„Żona odcięła mnie od przyjaciół bo uznała, że mi szkodzą. Wreszcie uznałem, że dość kiszenia się jak ogórek w słoiku”
„Zdałem sobie sprawę, że mój telefon milczy. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz odezwał się do mnie ktoś inny niż Monika albo współpracownicy. Miałem nadzieję, że to zwykły przypadek, że po prostu życie nas trochę rozdzieliło, ale zaraz się spotkamy”.

- Redakcja
Zawsze miałem wokół siebie ludzi. Nie byłem typem samotnika, który czuje się dobrze w swoim własnym towarzystwie. Lubiłem, gdy coś się działo, gdy ktoś wpadał z piwem, ktoś dzwonił z głupim żartem, a ktoś inny wysyłał memy o trzeciej w nocy. Tak wyglądało moje życie zanim Monika stała się jego centralnym punktem.
Coś się zmieniło
Kiedy się poznaliśmy, wydawało mi się, że trafiłem na ideał. Była bystra, ciepła, piękna. Zakochałem się po uszy, a ona sprawiała wrażenie, jakby odwzajemniała moje uczucia ze zdwojoną siłą. Wszystko było takie intensywne – jakbyśmy żyli w jakimś filmie.
W tamtym czasie nie zauważałem rzeczy, które powinny zapalić mi w głowie czerwoną lampkę. Tych drobnych uwag rzucanych niby mimochodem, ale jednak bardzo precyzyjnie wymierzonych w moich znajomych. Tego, jak marszczyła brwi, gdy wracałem z piwa z Michałem i mówiła: „Nie wiem, po co w ogóle się z nim trzymasz, przecież on cię ciągle wystawia”. Albo jak z przekąsem komentowała nasze wspólne wyjścia: „Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że oni są dla ciebie ważniejsi ode mnie?”.
Wtedy jeszcze się śmiałem i mówiłem: „No coś ty, po prostu znam ich całe życie”. A ona patrzyła głęboko w oczy i mówiła: „Ale teraz masz mnie”. Z czasem zacząłem zauważać, że coraz rzadziej gdzieś wychodzę. Że częściej spędzamy wieczory we dwoje, bo „przecież było miło ostatnim razem, więc po co gdzieś się szlajać?”. Że znajomi przestali tak często dzwonić, a jeśli już, to wtedy, gdy byłem w pracy albo zajęty czymś innym.
Nie czułem się z tym źle. To znaczy czułem, ale wmawiałem sobie, że tak wygląda dorosłość. Że to normalne, że ludzie się zmieniają, priorytety się zmieniają.
Nie mogłem uwierzyć
Aż w końcu pewnego dnia zdałem sobie sprawę, że mój telefon milczy. Że nie pamiętam, kiedy ostatni raz odezwał się do mnie ktoś inny niż Monika albo współpracownicy. Spróbowałem odezwać się do Michała. Wysłałem krótkie, zwykłe „Siema, co tam?”. Przez chwilę miałem nadzieję, że to zwykły przypadek, że po prostu życie nas trochę rozdzieliło, ale zaraz się spotkamy i wszystko wróci do normy.
Odpowiedź przyszła kilka godzin później. Krótka, rzeczowa, bez żadnych emocji. „Twoja żona kazała nam trzymać się od ciebie z daleka”.
Przeczytałem te słowa kilka razy, jakby za którymś razem miały zmienić znaczenie. Co to miało znaczyć? Jak to „kazała”? To przecież niemożliwe. Chyba sobie robi żarty. Nie mogłem wytrzymać. Musiałem porozmawiać z żoną.
– Michał mi napisał, że kazałaś im się ode mnie odsunąć.
Zamarła. Na sekundę. Wystarczająco długo, żebym zauważył, że to nie jest dla niej zaskoczenie.
– Kamil, posłuchaj… – zaczęła, ale ja nie miałem zamiaru jej słuchać.
– Co ty zrobiłaś?! Jakim prawem decydowałaś, z kim mam się przyjaźnić?!
– Bo oni cię nie szanowali! Wykorzystywali cię! – podniosła głos. – Ja tylko chciałam cię chronić!
Byłem zszokowany
– Chronić? Przed kim? Przed ludźmi, których znam od dziecka?!
– Tak! Bo ja cię kocham, Kamil! Bo nie chcę, żebyś cierpiał!
Stałem tam, patrząc na nią i czując, jak coś we mnie pęka. To było jak nagłe przebudzenie po długim śnie. Jakby ktoś zdjął mi z oczu różowe okulary i kazał spojrzeć na rzeczywistość. Monika nie była moim ratunkiem. Była moją klatką.
Chciałem odejść. Po prostu się odwrócić i wyjść. Ale dokąd? Do kogo? Została mi tylko ona. I to właśnie w tym momencie poczułem największą samotność w życiu.
