiu ciężko od razu stwierdzić, kto jest dobry, a kto zły. Wystarczyłoby jedno zdanie mojej żony i nikt by mi nie uwierzył, gdybym powiedział, że to wszystko to tylko nieszczęśliwy wypadek...

Mieliśmy wspólne marzenia

Kiedy wracam pamięcią do tych pięknych chwil z Marysią, czuję, jakbym myślał o zupełnie innych ludziach. I zastanawiam się, czy to możliwe, że na mój widok promiennie się uśmiechała, zamiast krzywić się w irytacji.

Gdy braliśmy ślub, byliśmy biedni jak myszy kościelne, ale mieliśmy wspólne plany na przyszłość. Marzyliśmy między innymi o domu dla naszej rodziny i podróży dookoła świata. Takie tam marzenia... Nie myśleliśmy, że cokolwiek z tego się kiedykolwiek spełni. Jeżeli już, to raczej liczyliśmy na tę podróż, bo przecież czasem można coś takiego wygrać w konkursie, jeśli się ma szczęście. Ale własny dom? Nie, to było poza naszymi możliwościami.

Czasem los potrafi zaskoczyć. Tak właśnie było w naszym przypadku, kiedy w najgorszym momencie, gdy w naszym małżeństwie zaczęło się gorzej dziać. Po dwunastu latach bycia razem przestaliśmy się kompletnie dogadywać.

Niektóre pary w takiej sytuacji decydują się na kolejne dziecko, traktując to jak lekarstwo na wszystkie problemy. Ale my nie mieliśmy nawet miejsca, żeby je zmieścić. W naszym dwupokojowym mieszkaniu było ciasno nawet dla naszej trójki – mnie, żony i syna. Ale kiedy sytuacja wyglądała tak beznadziejnie, niespodziewanie dostaliśmy wiadomość, że moja żona odziedziczyła dużą działkę.

Zaczęliśmy budować dom

Działka nie była zbyt atrakcyjna. Szczerze mówiąc, to było po prostu puste pole, ale przynajmniej blisko miasta i w takim miejscu, że sprzedaliśmy je bez problemu pod budowę supermarketu. I tak, zupełnie niespodziewanie, nasze marzenie o własnym domu stało się rzeczywistością, bo nagle mieliśmy naprawdę duże pieniądze nie tylko na nową, ładniejszą działkę, ale też na budowę domu.

I to właśnie budowa domu sprawiła, że zaczęliśmy się dogadywać. Znów mogliśmy spędzać czas razem, nie kłócąc się. Godzinami zastanawialiśmy się, w którym miejscu powinien być salon, by było w nim jak najwięcej światła, gdzie umieścić sypialnię, a gdzie pokoje dla dzieci. Tak, dzieci – bo zaczęliśmy myśleć o powiększeniu naszej rodzinki, marzyliśmy o córce. Skoro więc wszystko szło tak dobrze, jak to możliwe, że potoczyło się zupełnie inaczej?

Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Serio, nie mam zielonego pojęcia. Nawet nie jestem pewien, czy kiedyś się tego dowiem. Bo jedynie moja żona mogłaby to wszystko wyjaśnić, ale ona od dawna jest w śpiączce. Lekarze mówią, że nie ma szans, żeby się z niej obudziła. Sądzą, że byłby to na cud. Jeśli Marysia odeszłaby z tego świata, byłbym spokojny, że nikt nie dowie się, co tak naprawdę zdarzyło się tamtego dnia na budowie .

Pokłóciliśmy się

Poszliśmy tam we dwójkę, żeby zdecydować, gdzie fachowiec od prądu powinien umieścić gniazdka. Takie decyzje są ważne, bo od nich zależy, czy potem po podłodze będą walać się kable do komputera czy innych urządzeń. Byłem przeszczęśliwy, bo kilka dni wcześniej Marysia powiedziała mi, że jest w ciąży. Myślałem wtedy, że wszystko jest super: mam piękny dom, kochającą żonę, super synka i kolejne, upragnione dziecko jest w drodze. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że coś może pójść nie tak.

Tego dnia Marysia wyglądała jednak na wyjątkowo zdenerwowaną. Miałem wrażenie, że wróciły te nieszczęsne chwile sprzed kilku miesięcy, kiedy nie mogliśmy się dogadać. Wyglądało na to, że moja żona celowo szukała pretekstu do kłótni, do jakiegoś starcia między nami. A potem, kiedy ponownie podważyła jedną z moich propozycji, otwarcie zapytałem ją, o co jej tak naprawdę chodzi. No i nagle wypaliła, że... nie powinienem się wymądrzać na temat, gdzie co ma być, bo to nie ja tu będę mieszkał!

Myślałem, że coś źle usłyszałem. Nie miałem bladego pojęcia, o co chodzi Marysi, a ona nagle mi mówi, że ma już dość tych sekretów i że to dziecko, które nosi pod sercem, nie jest moje.

Zaskoczyła mnie

– Kilka miesięcy temu poznałam wspaniałego faceta. Nie mówiłam ci o tym, bo na początku nie wiedziałam, że nasz związek będzie na poważnie, ale tak się stało. Nie tylko spędziliśmy razem noc, ale zbudowaliśmy fajny związek, a teraz będziemy mieli dziecko. Kocham go – usłyszałem.

Czułem się, jakbym dostał w głowę! Chyba tylko co drugie słowo z tego, co mówiła moja żona, w ogóle do mnie docierało. Skupiłem się tylko na jednym: zdradziła mnie! I to nie był jeden raz.