Następnego dnia znów napisałem do Michała. „Stary, przepraszam. Nie wiedziałem”. Odpowiedź przyszła jeszcze szybciej niż poprzednio. „Nie chcemy mieć z tobą problemów. Monika to kawał manipulantki. Ale skoro z nią jesteś, to twój wybór”.
Patrzyłem na te słowa i wiedziałem, że właśnie przegrałem coś bardzo ważnego. Że nie ma już powrotu do tego, co było.
Minęły tygodnie, a ja tkwiłem w tej samej pustce. Próbowałem pisać do innych znajomych, ale odpowiedzi były chłodne albo nie było ich wcale. Wiedziałem, że to nie przypadek. Monika skutecznie odcięła mnie od wszystkich.
Izolowała mnie
Mimo to udawałem, że wszystko jest w porządku. Że życie toczy się normalnie. Wracałem z pracy, siadałem z Moniką przed telewizorem, słuchałem jej opowieści o dniu, ale sam coraz mniej mówiłem. Bo co miałem mówić? Że czuję się jak więzień? Że mam ochotę uciec, ale nie wiem dokąd?
Któregoś wieczoru spojrzałem na Monikę i zrozumiałem, że jeśli nic nie zrobię, zostanę tu na zawsze. Nie dlatego, że chcę. Dlatego, że nie będę miał innego wyboru.
Poszedłem do łazienki i wyciągnąłem telefon. Napisałem do Michała. „Jeśli jeszcze mi trochę ufasz, spotkaj się ze mną. Sam”. Przez dłuższą chwilę nie było żadnej reakcji. Już miałem schować telefon, gdy ekran się rozświetlił. „Jutro 19, stary bar na rogu. Jeśli przyjdziesz z nią, to koniec”. Wpatrywałem się w te słowa, czując, jak po raz pierwszy od dawna wstępuje we mnie nadzieja.
Następnego dnia wyszedłem z domu, mówiąc Monice, że mam nadgodziny. Skinęła głową, jakby jej to pasowało, a może już nawet nie musiała mnie kontrolować – sama pewność, że jestem pod jej wpływem, wystarczała.
Musiałem to zrobić
W barze Michał siedział przy stoliku z piwem. Spojrzał na mnie uważnie, bez śladu ciepła.
– Więc jednak umiesz się urwać.
Usiadłem naprzeciwko i nie wiedziałem, od czego zacząć. W głowie miałem mętlik, ale jedno było pewne – musiałem odzyskać swoje życie.
– Stary, nie wiem, jak do tego doszło… – powiedziałem w końcu. – Chyba dałem się wkręcić.
Michał odchylił się na krześle i pokręcił głową.
– Nie „chyba”, Kamil. Dałeś się odciąć jak dzieciak.
Chciałem się bronić, ale nie miałem argumentów. Byłem naiwny. Dałem Monice pełną kontrolę.
– Więc co teraz? – zapytałem.
Michał spojrzał mi prosto w oczy.
– Pytanie brzmi: co ty teraz z tym zrobisz?
Siedzieliśmy tak przez chwilę w milczeniu. Po raz pierwszy od dawna czułem, że ktoś mówi do mnie szczerze. Że nikt mnie nie oszukuje, nie manipuluje. I wtedy zrozumiałem – jeśli nie odejdę od Moniki teraz, nie zrobię tego nigdy.
Podjąłem decyzję
Wróciłem do domu późno. Monika czekała na kanapie, udając, że ogląda serial, ale od razu widziałem, że jest spięta.
– Coś długo w tej pracy – rzuciła niby obojętnie.
– Miałem spotkanie – powiedziałem spokojnie.
Zerknęła na mnie badawczo. Czekała na więcej, na jakieś wytłumaczenie, ale nie zamierzałem jej go dawać.
Przez następne dni czułem, że coś wyczuła. Była bardziej czuła, częściej mnie dotykała, mówiła, jak bardzo mnie kocha. Wiedziałem, że to jej sposób na przytrzymanie mnie przy sobie. Ale to nie działało. Rozmowa z Michałem przypomniała mi, kim byłem, zanim pozwoliłem się zamknąć w tej klatce. Zaczynałem odzyskiwać siebie.
Aż w końcu, pewnego wieczoru, spojrzałem Monice w oczy i powiedziałem:
– To koniec.
Widziałem, jak jej twarz na ułamek sekundy tężeje, zanim zmusiła się do płaczu.
– Nie możesz mi tego zrobić, Kamil…
Ale mogłem. I zrobiłem.
Kamil, 33 lata
Czytaj także:
„Pojechałam na samotny weekend z jogą, a ćwiczyłam intensywnie w łóżku sąsiada. Ferie w górach były gorące pomimo mrozu”
„Ferie zimowe na Santorini okazały się niewypałem. Żałowaliśmy, że nie zdecydowaliśmy się na szwedzkie Orebro”
„Walentynkowe oświadczyny na Santorini miały być niezapomniane. Niestety, wszystko poszło nie tak”