Zacząłem ją obrażać. Wtedy dopiero zaczęło się prawdziwe piekło! Usłyszałem, że jestem idiotą, skoro myślałem, że tak po prostu coś się poprawiło między nami, tylko dlatego, że razem budujemy dom.

– Czułam się szczęśliwa, bo poznałam Janusza, a nie dlatego, że my coś razem planowaliśmy. Szczerze mówiąc, nie wytrzymałabym tych wielu godzin spędzonych z tobą nad projektem, gdybym nie wiedziała, że już niedługo spotkam się z nim – powiedziała pogardliwie.

– Nie mam pojęcia, czym sobie zasłużyłem na takie traktowanie...

– Czym? Całą swoją postawą! Nie każ mi wymieniać teraz wszystkich twoich wad, bo naprawdę nie chcę tu siedzieć do późna! – Marysia tylko się wściekła, kiedy ją to zapytałem. – Szczerze... Żałuję, że zdecydowałam się budować ten dom z tobą. Może Janusz by podejmował lepsze decyzje

Byłem wściekły

Mówiła o mnie tak, jakbym już dla niej nie istniał. Jakbym zupełnie nie miał dla niej znaczenia. Zaczęło we mnie rosnąć wściekłość.

– Co to za typ? – zapytałem.

– To nie twój zasrany interes! – Maria machnęła ręką.

– Skąd masz taka pewność, że to on jest ojcem dziecka?

– Bo doskonale wiem, z kim i kiedy spałam – warknęła. – Ty nawet nie byłeś w stanie tego policzyć!

Chyba nie umiałem, albo po prostu nie czułem, że muszę to zrobić, bo w końcu ufałem mojej żonie...

– Wydaje ci się, że po prostu możesz mnie wyciąć ze swojego życia? – krzyczałem. – Jestem tylko jednym z nieważnych elementów w twojej układance? Wyrzucisz mnie, a na moje miejsce wsadzisz innego? Przecież też mam wkład w budowę tego domu, należy mi się coś!

– A co konkretnie? W sądzie bez problemu udowodnię, że te pieniądze to mój spadek! Nie dostaniesz nic! Teraz stać mnie na dobrego prawnika, także wylecisz z tego związku tak samo, jak do niego wszedłeś. Bez grosza przy duszy!

To był wypadek

Moja żona powiedziała to wszystko z gniewem, a następnie skierowała się w stronę drabiny, która na tymczasowo pełniła funkcję schodów z parteru na piętro. Zaczęła schodzić, kiedy złapałem ją za rękaw.

– Poczekaj! – powiedziałem może zbyt ostro, ale naprawdę chciałem po prostu pogadać.

Ale w pewnym momencie coś we mnie pękło. Chciała uciec, próbowała się wyrwać, ale... wtedy ją uderzyłem. Nie mam pojęcia, skąd wziął się we mnie ten nagły gniew, ale włożyłem w ten cios całe swoje upokorzenie, wściekłość i żal. Drabina zadrżała, Marysia zaskoczona spojrzała na mnie, krzyknęła i...

Czasem zastanawiam się, czy bym ją wtedy utrzymał. Może gdybym trzymał ją mocno za ubranie, miałbym szansę wciągnąć ją z powrotem na górę... Ale sparaliżowało mnie – patrzyłem jak wryty, jak moja żona spada na beton, a w mojej głowie echa odbijała się jedna myśl: "Ona nosi w sobie dziecko innego!". Kiedy uderzyła o podłogę, miałem nadzieję, że się poruszy, może nawet wstanie. Przecież to nie było tak wysoko, nie więcej niż trzy metry...

Nie mogąc do niej się dostać, zeskoczyłem. Przy tym zwichnąłem kostkę. Marysia oddychała, ale była nieprzytomna. Zadzwoniłem po karetkę. Przyjechali, podpięli moją żonę do różnych urządzeń i zabrali nas oboje do szpitala. Tam zaopiekowali się moją nogą i mogłem wrócić do domu jeszcze tego samego dnia.

Zniszczyłem jej życie

Została w szpitalu. W wyniku wypadku straciła dziecko, ale to nie było najgorsze. Wprowadzono ją w stan śpiączki i lekarze nie są pewni, czy kiedykolwiek się obudzi. W gruncie rzeczy, powinienem się cieszyć. Gdyby odzyskała przytomność, mógłbym stracić wszystko. Dom, a nawet naszego dziesięcioletniego syna, który by mi nigdy nie wybaczył, że to przez mnie jego mama spadła z tej drabiny. Ostatecznie pewnie straciłbym również wolność, bo Marysia mogłaby mnie oskarżyć o próbę zabójstwa.

Ludzie mi współczują, rozumiejąc moją sytuację. Wiadomość o tym, że Marysia była w ciąży, dotarła do części znajomych i rodziny. Teraz przeżywają, że nie tylko straciłem żonę, ale również nasze nienarodzone dziecko. A co z kochankiem mojej żony? Ten nawet nie raczył pojawić się w szpitalu. Do tej pory nie mam pojęcia, kto to był – ten człowiek, który zniszczył mi życie. Może i dobrze

Czytaj także: „Może jestem i starą emerytką, ale całkiem ruchawą. Co tydzień zapraszam do hotelu innego chłoptasia”
„Traktowałem żonę jak służącą, bo tak mi było wygodnie. Chodziła jak w zegarku, ale do czasu”
„Moje małżeństwo było na skraju upadku. Nie sądziłem, że to teściowej będę wdzięczny za to, że wciąż jestem mężem”

Reklama
Reklama
Reklama